29 lutego 2020

Od Pana Stasia cd Raven - szczury laboratoryjne

Szczerze powiedziawszy, nie spodziewałem się tego, że Raven wpadnie na pomysł przeciskania się kanałem wentylacyjnym, aby odwrócić uwagę strażników. W sumie może to i był jedyny sposób, aby stąd uciec. Problem zaczął się jednak pojawiać w momencie, gdy okazało się, że ja się przez otwór nie zmieszczę. Cholerna wampirzyca i jej pomysły. Zacząłem przeklinać, na co ona sama chyba zareagowała podobnie. W ten oto sposób staliśmy i przeklinaliśmy obydwoje. Tak bardzo uroczo.

- I jak niby mam się tam zmieścić, cholerna pijawko? - Zapytałem, podchodząc do niej na dwa kroki, aby potem się odsunąć i zatoczyć kółko.
- Może jakbyś zrzucił trochę tego tłuszczu oraz futra, to byś się tam zmieścił... - Dogryzła mi z zaciśniętymi zębami.
- Czyżby? Jeszcze powiedz, że to przez to, że za mało ruchu uprawiam!
- A dużo ruchu uprawiasz? Bo ze mną na pewno nie...
- Przesadziłaś... - Ugryzłem się w język i odwróciłem się tyłem do niej.
- Oj futrzaku... Kocham cię... A teraz powiem ci mój plan. - Powiedziała, zaczynając mi wszystko pokolei szeptać do ucha.

Od Bezimiennego CD Bobby - Szczury laboratoryjne

Czuł się jak na silnym kacu. Głowa pękała, pod niewidzialną obręczą coraz silniej zaciskającą się na jego skroni. Uśpiona do tej pory świadomość nie wróciła jeszcze do porządku. Nie wiedział co dzieje się dookoła i czy cokolwiek się dzieje. Pewny był tylko tego, że wokół było lodowato. Na tyle, że nawet on odczuwał to dość dotkliwie. Cały był skostniały i zmęczony, jak wybudzony z długiego snu, po którym jest się jeszcze bardziej zmęczonym. Siły całkiem go opuściły.

Dopiero z czasem przypomniał sobie, gdzie się znajduje i dlaczego. Wzrok wyostrzył się w końcu do zwykłego poziomu. Pokręcił delikatnie obolałą głową, przecierając ją lodowatą dłonią, jakby miał nadzieję zedrzeć resztkę otępiającego go zmęczenia. Nie miał pojęcia, ile czasu minęło, odkąd zapadł w sen, i ile upłynęło do momentu, aż udało mu się zebrać myśli i poukładać wszystko w głowie. Nie było to wcale takie łatwe. Głowa skutecznie utrudniała mu logiczne myślenie.

Od Fafnir'a CD Phanthoma

Nie spodziewałem się takiej reakcji u kowala. Wyszedłem przecież tylko na chwilę. Nie mogłem przecież pozwolić, żeby paczka, którą mu niosłem przepadła. Bałem się powiedzieć cokolwiek, a gdy tylko zebrałem się na wyjaśnienie brunetowi, dlaczego wyszedłem, głos mi zadrżał, jakby mimo wszystko nie był gotowy na udzielenie smokowi odpowiedzi.
Tym, czego dodatkowo się nie spodziewałem był uścisk. Myślałem, że kowal jest wściekły i że wyrzuci mnie ze swojego domu lub zrobi coś innego. Ale Phanthom mnie zwyczajnie przytulił. Nie wyczuwałem w tym geście jego gniewu. Nie był na tyle silny, by wyrządzić mi jakąś krzywdę. Był to inny rodzaj uścisku. Zupełnie inny.
Zacząłem się trząść i nie mogłem przestać. Nie byłem pewien, czy to strach, efekt kopania w śniegu czy jedno i drugie. Usłyszałem ciche westchnięcie bruneta, który następnie zaczął gładzić mnie po plecach.
- Jesteś taki bezmyślny. - powiedział kowal. Wydawało się, że cała jego złość lub przynajmniej znaczna jej część opadła. Phanthom podniósł mnie do góry.
- I znowu będziesz chory. - dodał, trzymając mnie za uda. Niepewnie owinąłem go nogami w pasie i zarzuciłem mu ręce na szyję, głowę ukrywając w jej zagięciu.
- Przepraszam. - szepnąłem, pociągając przy tym nosem.
Brunet przeszedł ze mną do sypialni, a tam posadził mnie na łóżku. Następnie kucnął przede mną i wziął moje ręce w swoje.
- Nie możesz tak robić, wiesz, jak się martwiłem? - zapytał, patrząc mi w oczy.
- Wiem, ale spałeś, a ja nie chciałem, by praca Melody poszła na marne. - powiedziałem szybko, ale kowal mi przerwał. Phanthom wstał, po czym usiadł obok mnie.

Od Raven do Pana Stasia - Szczury laboratoryjne

Spoglądała przede wszystkim sceptycznie na pomysły swojego partnera. Chcesz strzelać, czy sterować? Czy on chciał niczym rycerz na białym koniu zaatakować ich mieczem? Halabardą? Takich prymitywnych wynalazków tutaj nie mieli, za to gromadzę uzbrojonych po zęby strażników. A pociski? Widząc ich dość zaawansowaną broń przed utratą przytomności, zdążyła zdać sobie sprawę, że od początku będą na przegranej pozycji. Wolne żarty, takie rozwiązanie nawet nie wchodziło w grę. Na zewnątrz pozór spokoju niczym spokojny nurt w górskim potoku. Nie daj się jednak zwieść, wewnątrz już dawno przeżywała groźne epicentrum nagromadzonych negatywów. Chodź by raz, zdołał jej zaufać, zamiast marudzić i mówić złe rzeczy o jej charakterze, chorych działaniach. Jednak miały jakieś pozytywne skutki w życiu. Cholera, istne przekleństwo z tym gospodarzem rolnym. Zmierzała podjąć własne działania, niż zrobić z siebie obraz idiotki bez odpowiedniego myślenia racjonalnego. Skończył się okres ideału dobrej mamusi i pani domu, nastał czas powrotu samotnika.

26 lutego 2020

Od Pana Stasia CD Raven

Dałem swoim obu pijawkom czas, aby porozmawiały sobie same ze sobą, w kobiecym gronie. Miałem nadzieje, że w końcu się zaczną dogadywać lepiej, pomimo całej tej sytuacji, którą Lily poniekąd sprowadziła. Widziałem jednak, że szło im to różnie, szczególnie Raven często miała problemy, aby się dogadać z młodą wampirzycą. Zastanawiałem się, czym to było spowodowane. Dawałem młodej za dużo swobody, może to starszą traktowałem nieco bardziej odpychająco przy córce. Sam nie wiem, jednakże musiałem jakoś zmienić nastawienie obu wampirzyc do siebie.
Po obejściu całego pola rolnego, oglądnięciu roślin, podlaniu ich oraz pozbyciu się szkodników, ruszyłem do ogrodzenia. Wiatry ostatnim czasem uszkadzały wszystko co popadnie, szczególnie płot w miejscach, które były zabudowane paletami. Wiatr natrafiający na płaską powierzchnię, niejednokrotnie potrafił złapać lub oderwać nawet z gwoździ całą paletę. Nie miałem jednakże teraz pomysłu na wzmocnienie tego. Musiałem bawić się w naprawy oraz codzienne doglądanie stanu technicznego.

Od Iriego CD Bezimiennego

– Więc dlaczego grzebiesz w moich rzeczach? – przy wypowiadaniu tego pytania brew nieznajomego uniosła się w górę, a on sam z wyczekiwaniem czekał na odpowiedź.

Iri zdawał sobie sprawę z beznadziejność sytuacji, w jakiej się znalazł, najpewniej nie wyjdzie z tego bez szwanku. Mężczyzna wyglądał na takiego, który nie daje sobie w kaszę dmuchać, mimo że nosił na sobie ślady po bójce, to tylko utwierdzało fauna w przekonaniu, że jego odpowiedź, na pytanie musi być dobra, inaczej może pożegnać się już z życiem.

Ciężko było mu zebrać myśli, które kotłowały mu się w głowie i tylko nerwowo przygryzał wargę. Coraz większe zniecierpliwienie na twarzy mieszkańca tego obiektu, tylko go rozpraszało. Zimny pot zalał całe ciało Iriala i miał wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mu z piersi. Biło tak głośno, że aż dziwił się, czemu jeszcze tamten nie zwrócił na to uwagi, może gdyby był w stanie usłyszeć jego szalejące w klatce piersiowej serce, odpuściłby mu i bez słowa puścił, aby mógł odejść w swoją stronę i już nigdy nawet nie pomyślałby o zapuszczeniu się w te strony.

25 lutego 2020

Od Raven CD Pan Staś

Głęboka rana na brzuchu po pazurach okazała się być bardziej dokuczliwa, niż mogła to sobie wyobrazić. Gdy tego typu ranki leczyły się szybciej, ta jedyna dawała się dość długo we znaki. Ropa zadawała się lecieć uporczywie często, przez co wampirzyca została zniewolona w jednym miejscu do końca uporczywego dnia. Jej bohater w czarnym futerku okazał się dumny po całym incydencie, niż mogła to sobie wyobrazić. Otóż przed wypicie jego życiodajnej krwi, na każdym kroku znęcał się w sposób delikatny i dość humanitarny. Specjalnie grał na jej dumnie osobistej, wymuszając wiele razy proszenia o najmniejsze rzeczy. Jednak równie szybko musiał ją złapać przed ucieczką, gdy już prawie poczuła zew wolności i ucieczki do życia samotnika. Oto też nastał wieczór, zaś cały dom zdawał się być pochłonięty w wielkiej wojnie światów. Owoc ich specyficznej miłości nie zamierzał odzywać się do ich dwójki pod żadnym względem, dumnie odrzucając włosy do tyłu. Powodowało to wiele sprzeczności w głowie starszej kobiety, nasuwały się pytania bez odpowiedzi. Gdzie popełnili błąd w wychowaniu, że mała zołza dawała tak o sobie znać? Za każdy razem jednak zdawała się kiwać głową przecząco, aby choć na chwilę pozbyć się zbędnych myśli. Nigdzie błędu nie popełnili, to ich maleństwo odziedziczyło zbyt wiele złych cech po jej charakterze. Tak też wiele razy zdołała się przyłapać na myśleniu, gdyż głupi los zesłał złe osoby na tak dobrego człowieka, jakim był Stasiek. Czasem naprawdę na niego ni zasługiwała, a jednak pozostawał przy niej. Był cały czas, służąc pomocą i radą.

24 lutego 2020

Od Bezimiennego CD Tibbie

Od samego początku wiedział, że proszenie nieznajomej o pomoc mija się z celem. To było całkiem normalne, że mając obcego pod dachem w takim miejscu, nikt nie będzie grzeszył wsparciem i opieką. Miał przecież świadomość, że nie każdy, o ile nie nikt, nie ma tak beztroskiego i nieodpowiedzialnego podejścia jak on. Nie wiedział, skąd to się bierze. Colette pomógł każdemu, kto do tej pory znalazł się w jego kryjówce, choć niejednokrotnie przyszło mu płacić za to dość boleśnie. Jak w przypadku pewnej wampirzycy, która wpadła do niego przez zwalony strop. Opatrzył ją, po czym zamiast „dziękuję” otrzymał bardzo bolesny cios butelką w głowę, kawałki szkła wbite w plecy i rozbity nos. Czyżby pomimo środowiska, w jakim dorastał, po zmianie i zesłaniu na wyspę stracił zmysł samozachowawczy, zgubił chęci życia, a może jako jedyny zachował część człowieczeństwa? Nie jemu było to oceniać. Tym razem role się odwróciły. W głowie dźwięczały mu słowa Friedricha Nietzschego „Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich. Kiedy spoglądasz w otchłań, ona również patrzy na ciebie”. Dlatego on nawet Nie próbował z nimi walczyć, a jednak spojrzał gdzieś w tę przepaść i w bezdennej otchłani spostrzegł siebie. Osobę noszącą w sobie demona, będącą nim. Demon usilnie starający się wyprzeć z siebie swoją tożsamość i naturę; ale on już w nim bym, demon zagnieździł się w nim, wypuścił głęboko korzenie, czynił już pierwsze zmiany, których Colette miał nadzieję nigdy nie dostrzec.

23 lutego 2020

Od Pana Stasia do Nyx

Korzystając z uroków gwieździstej nocy, wybrałem się na przechadzkę po okolicy. Przy okazji podczas relaksowania się i odpoczywania, chciałem sprawdzić stan moich pułapek otaczających farmę. Kilka było poniszczonych lub powykrzywianych, jednak to można było szybko i łatwo naprawić. Potrzebowałem jedynie materiałów, głównie w postaci drewna. Z nim miałem akurat największy problem ostatnimi czasy. Pomimo ścinania dość dużej ilości drzew, nie mogłem nadgonić za swoimi zapotrzebowaniami. Z poprzedniego wyrębu miałem jeszcze dwie deski, cztery paliki i kilka gałązek. Musiało to wystarczyć do przynajmniej częściowej naprawy, zanim znów wyruszę po zapasy. Ciekawym zjawiskiem były jednak świeże ślady butów do tego od farmy w stronę lasu. Były mniejsze od moich, a buty były płaskie. Nachyliłem się i przyjrzałem. Postać miała wzrost około stu siedemdziesięciu do stu osiemdziesięciu centymetrów wzrostu. Postać szła spokojnym krokiem, jakby się tylko rozglądała i sobie poszła. Ciekawy ruszyłem za śladami w stronę lasu. Nie wiedziałem czego mam się spodziewać, przez co musiałem wyostrzyć swoje zmysły.

Trop na moment zgubił się gdzieś pomiędzy trawą i krzakami, jednak dość szybko go znalazłem z powrotem. Oddalałem się coraz bardziej od swojej farmy, bez żadnej broni oraz ekwipunku co wcale nie było takim mądrym rozwiązaniem, szczególnie o tej porze. Usłyszałem cichy szelest liści, przez co się zatrzymałem. Wytężyłem swoje zmysły, aby nasłuchiwać otoczenia. Środek lasu, całkowita ciemność, która była jedynie rozświetlana przez pełnię księżyca, której promienie delikatnie przedzierały się przez korony drzew. Głucha cisza panująca dokoła, przerywana cichą melodią wiatru, który radośnie bawił się liśćmi oraz mniejszymi krzewami, tańczącymi do melodii granej przez wiatr. Szybkie spojrzenie na prawo i lewo, po czym przykucnięcie. Dmuchało w moje plecy, przez co zapach rozniósłby się w stronę potencjalnego mojego celu. Co prawda byłem w ludzkiej skórze, jednak miałem charakterystyczny zapach. Możliwe jednak, że nikt by tego nie wyczuł. Przykucnąłem jeszcze bardziej i wyostrzyłem swój wzrok. Jakaś gałązka chrupnęła z prawej strony, około dziesięciu metrów ode mnie. Było to raczej zwierze niż człowiek. Spojrzałem w dół, widząc ślady biegnące wzdłuż ścieżki. Upewniłem się, że nikogo ludzkiego nie ma wokół mnie i ruszyłem dalej.

Od Bezimiennego CD Iriego

Od kilku dni świat wracał do życia po zimowym przestoju. Wybudzały się zwierzęta tak gęsto teraz wypełniające lasy, w poszukiwaniu pożywienia. Szukały robaków pod zwalonymi, butwiejącymi już pniami. Węszyły ziół i soczyście zielnej trawy wystrzeliwującej spod osłony puchowej kołdry. Śniegu już próżno było szukać na nizinach, gdzie ciepłe promienie słońca atakujące z bezchmurnego nieba, dawno już go stopiły. Ptaki przecinały zawieszony w górze błękit. Były jak kaczki puszczane na wodzi, zaburzając nieskazitelność sklepienia, wyśpiewując przy tym cudowne melodie. Pięknie… Ale nawet takie piękno nie było w stanie zamazać świadomości i doświadczenia, jakim dysponował Bezimienny.

21 lutego 2020

Od Bobby CD Bezimiennego - Szczury laboratoryjne

Słowa człowieka Bez Imienia odbijały się po mojej głowie pustym echem. Kłamiąc, nie osiągnąłby żadnej korzyści, ale historia z koszmarami brzmiała nieprawdopodobnie - jakbym na co dzień nie spotykała się z nadprzyrodzonymi dziwadłami, to mogłabym go zwyczajnie wyśmiać. Niewiele wiedziałam o jego mutacji poza tym, że jest niesamowicie potężna i krwiożercza. Cholera, w laboratorium wszyscy jechaliśmy na tym samym wózku, a ja przekładałam własne urazy nad współpracę z drugim człowiekiem. Żałosne.
Teraz było trochę za późno. Jeśli mężczyzna mówił szczerze, to życzyłam mu, żeby choć on mógł się stąd jakoś wydostać. Gdy nas rozdzielono, trafiłam do tej samej sali co zawsze. Jak pies Pawłowa czułam ciarki przechodzące po plecach i zimny kamień w żołądku na sam dźwięk zatrzaskujących się za mną drzwi. Ten strach przed nieznanym towarzyszył mi przez całe badania, jednak nie zdarzyło się nic szczególnie złego, nie umarłam, jedynie testy były bardziej sadystycznie zróżnicowane niż zazwyczaj. Gdy zostałam ponownie skuta do powrotnego transportu, poczułam przykry ścisk w sercu, gdy zrozumiałam, że skoro mi nic nie jest, to Bezimienny prawdopodobnie zapłacił najwyższą cenę.
Choć wiedziałam, że i tak nie mogłam mu w żaden sposób pomóc, było mi źle. Niewielka cela teraz wydała się przeraźliwie pusta, w dodatku zaraz po zniknięciu zmory nocne koszmary powróciły. Bałam się, co stanie się dalej z moją mutacją – słuchanie wycia innych, nieudanych eksperymentów przerażało mnie o tyle, że również mogłam tak skończyć, budziło to we mnie obrzydzenie i wszystkie najgorsze uczucia.
Po kilku dniach męczącej i wdającej się we znaki samotności przy transporcie podsłuchałam dwójkę naukowców. Mimo ogólnego otępienia słysząc numer mojego współwięźnia, od razu się ożywiłam. Trafił do zamrażarki jako „ciekawy obiekt” i celem obniżenia kosztów utrzymywania go przy życiu. Beznamiętność, z jaką mówili o tym jajogłowi, była wstrętna. Oni traktowali nas jak przedmioty, a nawet mniej, a my nie mogliśmy się w żaden sposób odwdzięczyć. Niemniej przypadkowo dali mi nadzieję. Coś, co dało mi siłę przeżyć następne zbliżające się badania.

18 lutego 2020

Od Aven - zadanie dyktatora

Temat: Nieproszeni goście
Szczegóły: Obecność szczurów była powszechnym problemem większości mieszkańców wyspy. Dotychczas osadnicy skutecznie zapobiegali ich nadmiernemu rozmnażaniu się w domostwach na własną rękę, lecz tej wiosny szczury stały się wręcz plagą, której nie dało się pokonać pułapkami ani trutkami. To już nie tylko natrętne utrapienie dla zapasów w spichlerzach, ale realne zagrożenie dla człowieka i zwierząt hodowlanych. Zdesperowani osadnicy zwrócili się z tym problemem do dyktatora. Zadaniem jest znalezienie sposobu na pozbycie się szczurów z wioski.

15 lutego 2020

Od Pana Stasia cd Lily

Młoda wampirzyca od pewnego czasu zaczynała coraz bardziej dokazywać i szargać moje nerwy. Początkowo od delikatnych słówek, przechodząc w obfite dyskusje i przemyślenia, a kończąc na czynach. Niszczenie, wykrywanie, wykopywanie i plewienie rosnących i dobrze zapowiadających się warzywek, to była dopiero kropla w całym morzu łez. Lily wyspecjalizowała się niczym matka, w grach słownych czy też odpowiednim graniu barwą tonu, czy lekkich niedopowiedzeniach. Przyglądałem się jej uważnie za każdym razem i za każdym razem widziałem młodszą wersję Raven. Mniejszą wersję małego wampira, który starał się mi dogryźć za wszelką cenę. Przeklęte wampiry.

Tego dnia znów zaczęła, tym razem na nieco drażliwy temat. Pogoda była ładna, a warunki wprost idealne do zajmowania się polem uprawnym. Chciałem, choć ten jeden dzień spędzić na spokojnym i przyjemnym dla mnie pracowaniu. Lily jednak wiedziała jak mi przerwać swoistą sielankę.

- Wykonaj jeszcze jeden ruch, zginiesz śmiercią drastyczną. - powiedziała z powagą, przyciskając gałązkę do mego gardła.
- Przy Twojej matce sam mogę popełnić samobójstwo, lecz teraz jestem wyjątkowo zajęty. - odpowiedziałem równie szybko, pozbywając się zbędnego balastu ze swojego ciała. Chwilę potem wrócić do skórowania zwierzyny, co musiałem dokończyć po Raven. - Chciałaś coś konkretnego?
- Przybywam z nadzieją, że znasz odpowiedź na nurtujące mój móżdżek pytania, tatusiu. - Dodała spoglądając na mnie.
- Znowu… - Powiedziałem, lecz ta szybko mi przerwała.
- Czy mamusia kocha nas jeszcze, czy jednak kocha kogoś innego, hm? -  Momentalnie się wyprostowałem, zaś na pewien moment zapomniałem jak się oddycha. - Znika zbyt często, mało spędza czasu z nami… - Dodała.

11 lutego 2020

Od Eris CD Aven - Szczury laboratoryjne

lW chwili, gdy stały trzymając w palcach po pigułkę. Eris, choć przestraszona miejscem, w którym się znalazły, zaczęła się uspokajać. Wiedziała, że taka zmiana raczej da im trochę czasu na obmyślenie planu ucieczki. Białowłosa zawsze miała problem z impulsywnością, nie umiała utrzymać nerwów na wodzy. Pogorszyło się to jednak wraz z tragicznym wypadkiem, pobytem w laboratorium i zesłaniem na wyspę. Z pozoru zawsze wydawała się spokojna i opanowana, wystarczył jednak jeden gorszy dzień, jednak mała iskra by wybuchła, czego później miała długo żałować. Nie wiedziała, skąd to się wzięło, cały jednak czas, starała się nad tym zapanować. Uparcie i skrupulatnie pracowała nad sobą, choć efekty były raczej marne.

9 lutego 2020

Od Lily cd Pan Staś

Marszczyła swoje szlachetne czółko po raz kolejny tego dnia, za każdym razem, gdy widziała swoiste uczucia swoich rodziców. Nigdy nie odmawiała sobie przeszkadzania im w takich nielicznych chwilach, rodziło to mieszane uczucia w jej główce. Mruczenie pod nosem, próby zwrócenia na siebie uwagi, bądź bardziej brutalne metody. Panna Pancykiewska naprawdę starała się zrozumieć świat dorosłych, niejednokrotnie posyłając dość nieprzewidywalne pytania swojemu ojcu. Z pewnego rodzaju zachwytem przyglądała się jego rumieńcom i błagalnym spojrzeniu, jakie kierował o pomoc do swojej ukochanej. Jednak życie z nimi nie było łatwe i doskonałe, zbywała go dosłownie na każdym kroku. “ Zapytała Twoją osobę, prawda? Teraz się martw, przecież jestem tą DRUGĄ w tej rodzinie… “ Uwielbiała obserwować świat z różnych perspektyw, analizować, aby wieczorami zapisywać swoje przemyślenia.Z czasem nabierała wprawy w sztukach tworzenia, kreatywnie pisząc w późniejszym czasie historie wykreowanych bohaterów. O dziwo dwie z nich subtelnie - bardzo przypominały dwóch zgryźliwych dorosłych, uwielbionych tak przez jej osóbkę.

Reszta dnia okazała się o tyle nudna, iż na każdym kroku nawiedzała na zmianę swoich rodziców. Była cieniem, psującym trudy pracy. Tylko mała diablica potrafiła przeciąć niechcący linkę z białym praniem, swobodnie lądujące w błotku. Na chwilę obecną spędzała czas w najlepszym towarzystwie, praca przy roślinach było czymś niespotykanym, co na chwilę potrafiło zamrozić jej pokłady energii. Pieląc grządki z roślinami, potrafiła mówić niczym katarynka. Jej przynosiło to swoistą przyjemność, gorzej było z pewnym jej towarzyszem niedoli.

7 lutego 2020

Od Aven CD Eris - Szczury laboratoryjne

Wiosna, pora radosna. Na wyspie, w dziczy prezentowała się naprawdę okazale. Wszędzie było cudownie zielono, urocze pąki zdobiły gałązki, pojawiało się więcej zwierząt. Jednak wraz z budzeniem się wszechobecnej natury pojawiały się też coraz to nowe zagrożenia. Roztopy powodowały, że grunt na łowiskach był grząski i nieprzewidywalny, wiele miejsc stało się trudno dostępne lub w ogóle nie dało się tam dostać. W dodatku zaczęły się rozchodzić pogłoski o bestii krążącej w okolicy wioski. Myślałam, że będzie to tylko bujda, albo przerysowane widziadła któregoś z mieszkańców, który za daleko zapędził się przy spacerze lub pracy.
Niestety sprawa musiała być poważna, ponieważ dostałam oficjalne wezwanie, a takie rzeczy rzadko się zdarzały. Najczęściej to ludzie przychodzili do mnie, lub znajdowali w kwaterze myśliwych lub nawet zagadywali przy rynku, celem załatwienia każdej, nawet najdrobniejszej sprawy dla nich. Jako najstarsza stażem łowczyni, zostałam przydzielona do pomocy białowłosej, groźnie wyglądającej strażniczce. Miałyśmy iść do lasu w poszukiwaniu bestii, o której było głośno w osadzie, oraz ludzi widzianych w niedużej odległości od tego miejsca. Po drodze starałam się umilić nam jakoś czas rozmową, ale Eris była całkowicie w swoim świecie. Poza jej głośniejszymi krokami nie było słychać żadnego szmeru. Tę monotonię w końcu przerwał cichy świst, po którym nastąpiło jęknięcie mojej towarzyszki. Zanim zdążyłam zrozumieć, co właściwie się stało i co ta kobieta trzymała w ręce, sama poczułam ból.

Od Bezimiennego CD Bobby - Szczury laboratoryjne

Brunet bez słowa podniósł się z miejsca. Ostatecznie nie zdziwiła go reakcja kobiety, gdy usłyszała, kim jest. Podczas wcześniejszych raczej marnej jakości rozmów nigdy o to nie spytała, sam również nie podjął tego tematu, podejrzewał, z czym zostało zmieszane jej DNA. Pomijając oczywiście jego dość zdawkowe odpowiedzi na wszelkie inne pytania. Nie widział większego sensu w nagłym poznawaniu i zaprzyjaźnianiu się, skoro najpewniej i tak niedługo umrą. W „prawdziwym” życiu z pewnością nawet by się nie spotkali, a jeśli nawet, wielce prawdopodobne, że zawalczyliby z sobą. Przekonał się już, że jego mutacja jest dość… pogardzana? Przez innych. Nie był mile widziany w towarzystwie, dlatego tak gruntownie to ukrywał, ale już po ptakach, wydało się niestety.

5 lutego 2020

Od Derycka CD Damen

Wiedziałem, że mężczyzna do mnie przyjdzie po jeszcze więcej pytań i odpowiedzi. To była tylko kwestia czasu. Dlatego też wróciłem do swojej kryjówki, odświeżyłem się i zrelaksowałem. Miałem przeczucie, że zainteresowałem go tym tematem. Będzie jak dziecko chciał więcej zadać pytań i otrzymać odpowiedzi. Skąd to wiedziałem? Może dlatego, że na początku byłem taki sam. Też szukałem, krążyłem i czułem się zagubiony. Z tym że na niektóre nie znalazłem jeszcze odpowiedzi.
Minęło kilka dni, może tydzień, może nawet niecały. Kto by to liczył. Ja w tym czasie relaksowałem się w swoim pokoju. W ten usłyszałem jakieś kroki, najprawdopodobniej tego samego faceta co wtedy i wołanie. Po głosie rozpoznałem mężczyznę, któremu wcześniej udzielałem lekcji życia na temat wyspy. Moje przeczucia były więc słuszne. Czasem mnie to aż przerażało. To, że tak często miałem racje. Przynajmniej ostatnimi czasy.

3 lutego 2020

Od Pana Stasia cd Raven

Mruknąłem cicho i przeciągle, przechadzając się po złudniczych alejach. Nie lubiłem tutaj przychodzić, szczególnie sam. Podczas gdy słońce znajdowało się w odpowiednim miejscu, kącie i przy idealnej pogodzie, było tutaj wiele niewyjaśnionych zjawisk, za którymi sam nie przepadałem osobiście. Pojawiały się sylwetki, pokoje, odbicia, różnego rodzaju cienie. Sprawiało to wrażenie takiego pobytu w jakimś fantastycznym miejscu. Idealne miejsce dla dzieciaków, szukających wrażeń. Szczególnie małych dziesięcioletnich dziewczynek.
Powoli przechadzałem się kamiennymi alejkami, pomiędzy drzewami, krzewami oraz różnego rodzaju zielenią. Powoli chodziłem koło kamiennych murków i różnych pozostałości. Patrzyłem w górę, w korony drzew oraz na gałęzie. Cały czas wołałem "Lily, jesteś tutaj?" Chcąc, aby się odezwała. Miałem szczerą nadzieję, że ją tutaj odnajdę.
W tym miejscu była zdecydowanie bezpieczniejsza niż tam, w śpiącym kanionie. Było tam o wiele więcej niebezpiecznych stworzeń, samotników oraz zwierząt. Tutaj było bardziej neutralnie, spokojnie i kolorowo. Rzadko kiedy trafiało się jakiekolwiek zagrożenie.

Od Bobby do Bezimiennego - Szczury laboratoryjne

Spróbowałam otworzyć oczy. Rażące światło skutecznie mi w tym przeszkadzało. Zakryłam je dłońmi, które coś za bardzo mi ciążyły. Za chu*a nie pamiętam, jak się tutaj znalazłam. Wiem, że wyszłam z domu celem załatania komuś kolejnej dziury w dachu, no bo przecież to roztopy to na głowę kapie. Nie wiem, oni tą strzechę żrą przez te zimę, czy co? W każdym razie nie doszłam nawet do chałupki tej kobiety, a teraz leżę tutaj. Roztarłam oczy i rzuciłam okiem na otoczenie. Laboratorium. Może to wszystko to był jednak sen? A jeśli tak naprawdę podali mi zbyt dużą dawkę leków i ta cała wyspa to tylko majaki?

2 lutego 2020

Od Raven CD Pan Staś

Sama wampirzyca o mało nie przewróciła się, ostatniej chwili padając ramionami na cielsko kochanego pupila. Wyrwała z uwięzi sznura przy siodle kukłę, aby dokładniej się jej przyjrzeć. Jak to było możliwe, że od tyłu łudząco przypominała tak ich córeczkę. Krew zawrzała w jej żyłach, gdy długo wpatrywała się w wyrysowaną mimikę twarzy. Ten sarkastyczny uśmieszek, cholera. Z głośnym krzykiem rzuciła zlepkiem drewna i szmatek o pobliską skałę, próbując złożyć wszystko w skrupulatną całość. Nawet pokusiła się o jebaną imitację włosów, aby wyglądała bardziej realistycznie. Podczas swojej ciężkiej do zniesienia ciąży, wyobrażała swojego pierworodnego potomka ciut inaczej. Wizja przedstawiała grzecznego aniołka, który odziedziczy dobre cechy po ukochanym przyszłym ojcu. Ależ oczywiście, że los postanowił zrobić z nich żarty. Winą obarcza też postawę swojej drugiej połowy, gdyż ta rozpieszczała “kochanego aniołka” ponad wszystko.

-“Kochana pijawko… [...] - słysząc słowa mężczyzny, warknęła niczym głodne świeżego mięsa zwierzę. Nie zamierzała szczędzić sobie słów, znalazł sobie odpowiednie miejsce na żartowanie. Jednak sytuacja malowała się w dość niekonwencjonalnych barwach.
-Stanisławie… Odezwij się jeszcze raz, a poczujesz pięść na swojej twarzy. - odwróciła się w zawrotnym tempie do niego. Oniemiała. Prawie zbierała szczękę z ziemi. - Niech tylko ją dorwę w swoje łapy.
-“ Kochana pijawko, tak tatuś nazywa Cię słodko w mojej obecności. Przeważnie jest bardzo ostrożny, bo możesz pojawić się w najmniej oczekiwanym momencie naszych spacerów. Na pewno kipisz złością, niczym gotująca się zupa wilczka, gdy zostawia ją bez pilnowania. Kochany Tygrysek mi tylko zawadzał, więc wymyśliłam plan. Wrócę do domu wieczorem, kochany aniołek tatusia. “ - oboje spojrzeli na siebie. Cisza pomiędzy nimi była niczym cisza przed burzą, mogła zwiastować naprawę wiele. Ciszę, bądź kolejną wojnę na horyzoncie. - Raven.
-Stanisławie Pancykiewkski. Jeszcze raz zauważę, że rozpieszczasz naszego potomka… Wyrośnie z niej taki lekkoduch, nigdy sobie nie poradzi bez nas. Prędzej zginie przez własną głupotę, ośle. - wyrwała mu naprędce kawałek prymitywnego papieru. Na pierwszy rzut oka idealnie poznała kanciaste pismo, prześledziła wzrokiem słowo po słowie. Wszystko się zgadzało. Na pewno pisał to mały wrzód na dupie, przecież to kruczowłosa kobieta uczyła ją pisania. Kolejny jej błąd, zbyt dużo przykładała się do edukowania Lily.

1 lutego 2020

Podsumowanie miesiąca - styczeń

Dzieeeeń dobry, moi najmilsi!
Witamy was serdecznie wraz z początkiem weekendu w podsumowaniu stycznia! Weszliśmy już w okres ferii zimowych, więc życzymy wszystkim tym, którzy je właśnie mają albo dopiero będą mieć, dobrej zabawy i porządnego wypoczynku przed powrotem do nauki! Gratulujemy również tym, którym udało się już zakończyć sesje, dobra robota, słonka, a za tych, którzy jeszcze chwilę będą musieli popracować, trzymamy kciuki!