26 lutego 2020

Od Iriego CD Bezimiennego

– Więc dlaczego grzebiesz w moich rzeczach? – przy wypowiadaniu tego pytania brew nieznajomego uniosła się w górę, a on sam z wyczekiwaniem czekał na odpowiedź.

Iri zdawał sobie sprawę z beznadziejność sytuacji, w jakiej się znalazł, najpewniej nie wyjdzie z tego bez szwanku. Mężczyzna wyglądał na takiego, który nie daje sobie w kaszę dmuchać, mimo że nosił na sobie ślady po bójce, to tylko utwierdzało fauna w przekonaniu, że jego odpowiedź, na pytanie musi być dobra, inaczej może pożegnać się już z życiem.

Ciężko było mu zebrać myśli, które kotłowały mu się w głowie i tylko nerwowo przygryzał wargę. Coraz większe zniecierpliwienie na twarzy mieszkańca tego obiektu, tylko go rozpraszało. Zimny pot zalał całe ciało Iriala i miał wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mu z piersi. Biło tak głośno, że aż dziwił się, czemu jeszcze tamten nie zwrócił na to uwagi, może gdyby był w stanie usłyszeć jego szalejące w klatce piersiowej serce, odpuściłby mu i bez słowa puścił, aby mógł odejść w swoją stronę i już nigdy nawet nie pomyślałby o zapuszczeniu się w te strony.

– Przepraszam, byłem ciekaw, co jest w środku. Nie chciałem niczego ukraść, przysięgam – odezwał się nareszcie, starając się, aby jego głos się nie załamał i przy okazji brzmiał szczerze, bo taka właśnie była prawda, nie miał zamiaru niczego ukrywać.

Młodszy mężczyzna w pewnym stopniu musiał uwierzyć w zapewnienia fauna, jego oblicze złagodniało, ale mimo wszystko dalej łypał na intruza groźnie. Nie ufał długowłosemu i nie miał najmniejszego zamiaru tego ukrywać.

Niższy z mężczyzn jako dumny właściciel kamiennej budowli wkroczył do pomieszczenia, nie zamierzając dłużej stać w progu. Zbliżył się, do stojącego bez ruchu Iriego i zlustrował go uważnym spojrzeniem, przesuwał wzrok od samego czubka głowy rosłego fauna, przesuwając się coraz niżej. Na dłuższą chwilę jego uwagę przykuła torba przewieszona przez ramię nieznajomego, wpatrywał się w nią dłuższą chwilę, jakby poważnie się nad czymś zastanawiał, po czym uniósł wzrok, by spojrzeć nie ufnie w ciemne oczy tamtego.

– Co masz w torbie? – odezwał się spokojniejszym tonem niż jeszcze chwilę wcześniej.

– Nic specjalnego, trochę ziół, które zbierałem w lesie, zanim tu trafiłem.

– Pokaż – nakazał, wyciągając w jego stronę dłoń.

Hid nawet się nie zastanawiał, złapał za pasek torby i jednym płynnym ruchem ściągnął z siebie skórzaną torbę, chwytając ją w dłoń. Zrobił jeden ostrożny krok w przód, nie robił żadnych gwałtownych ruchów, by nie dać nieznajomemu niepotrzebnych powodów do niepokoju. Wysunął przed siebie trzymany przedmiot i podsunął pod palce wyciągniętej dłoni niższego mężczyzny, ten równie spokojnie odebrał od niego torbę i opuścił dłoń. Posłał nowemu mieszkańcowi wyspy ostatni szybki spojrzenie, po czym odszedł od niego, podchodząc tym samym do stołu po drugiej stronie pomieszczenia. Postawił na nim przywłaszczoną własność ciemnowłosego, przerzucił na drugą stronę klapę, przez co metalowa klamra uderzyła o drewno z łoskotem. Właściciel błękitnych tęczówek po kolei wyciągał ze środka znajdujące się tam przedmioty i układał je na blacie, korzenie, łodygi, pąki oraz nasiona roślin zaraz przyozdobiły równą powierzchnię. Wszystko szło dobrze i Iri już myślał, że zaraz mężczyzna pozwoli mu zabrać swoje rzeczy i wyjść, aż do chwili kiedy odkrył przedmiot ukryty na samym dnie torby. Zatrzymał się w połowie ruchu, zaskoczony jego widokiem, po chwili się otrząsnął i wyjął pięknie zdobiony sztylet, obejrzał go dokładnie i delikatnie przejechał palcami po całej jego długości, uważając, by nie skaleczyć się o ostrze.

W ułamku sekundy oblicze niższego diametralnie się zmieniło. Uniósł gniewnie wzrok na nieznajomego stojącego po drugiej stronie pokoju, brwi schodziły mu się na środku, kiedy rzucał gromami z oczu. W każdej innej sytuacji uznałby, że drgający mężczyźnie policzek, wygląda zabawnie, jednak w tej chwili nie było mu ani trochę do śmiechu i to tylko dodawało grozy jego minie.

– A to skąd masz? – zapytał przez zaciśnięte zęby, pokazują trzymany sztylet.

Dopiero co zaczynające się uspokajać serce Hida znowu przyśpieszyło pracy i nagle wielka gula wyrosła w jego gardle, nie pozwalając mu wydusić ani słowa. Wytarł o ubłocone spodnie mokre ze zdenerwowania dłonie i przygryzł dolną wargę tak mocno, aż ta nie zacznie boleć. Dzięki tej praktyce udało mu się minimalnie uspokoić buzujący w nim strach na tyle, by wytrzymać ostry wzrok nieznajomego.

– Znalazłem go – oznajmił, zatrzymując wzrok na ostrzu.

Nim zdążył jakkolwiek zareagować, mieszkaniec tego miejsca w ułamku sekundy znalazł się tuż przy nim, z niewiarygodną siłą złapał go za szyję i przycisnął do najbliższej ściany. Przerażony faun nawet nie próbował się wyrywać, tylko odruchowo zacisnął dłonie na ręce mężczyzny, którą przyciskał go do ściany i za wszelką cenę próbował złapać oddech. Usilnie starał się, aby jego płuca nabrały tlenu, niestety przez zaciśniętą na gardle dłoń nic nie mogło dostać się do środka.

– W-w… le… sie… – udało mu się wydukać.

Na ciemnej skórze Iriego zaczynały pojawiać się nowe kropelki potu i coraz bardziej miał przeczucie, że teraz właśnie zakończy się jego życie. Zostanie uduszony przez nieznajomego, ponieważ przywłaszczył sobie jego własność, gdyby wiedział, że tak to się skończy nigdy, by go nie zabrał. Pozwoliłby, żeby właścicielowi się o nim przypomniało i wróciłby po niego albo inny mieszkaniec wyspy zabrałby ostrze zamiast niego.

Z każdą mijającą chwilą robiło mu się coraz bardziej, słabo, wielkie ciemne plamy wystąpiły mu przed oczami, a ciężkie powieki same zaczynały się zamykać, nie był w stanie nad nimi zapanować. Nagle jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki cały ucisk na krtań zniknął. Irial poczuł niesamowitą ulgę z tym związaną, łapczywie nabierał powietrza, kaszląc tez przy tym potężnie. Nie tylko nieznajomy przestał go dusić, ale też odsunął się od niego, wyczerpany brakiem powietrza faun nie miał siły utrzymać się na nogach, przez co upadł na kamienną posadzkę. Chłód, jaki od niej bił, sprawiał, że zrobiło mu się trochę lepiej.

– Wybacz mi, że zabrałem twoją własność – powiedział, kiedy był już w stanie normalnie się odezwać. – Gdybym wiedział, do kogo on należy, od razu bym go zwrócił.

Niższy mężczyzna nie odpowiedział na jego słowa, faun odważył się unieść na niego wzrok, a kiedy nabrał dość siły, stanął również na równe nogi. Przez cały czas obserwował mieszkańca katakumb zaniepokojonym wzrokiem, zauważył burzę, jaka właśnie toczyła się w umyśle błękitnookiego. Musiał coś sobie przypomnieć, coś, co dogłębnie nim wstrząsnęło i teraz starał się to sobie poukładać w głowie. Hid nie zamierzał go popędzać, stał spokojnie, czekając aż tamten, dojdzie do siebie.



Bezi?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz