12 lutego 2019

Od Farrah CD Fafnira

          Ciemny królik pokicał za drzewo, nim dziewczynka zdążyła go dosięgnąć. Zmarszczyła gęste brwi, w dłoń chwytając wpadające do oczu włoski, a następnie zamaszyście zarzuciła je na plecy.

– I co teraz? – westchnęła ciężko, rozglądając się dookoła. Była głodna i brudna, ale za to świetnie się bawiła, oczywiście dopóki dzikie zwierzę nie postanowiło czmychnąć z jej oczu. Jej brat z pewnością się zamartwia, matka trochę mniej. Od zawsze wychowywała dzieci tak, aby były samodzielne, nie truły jej myśli i nie zawadzały temu, co robi. Cóż, bez wątpienia jej się to udało, skoro Farrah aktualnie siedziała na mchu, w odległej części wioski. Po kimś musiała odziedziczyć odwagę i fakt, że nie straszne jej najciemniejsze gęstwiny osady.

          Rozłożyła ręce w geście bezradności, decydując się na powrót. Była dosyć daleko od domu, a sytuacji nie poprawiał fakt, że lada chwila miało się ściemnić. Podkute końskie kopyta odbijały się ciężko, ale sprężyście od podłoża,  przecinając kolejne ścieżki w galopie. Dziewczynka nigdzie nie czuła się tak dobrze, jak na koniu, poza tym, wyznawała zasadę, że to najszybszy sposób przemieszczania się, jakim tylko miała sposobność jechać.
          W pewnym momencie słońce zaczęło zachodzić, a promienie padały pod takim kątem, że korona drzew skutecznie zawadzała im drogę, dlatego na drodze, po której krążyła Farrah, zrobiło się ciemno i chłodno. Niezrażona niczym dziewczynka próbowała dostać się na znajomą ścieżkę, która zaprowadziłaby ją bez przeszkód pod dom, albo przynajmniej na mniej lub bardziej znane tereny, jednak w momencie, kiedy miała zawrócić, przed jej twarzą ukazała się rosła hybryda. Połączenie dwóch dzikich zwierząt o pokaźnym rozmiarze i potężnych zębiskach zbliżało się w stronę dziewczynki, a ta tylko wpatrywała się w nie z widocznym przerażeniem w oczach. Kiedy zwierzę wydało z siebie ryk, Farrah cofnęła się nagle do tyłu, z krzykiem upadając. Spłoszony koń rzucił się galopem do ucieczki, błyskając białkami oczu. Przed twarzyczką dziewczynki mignęły szpony potwora, które cięły sprawnie powietrze. Nawet nie zauważyła, że nie jest sama, a obca jej osoba zabiła potwora, tym samym ją ratując. Zaabsorbowana tym, co się wcześniej stało, siedziała skulona na omszałym kamieniu, wpatrując się tępo w swoje rączki.

– Nic ci nie jest? – usłyszała od swojego wybawcy, który skanował ją spojrzeniem, szukając jakichkolwiek ran.

– Daj rękę, pomogę ci wstać – ponownie się odezwał, a Farrah spojrzała na niego nieufnie, po chwili wkładając drobną dłoń w jego. Poprawiła biały kapelusik, który z wszechobecnego brudu zrobił się brązowoszary, po chwili prostując przed siebie nóżkę odzianą w dziurawe rajstopy. Ubolewała nad swoim ubiorem i tym, że bardzo lubiła tę sukienkę.

– Nie ma Dastona – rozejrzała się. – Poszedł. Ale wróci – dodała za chwilę, patrząc w oczy nieznajomego. – Weźmiesz mnie do mamy?

Fafnir?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz