3 lutego 2020

Od Pana Stasia cd Raven

Mruknąłem cicho i przeciągle, przechadzając się po złudniczych alejach. Nie lubiłem tutaj przychodzić, szczególnie sam. Podczas gdy słońce znajdowało się w odpowiednim miejscu, kącie i przy idealnej pogodzie, było tutaj wiele niewyjaśnionych zjawisk, za którymi sam nie przepadałem osobiście. Pojawiały się sylwetki, pokoje, odbicia, różnego rodzaju cienie. Sprawiało to wrażenie takiego pobytu w jakimś fantastycznym miejscu. Idealne miejsce dla dzieciaków, szukających wrażeń. Szczególnie małych dziesięcioletnich dziewczynek.
Powoli przechadzałem się kamiennymi alejkami, pomiędzy drzewami, krzewami oraz różnego rodzaju zielenią. Powoli chodziłem koło kamiennych murków i różnych pozostałości. Patrzyłem w górę, w korony drzew oraz na gałęzie. Cały czas wołałem "Lily, jesteś tutaj?" Chcąc, aby się odezwała. Miałem szczerą nadzieję, że ją tutaj odnajdę.
W tym miejscu była zdecydowanie bezpieczniejsza niż tam, w śpiącym kanionie. Było tam o wiele więcej niebezpiecznych stworzeń, samotników oraz zwierząt. Tutaj było bardziej neutralnie, spokojnie i kolorowo. Rzadko kiedy trafiało się jakiekolwiek zagrożenie.



Sam nie wiem, ile czasu tutaj spędziłem, jednakże przeszukałem każdy możliwy zakamarek. Nie znalazłem jednak śladu Lily. Co najwyżej jakąś połamaną trąbkę. Od razu skojarzyło mi się to ze starą kreskówką, gdzie postacie znalazły podobny przedmiot. Tylko nie trąbkę, a czarodziejską fujarkę. Później się jednak okazało, że to nie fujara, a flet. I nie czarodziejską tylko magiczną. Magiczna flet.
Od razu zacząłem się uśmiechać pod nosem, kiedy nagle na swoich ramionach poczułem dwie delikatne dłonie. Nie pamiętam, abym kogoś prosił jednak o masaż. Od razu się odwróciłem.
- A Ty to... Kto? - Zapytałem, patrząc na kobietę.
- Ja? Nie znasz mnie? Jestem nimfą leśną, zamieszkuje te obszary. Ty za to wyglądasz na zestresowanego... - Powiedziała, przytulając siędo przodu mojego ciała.
- No nic dziwnego... - Mruknąłem, robiąc dwa kroki do tyłu. - Skoro zaginęło mi dziecko... - Dodałem i po chwili poczułem na plecach konar drzewa.
- Oh, taki męski pan tatuś... Masz silne ramiona... Na pewno ciężko ci samotnie wychowywać młodą córkę... - Dodała, masując moje barki, ramiona i łokcie od przodu.
- Co? - Uniosłem wysoko brwi i patrzyłem na kobietę. Moja szczęka była dość nisko, a oczy szerokie niczym piłeczki tenisowe. Nie do końca rozumiałem tę sytuację. - Właściwie to... Ja mam swoją wybrankę, tutaj na wyspie. - Powiedziałem spokojnie, próbując się odczepić od dziewczyny, lub zmusić ją, by odczepiła się ode mnie.
- Um... Oh! - Jęknęła i odsunęła się delikatnie, jednakże po chwili do mnie powróciła. -To może... - Spuściła na chwilę wzrok, aby na mnie spojrzeć z powrotem. - Może ci jakoś umilę ten czas, poszukiwania córki? - Uwiesiła się na mojej szyi, próbując mnie najwidoczniej pocałować.
- Stop kurde... - Odepchnąłem mocno dziewczynę i wyprostowałem się. - Moja córka zaginęła, a ty sobie tu urządzasz schadzkę. - Warknąłem zły.
- Ta... - Dziewczyna przetarła czoło i pomasowała swoje obolałe ciało. - Podobasz mi się brutalu, jednakże masz rację. Idź, szukaj córki... - Odwróciła się tyłem i zaczęła powolnie odchodzić, kręcąc przy tym biodrami.
- Czekaj... Nie widziałaś tutaj takiej dziewczynki, czarnowłosa, dziesięcioletnia... - Zapytałem, patrząc na kobietę. Miałem nadzieję, że widziała ją tu dziś, albo chociaż wskaże mi trop.
- Przychodzi tutaj. Czasem rozmawiamy. Jednakże nie, dzisiaj jej tutaj nie było... - Powiedziała i zniknęła gdzieś pomiędzy krzakami.

Mruknąłem cicho niezadowolony i już wiedziałem, gdzie muszę iść. Skoro jej tutaj nie było dzisiaj, to cały czas musiała być w kanionie. Nie podobała mi się ta myśl i już wiedziałem, że będę musiał pomóc swojej Raven. Wiedziałem, że w tej formie, zajmie mi co najmniej pół dnia, aby dojść do kanionu. Przemieniłem się w swoją formę wilkołaka i ruszyłem w te pędy, na ratunek swojej ukochanej rodzinie.
Oczywiście nie spodziewałem się tego, że moja mała córeczka będzie przemierzała świat na grzbiecie tygrana. Zdziwiłem się, ale i uśmiechnąłem, wiedząc, że mała żyje. Teraz tylko pytanie, gdzie była Raven? Nie zaczepiałem dziewczynki, bo wiedziałem, że tygran dobiegnie do mojej farmy. Musiałem odnaleźć kobietę.
Wskoczyłem na drzewo i zacząłem nimi przeskakiwać w koronach drzew. Z jednego na drugie, dość sprawnie i cały czas do przodu. W pewnym momencie dostrzegłem swoją ukochaną wampirzycę. Walczyła z jakimś przerośniętym, ale młodym najwidoczniej wilkołakiem. Odrzucił ją dość mocno i biegł do niej rozpędzony. Nie miała szans z taką masą. Na szczęście ja byłem już tuż obok. Szybko zaszedłem go bardziej od boku i rozpędziłem się. W momencie, gdy już szybował w stronę krwiopijcy, uderzyłem go swoją masą od jego lewej strony. Byłem co najmniej dwa razy większy od niego i silniejszy. Przejechałem początkowo pazurami po jego pysku, po czym uderzyłem drugą łapą z drugiej strony. Próbował mnie odkopać tylnymi łapami, jednakże siedziałem zbyt wysoko. W ostatniej sekundzie zauważyłem, jak podnosi kamień, dlatego schyliłem się, łapiąc zębiskami jego szyję, wgryzłem się głęboko i szarpnąłem, podnosząc mocno łeb do góry z kawałem mięsa w pysku.
Wyplułem go, a wilkołak zaczął się miotać i szarpać, tryskając krwią z szyi i się nią dławiąc. Zeskoczyłem z niego i spojrzałem na kobietę. Podbiegłem do niej, obwąchując ją i patrząc groźnym wzrokiem. Po tym polizałem ją po policzku.
- S-Stasiek... Proszę Cię, zabieraj ten mokry język. Romantyczny jesteś jak nic. - Próbowała odsunąć moje wielkie ciałko, pokryte czarnym futrem, jednak nie było to takie łatwe. Byłem w końcu większy i silniejszy w tej formie.
Lizałem dalej ją po twarzy oraz szyi. Po chwili kłapnąłem ją zębiskami za ubranie i wrzuciłem na swoje plecy, na co dziewczyna zareagowała cichym krzykiem. Może ból, może strach. Nie było to ważne w tym momencie. Od razu ruszyłem biegiem w stronę domu.

Po powrocie Lily najwidoczniej zamknęła się w pokoju. Chyba wiedziała, że czeka ją srogie manto oraz ochrzan. Położyłem swoją ukochaną pijawkę na kanapie i dałem jej chłodny okład na czoło. Zająłem się również jej ranami, szczególnie tą na brzuchu. Wyglądała paskudnie, jednakże wiedziałem, że kto jak kto, jednak wampirzyca się z tego wyliże bez najmniejszego problemu. Pocałowałem ją w policzek, przez co mogłem się spodziewać lekkiego złapania mnie za szyję i przyciągnięcie do siebie.
- Oj wilczku, gdyby nie ty, to mogłoby być ze mną źle... - Powiedzała cicho, patrząc na mnie swoimi latarenkami.
- Już spokojnie moja droga... Ważne, że wszyscy są cali. A co do wszystkich... Może porozmawiamy z naszą małą diablicą? - Zapytałem cicho.
Raven jedynie pokiwała głową, a ja ruszyłem na górę po Lily. Po chwili zszedłem na dół, a mała za mną. Stanęła na środku pokoju, czekając na wyrok.
- Liliano Pancykiewska, to co zrobiłaś, może i było pomysłowe, ale i bardzo niebezpieczne. Chyba zdajesz sobie sprawę z konsekwencji, jakie mogły nastąpić, gdybym się tam nie zjawiła prawda? Zabraniam ci chodzić w takie miejsca, szczególnie samotnie!
Lily spojrzała ukradkiem na matkę, po czym poszukała wsparcia w moich oczach. Stałem jednak ze złą miną, karcąc ą wzrokiem obok kanapy. Od razu skuliła się bardziej, prawie że płacząc. Chyba mogła się tylko domyślać, co by się stało, gdybyśmy się nie zjawili.
- Mama chce powiedzieć, że mało brakowało, a mogłabyś stracić życie, lub naszą dwójkę. To, co zrobiłaś, było nierozważne i niemądre.
- Ale... - Zaczęła anielica, jednak szybko zamilkła, widząc minę matki.
- Liliana... Nie dam ci kary, bo Ty i tak każdą omijasz. Jednakże wiedz, że następnym razem takie coś może się tak dobrze nie skończyć. - Dodała Raven, podnosząc się. - Widzisz, jaką cenę musiała przypłacić, ratując twoją skórę.
- Raven... - Chciałem zacząć, jednakże sam szybko uciąłem temat.
- Nie ma "Raven". Lily, marsz do swojego pokoju i przemyśl sobie wszystko. - Powiedziała sucho wampirzyca.
Lily z małymi łezkami w oczach szybko pomknęła do swojego pokoju. Raven patrzyła za nią chwilę i na tym zatrzymała swój wzrok. Podszedłem kawałek bliżej i cicho mruknąłem.
- Zanim cokolwiek powiesz panie Stanisławie wiedz, że też zasługujesz na solidne lanie.
- A niby za co? - Zdziwiony spojrzałem na pijawkę.
- Za rozpieszczanie naszego małego owocka... - Powiedziała, chwytając mnie za ubranie, przyciągając do siebie i całując w usta.
- Jakież rozpieszczanie?! Staram się być dobrym ojcem... A taka kara, to jak nagroda. - Uśmiechnąłem się delikatnie.
- A kto powiedział, że to była kara? - Uśmiechnęła się szyderczo.

W tym momencie mogłem poczuć jeszcze silniejsze szarpnięcie ku osobie wampirzycy, a następnie cztery mocne ukłucia, niczym grube igiełki. Krzyknąłem cicho, czując ból na szyi i ciche mlaskanie i zasysanie mojej czerwonej posoki.

Raven?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz