7 grudnia 2019

Od Raven CD Pana Stasia


Zaskoczona zamrugała kilka razy, aby zrozumieć powagę sytuacji. Czy on zamierzał…? Raven jesteś najgłupszym stworzeniem na tym świecie, przeszło jej przez myśl, jednak z tak wielkim uczuciem bólu gdzieś tam głęboko w niej. W trybie wręcz natychmiastowym odsunęła się na kilka centymetrów, aby spojrzeć ostatni raz ukradkiem na tak piękne oczy. Niby zapalenie niewinnego zioła nie wnosi nic ciekawego, jednak szczerze potrafiło pokazać tą “prawdziwą” połowę człowieka. Która przeważnie miewała być ukrywana, aby nikt nie wykorzystał jej jako słabość. Głupie i nieprzemyślane zachowanie pchało ją w sytuacje, jakie chciała ponad wszystko chciała uniknąć. Gdyż stawianie ją w beznadziejnych sytuacjach, doprowadzały niekiedy do nieprzemyślanych decyzji. Ośmieszając ją na wiele efektywnych sposobów, szkoda tylko, że takie realia rodziły się tylko w jej głowie. Ściągnęła dłonie z jego torsu. Arleight, popełniłaś tak wielki błąd.
- Przepraszam Cię… Nie powinnam dotykać tego zielonego gówna, cholerstwo. Ścierwo niszczące niekiedy życie porządnych ludzi, prowadząc ich na dno. - chwyciła się niespodziewanie za skroń, kiedy nikły ból przeszedł przez jej czaszkę. W oka mgnieniu znalazła się na drugim końcu pomieszczenia, przykładając czoło do zimnej ściany swojego domostwa. Głód zaczął upominać się o swoje, mieszając całkowicie w jej głowie, przepełniona goryczą niskiego upadku.
- Raven. . . Naprawde uwarunkowanie odejścia jest wymuszone, zwierzęta same nie dostarczą sobie pożywienia. Widziałaś na własne oczy, jak wygląda częściowo moje życie na farme, Raven…
- Rozumiem pustkę Twoich słów, jakie wychodzą tak szybko. Wyczuwam lekkie zagubienie i żałość za czyny, jakich doprowadza palenie zioła.
- Myślałem, że rozumiesz…
- Zabierz po prostu jagnię i wyjdź z mojego lokum, rozumiesz?! - odwróciła się znienacka w jego stronę, zaś w zacienione miejsce spotęgowało wrażenie mordu w jej czerwonych lampkach. Zacisnęła za swoimi plecami własną dłoń, poleśnie pazurami przebijając skórę w wrażliwym miejscu. - Samotnicy powinni zostać w odosobnieniu, jak mówią wasze skrzętne zasady. Samotnik to złe intencje, pogrom śmierci i nienawiść.
- Nie jesteś taka, trochę zdołałem poznać naturę twojej dobrej strony. - ujął w tym momencie białe stworzonko, opierając policzek o jej miękką i delikatną głowę. Jednak bystrość jego oczu nie opuszczała jej sylwetki. - Nikt nie powinien być sam.
- Niektórzy nigdy nie zasłużą na dobro losu, za błędy jakie popełnili za poprzedniego życia. - otworzyła okno będące obok niej, dotychczas przykryte lnianym materiałem. Ten uderzył cichutko o ziemię. - Gdy będziesz wychodzić, zamknij drzwi za sobą… Nie chcę, aby ktoś obcy tutaj wjebał swoje cztery grosze. . .
Tyle go widziała na własne oczy, potrzebowała odreagowania wszystkich swoich emocji. Skołowania psychicznego poprzez słyszane głosy w swojej głowie, co mogło jednak pomóc nocnemu mordercy? Samo miano nadane przez nią samo, idealnie określało jej jedno z nieodłącznych zajęć. Mordowanie, plamienie swoich dłoniach ciągle ciepłą posoką. Po których potem miała istnie koszmary oraz poczucie winy. Chciałą zniknąć na długi czas, zakraść się w najgłębsze odmęty istnego piekła wyspy. Jedyna z idealnie wybranych możliwości.

~ * ~

Kamienny występ skalny okazał się być dość nieodpowiednim miejscem do odpoczynku, jaki musiała zażyć do dość sporej wspinaczce. Śpiący Kanion okazał się być miejscem idealnym na zniknięcie w odmętach pamięci niewielu, zaś jedynym elementem egzystencji pozostały rzeczy, jakie pozostawiła w swojej części grodu. Rozstępy zgubnych korytarzy i jaskiń nie były jej zupełnie obce, jakże mogło wydawać się innym ludziom. Było to jedno z pierwszych obszarów, jakie zdołała zbadać i zaszyć się zaraz po przybyciu do nowego domu. Tutaj walczyła z przełamaniem barier psychicznych nad swoim losem, próbowała zrozumieć mechanizmy jej nowego ciała i genów, które dały jej nowe możliwości. Były też swoistym przekleństwem, powodem narodzin irytującego głosu w jej głowie.
Poprawiła dłonie pod spodem podtrzymywania głowy, aby chodź trochę poprawić możliwości dotychczasowego leżenia. Sklejka starych futer niewielkich gryzoni była najlepszym wyborem, aby spakować go na małe zwiedzanie po “starych śmieciach”. Blask czerwieni odbił się od segmentów skalnych, górujących ponad jej osobą. Ostatnie trzy tygodnie minęły jej szybko w zastraszającym tempie, jednakże nie miała czasu na nudy. Walki z zmutowanymi bestiami, ogłuszanie napotkanych samotników na każdym kroku, czy sprawdzenia swojej wytrzymałości bez użytku nabytych umiejętności? Były to jedno z licznych atrakcji, jakie zdołała przeżyć. Dzięki tak aktywnym pomysłą i czyhaniem na własne życie, mogła szczerze stwierdzić, iż poczuła się lepiej.
- Życie nie czeka na nikogo… - trzask powracających na swoje miejsce stawów, poszedł echem w pustą otchłań wielu jaskiń. Para wydobyła się z jej ust, gdy ciepłe powietrze zderzyło się z zimnem tutejszego zimna. Decyzja o powrocie była w chwili obecnej jedną z najpewniejszych, jakie mogła podjąć tutaj na wyspie. Przecież nikt w jej domu na nią nie czekał, nie pomijając oczywiście dwóch wielkich pająków w kącie przy łóżku na piętrze.

~ * ~

Panująca w obecnym czasie pora roku nadzwyczaj utrudniała życie mieszkańcom, a jednak posiadała też swoje uroki. Dotąd bagienne tereny były do przejścia nie możliwe, wymuszając na podróżniku drogi o wiele dłuższe i mniej przewidywalne. Tym razem jednak zmarznięta ziemia okazała się swoistym sprzymierzeńcem. Postać w czarnym płaszczu zwinnie lawirowała miedzy drzewami, wsłuchując się w akompaniament odgłosu przyrody, wichru znad morza i własnym krokom. czego chcieć więcej? No tak, brakowało jeszcze w tym momencie mroku nocy. Pora dnia, która dla egzystencji wampira była czymś idealnym, prawie odzwierciedleniem mrocznej strony jego duszy.
- Któż to… - w jednym momencie przystanęła na środku otwartego terenu, który przynależał do opuszczonego grodu. Głowy jak zawsze zdobiły część jej terenu, pułapki zdawały się nienaruszone. A jednak osoba stojąca tyłem do niej, zdawała się czekać przed drzwiami. Czyżby jakiś samotnik z kulturą osobistą? Gdzież by, wszędzie pozna poły zielonego płaszcza. W oka mgnieniu pokonała dzielącą ich odległość, szarmancko opierając się o futrynę tuż obok gościa. - Cześć… Mogę Cię zjeść, mój kochany dawco czerwonej posoki.


Pan Staś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz