31 grudnia 2019

Od Melody - zadanie dyktatora

Temat: Pertraktacja
Szczegóły: „O zmierzchu, Śpiący Kanion, bez wsparcia” - głosił koślawy napis wysmarowany roślinnym pigmentem na kawałku zwierzęcej skóry, do której dołączony był oderwany fragment kobiecej chusty. Należała do jednej z panien mieszkających na obrzeżach wioski.
Samotnik wdarł się do osady i zabrał ze sobą jej mieszkańca w roli zakładnika, zanim jednak zniknął zostawił wiadomość pod drzwiami dyktatora. Zadaniem jest ocalenie kobiety i sprowadzenie jej z powrotem do wioski, lecz to, jakim sposobem – pozostaje jedynie kwestią kreatywności.


30 grudnia 2019

Od Raven CD Pana Stasia

Marudziła z niedowierzaniem spoglądając na swojego towarzysza niedoli, który wpatrzony w jedno miejsce w pomieszczeniu, dogłębnie poszukiwał najprawdopodobniej sensu swojego życia. Dlatego też, aby nie marnować swojego czasu, czarnowłosa zeszła na dół. Jeszcze tak namiętnie od długiego czasu nie używała swojej kuchni, gdzie przygotowywała jedzenie dla swojego pacjenta. Nie zapowiadało się na szybko powrót do pełnej sprawności wilkołaka, zaś sama kobieta nie zamierzała go stąd tak łatwo wypuścić.Bądź co bądź, miała jeszcze resztki człowieczeństwa w swojej osobie. Było to tylko wyłącznie jej wina, doskonale wiedziała, że prędzej, czy później mężczyzna ją odwiedzi. Chociażby powinna wyjść mu naprzeciw, krzyknąć głośno z oka. Ale nie, duma i ciekawość wzięła górę nad jej osobą.

29 grudnia 2019

Od Pana Stasia CD Raven

Przyglądałem się wampirzycy, która powoli przykładała rozżarzony kawałek stali, w postaci noża do mojej skóry. Z moich ust wydobył się krzyk, jakby co najmniej obdzierali mnie ze skóry. Tak się też zresztą czułem podczas tego zabiegu. Miałem szczerą ochotę ją rozszarpać na miejscu. Mimo moich zwierzęcych chęci, nie zrobiłem tego, gdyż straciłem przytomność z powodu bólu.
Czas mi zleciał bardzo szybko. Cały czas spałem, co pozwalało Raven na zabawianie się moją  osobą. W każdym możliwym znaczeniu. Obudziłem się w końcu, gdy było ciemno dookoła. Rozejrzałem się obolały i zmęczony. Rany na nogach mnie jeszcze dość mocno szarpały, jakby ktoś mi rozrywał skórę. Powoli zacząłem wstawać, kiedy nagle poczułem rękę na swoim ramieniu i pociągnięcie do tyłu.
- Leż, wilczku, gdzie zamierzasz wstawać? - Usłyszałem cicho za swoimi plecami.
Zdezorientowany powoli się obróciłem i poczułem smak delikatnych ust, obejmujących moje usta. Czyżby wampirzyca znów zaczęła grać w swoje gierki? Zraniła, unieruchomiła i zaatakowała w czuły punkt. Z każdą chwilą delikatnie pogłębiała swoje nieśmiałe pocałunki. Domagała się coraz to więcej i więcej. Jej delikatne dłonie ostrożnie mierzwiły moje włosy, niszcząc mój artystyczny nieład na głowie. Przymknąłem oczy, starając się nadążyć za jej pocałunkami. Problem w tym, że nie była to zbyt wygodna i dogodna pozycja do całowania. Mogłaby się chociaż przesunąć, skoro mi nie pozwalała wstawać.

Od Derycka CD Lynn

Zimowy czas męczył mnie na każdym kroku. Podczas zimy liczba krzaków była o wiele mniejsza, co działało na mnie dość negatywnie. Gen wendigo odzywał się we mnie dość mocno, domagając się czerpania sił z natury. Chęć mroku, obecności natury oraz pożywiania się padliną był tak silny, że mocno osłabiało to mój organizm. W okresie zimowym bardzo trudno było znaleźć jakiekolwiek świeże mięso a co dopiero padlinę. Każde zwierzę gdy tylko miało okazję to korzystało z martwych innych zwierząt, aby zaspokoić swój głód. Najlepszym więc sposobem na pożywienie się padliną, było zabić jakieś zwierze i odstawić go gdzieś, czekając na delikatny rozkład. Najlepszym sposobem było zostawienie go na mrozie, bo wtedy nie zabierały się za niego robactwa. Pech w tym, że przyciągało inne wygłodzone zwierzaki.

Od Raven CD Pana Stasia

Przysłoniła swoje uszy, gdy kolejna wiązanka niemiłych słów i oszczerstw pod jej adresem, opuściła usta obecnego tu mężczyzny. W pewnym momencie poczuła poczucie swoistej winy, jednak równie szybko powróciła do rzeczywistości. Kurwa, tak nie mogło być. Był w obecnej sytuacji zależny od niej, na jej własnym terenie, a ten jeszcze słownie ubliża jej, jakby była szmatą? Wyprostowała dumnie swoją sylwetkę, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Przyglądała się beznamiętnie na jego szarpaninę, ten nienawistny wzrok skierowany do niej. Podeszła jeszcze kilka kroków do momentu, gdzie mógł sięgnąć łańcuch pułapki na niedźwiedzie. Miała tylko nadzieję, iż nie będzie miała do czynienia z wściekłym wilkiem. Tego prawdopodobnie by nie przetrwała, gdyż ostatnimi czasy nie miała tyle swoistej energii i piła coraz to większe ilości krwi. Stawiała swoje problemy na jakieś swoiste badania doświadczalne wprowadzone przez białe kitle, a nie przez wyniki błędów w swoim organizmie. Nie było przecież innej możliwości, była jednym ze stworzonych potworów, jakie nie miały prawa bytu. Pokiwała tylko niedowierzająco, przyglądając się “dzikiej bestii” będącej w niebezpiecznej furii, agonii i bólu. Musiała działać jak najszybciej, cholera. Bo dziecko zrobi sobie krzywdę.

Od Lynn do Derycka

     Mozolnym było naszywanie łat na podziurawione spodnie jednego z mieszkańców osady, ale rozplątywanie każdej pojedynczej nici jest jeszcze gorsze. Moje palce są chyba za grube na tę robotę, a kiedy się wyprostuję, mój kręgosłup chyba pęknie w pół. Może jako kaleka nie będę musiała pracować? Pech chciał, aby krytycznie małe zapasy nici uszczupliły się właśnie teraz, kiedy na targu nie ma pani, która nam je sprzedaje za połowę ceny. W innym wypadku po prostu bym je wyrzuciła i całkowicie nie zawracała sobie tym głowy, ale to ostatnie zapasy jakimi dysponuję. Także, chcąc nie chcąc, od godziny tkwię w jednym miejscu, starając się rozplątać węzeł z różnobarwnych nici.
     – Dalej je męczysz? – pyta przechodząca obok Melody. Dzierży w dłoni skończony płaszcz, który wiesza na wieszaku i zaczepia o metalowy drut. – Odpuść sobie to. Nie gonią nas terminy. Jutro będziesz miała nowe nici – mówi, na co ja obrzucam niezadowolonym spojrzeniem pomarańczowy, niedokończony szalik. Jest z wełny, ale trzeba go dokończyć, aby jego krańce się nie pruły. Zamówiła go stara kobieta z obrzeży osady i chciała, abym dostarczyła go jej maksymalnie do końca tygodnia. A był piątek.

28 grudnia 2019

Od Phanthoma CD Fafnira

Do domu wróciłem naprawdę późno, nie mając humoru. Chciałem zabrać ze sobą Fafnir’a, ale Melody mi nie pozwoliła, w sumie, to dałem jej się przekonać, żeby go nie budzić. Chyba miała rację, wyglądał tak uroczo, gdy spał, że nie miałem serca go budzić… jak wyglądał? Chyba za krótko spałem, mogłem jednak poleżeć chociaż do tej dziesiątej, a nie wstać o siódmej i szykować się do pracy. Chociaż… do jakiej pracy? Zrobiłem śniadanie na dwie osoby, a gdy sobie przypomniałem, że chłopak nie śpi u mnie w domu, siedziałem z dwie godziny przy stole, powoli pijąc potem już zimną herbatę i czekając. Ale wracając: czemu nie miałem humoru wczoraj wieczorem i dzisiaj rano? Chociaż znam odpowiedź, jest ona tak bezsensowna i niedorzeczna, że nie potrafię jej powiedzieć na głos. Niby dlaczego on był dla mnie taki ważny, skoro go ledwo znałem? To głupota.
Przetarłem zmęczone oczy i w końcu wstałem od stołu. Poszedłem do warsztatu. Tam przebrałem się w robocze ciuchy i zacząłem kuć miecze na zamówienie. Nie ważne jak bardzo starałem się skupić na tej jednej czynności, mój umysł ciągle się zastanawiał, gdzie Fafnir. Powinien już o tej porze wrócić, a jego ciągle nie ma. Pewnie Melody go przytrzymała dłużej… a jednak instynkt mi podpowiadał, że to nie to. Obiecała, że puści go jak najszybciej, więc czemu go dalej nie ma?
Przestałem pracować, kiedy miecz wyszedł mi jakiś koślawy. Nie miałem cierpliwości, by go dobrze wykuć, dlatego rzuciłem go gdzieś w bok i poszedłem się przebrać. Było już po południu, słońce chowało się za drzewami i za jakieś trzy godziny zrobi się ciemno. Spojrzałem za okno, nie było śladu po nim. W końcu nie wytrzymałem, ubrałem się ciepło i wyszedłem na zewnątrz. Skierowałem się do Osady.

21 grudnia 2019

Od Pana Stasia CD Raven

Śnieżyca panowała w najlepsze, przez co wcale nie zamierzałem wynurzać się ze swojej chatki. Zimowe długie, szarawe i pochmurne dnie, spędzałem na wylegiwaniu się w fotelu, czytaniu książek, obserwowaniu palącego się kominka, spaniu oraz jedzeniu. Mój wszczepiony gen wilka, domagał się dużych zapasów tłuszczu na zimę. Zdecydowanie coś w tym było, gdyż sam zauważyłem, że przytyłem dobre pięć kilo.
W sumie nie było w tym nic dziwnego. Całe dnie spędzałem na leżeniu na fotelu oraz zajadaniu się. Miałem podczas zimy mało ruchu, jedynie ten, w którym chodziłem karmić zwierzęta.  Stwierdziłem, że pora to zmienić i wyruszyć do krwiopijcy na pogawędki. Zanim jednak przystąpiłem do drogocennego celu, udałem się na farmę, oglądając rozbudowane i ulepszone pułapki wokół niej.
Obchodząc je dokoła, natrafiłem na martwe zwierzę w dole. Było nabite na paliki. Był to rodzaj zmutowanego dzika, więc jeśli nie ta pułapka, zniszczyłby mi pole. Byłem zadowolony ze swojego dzieła. Raz, że chroniłem plony, a druga rzecz, że miałem świeże zapasy mięsa oraz krwi. Wyciągnąłem zwierzaka z dołu, poprawiłem paliki i przykryłem dziurę warstwą śniegu. Teraz trzeba było dzika oskórować, poćwiartować i zjeść.
Nigdy nie lubiłem tego robić. Sam nie wiem dlaczego, jednak obrzydzało mnie to, mimo faktu, że w swojej zwierzęcej formie potrafiłem zjeść całego dzika na surowo. Cicho westchnąłem i zabrałem się za pracę. Gdyby Yaria nie zniknęła w tajemniczych okolicznościach, to pewnie zrobiłaby to dla mnie. Oczywiście za małą zapłatę.

Od Raven CD Pana Stasia

Odprowadziła mężczyznę wzrokiem, dłonią dotykając miejsca na rumianym policzku. Znowu to zrobił, przeszło jej przez myśl. Targały nią sprzeczne emocje, sama nie wiedziała, jak ma zareagować na każdą z nich. Gubiło ją to wszystko po czasie tak długim, gdy niegdyś przeżywała nastoletnie rozterki. Przedtem, gdy upadła na dno drabiny społecznej, nazywana przez innych wyrzutkiem. Widziała istotną zmianę w ich relacjach, jednak argumentowała to tylko przypadkiem, darem swoistym od losu. Jedna namiętna noc, mogąca tak zmienić dwie odmienne sobie osoby? Prawie niemożliwością było, aby była to prawda. Wyjrzała jeszcze raz przez okno, jednak ciemną postać zdążyła zniknąć wśród ciemności drzew. Znowu została sama w wielkim, zimnym i pustym domu sama. Jednak czy była to odmiana? Nie, raczej przyzwyczajenie do obecnego systemu życia. Spędzając czas we dwójkę, nawet na bezczynnym i nieproduktywnym leżeniu, ich czas pędził jakby inaczej.

20 grudnia 2019

Od Raven CD Bezimiennego

Ogień rządzący do tej pory jej myślami i czynami organizmu, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zgasł. Powróciła tylko pustka umysłu i ostatnie wizje swoich działań do czasu, gdy oczy zaszły jej swoistą mgłą. Czyżby odbyła się jakaś zakrapiana ostro impreza, czy jak? Nie, nie było takiej możliwości. Kilka łyków pociągniętego płynu prosto z butelki, nie mogło przeprowadzić takich “zniszczeń” na jej pamięci. Wtem spojrzała prosto w siedzącego przed nią mężczyznę, który z nienawiścią spoglądał na wampirzycę. Kojarzyła go skądś, ale… Nie. Rozejrzała się zagubiona po zimnym pomieszczeniu, nie pamiętała go. A jednak był w nim istny burdel słowny, opisujący jakieś wydarzenie odbyte tutaj. Próbowała się znienacka szarpnąć, wstać, zabrać swoje rzeczy i zniknąć. Jęknęła głośno, zakrywając swoje niespotykane oczy pod powiekami. Niemiłosierny ból przeszedł przez pół jej ciałka, tym bardziej żebra utrudniały jej oddychanie. Przecież pod żadnym pozorem nie zrobiła nic, tylko chciała zatracić gospodarza tego miejsca w słodkiej nieświadomości.
Grube sznury nie pozwalały jej wstać z miejsca, jednak dziewczyna nie zamierzała siedzieć bezczynnie. Była zagubiona. Poczuła słodki aromat, przeszywający na wskroś jej zmysły. Jakże najbardziej drogocenna ambrozja tej wyspy, będąca dla jej gatunku możliwością egzystencji. Nieznajomy wyglądał źle, poszarpany, jakby ktoś nieźle mu przypierdolił. Walką musiała być ciężka, ale… Kto to spowodował? Serce momentalnie przyspieszyło swoją pracę, zaś niektóre elementy zaczęły łączyć się w całość. Brak pewnych urywków czasowych w jej głowie, zły stan mężczyzny jak i jej. Dewastacja pomieszczenia i krew, rana na jego szyi.

Nowy samotnik - Iri



arz28

Iri | 29 lat | Faun


17 grudnia 2019

Od Nyx CD Sędziego

Zejście siwobrodego do piwniczki uniemożliwiło mu dostrzeżenie delikatnego, krótszego niż ułamek sekundy uśmiechu, który zawitał na twarzy czarnowłosej. Gdyby jednak zdarzyło się, że Sędzia ów uniesienie kącików ust by zauważył, przy czym najprawdopodobniej skomentował, Rita opisała by to zjawisko jako przejaw czystej ironii. W rzeczywistości jednak, był efektem skonfrontowania owego wyznania z osobistym przekonaniem dziewczyny o swojej bezużyteczności w tej mikrospołeczności. Żeby jednak nie skupiać się za bardzo na poczuciu bycia niepotrzebnym pasożytem dragonka zakładała, że jest dla siwego inwestycją na przyszłość. No bo któż nie chciałby mieć zadłużonego u siebie wielkiego, ziejącego ogniem i latającego gada? Z zamyślenia wyrwały ją ciężkie kroki zwiastujące powrót siwego giganta.
- Z głodu to my raczej nie umrzemy - zakomunikował zadowolony mężczyzna. - Prędzej sami się wzajemnie pozabijamy.
- Przed chwilą dziękowałeś za moją obecność - uniosła pytająco brew czarnowłosa zaplątując ręce na piersi. - Teraz zakładasz, że doprowadzimy się wzajemnie do podwójnego samobójstwa?
- Przypominam, że jesteśmy mniej lub bardziej udanymi, zmutowanymi hybrydami, przy czym jedno z nas zieje ogniem, a drugie potrafi zrobić użytek ze swoich mięśni.
Dziewczyna pokiwała głową w milczeniu nie mogąc znaleźć kontrargumentu, po czym powróciła do gotowanej przez siebie potrawy, która przypominała o swojej obecności agresywnie bulgocząc pod przykrywką.

13 grudnia 2019

Od Lucana C.D Melody. - Śmierć Krwiopijcy.

       Uczucie ciepła, które zacząłem odczuwać przy tej drobnej, niewinnej istocie, zdawało się nie mieć końca, a za razem było dla mnie tak obce, że czułem się niedobrze. A może wcale nie było obce, tylko po prostu dawno i głęboko zakopane gdzieś wewnątrz mnie? Nie wiem. Patrząc na nią wydawało mi się, że skądś ją znam, najprawdopodobniej z życia, kiedy jeszcze nie byliśmy skazani na cały ten koszmar - bycia wyklętymi istotami podążającymi donikąd. Sapnąłem pod nosem, wgapiając się w jej duże, niebieskie oczy.

11 grudnia 2019

Od Lynn CD Renarda

Chłopak odebrał ode mnie zszytą pelerynę, nie kryjąc swojego zadowolenia. Chyba była dla niego ważna albo może miał tylko ją? Z uwagi na panujący chłód wolałam oddać mu ją od razu, niż miałby wracać do domu w swoim lichym okryciu.

     – Jeżeli coś jej się stanie, przynajmniej będę miał okazję wrócić – posłał mi zadziorny uśmiech, którego nie zrozumiałam. Pewnie dlatego, że... Renard? Był pierwszą osobą na wyspie, będącą w moim wieku, a na dodatek... nie był dziewczyną. Relacje damsko - męskie wyglądały zupełnie inaczej już od samego zapoznania się, niż te damsko - damskie. Poza tym, przywykłam raczej do samotności, a poznawanie innych nie było moim priorytetem. Cóż, tu każdy myślał jedynie o przetrwaniu. Ja także, chociaż pozornie, na taką nie wyglądałam.

     – Renek, wybierasz się gdzieś teraz? – usłyszałam za nami głos Melody.

     – N-nie no, miałem właśnie... – zaczął, ale kobieta nawet nie dała mu dojść do słowa. Czemu chciała go tutaj na siłę zatrzymać?

     – To świetnie, bo przyda nam się pomocna dłoń – pokiwała głową. – Lynn ma dzisiaj sporo pracy. Na pewno przyda jej się dodatkowa para rąk.

     – No, jeżeli potrzebna wam męska ręka, to chętnie pomogę – odparł, a widząc mój grymas wypisany na twarzy, szybko dodał: – W takim razie co mam robić?

10 grudnia 2019

Od Renarda CD Lynn

    Idąc z niską kobietą do łazienki myślałem tylko o oczach, które nie wiedzieć czemu przyglądały mi się z taką ciekawością. Nic niezwykłego poza brudem walki we mnie nie było żeby zawiesić oko chyba, że z obrzydzeniem. Wzruszyłem ramionami i wszedłem za Melody do małej łazienki, w której ledwo się razem zmieściliśmy zapewne przez mój wzrost. Rozglądając się szybko wybrałem miejsce do siedzenia, a mianowicie róg wanny, gdzie nie było zbyt wygodnie, ale musiałem wytrzymać.
- No, a teraz pokazuj co tam masz - westchnęła kobieta z kufrem pełnym przeróżnych leków i preparatów.
Serio, skąd ona to wszystko wzięła? Była krawcową, a nie uzdrowicielką czy nawet handlarką. Uniosłem lekko brew, ale nie wnikając w szczegóły uniosłem nogawkę naderwanych spodni odsłaniając siną, zakrwawioną i zaropiałą ranę. Była otwarta i wyglądała na tyle obrzydliwe, że musiałem szybko odwrócić wzrok, aby zaraz się nie porzygać. Wstrzymałem powietrze obserwując równie zniesmaczoną minę Melody, która tylko bez słowa postawiła skrzynkę na ziemi i zaczęła w niej grzebać. Nic dziwnego, że nic nie mówiła, pewnie również wstrzymywała się od puszczenia pawia.
- Ciesz się, że znam się na szyciu - odparła w końcu odnajdując fiolkę z niebieskim płynem, igłę i zwykłą nić.
- Mam nadzieję, że załatasz mnie ładnie jak swoje kreacje - przełknąłem głośno ślinę patrząc jak nawleka nić na przerażająco ostrą igłę.
Może i to głupie, że nie obawiałem się walk z przeróżnymi potworami, a jedna igła pozwoli mnie załatwić, ale kto się ich nie boi. Chyba wszyscy, nie?

Od Pana Stasia CD Raven

Noc z wampirzycą była zdecydowanie moją najlepszą nocą na wyspie, a może nawet i w dotychczasowym życiu. Szczególnie miły był fakt, że można było przytulić się do, co prawda chłodnego, ciała dziewczyny, jednak cieplejszego niż otoczenie. Noce były zimne, więc kilka objęć sprawiało, że temperatura wzrastała. Rano jednak dziewczyna uciekła ode mnie na znaczną odległość, sam nie wiedząc czemu. Raven była dzikusem momentami, co wiedziałem w sumie od samego początku. Bała się dotyku, bliskości i czułości. Momentami miała jedynie chwile „słabości”, w których okazywała nieco uczuć.
Po porannych przepychankach i dokuczaniu sobie postanowiłem wrócić do siebie na farmę.  Trzeba było zająć się zwierzakami i rozpalić w kominku. Co prawda zwierzęta miały zapas jedzenia i wody, jednakże wolałem wszystkiego dopilnować osobiście. Do tego dochodziły sprawy ze zrobieniem z farmy, bunkru i twierdzy nie do zdobycia. Oczywiście w cudzysłowie.

Nowy osadnik - Eris



???

Eris | 26 lat | Wilkołak



Od Raven CD Pana Stasia

Cała ekscytacja, podwyższenie emocjonalne zdawało się spadać z każdą minutą. Gdy tak leżała obok mężczyzny zdała sobie sprawę, co uczyniła takiego. Dopiero szara rzeczywistość uderzyła prosto do jej głowy, pokazując możliwości ich dotychczasowego przedsięwzięcia. Arleight… Kurwa jesteś taka beznadziejna, przeszło jej przez myśl. Ostatni raz spojrzała badawczo spod przymkniętych powiek na swojego towarzysza niedoli, który zdawał się myślami gdzieś indziej. Nie myśląc zbyt wiele sięgnęła po swoją koszulę, przewieszoną przez zagłowie łóżka. Ubrana w nią położyła się w najdalszym zakątku swojego dużego łóżka, aby mieć odrobinę swobody i prywatności. Jednak tak mało znaczące ruchy po łóżku spowodowały swoisty grymas na jej twarzy, gdy poczuła dokuczliwy ból w dolnych partiach swojego ciała. W sumie nie dziwiła się z takich negatywów tamtejszych jakże kreatywnych aktywności, gdyż sama już pogubiła rachubę czasu. Szybko policzyła w myślach, kiedy miała możliwość robienia podobnych aktywności. Czując swoją beznadziejność złapała się za głowę, przeklinając cały świat.

9 grudnia 2019

Od Lynn CD Renarda

    Zaklęła siarczyście, wywracając oczami. Zupełnie nic jej dzisiaj nie szło, a sprawy nie polepszały goniące ją terminy i oddech klientów czekających na ubrania, który Lynn nieustannie czuła na swoim karku. Dwie zarwane noce pozwoliły jej na drobne nadrobienie zaległości, ale wciąż czuła się tak zagubiona, jakby miała do uratowania cały świat - a w sumie miała. W końcu dwie krawcowe na całej wyspie musiały sprostać ciepłym, wierzchnim ubraniom dla każdego mieszkańca wioski, a nie było ich znowu tak mało. Temperatury były coraz niższe z dnia na dzień, śniegu było dużo, a dopominających się osadników jeszcze więcej. Jesienne rozleniwienie w dużej mierze przyczyniło się do problemów, jakie miała teraz Lynn z tymi wszystkimi ludźmi, których trzeba było niezwłocznie przyodziać w coś, w czym nie zamarzną. Z każdym mijającym dniem mieszkańcy dopominali się coraz głośniej, narzekając na minusowe temperatury i czerwone nosy, ale ani Melody, ani Lynn nie miały dwóch par rąk i było to ponad ich możliwości. W skutek tego, dziewczyny jedyne co robiły, to szyły, czasem jadły albo spały, choć skupiały się głównie na tym pierwszym.

Od Renarda do Lynn

     Zima niby zwykła pora roku, która na wyspie nastaje zawsze po senniku i jest równie gburowata, ale i na swój sposób piękna. Widoki są wspaniałe i wynagradzają ogromne mrozy, dosyć ciężkie dla mieszkańców. Białym krajobrazem może cieszyć się każdy, ale nie każdy ma na to czas i przede wszystkim chęci. Takim niezadowolonym osobnikiem okazał się również Renard, któremu metrowe zaspy rujnowały wszystkie zamiary i jeszcze dodawały mu obowiązków. W jego skromnej chacie, którą zostawił mu ojciec było potwornie zimno, a mu zwyczajnie nie chciało się codziennie palić w kominku lub zagotowywać wody dlatego też częściej przebywał nielegalnie w wiosce lub podróżował po wyspie. Tego popołudnia zdecydował się odwiedzić swoją kompletnie zmarłą rodzinkę pochowaną za szczycie gór Ungcy. Zabrał ze sobą tylko plecak z najpotrzebniejszymi rzeczami, a przed wyjściem zawiązał ciepłe glany i pelerynę podszytą futrem, którą zrobiła mu Melody. Był jej bardzo wdzięczny za wszelką troskę, jaką go obdarza, gdyż od śmierci matki to ona sprawuje w jego życiu rolę opiekunki. No oczywiście nie dosłownie i tylko wtedy, gdy Renard jej na to pozwoli. Opatulony wyszedł na zewnątrz i jak najszybciej znalazł się przy Dastonie, którego ciało lekko drżało z zimna. Ciemnowłosy pogłaskał go przyjaźnie po pysku żeby dodać mu nieco otuchy i osiodłał konia swojej młodszej siostry.
- Chodź kolego, musimy się nieco rozgrzać - uśmiechnął się chytrze, gdy dosiadł konia i wbił pięty w jego boki na znak czego ogier pognał przed siebie.

Nowy osadnik - Lynn



SandraWinther

Lynn | 16 lat | Żniwiarz



Od Sędziego CD Nyx

Dzień szedł powoli do przodu, nieco leniwie, jednak nie znaczyło to, że również my możemy sobie pozwolić na labę. Czekało nas kolejne polowanie, ponieważ jedliśmy podwójne racje. Ona, gdyż musiała wyzdrowieć, natomiast ja potrzebowałem więcej siły i dłużej być na nogach. Niestety ciągła praca odcisnęła na nas swoje piętno. Tygodniami zasuwaliśmy, co przekładało się na zmęczenie i rozdrażnienie.
Teraz jednak ukazała się jeszcze jedna cecha wymęczenia organizmu, jaką było nieogarnięcie tematu rozmowy, jaka się wywiązała podczas tego polowania.
- Po co tu jesteśmy … - powtórzyłem, stąpając powoli naprzód i rozglądając się na boki. Ślady wskazywały, że zwierzyna była niedaleko. – Szczerze to nie wiem. Ale logicznie myśląc, to jest to sposób na odizolowanie pozornie niebezpiecznego eksperymentu – powiedziałem na początek, rozgarniając gałęzie. Na niewielkiej polance stał młody jelonek. Ledwo trzymał się na trzech nogach, ponieważ czwarta została odcięta przez pułapkę. Z boku krwawił na tyle, że nie udałoby się nawet ślepemu przegapić takiej okazji.
- Trudno powiedzieć w sumie – powiedziałem, gdy wychodziliśmy spośród drzew. Zwierz nawet nie próbował uciekać, jedynie runął na trawę, dysząc ciężko. Nyx wyjęła zza pasa sztylet, którym miała poderżnąć gardło naszemu obiadowi. – Może to być także eksperyment społeczny. Jak zmutowani ludzie ustalą hierarchię, jak poradzą sobie sami na zapomnianej wyspie i jak zareagują. Jak się potoczą nasze losy – mówiłem, patrząc jak dziewczyna kończy cierpienie zwierzęcia. 

Od Nyx CD Sędziego

Drobna sylwetka dziewczyny siedziała skulona i przygarbiona przy palenisku. Bursztynowe języki ognia, nie niepokojone przez jakiekolwiek wietrzne podmuchy, pląsały dziko i pięły się odważnie ku górze muskając dno żeliwnego naczynia. Swoimi bezkarnymi igraszkami podgrzewały popełniony przez siwowłosego warzywny bulion, który pod wpływem generowanej temperatury bulgotał leniwie. Każdy wyłaniający się na powierzchnię wywaru pęcherzyk gazu uwalniał do atmosfery aromatyczną woń. Z kolei u podnóża tego wszystkiego skwierczały gorliwie, zwęglone już w znacznym stopniu, polana stanowiące siłę napędową plazmowych tancerzy, których intensywna praca objawiała się rzucanymi na nieregularne ściany jaskini przebłyskami. Każdy element tej ukrytej przed oczami ciekawskich scenki rodzajowej posiadał swój cel. Stanowił nieodzowny element niemożliwego do opisania ładu i jakże delikatnej harmonii. Można by odnieść wrażenie, że bierze się udział w starannie zaplanowanej i mistrzowsko rozgrywanej sztuce. Każdy element bezbłędnie wykonywał powierzoną sobie przez bezimiennego reżysera rolę. Trzymał się kurczowo precyzyjnie wykonanego, a jednocześnie idealnego scenariusza, w którym Ritę, odnosiła wrażenie dziewczyna, pominięto. Czuła się, jak gdyby autor spektaklu omyłkowo usunął ją z rejestru w swym procesie twórczym, a scenarzysta zapomniał przygotować spersonalizowany dla dziewczyny skrypt.

8 grudnia 2019

Od Sędzi - zadanie dyktatora


Temat: Kradzież plonów 
Szczegóły: W osadzie bardzo ważne jest uprawianie roli, czym zajmują się odpowiednie osoby znające się na roślinach. Hodowane przez nich warzywa i owoce następnie trafiają do ludzi, którzy tworzą z nich wspaniałe potrawy, jakimi można wykarmić całą wioskę. Niestety jednego dnia zaczęło nagle brakować roślin - pola uprawne zostały rozkopane, a raczej zmasakrowane. Jako dyktator postanawiasz stawić temu problemowi czoła. Musisz uspokoić osadników i załatwić im jakieś pożywienie na czas poszukiwań złodzieja plonów. Jedyne wskazówki jakie widzisz, to dziura w murze obronnym, wykopane dołki w glebie oraz dużo sierści. Podołasz i uratujesz wioskę przed głodem?

! Informacyjnie - powrót administratorki? !

   Witam wszystkich w tym nietypowym poście, który jednak na chwilę obecną jest bardzo potrzebny. Otóż chciałabym powrócić do początku bloga i zatrzymać się na odejściu pierwszej adminki - Justyny. Nie wiem czy można to nazwać odejściem, czy raczej wyrzucenie jej przeze mnie, ale w każdym razie było to po części z mojej winy. Po bardzo dużej części. Można powiedzieć, że nieco zbłądziłam i nie byłam już pewna co będzie dla kogo dobre więc wybrałam najłatwiejszą opcję przez co sprawy nieco się pokomplikowały.

    Wraz z Justyną znamy się dosyć długo i razem wpadłyśmy na pomysł o zrobieniu bloga. Przed wyspą otworzyłyśmy jeden blog, który jednak szybko upadł, a w zanadrzu miałyśmy jeszcze dwa, które nie zostały opublikowane. Z tych wszystkich pomysłów najlepszym i najciekawszym okazała się wyspa przeklętych. Początki były trudne jak to w życiu bywa, ale zaczęłyśmy się rozkręcać, dużo pisać i tworzyć, aż w końcu blog ożył i zaczął fajnie funkcjonować. Układało się super, co raz to nowe osóbki, a niektóre z nich są z nami nadal i mam nadzieję, że nie mają w planach nas opuszczać. Psuć się zaczęło właściwie po jakimś czasie. Niby nie jest to niczyja wina, a jednak odczuwam, że to wina mojego charakteru i egoizmu, jakim byłam przedtem przepełniona. Muszę przyznać, że z czasem nauczyłam się akcpetować niektóre rzeczy, ale i rozwiązywać sprawy w nieco lepszy sposób. Nie chcę też wykluczać Martyny, która również mi pomagała i dawała z siebie wszystko. Bardzo doceniam jej pomoc i wkład w bloga.

    Tak więc ostatnio, gdy skontaktowała się ze mną Justyna stwierdziłyśmy wspólnie, że trzeba zrobić z tego miejsca jakiś pożytek i pchnąć w nie więcej życia. Z tego powodu chciałabym jeszcze raz przeprosić was i Justynę i przyjąć ją spowrotem, bo jakby nie patrzeć, to ona zapoczątkowała tego bloga i zupełnie niepotrzebnie została z niego wykluczona. Dlatego proszę cię Justyna, wRóĆ i MniE RatUj! /Natalia

***

    Uważam, że z mojej strony należą wam się drobne wyjaśnienia. Wiem też, że większość z was nawet mnie nie zna. Chcę zacząć od początku, a więc - wszystko zaczęło psuć się w listopadzie 2018 roku (nie będę teraz streszczać sytuacji, która zaszła, bo to tylko tło dla mojego zachowania i tego, co się wtedy działo). Najważniejszym jest chyba, że po prostu jako administratorka opuściłam bloga i was, rzecz jasna, są sprawy ważne i ważniejsze, a blog jest tylko umileniem czasu. Mimo tego, było to dla mnie coś naprawdę ważnego, co po prostu zostało mi odebrane przez sytuację życiową, ale w końcu jesteśmy tylko ludźmi, nie? Nie ukrywam też, że cała ta sprawa sprawiała, że nawet nie miałam ochoty wchodzić na Discorda i mierzyć się z tymi wszystkimi problemami. Nie mam wątpliwości, że wina leży także po mojej stronie, ale nie jestem tu od osądzania, tak więc teraz, kiedy wszystko w końcu się unormowało, postanowiłam to napisać. Ciężko jest patrzeć, jak coś, nad czym pracowałeś rozpada się, a ty nie masz nad tym kontroli, bo już w tym nie uczestniczysz. I możecie nie zdawać sobie z tego sprawy, ale ten blog był i jest dla mnie ważny, mimo że jest stworzony do niezobowiązującej zabawy. W rzeczywistości nie tworzą go te wszystkie strony, etykiety, ładne zdjęcia, tylko wy. I dlatego między innymi chcę tu wrócić. Nie kryję też, że przedtem uraza była zbyt duża, abym się na to zebrała, ale teraz, kiedy tęsknota wygrała, ze swojej strony mogę zapewnić, że jestem gotowa naprawić swoje błędy. Mogłabym bez słowa wrócić, przejąć obowiązki i uciszać każdego, kto miałby coś przeciwko mojej obecności, ale jak mówiłam, blog tworzą członkowie - wy. Dlatego chciałabym, aby każda osoba wypowiedziała się na temat mojego powrotu i obecności, bo przecież nie jestem tu, by odstraszać, dlatego też chcę znać waszą opinię na temat mojego powrotu. Macie lepszy pogląd na to, jak jest na blogu i stąd moje pytanie - czy chcecie zostawić to wszystko tak, jak jest, czy może mogę wrócić ja i to, co ze sobą zabrałam odchodząc. Także, podsumowując, chciałabym, aby to miejsce było pozytywne, przyjemne i dla każdego przyjazne, bez głupich sprzeczek i tym podobnych. Zapewniam, że jeśli wy też będziecie tego chcieli - to na powrót postaramy się z Natalią to uczynić, więc w skrócie, tak jak to jedna osoba mi powiedziała „mejk ioc grejt egen”. / Justyna

***

    Z tej okazji powstanie więc na discordzie kanał, na którym każdy będzie mógł wypowiedzieć się na ten temat i dodać coś od siebie. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, administracja będzie składała się ze mnie, Justyny i owieczki. Zapraszamy więc na kanał ,,dyskusja’’ do wspólnej rozmowy i wyrażenia swojego zdania. Chciałybyśmy poznać wasze opinie.


EDIT: No więc witamy z powrotem naszą Justysię! XD

~Złota administracja, Justyna i Natalia

Od Bezimiennego CD Raven

Huk zwalonego stropu niemal od razu przywrócił mu jasność umysłu. Jakby w tym samym momencie alkohol wyparował z jego żył. Adrenalina uderzyła, przywracając siły. Mięśnie napięły się, niesione nabytą energią. Był gotów na najgorsze, obronę, atak, wszystko. Obserwował w skupieniu, próbując możliwie najlepiej ocenić sytuację. Do momentu, gdy zobaczył te oczy, wściekle czerwone błyszczące ostrzegawczo w blasku księżyca. Tyle mu wystarczyło, by wiedzieć, że byłą to ta samo osobą, którą widział ledwie godzinę temu.
– N-nie podchodź bliżej… Rozumiesz, co mówię za słowa, nie podchodź… – nagły atak kaszlu nie pozwolił jej dokończyć.
Zignorował jej zakaz, chciał przyjrzeć jej się z bliska, może nawet pomóc. Nie tracił jednak czujności, nie wiedział, czego może się po niej spodziewać. Była kimś całkowicie mu obcym, pewnie wrogo nastawionym, nie mógł jej ufać… tak jak ona jemu. W razie potrzeby nie zawaha się bronić, choć z całą pewnością nie miał zamiaru wyrządzić jej jeszcze większej krzywdy. Upadek na plecy skutecznie wyręczył go w tym. Przez jakiś czas będzie nieszkodliwa. Może nawet uda mu się nawiązać z nią jakiś kontakt.
Mimo pewności co do autentyczności tej sceny, niedowierzanie i paradoks losu, jakiego doznawał w tamtej chwili i tak próbował wmówić mu, że to wszystko to jedynie majak. Wytwór spragnionej ludzkiego towarzystwa duszy. Nawet gdy usłyszał tłumiony jęk i widząc żeński kształt malujący się za chmarą szarego kurzu.
– Kim jesteś dziewczyno o oczach czerwonych oczach? – spytał.
Opadający już kurz nadawał mirażowi bardziej ludzki wygląd. Czarny zarys wyostrzył się, prezentując mężczyźnie dobrze zapamiętany widok. 

Od Pana Stasia CD Raven [+18]

Po rozmowie z Raven wyszedłem przez drzwi, trzymając swoje ukochane jagnię na ręce. Zamknąłem drzwi tak, jak prosiła i powoli ruszyłem w stronę farmy. Czułem gdzieś w głębi duszy, że obdarzam dziewczynę swoistym uczuciem. Może nie była to do końca miłość, przywiązanie to też raczej złe słowo. Między nami była dziwna relacja. Pełna Mieszanych uczuć z jednej skrajności, przechodzących w drugą skrajność. Chęć zjedzenia siebie nawzajem, ale i troski o siebie. Sam nie wiedziałem jak mam to wszystko określić. Poza tym było zbyt zimno na tego typu rozmyślania. Spojrzałem na jagnię, które próbowało spać na mojej ręce. Mimo iż nie widziałem go zaledwie kilka dni, stęskniłem się za nim. Każde zwierzę było dla mnie niczym moje własne dziecko, rodzina i przyjaciele. Na wyspie nie można było ufać każdemu, przez co szukałem sojuszników w zwierzętach. Tam też ich odnalazłem.

Od Leo CD Bobby

- Znowu to samo! - wykrzyknąłem, zbudzony przez promienie światła wpadające do wnętrza mojego prowizorycznego mieszkania. Zasłoniłem oczy i powoli wracałem do świata żywych, wciąż nie mogąc się przyzwyczaić do tego co się wydarzyło, mimo że minęło już trochę czasu od pamiętnego incydentu. Miałem okazje poznać kilku ludzi i znaleźć sobie jakieś zajęcie, inne niż samotne przesiadywanie w tej jaskinie, bo chcąc nie chcąc w najlepszym wypadku można to miejsce nazwać ruiną, a nie domem.

7 grudnia 2019

Od Raven CD Pana Stasia


Zaskoczona zamrugała kilka razy, aby zrozumieć powagę sytuacji. Czy on zamierzał…? Raven jesteś najgłupszym stworzeniem na tym świecie, przeszło jej przez myśl, jednak z tak wielkim uczuciem bólu gdzieś tam głęboko w niej. W trybie wręcz natychmiastowym odsunęła się na kilka centymetrów, aby spojrzeć ostatni raz ukradkiem na tak piękne oczy. Niby zapalenie niewinnego zioła nie wnosi nic ciekawego, jednak szczerze potrafiło pokazać tą “prawdziwą” połowę człowieka. Która przeważnie miewała być ukrywana, aby nikt nie wykorzystał jej jako słabość. Głupie i nieprzemyślane zachowanie pchało ją w sytuacje, jakie chciała ponad wszystko chciała uniknąć. Gdyż stawianie ją w beznadziejnych sytuacjach, doprowadzały niekiedy do nieprzemyślanych decyzji. Ośmieszając ją na wiele efektywnych sposobów, szkoda tylko, że takie realia rodziły się tylko w jej głowie. Ściągnęła dłonie z jego torsu. Arleight, popełniłaś tak wielki błąd.
- Przepraszam Cię… Nie powinnam dotykać tego zielonego gówna, cholerstwo. Ścierwo niszczące niekiedy życie porządnych ludzi, prowadząc ich na dno. - chwyciła się niespodziewanie za skroń, kiedy nikły ból przeszedł przez jej czaszkę. W oka mgnieniu znalazła się na drugim końcu pomieszczenia, przykładając czoło do zimnej ściany swojego domostwa. Głód zaczął upominać się o swoje, mieszając całkowicie w jej głowie, przepełniona goryczą niskiego upadku.
- Raven. . . Naprawde uwarunkowanie odejścia jest wymuszone, zwierzęta same nie dostarczą sobie pożywienia. Widziałaś na własne oczy, jak wygląda częściowo moje życie na farme, Raven…
- Rozumiem pustkę Twoich słów, jakie wychodzą tak szybko. Wyczuwam lekkie zagubienie i żałość za czyny, jakich doprowadza palenie zioła.
- Myślałem, że rozumiesz…

Od Bobby - odejście Bjorna - etap2 > etap3 [+18]

Znam ten typ, te w głębi delikatne i skrzywdzone dusze. Otacza ich niewidzialny mur, którego czasem będą zajadle bronić, a czasem tylko patrzeć jak kruszeje. Ten wysoki i siwy mężczyzna już po kilku głębszych w barze otworzył się jak kokos – biedaczysko już dawno musiał nie utrzymywać bliższych stosunków z jakimkolwiek człowiekiem. Mimo nie najlepszego pierwszego wrażenia dawał się lubić. Do końca wierny swojej żonie i gotowy nieść pomoc tym, których uważał za bliskich swemu sercu. Tu, na tej przeklętej wyspie spoczywa Agnar, znany, lub nie znany bliżej jako Björn.

Taką krótką przemowę wygłosiłabym, gdybym nie była jedyną uczestniczką tego pogrzebu. Przerzuciłam ostatnie już grudki ziemi i oparłam się na stylisku łopaty. Odetchnęłam ciężko. Pośród gęstej wieczornej mgły, biała para oddechu rozpełzała się niczym dym. Kopanie zmarzniętej gleby zajęło mi znacznie dłużej niż przypuszczałam, ale nie chciałam jeszcze opuszczać przyjaciela, dzięki któremu jeszcze nie wącham kwiatków od spodu. Już wiem, że tego wieczoru na pewno urżnę się do nieprzytomności, pijąc do lustra w swoim domu na bagnach.

Jak do tego mogło dojść? Dlaczego to on leży w zimnej mogile, poległszy śmiercią bohatera? Sama myśl o odpowiedzi ściska mnie za gardło.

Podsumowanie miesiąca - listopad

Serdecznie witam w kolejnym podsumowaniu! Trwa weekend, więc cieszmy się i radujmy, póki jeszcze jest czas. ^^

 Na samym początku pragniemy powitać dwie nawrócone owieczki - Nyx i Sędzię, za którymi się bardzo stęskniliśmy. Znowu możemy śledzić Wasze szalone przygody na wyspie i ogromnie się z tego powodu cieszymy. Bardzo nam Was brakowało. <3

Od Sędzi do kogoś

Obudziłem się całkiem wcześnie, co w sumie było normalne ostatnimi czasy. Nie mogłem spać długo, sam z siebie wstawałem rano. Żyjąc z Nyx w nowym miejscu, nie pozwalałem sobie na leniuchowanie. Palisada, chatki, jedzenie – musieliśmy wszystko to zrobić, żeby zadomowić się tu na dobre.
Przeplatając poranioną klatkę bandażami, wyszedłem z namiotu. Te same bojówki co tydzień temu, łańcuchy i buty wojskowe – łącznie z białymi szmatkami na moim korpusie dawało mi to zadziorny wygląd, a prężne muskuły mogły odstraszyć niejednego. Choć nie zawsze się to udaje, jak się potem okazało.
Nie widziałem nigdzie smoczycy, więc przygotowałem na zapas śniadanie dla niej, gdyby była głodna. Spędziłem pół godziny gotując i smażąc kąski dla niej oraz dla mnie. Sobie jeszcze musiałem zrobić więcej, ponieważ dzisiaj była moja kolej na polowanie i zbieranie roślin. Zejdzie mi na to całe przedpołudnie, ale taki mus.
Gdy skończyłem robić śniadanie i zebrałem potrzebne rzeczy, udałem się prosto do wyjścia z groty. Po Nyx nie było śladu, więc trochę bałem się opuścić nasz obóz. Ale potem pomyślałem, że jest dobrze ukryty, więc wziąłem do ręki toporek i ruszyłem w las, gdzie miałem zapolować i zebrać drewno.

Od Tenebris'a CD Renarda

Słysząc, jak chłopak ciągnie nosem, spojrzałem na niego kątem oka.
- Więc też jesteś Samotnikiem? - zapytał po chwili, usiłując za wszelką cenę zwalczyć napływające emocje.
- To nie jesteś z osady? Przecież Galia była Osadniczką. - odparłem, ściągnąwszy brwi ze zdziwienia. Odwróciłem twarz w stronę chłopaka, by na niego spojrzeć.
- Nie. Ja mieszkam z ojcem od jej śmierci, a że Lucio ma słabą reputację... Musiałem odejść z wioski. - odparł chłopak, jakby to było oczywiste i wzruszył przy tym ramionami. Następnie brunet naciągnął kaptur na głowę. Po chwili ja również poczułem na skórze zimne krople deszczu.
- Rozumiem. Też słyszałem o Lucio. - mruknąłem, przypominając sobie wilkołaka. Czyli to on był partnerem Galii i ojcem jej dzieci? Spojrzałem po raz ostatni na grób przyjaciółki.
- Na mnie już czas, pogoda się psuje. - powiedziałem, podnosząc się na równe nogi, a następnie ruszając w stronę ścieżki. Wilczą skórę postanowiłem zostawić chłopcu. Jemu się bardziej przyda.
- Ja też idę. - usłyszałem za sobą - W której części wyspy mieszkasz? - zapytał brunet, dobiegając do mnie.
- W tamtą stronę. - odparłem, wskazując palcem obrany kierunek.
- O to super, bo ja też. - powiedział chłopak, kiwając głową, po czym wyprzedził mnie o kilka kroków, by być na prowadzeniu. Uniosłem kącik ust rozbawiony. Bez wątpienia był synem tej samej Galii, którą znałem.
Szliśmy w ciszy. Nie chciałem męczyć nastolatka pytaniami, które mogłyby na nowo go dobić. Sam również nie odzywałem się nieproszony.
Wkrótce dotarliśmy do dobrze znanych mi sosen.

6 grudnia 2019

Od Sędzi do Nyx

Spojrzałem na Nyx w milczeniu i westchnąłem głośno.
- Ty mnie kiedyś przyprawisz o śmierć przedwczesną, naprawdę. Jak mogłaś być tak głupia i jeszcze teraz próbować uciec? - zapytałem lekko zirytowanym głosem.
- Myślałam, że będziesz chciał zrobić mi krzywdę … i bałam się … spanikowałam, widząc takiego Santa Clausa na sterydach! – wyrzuciła z siebie dziewczyna
- Nie zabiję cię, nie martw się. Polubiłem cię i wolałbym, żebyś nie panikowała tak, bo sobie nogi połamię szukając ciebie – odparłem, posyłając ku niej uspokajający gest.
Po chwili, już w ciszy, podszedłem do niej i spojrzałem na jej bok. Nie był zaleczony do końca, tak jak i moje rany. Oboje stoczyliśmy porządne walki przez ostatnie kilka dni.

Wziąłem szybę, przyjrzałem się jej, oceniłem. Była niewiarygodnie dobra.
- Szkoda tylko, że już tu nie będę mieszkać – westchnąłem, biorąc narzędzia i mocując szkło w futrynie. Dragonka zapytała o co mi chodzi, na co ja wzruszyłem ramionami.
- Wyprowadzam się, moje miejsce tu ktoś bierze. Zresztą, jeśli masz mieszkać ze mną, a innej możliwości nie widzę, to potrzebujemy bezpiecznego, dużego i ukrytego lokum, gdzie żaden samotnik ani osadnik nas nie znajdzie zbyt szybko i nie wypruje nam flaków. – Mówiąc to montowałem spokojnie i wprawnie szybę, uszczelniając ją. Takie naprawy były na porządku dziennym, więc poszło mi to sprawnie i gładko.
Za sobą usłyszałem głośne burczenie, na które odpowiedział mój żołądek. Odwróciłem się z uśmiechem do dziewczyny.
- Chyba oboje jesteśmy głodni, co nie? – zapytałem, łapiąc ją za rękaw. Kwiknęła zaskoczona, a ja tylko zaciągnąłem ją, opierającą się, w stronę drzwi. – Siad! – zakomenderowałem, puszczając ją. Wszedłem do chatki i szybko wyniosłem z niej stół oraz krzesło dla nas obojga, po czym przyniosłem niemal cały zapas konserw i pieczywa, jaki tylko znalazłem.
- To, że się wyprowadzam, nie musi znaczyć, że mój następca dostanie po mnie jedzenie! – zakrzyknąłem i nałożyłem na talerz kilka konserw oraz pieczywo, po czym podsunąłem go Nyx. – Smacznego, łuskowata.

2 grudnia 2019

Od Fafnir'a CD Phanthom'a - etap 3 > etap 4

Znieruchomiałem podobnie jak Phanthom. Usilnie próbowałem sobie wytłumaczyć, jak do tego mogło dojść. A jedynie, do czego udało mi się dotrzeć, to to, że znowu wszystko zepsułem.
Nie byłem w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Czułem się tak bardzo zawstydzony i zażenowany, że w końcu zeskoczyłem z bruneta i łóżka jednocześnie, następnie wybiegając z pokoju. Moje serce biło jak szalone i zaczynałem mieć problemy z oddychaniem.
Wbiegłem do pierwszego lepszego pokoju i skuliłem się w jego kącie. Naciągnąłem materiał koszulki aż po kostki, po czym ukryłem twarz między kolanami, walcząc z napływającymi łzami. Dlaczego znowu wszystko zepsułem?

1 grudnia 2019

Od Derycka CD Damena

Mimo późnej pory oraz chłodnego wieczoru uwielbiałem spacerować po wyspie. Sam fakt, że byłem samotnikiem, sprawiał, że osadnicy trzymali się z daleka, a inni samotnicy trzymali się swoich interesów. Tego wieczoru usiadłem akurat na klifie, niedaleko latarni morskiej. Kiedyś podobno była zamieszkała, teraz jednakże stoi pusta i równie martwa, co które statki zostały tutaj wyrzucone przez fale. Czas mijał powolnie, a wiatr delikatnie głaskał krajobraz dokoła, wraz z moją osobą. Po około godzinie siedzenia i wpatrywania się w fale poczułem zapach jakiejś osoby. Zaraz po tym usłyszałem kroki, przez co wstałem i się rozejrzałem. Dróżką szedł młody, wysoki i postawny mężczyzna, który podszedł bliżej latarni. Po chwili i on się rozsiadł i zaczął kontemplować bodajże nad swoim losem. Najwidoczniej jakiś nowy narybek na wyspie, skoro nie bał się spacerować tędy o tak późnej porze.

Od Pana Stasia CD Bobby

Uwielbiałem pracować z Bobby. Od samego początku, gdy zaczęła pracować na mojej farmie, polubiłem ją i pomaganie przy jej pracy. Budownictwo i rzeczy z nim związane, jak się okazało, relaksowało mnie podobnie niczym książka przy kominku. Zawsze byłem typem majsterkowicza, jednakże nie miałem co do tego dyspozycji i możliwości rozwijania się w tym kierunku. Jedyne rzeczy, jakie robiłem na swojej rodzinnej farmie, to drobna pomoc ojcu. Głównie to on się zajmował wszystkim, co było na miarę jego możliwości. Gdy miałem okazję, sam mu chętnie pomagałem we wszystkim, nabywając jakichś drobnych umiejętności, a następnie je rozwijając. Będąc małym brzdącem, standardowo zaczynało się swoją przygodę od patyków i domków dla żołędzi. Następnie zaczęło się robienie domków dla ptaków. Mimo to nie wystarczało mi. Cały czas chciałem więcej i więcej. W ten oto sposób zbudowałem dla swojej młodszej siostry domek dla lalek. Nie była to fachowa jakość ani trochę też nie dorównywało sklepowemu, jednakże siostra w zamian za niego była mi aż tak wdzięczna, że piekła mi przez miesiąc ciasteczka czekoladowe w postaci muffinek. Swoją drogą chyba moje ulubione ciastka.