29 lutego 2020

Od Raven do Pana Stasia - Szczury laboratoryjne

Spoglądała przede wszystkim sceptycznie na pomysły swojego partnera. Chcesz strzelać, czy sterować? Czy on chciał niczym rycerz na białym koniu zaatakować ich mieczem? Halabardą? Takich prymitywnych wynalazków tutaj nie mieli, za to gromadzę uzbrojonych po zęby strażników. A pociski? Widząc ich dość zaawansowaną broń przed utratą przytomności, zdążyła zdać sobie sprawę, że od początku będą na przegranej pozycji. Wolne żarty, takie rozwiązanie nawet nie wchodziło w grę. Na zewnątrz pozór spokoju niczym spokojny nurt w górskim potoku. Nie daj się jednak zwieść, wewnątrz już dawno przeżywała groźne epicentrum nagromadzonych negatywów. Chodź by raz, zdołał jej zaufać, zamiast marudzić i mówić złe rzeczy o jej charakterze, chorych działaniach. Jednak miały jakieś pozytywne skutki w życiu. Cholera, istne przekleństwo z tym gospodarzem rolnym. Zmierzała podjąć własne działania, niż zrobić z siebie obraz idiotki bez odpowiedniego myślenia racjonalnego. Skończył się okres ideału dobrej mamusi i pani domu, nastał czas powrotu samotnika.



Gdy Stanisław szperał coś przy jeżdżącej myjce i jakiś siatkach, sama zaczęła się rozglądać dookoła. Chciała zdobyć coś ostrego bądź kilka obiecujących rzeczy do stworzenia narzędzi tak zabójczych, jak jej kochane ostrze z wyspy. Wiadra, szmatki, mopy… Produkty chemiczne, ręczniki, kurwa! Dlaczego nie trafili do pomieszczenia jakiegoś konserwatora? Choćby jakieś gwoździe, listewki, młotek umożliwiający łamanie czaszki i wszelkich innego rodzaju kończyn. Wtem nikłe światło z żarówki odbiło się od czegoś, rażąc dotkliwie jej oczy. Subtelny uśmiech wypełzł na jej twarz, cholera… Pierwszy raz od dawna jej prośby zostały wysłuchane, nóż do cięcia dywanów. Pomachała nim kilka razy na prawo i lewo, nie będzie musiała się bronić gołymi dłońmi. Nie należał do narzędzi o beznadziejnej jakości, ostrze zostało osadzone w solidnej metalowej oprawie, gdzie nożyk miał spoczywać w dłoni właściciela.


- Przebrzydła pijawko… Zamierzasz mi dzisiaj pomóc w jakikolwiek sposób, czy będziesz stała przy tej szafce?!  - jakby jego myśli się sprawdziły, ktoś potężnie przywalił ramieniem w drzwi. Ich pozycja stawała się coraz bardziej beznadziejna, myśl. Zaczęła rozglądać się po sufitach, przecież nawet w tego typu zabudowaniu musi być wentylacja. - Raven?!
- Nie krzycz, cholerny futrzaku… Jeszcze brakuje mi tutaj przerośniętego futra, którego ciężko jest mi opanować, kiedy Twoje złe emocje biorą górę.
- Kierujesz czy strzelasz w nich siatką? Muszę wiedzieć, jak zaplanować kolejne kroki. - zacisnął dłoń w pięść, zaś bicie jego serca niebezpiecznie przyspieszyło. Skrzywiła się na samą myśl o destrukcji, jaką może zrobić w jednej chwili. Pomimo już dość zadowalającego panowania nad drugą formą, nadal stwarzał dla samego siebie zagrożenie. Pojawiła się w okamgnieniu przed jego osobą, łapiąc jego twarz w swoje dłonie, smakując subtelnie jego ust.
- Nie denerwuj się, Misiaku…
- Przecież musimy jakoś działać, tak? - zmarszczył czoło, wstrzymując na krótką chwilę oddech. - Drzwi wiecznie nie utrzymają się w ryzykach. Jeśli wejdą tutaj z bronią, zabiją nas.
- Myślisz, że chodząca pijawka nie ma planu? Dziękuję za wiarę we mnie.

Puściła w jego stronę oczko, nachylając swoją twarz w kierunku jego ucha. Tym samym szybko wytłumaczyła mu pokrótce połączenie ich geniuszu, która może wyjść dość zabójczo dla ich przeciwników. Jednak trzeba jakoś myśleć, przebić się przez linię frontu wroga za wszelką cenę. Przecież służby tego miejsca nie znają, jak kreatywni mogą być mieszkańcy swoistego piekła, zabawę czas zacząć.



~    *    ~


Gdyby każde brzydkie słowo miałoby być cenzurowane, jej kreatywne epitety przykryte zostałyby samym dźwiękiem klaksonu bądź bardziej wymyślnego sposobu. Inaczej wyobrażała sobie klatki wentylacyjne, czyste, schludne, dość sporej wielkości. Na przykład takie ukazane w licznych filmach szpiegowskich, jakie niegdyś uwielbiała oglądać, bądź czytać pomysłowość autorów w książkach. Dała się jednak złapać na swoje wyidealizowane marzenie codzienności na rzecz tego, co nie miało mieć tutaj prawa bytu. Żadnego. Kurz, smród wilgoci i istne pajęczyny powstałe przez obrzydliwe pająki. Nie bała się ich pod żadnymi względami, jedynie co czuła to zdegustowanie w ich temacie. Tyle. Musiała się nieźle nagimnastykować, aby przedostać się przez liczne i kręte korytarze. Jak na córkę wojskowego przystało, czołgała się po brudnym podłożu, brudząc ubranie, którym obudziła się już w celi. Od niej w całym planie zależało wiele, gdyby nie zdążyła na czas nawet nie chciała myśleć, co tamci ludzie zrobią z jej partnerem. Nic złego jednak nie planowała, powrócą na jebaną wyspę. Przypuszczała natrafienie na wiatraki przewodzące powietrze w dalsze zakątki tego budynku. Jednak jak mogła zająć się tym problemem? Jej umiejętności grzebania w samochodach na nic się nie zdadzą, mając przy sobie tylko marny nóż. Zdawała sobie sprawę z własnego położenia wśród instalacji, bo doskonale słyszała harmider tuż pod nią. Wystarczyło pozbyć się wentylatora, jak to zrobić bez własnej krzywdy? Odwrócenie się graniczyło całkowicie z trudem, zaś brak jej kochanych ciężkich buciorów też nie ukazywał pozytywów. Przeliczyła się zbyt bardzo, zawiodę po całej linii Staś.

- Szybciej chodzące debile, jeśli wam życie miłe! - zmroziło ją w jednym momencie, coś za bardzo zaczęli działać w obecnej chwili. Czyżby tak długo schodziło jej zajęcie się sprawą? Nie. Ktoś władczy i pewny siebie wpadł do rozwiązania problemu. Tacy goście byli najbardziej niebezpieczni. - Ruszać dupy, albo pozabijam!
- Gówniana wyspa, gówniane laboratorium… Beznadziejne życie. - mruknęła cichutko, próbując zebrać myśli w jednolitą całość.

Sprowadzili bardziej efektowną rzecz do wpraszania się na imprezę, niż ktoś mógł się spodziewać. Dwóch niosło porządny taran do wyłamania solidnych drzwi, które stały się solidną osłoną dla uciekinierów. Jeszcze. Niedługo miało się to jednak zmienić, jeszcze kilka sekund nadziei miało palić się w sercach dwójki ludzi. Ale czy na pewno? U dwóch stojących w najdalszej części korytarza coś wniosło niepokój, przeczucie nakazywało ostrożność. Logika zapowiadała jak najszybszą ucieczkę, wymienili porozumiewawcze spojrzenie na siebie. Szczury przeważnie nie wywołują tak głośnych rzeczy w wentylacji, a przecież nikt z rosłych facetów by się tam nie zmieścił. Najbardziej doświadczony i spokojny na pozór podszedł pod samo wyjście, które znajdowało się w zaciemnionym miejscu korytarza. Zmarszczył delikatnie brew, gdy mniej zidentyfikowana ciecz spadła prosto na jego czoło. I raz i kolejny. Zapach wydawał się mu znany, już mniej pewnie przyłożył opuszek palca. Nim zdołał ostrzec innych, wylot do wentylacji opadł na dół. Szczękiem przywalił mężczyznę do ziemi, zaś dziwna zjawa zeskoczyła wprost do jego gardła.

Reszta kompanów zareagowała w ciągu sekundy, spoglądając ze zdziwieniem za swoje plecy. Od razu czterech dobyło broni, szukając potencjalnych przeciwników. Szkoda, że byli błędni co do ilości mnogiej. Jeden, drugi wystrzał dobiegł z korytarza, niszcząc po kolei lampy wzdłuż każdej ze ścian. Łuski po nabojach padały po każdym przeładowaniu, zaś podejrzana czerwień rozjaśniła ciemność przed nimi.


- Stasiek! Miałam zająć się tyłem i zwrócić ich uwagę na siebie… Sam siedzisz zamknięty w czterech ścianach, nieładnie futrzaku. - westchnęła aktorsko, idąc wolno i stanowczo przed siebie. Dla lepszego efektu załączyła laser celownika, gdzie zaraz posłała kulę prosto w udo jakiegoś człowieka. Coraz ciężej wychodziło jej ukrywanie faktu, iż ból mocno promieniował przez jej poranione dłonie. Chociaż  ugaszenie odrobiony głodu zdało się idealnie na korzyść. - Dlatego tatusiek mi mówił, że broń nie jest dla dzieci. Świetne zabawki macie panowie, jednak… Guten morgen, guten tag zaczynamy Blitzkrieg raz - dwa!

Staś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz