30 grudnia 2019

Od Raven CD Pana Stasia

Marudziła z niedowierzaniem spoglądając na swojego towarzysza niedoli, który wpatrzony w jedno miejsce w pomieszczeniu, dogłębnie poszukiwał najprawdopodobniej sensu swojego życia. Dlatego też, aby nie marnować swojego czasu, czarnowłosa zeszła na dół. Jeszcze tak namiętnie od długiego czasu nie używała swojej kuchni, gdzie przygotowywała jedzenie dla swojego pacjenta. Nie zapowiadało się na szybko powrót do pełnej sprawności wilkołaka, zaś sama kobieta nie zamierzała go stąd tak łatwo wypuścić.Bądź co bądź, miała jeszcze resztki człowieczeństwa w swojej osobie. Było to tylko wyłącznie jej wina, doskonale wiedziała, że prędzej, czy później mężczyzna ją odwiedzi. Chociażby powinna wyjść mu naprzeciw, krzyknąć głośno z oka. Ale nie, duma i ciekawość wzięła górę nad jej osobą.

Związała swoje długie włosy w szybkiego warkocza, tym samym dorzucając kolejnych to kawałków drewna do kominka. Czas zaserwować Staśkowi obiad tak syty i wyśmienity, że w oka mgnieniu stanie na własnej, zdrowej nodze. Przebita na wylot miała jeszcze długo się leczyć, aby wrócić do pełnej świetności. Jednak koło głowy latały jej pewne obawy, że jednak nie będzie już taka jak niegdyś. Gdy wilkołak po utracie przytomności całkowicie się nie ruszał, pijawka jak to mawiał, zbadała stan wnętrza jego nogi. Strzała doskonale uniknęła kości, zaś ścięgna nie wydały się pozrywane.


- Długo Arleight będziesz spłacać swoje winy… - mruknęła pod nosem, zaczynając obierać zabrane ze spichlerza osady warzywa. Dwa dania? Pomoc w gospodarstwie, gdyż szkoda było jej zwierząt? Zdawało się być mogło, iż ostra na pozór dziewczyna zmiękła. Nigdy. Odpowiedź była prosta dość, musiała się trochę podlizać.
- Cholerna pijawko! Natychmiast masz się pojawić w sypialni, gdyż poduszka spadła mi na ziemię! - krzyk, który dobiegł z piętra jej lokum, wybił ją z swoistego rytmu pracy. Mocniej zacisnęła uścisk na rękojeści solidnego noża, zaś warga została przegryziona boleżnie. - Raven!
- Cholerny pchlarzu… Zamknij swoją ładną i tak przeze mnie uwielbianą buźkę, muszę przygotować paniczowi obiad!
- Gówno mnie to obchodzi, masz mi wynagrodzić zadane krzywdy!
- Masz teraz szansę na tresurę MOJEGO jagnięcia, aby było na każde skinienie wrednego wilka! Poczuj ten luksus, gdyż ostatni raz widzisz zwierzęcie na oczy, obiecuję tym razem.
- Chociaż, aby to jedzenie smak jakiś miało… Kiedyś musiałem góry ziół wsypać, aby to zjadliwe było. - tego było już za wiele. Rzucając warzywa go wiszącego nad płomieniem garnka, natychmiast ruszyła w stronę wyjścia z domu. Wpadła z szybkością wampira do wnętrza ponownie, aby nie narobić zbyt wielkiego bałaganu po drodze.
- Zupa warzywna dla odpowiedniej ilości witamin i swoistego ciepła, musi coś zastąpił moje serce… Które już dawno umarło, przecież jestem denatem-pijawką. - stanęła przed brunetem, chowając niespodziankę za swoimi plecami. Jej twarz jednak nie zdradzała wiele emocji, tylko spokój i swoiste opanowanie.
- Raven…
- Na drugie zaś pieczeń w znakomitym sosie własnym, aby zaspokoić apetyt wewnętrznego futrzaka. Zaś na deser… -
- K-kochana pijawko?

Chwilę potem na zewnątrz ptaki wzbiły się przestraszone w powietrze, gdy z sypialni kruczowłosej dało się usłyszeć głośne krzyki. Niczym agonia, błaganie o darowanie życia, oraz swoiste przeprosiny. Jak śnieg pod koszulą może zadziałać na wilczka? Niczym chłodny prysznic, takim sposobem łatwo można wytresować sobie dużych rozmiarów zwierzaka. I wcale nie chodziło tutaj o owieczkę, zaś Stasiek został pokorny do końca tego cudownego dnia.


- Jesteś pod moimi rządami, Stanisławie Pa… Cholera! Co to za dziwne nazwisko?


~ * ~


Dni mijały zaskakująco wolno, niż mogli to sobie wyobrazić. Pogoda tylko na dwa dni odpuściła w temacie męczących opadów i zachmurzenia, aby chodź na chwilę dać odpocząć mieszkańcom. Życie dwójki sobie bliskich ludzi-mutantów też zdawało się ustawić na odpowiednie tory, jednak nie obyło się bez sprzeczek i dogryzania. Chodź mógł być to tylko pseudo pakt chwilowego zawieszenia broni do czasu, gdy wilkołak w pełni nie wyzdrowieje.

Tak jak było zawarte w umowie, Castelle sama z siebie odwiedzała i pilnowała gospodarstwa pacjenta. Doglądała wszystkiego, oczyszczała pułapki zastawione przez młodszego sobie, zapewniała ciepło zwierzętom i dokarmiała je. Były zbyt ważne dla właściciela, aby zostawić je dla pastwę losu obcych. A takich na widok pustego zabudowania było dość sporo, a nawet doszło do małej konfrontacji. Jednak z każdym dniem widziała swoistą tęsknotę w tak znanych i uwielbianych oczach, tęsknił za swoim i szarą codziennością pracy. Chodź serce się jej łamało na ponowne nadejście w jej życiu samotności, nie mogła dłużej zatrzymywać go u siebie.


- Gdy sobie smacznie spałeś ostatniej nocy z jagnięciem, postarałam się posprzątać Twoje mieszkanie. Było tutaj… Dość duszno i nazbierało się kurzu, jednak już wracasz do swojej codzienności. - uśmiechnęła się dość słabo, zmieniając mu opatrunki na nodze.
- Muszę szczerze stwierdzić… Iż jestem pod wrażeniem, pijawko. Ale nie wyobrażaj sobie zbyt wiele, jeszcze będę się upominać o zadośćuczynienie za szkody zdrowotne. - spoglądał na nią dumnie i podejrzliwie, gdy siedział dostojnie wręcz na swoim fotelu.
- Usunę się na jakiś czas w całkowity cień, zbyt dużo masz zszarganych nerwów. Jednak przyznaj, że będziesz tęsknić.


Ścięgna powróciły na swoje miejsce dość głośno, gdy dziewczyna na powrót wstała do pionu. Rozciągnęła swoje ramiona, które dzisiejszego dnia były tragicznie sztywne. Musiała sobie urządzić jakieś większe polowanie, miała dość bycia swoistą kura domową. Potrzebowała swojej wolności i samotności. Odreagowania żądzy mordu, jaki nasilał się z czasem w jej głowie. Nawet organizm nie był jej sprzymierzeńcem, jednak od jakiegoś czasu była zatrważającą słaba i cicha, jakby nie była sobą. Cóż… Musiało być coś na rzeczy, skoro nawet zaniepokojony wilkołak zwrócił na to uwagę pewnego ranka. Jednak każdy skrywa własne sekrety, prawda?

Zamyślona wędrowała po jego mieszkaniu, aby domknąć ostatnie rzeczy na ostatni guzik. Powiesiła kurtkę właściciela włości na swoje miejsce, podłożyła drzewa do kominka i pogłaskała ukochane białe stworzonko, które rosło w zastraszającym tempie. A jednak nadal było słodkie.


- Będziesz nadal moim wrednym krwiopijcą, pijawko? - spięła się momentalnie, gdy zapinanie jej płaszcza przerwały jej silne ramiona. Momentalnie oparła się wygodnie o silne ciało rolnika, wzdychając z zamkniętymi oczami. Do pewnych rzeczy trzeba przywyknąć, prawda?
- Nie zamierzam być sługą na każdy rozkaz, pchlarzu…
- Uderzając mnie w żebra nie musiałaś, Raven. - mruknął zdegustowany, jednak nie odtrącił jej. Wampirzyca spojrzała po dłuższym zastanowieniu przez ramię na niego, czując swoistą niepewność. Nie zrywając kontaktu wzrokowego, sięgnęła po jego delikatnie szorstką od pracy i dużą dłoń. Nakierowała ją pod materiał za dużej koszuli, gdzie znajdował się pewien mankament ich dwojga.
- Tak byś zauważył zmianę z czasem, a tyczy się to naszej dwójki. W sumie… niedługo trójki, wiesz? - pogłaskała opuszkiem palca jego wierz dłoni, zawstydzona i bliska płaczu wbiła wzrok w podłogę. Dość już spore zaokrąglenie było widoczne na jej brzuchu, co miało coraz bardziej sprawiać problem. Nie zareagował w żaden sposób, niczym ślepiec i niemowa analizował sytuację. Tak bardzo się myliłam, przeszło jej przez myśl.
- Raven…
- M-musiałam powiedzieć Tobie, nie miałam innego wyjścia. To zbyt dużo jak dla mnie, jednak… Ai, wiedziałam. - wyswobodziła się z jego objęć, aby w oka mgnieniu uciec jak najszybciej od tego wszystkiego.



Pan Staś?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz