Niespodziewanie szybciej, niż by tego chcieli. Jednak był to jedyny moment, gdzie czuła się całkowicie odmiennie. Szczerze? Mogłaby przyzwyczaić się do lekkich zmian, nawet przełamać się w niektórych tematach z nimi związanych. A może by nawet powrócić do ukrywanej “siebie”, zamkniętej za mocnym charakterem morderczego wampira? Nikt tego nie wiedział, co mógł przynieść im wszystkim czas. Pomagając sobie we dwoje, przy akompaniamencie śmiechu i dogryzania sobie, bądź zaczepianiu dość agresywnie. Cóż… Życie najpewniej zadziwiałoby każdego dnia, raz mniej, raz więcej. To nie miało mieć prawa bytu. Nie w takim miejscu, nie o takiej porze.
Dopiero teraz naszło ją znaczenie słów mężczyzny, gdzie on wiedział lodówkę? Jeszcze ani razu nie miała tutaj z tym styczności, tym bardziej z oświetleniem elektrycznym. Tym bardziej w jej solidnej i ciemnej “jaskini”, gdzie tylko świece i palący się ogień w kominku budował nastrój rodem z horroru. Jeśli znalazł się już zapas krwi z jakiejś żywej ofiary, przechowywała w specjalnym naczyniu, który zawsze był umieszczony w strumieniu niedaleko jej włości. Zaczęła przeszukiwać szafki i kufer, skrytkę z nielicznymi produktami w szafce. Kompletnie nie znalazła nic, jednak poczuła pewien zapach. Znajomy tak bardzo, aromatyczny i… świeży? Szła za nim jak Stasiek w wilczej formie za żywym mięsem, odnajdując niespodziankę w najmniej pomyślnym przez kruczowłosą miejscu. Uniosła niepewnie zapakowaną w materiał znajdźkę, obracając ją w dłoniach ostrożnie, bacznie obserwując ją z każdej strony. Była podejrzliwie nastawiona do tego, gospodarz wyspy nie odznaczał się romantyczne. Bądź nie miał jeszcze fachowej okazji, aby pokazać różne strony własnego charakteru. Wyczuwalna woń przypominała jej coś znajomego, jakby ktoś uronił kroplę życiodajnej
posoki. Jak miało się okazać, trafiła jasno w punkt tejże sprawy. Materiał opadł na stolik, na którego blacie spoczęła szlachetna część ciała Raven. Słoiczek podniosła na wysokość swojej twarzy, prosto pod ostatnie promienie słońca wpadające przed umyte niedawno okna. Uśmiech pojawił się zaskakująco na jej twarzy, ba. Wyrwał się z nich subtelny chichot, którego pod żadnym pozorem nie chciała maskować. Cholera, co tutaj się właśnie działo?
- Panie Stanisławie, Pa… Panie Stanisławie o dziwnym w wymowie i pisaniu nazwisku, zaskakuje mnie pan ostatnio na każdym kroku. Takie nagłe zmiany, znaczy, ich tak wiele dawno nie było. - otworzyła pokrywkę, nawet nie podnosząc zawartości do nosa. Nie musiała tego robić, aromat był wyczuwalny wokół jej osoby. Świeżutka, niesamowita i tak zaskakująco jej podarowana. Suchość w gardle pojawiła się w jednym momencie, zaś kły leciuteńko dało o sobie znać. Nieznośne mrowienie. - Wilczku mój kochany…
Z objęć ich wspólnych wspomnień została wyrwana w jednym momencie, przez to o mało nie wylała ważnej zawartości prezentu. Głosy tajemnicze były słyszane przed jej domem. Co znowu? Odłożyła bezpiecznie podarek, aby nagle wyskoczyć z domu przez drzwi. Widoki, jakie tam zastała, zmroziły ją do szpiku kości. Jeszcze tak niedawno zbudowany solidnie płot jej terenu, leżał połamany w wielu miejscach. Pojedyncze szczebelki porozrzucane były dosłownie wszędzie, a niektóre były roztrzaskane. Głowy niegdyś nabite na pal zniknęły magicznie bądź zostały rozszarpane na drobny mak. Wykopane dziury w śniegu, odśnieżania rano dróżka nie istniała. Dosłownie wszędzie na śniegu były plamy krwi, a duży kawał ciała leżał u stóp schodów do domostwa. Winowajca był jeden. Oczy błysnęły morderczą poświatą, a atmosfera jakby zgęstniała wokół jej osoby. Mord, zabić, rozszarpać.
- Perseusz… Pierdolona gadzino od sześciu boleści, miałeś wypierdalać do swojej dziczy! Nie obchodzi mnie istnienie twoje, pasożycie! - krzyknęła niczym rasowa treserka, idąc na bosych stopach przez śnieg. Bestia jak to uparta poczwara, nie zamierzała współpracować. Jakby chciała się odpłacić za brak poszanowania, gdy wampirzyca się nim opiekowała. Ba. Spojrzał na nią w iście irytujący sposób, zapraszając do swoistej wojny. - Walczyłam z wieloma pasożytami podobnym tobie, przeżyłam atak przemienionego wilkołaka… To nie zmienia faktu, że każdy sobie mną bezkarnie pogrywa! KURWA!
~ * ~
Śnieżyca nie dawała im wytchnienia i żadnego spokoju, było jeszcze trochę gorzej. Smagane wiatrem, swoiste zawieje powodowały odczucia znacznie mniejszych temperatur, jakie były na zewnątrz. Jednak co człowieka nie wzmocni, nie zawsze zrzuci go na kolana, prawda? Gdy inni porzucali robotę dookoła siebie, pewna uparta samotniczka w najlepsze modernizowała swoje projekty obronne terenu. Nie straszne jej było kopanie dołów w lesie, szukanie typowych narzędzi, czy ścinanie drzewa. Nie spieszyło się jej nigdy, po czasie ostatnich odwiedzin wilkołaka wiedziała, że nie wróci do niej zbyt szybko. On sam miał pełne ręce roboty, które wykluczały czas dla niej. Idealnie.
Tym razem postanowiła skrzętnie dostosować granice leśne do ekspansji, jaka mogła się wydarzyć w każdej chwili. Niegdyś zabrane pułapki na niedźwiedzie z osady, najlepsze porozstawiała na różnych stanowiskach. Idealnie zamaskowane, śmiercionośne, zaskakujące. Tak, jak dziewczyna uwielbiała zaskakiwać swoich “nowych bywalców”. Z dumą spogląda na najważniejszy jej pomysł, jaki prezentował się przed nią w obecnej sytuacji.
Odeszła powolutku na bezpieczną odległość, ujmując z kołczanu specjalną strzałę z grubym końcem. Kilka warstw zbitych szmatek zbitych w jedno, aby aktywować jeden z etapów mechanizmu. Naciągnęła jakby na sygnał dowódcy bełt na cięciwę, informując gotowość do strzału. Uniosła dłonie trochę wyżej, aby strzała pomknęła pod pewnym kątem idealnie w cel. Tak też się stało, Metalowe i niebezpieczne okowy pułapki na niedźwiedzie zamknęły się wokół drewnianego przedmiotu, a w oddali udało się usłyszeć nieznany syk. Ambitny wzrok wpadł na linki naciągnięte po drzewach, zapadka ruszyła wprost idealnie. Już chwilę potem sporych rozmiarów kłoda pomknęła w stronę podstawionego przeciwnika, uderzając w sam środek.
- Raven Ty przebiegła lisico, udało się za kolejnym razem! Możemy opijać zwycięstwo, pijawki GÓRĄ! - uniosła zwycięsko dłoń z łukiem do góry, śmiejąc się głośno. - Dwie takie w terenie, pełno sideł, zapadnie… Bezpieczeństwo lepsze niż jakieś tam palisady osady, jeah.
Pan Staś? :>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz