11 lutego 2020

Od Eris CD Aven - Szczury laboratoryjne

lW chwili, gdy stały trzymając w palcach po pigułkę. Eris, choć przestraszona miejscem, w którym się znalazły, zaczęła się uspokajać. Wiedziała, że taka zmiana raczej da im trochę czasu na obmyślenie planu ucieczki. Białowłosa zawsze miała problem z impulsywnością, nie umiała utrzymać nerwów na wodzy. Pogorszyło się to jednak wraz z tragicznym wypadkiem, pobytem w laboratorium i zesłaniem na wyspę. Z pozoru zawsze wydawała się spokojna i opanowana, wystarczył jednak jeden gorszy dzień, jednak mała iskra by wybuchła, czego później miała długo żałować. Nie wiedziała, skąd to się wzięło, cały jednak czas, starała się nad tym zapanować. Uparcie i skrupulatnie pracowała nad sobą, choć efekty były raczej marne.
Gdy połknęły tabletki, strażniczka poczuła, jak ten pierwszy stres mija, że naprawdę zaczyna trzeźwiej myśleć. Niedługo nacieszyła się tym stanem, bo choć faktycznie nie bała się już tak bardzo, to jasność umysły szubko przyćmiło działanie „prezentu”.

Aven wiedząc, że nie wygra z zawrotami głowy, położyła się na pryczy. Eris z kolei, posiadając dokładnie tę samą wiedzę, postanowiła zawalczyć, co zakończyło się podobnym skutkiem jak w lesie. Nie dała przekonać się średnio już wyraźnym tłumaczeniom i namową łowczyni, by poszła w jej ślady. Wszystko to „jak grochem o ścianę”, nic nie doszło do tego zakutego łba. Kobieta wykonała nieskrajny krok i jak poprzednim razem targnięta nagłym niedotlenieniem mózgu padła jak ścięte drzewo na ziemię. Straciła przytomność, nim jeszcze jej głowa zdążyła zetknąć się z posadzką. Po trzykroć jak ostatnio znów obudził ją potworny ból głowy. Tym razem towarzyszył mu dodatkowo, towarzyszyły, ochrypłe rozkazy. Przez dłuższą chwilę obraz przed jej oczami rozmazywał się, szybko jednak nabrał ostrości. Natychmiast zrozumiała co się dzieje. W ich klatce znajdowało się trzech naukowców i kilku zbrojnych. Do żył strażniczki natychmiast uderzyła adrenalina. Była wściekła, próbowała wyrwać się dwóm rosłym żołnierzom, na próżno. Choć ogniki w oczach miały mieść ich na popiół, to osłabione ciało zbyt mocno dawało o sobie znać. Podeszła doń blond włosa kobieta z okularami w charakterystycznej czerwonej oprawie. W porównaniu z wyrośniętą Eris wyglądała jak małą porcelanowa lalka. Kobieta łypnęła na obiekt 048. Miała wyraźnie niezadowoloną minę. W jej oczy nie było nic innego prócz pogardy i obrzydzenia. Wybryki natury, śmieci, które nie potrafiły odpowiednio wykorzystać daru, jaki otrzymały.

Cała skumulowana w strażniczce złość, wyparowała, zniknęłam jak bańka mydlana, w chwili, gdy jej umysł przeszyła myśl-błyskawica. Nadal wierciła się i wyrywała dla zachowania pozorów. Jednak w chwili, gdy pani dr podeszła na krok, Eris stanowczo uderzyła ją głową, po czym zrobiła nagły krok. Żołnierze natychmiast odsunęli ją, zasypując blondynkę pytaniami o jej samopoczucie. Odsuwana mutantka zaszurała nogami. Pani naukowiec szybko podniosła się z ziemi, z czystą nienawiścią płonącą we wściekle szmaragdowych oczach. Nie zastanawiając się dłużej, wymierzyła 048, siarczysty policzek, od którego zapiszczało jej w uszach. Nie usłyszała tego, co krzyczała do niej kobieta. Musiała jej oddać, że jak na takie chucherko, miała siłę. W pierwszym momencie Eris miała wrażenie, że odpadnie jej głowa. Dlaczego wszystko sprzysięgło się przeciwko niej, cały czas dostawała po głowie. Pomijając oczywiście fakt, że za każdym razem z jej winy lub na własne życzenie.

Po chwili jednak ciśnięto i Eris, i Aven na podłogę, ja szmaciane lalki. Białowłosa nie zdążyła się podnieść, by ruszyć na naukowców. Wyszli. Tak po prostu, jakby nic się nie stało.

— Wszytko w porządku? — spytała łowczyni, zbliżając się doń powoli.

— Doskonale, bywało gorzej. — odpowiedziała mało subtelnym tonem. Ogniki w jej lodowatych oczach nie straciły na intensywności. Jedynie jakiś kompletnie niepasujący błysnął w nich tajemniczo.

— Um... Chyba pigułki działają — głos rudowłosej wydawał się nieco zaskoczony takim działaniem tabletek. Badała ostrożnie swoją nową powłokę. Szczególnie zainteresowały ją paznokcie i sama faktura skóry.

Eris poszła w ślady za towarzyszką, dopiero teraz zaczęła zdawać sobie sprawę ze zmian w swoim wyglądzie. Szczególnie zainteresowały ją wielobarwne pióra, chociaż uważała, że bardziej pasowałyby do Aven, która jako gad wyglądała najmniej zabawnie. Momentalnie kąciki jej ust rozciągnęły się w uśmiechu.

— Ty też wyglądasz niewyraźnie — rzuciła rozbawiona.

Przez dłuższą chwilę obie były całkowicie pochłonięte sobą. Niesamowite, że te pigułki działały tak szybko i mocno. Strażniczka była pewna, że zajmie to znacznie więcej czasu. Spodziewała się ledwie pierwszych symptomów przemiany, jakie widywała u innych obiektów. Sama jeszcze była zbyt krótko na wyspie, by mogła dowiedzieć się kim lub raczej czym jest. Tym samym spodziewała się, że będą potrzebować znacznie więcej tabletek, których już raczej nie odzyskają. Znały już jednak odpowiedź na te wątpliwości. Pozostawało jednak nadal jedno, bardzo ważne pytanie. Ile to potrwa? Zostaną już takie na zawsze lub do momentu opracowania przez naukowców antidotum czy ich aktualne przemiany znikną po czasie? Ciężko było to przewidzieć czy choćby spróbować obliczyć.

— Hej, jaszczurko — zaczepiła białowłosa, miała wyraźnie lepszy humor.

— Co jest, ptaszku?

Chytrość w oczach Eris nie pozostawiała wiele do namysłu. Najwidoczniej miała jakiś plan. Oby tylko w planowaniu nie przeceniła swoich umiejętności tak jak w przypadku oceny swoich sił. W przeciwnym razie obie mogłyby już zacząć modlić się do wszystkich znanych światu bóstw o łagodną i szybką śmierć, której zapewne by nie wyprosiły.

Jednak strażniczka nie odpowiedziała rudowłosej, zamiast tego, jak gdyby nigdy nic, wpakowała sobie dłoń w biust. Widząc to, Aven wyraźnie się zmieszała, choć wyraz jej twarzy przypominał raczej zaniepokojenie stanem koleżanki. W końcu nie wszyscy publicznie i to bez powodu ładują łapy między cycki i to swoje własne.

Widząc minę towarzyszki, Eris roześmiała się serdecznie. Taka nagła zmiana nastroju była wręcz niepokojąca, ale w jej przypadku całkiem uzasadniona. Kobieta jednak nie miała zamiaru zdradzić łowczyni swojego planu. Ślepo wierzyła, że im, a w zasadzie jej, się uda. Skoro plan już miała, musiała jedynie dostosować go, do nieznajomości drogi, co nastręczało nieco więcej problemu. Ostatecznie jednak i to było do zrobienia. Problemem oczywiście był jedynie ograniczony czas i metody zapoznania się z drogą ucieczki. W razie absolutnej konieczności można by spróbować wydostać się „na żywioł”, ale to było znacząco ryzykowne, a i wątpliwej jakości nerwy Eris mogłyby znów nie podołać wyzwaniu, nawet pełne świadomości związanej z przewagą.

Nie minęło wiele czasu, gdy naukowcy znów pojawili się w zasięgu wzroku. Natychmiast uśmiechy zniknęły z twarzy oby kobiet. Był to dokładnie ten sam zestaw do wcześniej. Jedynie wzbogacony o kolejnego, tym razem starego, lecz z równie przerażającym błyskiem w oku. Wbrew wszelkim obawom, nie weszli do ich celi. Minęli ją. Zatrzymali się kawałek dalej, przy więzieniu zapoznanej dwójki, od której otrzymały pomoc. Gdy drzwi otworzyły się, przez wentyl w ścianie kobiety mogły słyszeć żywą dyskusję naukowców. Wszyscy nadal obwiniali się o pomyłkę, w końcu jednak główne oskarżenie padło na więźniów. Kobieta, która wcześniej została zaatakowana przez białowłosą, widocznie zarzucała młodszemu z mężczyzn prawdopodobnie celowe niedopilnowanie obiektów przy przyjmowaniu dawki. Podpora jej domysłów nie została jednak przedstawiona, przerwana przez starego. Najwyraźniej nie obchodziły go domysły i obwinianie się młodych. W końcu kto by się tym przejmował. Oczywiście z wyjątkiem strażniczki, ona bardzo chciała poznać powody tych oskarżeń, dałaby sobie rękę, a raczej skrzydło uciąć, że chodziło o jakąś zazdrość i romans. Mimo wszystko siedziała cicho, nie śmiejąc nawet się poruszyć. Wsłuchiwała się jedynie w nie do końca zrozumiałą rozmowę. Bała się o owych oryginalnych posiadaczy ich obecnej mutacji. Przecież to właśnie im zawdzięczały tę chwilę beztroski. Co teraz z nimi będzie?

Po chwili przed szybą więzienia kobiet mignęło dwóch żołnierzy. Biegli, śpieszyli się, wrócili zaledwie po kilkunastu sekundach, pchając dwa wózki, a dokładnie je ścianki z pasami na wózku towarowym. Słysząc szamotanie i protesty mężczyzn, Eris i Aven czym prędzej przypadły do szyby. Po jakimś czasie, zakneblowanych, wywieziono na korytarz. Obaj mutanci spojrzeli na nie przerażonym wzrokiem. Strażniczka niemal je poczuła, to przeszywające na wskroś cierpiętnicze spojrzenie. Łowczyni chyba też je poczuła…

— Zabierają ich… — powiedziała półgłosem białowłosa.

Nie oczekiwała odpowiedzi, a jednak otrzymała je w postaci delikatnego skinienia głowy, które nie zostało przez nią nawet zarejestrowane.


Aven?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz