7 lutego 2020

Od Aven CD Eris - Szczury laboratoryjne

Wiosna, pora radosna. Na wyspie, w dziczy prezentowała się naprawdę okazale. Wszędzie było cudownie zielono, urocze pąki zdobiły gałązki, pojawiało się więcej zwierząt. Jednak wraz z budzeniem się wszechobecnej natury pojawiały się też coraz to nowe zagrożenia. Roztopy powodowały, że grunt na łowiskach był grząski i nieprzewidywalny, wiele miejsc stało się trudno dostępne lub w ogóle nie dało się tam dostać. W dodatku zaczęły się rozchodzić pogłoski o bestii krążącej w okolicy wioski. Myślałam, że będzie to tylko bujda, albo przerysowane widziadła któregoś z mieszkańców, który za daleko zapędził się przy spacerze lub pracy.
Niestety sprawa musiała być poważna, ponieważ dostałam oficjalne wezwanie, a takie rzeczy rzadko się zdarzały. Najczęściej to ludzie przychodzili do mnie, lub znajdowali w kwaterze myśliwych lub nawet zagadywali przy rynku, celem załatwienia każdej, nawet najdrobniejszej sprawy dla nich. Jako najstarsza stażem łowczyni, zostałam przydzielona do pomocy białowłosej, groźnie wyglądającej strażniczce. Miałyśmy iść do lasu w poszukiwaniu bestii, o której było głośno w osadzie, oraz ludzi widzianych w niedużej odległości od tego miejsca. Po drodze starałam się umilić nam jakoś czas rozmową, ale Eris była całkowicie w swoim świecie. Poza jej głośniejszymi krokami nie było słychać żadnego szmeru. Tę monotonię w końcu przerwał cichy świst, po którym nastąpiło jęknięcie mojej towarzyszki. Zanim zdążyłam zrozumieć, co właściwie się stało i co ta kobieta trzymała w ręce, sama poczułam ból.


Zostałyśmy zaatakowane, a broń nie mogła należeć ani do osadnika, ani samotnika, poszukiwanego stworzenia nie trzeba było brać pod uwagę. Strażniczka w pokraczny sposób próbowała biec przez las, w stronę przeciwną do wioski. Przed oczami pojawiły mi się mroczki, czułam narastającą słabość. Zrozumiałam zachowanie towarzyszki. Nie zaszła daleko, potknęła się i uderzyła się z głośnym bęcnięciem w głowę, tracąc przytomność, zanim środek w strzałce zdążył dobrze zadziałać. Chciałam podbiec do niej, lub poszukać chociaż zagrożenia, ale nie byłam w stanie zrobić kroku, po czym osunęłam się na ziemię. Ciemność spłynęła na moje oczy.

~~~

Ocknęłam się na twardej posadzce w zimnym, przypominającym więzienie pomieszczeniu. Znów trafiłam do laboratorium, traumatyczne wspomnienia wypełnionych strachem badań wróciły jak żywe. Miałam nieco czasu, by rozejrzeć się wokoło. Po przeciwnej stronie celi leżała nieprzytomna jeszcze Eris. Uklękłam przy niej, chcąc ocenić stan, w jakim się znajdowała. Poza sinawym guzem przy linii włosów nie było nic, co mogłoby niepokoić. Oby tylko przez uderzenie nie miała wstrząsu mózgu…
Jak na komendę dziewczyna otwarła oczy, powoli siadając.
– Dobrze się czujesz? – spytałam, choć w zasadzie to znałam już odpowiedź.
– Yy… Tak, tak – wymamrotała, opierając czoło na dłoni – Tylko strasznie boli mnie głowa.
– Nic dziwnego, gdy traciłaś przytomność, uderzyłaś w drzewo – odpowiedziałam zakłopotana. Nie byłam pewna czy rozwinąć myśl. Przypomniał mi się odgłos uderzenia.
– Phi… – sapnęła. – To musiało wyglądać komicznie. Gdzie, w ogóle jesteśmy? – spytała, rozglądając się.
– Laboratorium – odparłam.
– Nie, nie, nie. Przecież ja dopiero stąd wyszłam, dopiero opuściłam to miejsce – wydawała się równie zaniepokojona obecną sytuacją, co ja. Chciałam pomóc jej w jakikolwiek sposób. Położyłam jej dłoń na ramieniu, mówiąc słowa otuchy.
– Nie! Po moim trupie! – wypaliła, podnosząc się z niespodziewanym impetem. Byłam zaskoczona jej reakcją. Zaczęła tłuc w pancerną szybę w desperackiej próbie uwolnienia się i wyładowania złości. Musiała przejść tutaj przez prawdziwe piekło. Wkrótce opadła z sił, osuwając na ziemię. Towarzyszka niedoli gestem pokazała mi, żebym się nie odzywała. Nawet nie wiem, co mogłabym jej powiedzieć w tej chwili.
Strażniczka odeszła w końcu od szyby i siadła pod ścianą naprzeciwko, oddając się cichej kontemplacji. Trwającą nieprzyjemną ciszę zakłócił zgiełk na zewnątrz. Popatrzyłyśmy z Eris po sobie i podeszłyśmy do szyby. Zamieszanie wywołane było nadjeżdżającym wózkiem z jedzeniem, który nas ominął.
– Jedzenie – szepnęła strażniczka.
Znów wymieniłyśmy się spojrzeniami.
– Musimy być na czczo do badań – powiedziałam drżącym głosem, po plecach przeszły mi ciarki – Z tych badań się nie wraca…
– Musimy się stąd wydostać! – wyrzuciła z siebie białowłosa. Po chwili krążenia Eris siadła pod ścianą intensywnie myśląc, zapewne o ucieczce. Moment później odskoczyła jak poparzona. Podeszłam bliżej, dostrzegając wystającą z otworu w ścianie łuskowatą łapę, na której leżały dwie kolorowe pigułki. Za namową jaszczura z celi obok strażniczka wzięła je i podała mi. Jeśli miałyśmy zginąć, to równie dobrze mogłyśmy wywołać zamieszanie przed śmiercią. Wybrałam czerwoną pigułkę i przyjęłyśmy je jednocześnie. Nie wiedziałam, jaką modyfikację właśnie przyjęłam, ani jak moje ciało zareaguje na takie zmiany, jednak lepszego wyboru nie miałam. Wszystko byłoby lepsze niż ponowne trafienie na stół operacyjny z tą różnicą, że teraz chcieli sprawdzić, jak im poszło, a przy tym nie musieli być delikatni. Było tu mnóstwo innych mutantów, co było chyba najbardziej przerażające. Każdy z tych ludzi miał swoją historię, godność a zapewne także rodzinę i przyjaciół. A byli traktowani i zmieniani w odczłowieczone pokraki.
Nad słusznością pospiesznej decyzji zaczęłam się zastanawiać, dopiero gdy lek zaczął działać, a przynajmniej moje samopoczucie potwornie się pogorszyło. Czułam mdłości i słabości. Położyłam się na zimnej pryczy, by po chwili znów stracić przytomność.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam żołnierzy, którzy podtrzymywali mnie za ramiona. Patrząc na bok, zobaczyłam, jak wioskowa strażniczka stawiała opór, przez co ją potraktowali znacznie mniej delikatnie. W naszej klatce zrobiło się spore zamieszanie. Trójka naukowców dyskutowała podniesionymi głosami. Brzmiało to na wzajemne obwinianie się za jakiś błąd. Podeszli bliżej, by przyglądnąć się każdej z nas. Wysoki mężczyzna o krótkiej, ciemnej czuprynie złapał mnie za podbródek i przyglądnął się mojej twarzy. Jego wzrok wskazywał wyraźnie, że nie podobało mu się to, co widział. To oznaczało, że cokolwiek się stało, pokrzyżowało plany naukowcom. A nam zapewne dało nieco czasu na obmyślenie planu ucieczki. Laboranci opuścili nas, a za ich komendą żołnierze puścili nas wolno. Choć było to zbyt delikatnie powiedziane – porzucili nas jak zepsute zabawki.
– Wszytko w porządku? – zapytałam, zbliżając się do Eris.
– Doskonale, bywało gorzej. – odpowiedziała mało subtelnym tonem. Była wściekła, wyglądała na taką, która mogłaby rozerwać gołymi rękami na strzępy strażników, gdyby zabrać im karabiny.
– Um... Chyba pigułki działają – powiedziałam, pokazując na twarz dziewczyny. Miałam stanowczo za długie paznokcie, podobnie jak i ona. Tylko moja skóra była za bardzo chropowata. Jej widocznie trafiła się harpia… Spojrzała na mnie, miała bardziej spokojny wzrok, kąciki jej ust poszły do góry – cokolwiek nie spodobało się jednemu z tych naukowców, widocznie ją bawiło.
– Ty też wyglądasz niewyraźnie.
Dotknęłam swojej twarzy, która również okazała się chropowata. Teraz ja sama musiałam wyglądać przynajmniej komicznie. Zostałyśmy zostawione w spokoju, przynajmniej na chwilę. Co jakiś czas przychodził do nas naukowiec, zazwyczaj tylko oglądał nas przez pancerną szybę i notował, rzadko było słychać komentarze z jego strony. Modyfikacje postępowały zupełnie inaczej niż przy operacjach. Wciąż mogłam słyszeć, choć słabiej, ponieważ zanikły moje szpiczaste uszy. Eris wyglądała niewiele lepiej. Wciąż żyłyśmy, ale musiałyśmy się stąd wydostać. Dość przerażała mnie wizja pozostania gadem, ale z dwojga złego wolałam być wolna. Dodatkowo niepokoił mnie brak odzewu ze strony pary, która de facto nas uratowała przed badaniami.
– Hej, jaszczurko – zaczepiła mnie białowłosa. Była specyficzna, ale każdy kontakt z nią podnosił na duchu.
– Co jest, ptaszku? – odpowiedziałam. Zastanawiałam się, czy tylko tak brzmi, czy wpadła na jakiś genialny pomysł, że ma tak zaczepny nastrój.

Eris?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz