9 lutego 2020

Od Lily cd Pan Staś

Marszczyła swoje szlachetne czółko po raz kolejny tego dnia, za każdym razem, gdy widziała swoiste uczucia swoich rodziców. Nigdy nie odmawiała sobie przeszkadzania im w takich nielicznych chwilach, rodziło to mieszane uczucia w jej główce. Mruczenie pod nosem, próby zwrócenia na siebie uwagi, bądź bardziej brutalne metody. Panna Pancykiewska naprawdę starała się zrozumieć świat dorosłych, niejednokrotnie posyłając dość nieprzewidywalne pytania swojemu ojcu. Z pewnego rodzaju zachwytem przyglądała się jego rumieńcom i błagalnym spojrzeniu, jakie kierował o pomoc do swojej ukochanej. Jednak życie z nimi nie było łatwe i doskonałe, zbywała go dosłownie na każdym kroku. “ Zapytała Twoją osobę, prawda? Teraz się martw, przecież jestem tą DRUGĄ w tej rodzinie… “ Uwielbiała obserwować świat z różnych perspektyw, analizować, aby wieczorami zapisywać swoje przemyślenia.Z czasem nabierała wprawy w sztukach tworzenia, kreatywnie pisząc w późniejszym czasie historie wykreowanych bohaterów. O dziwo dwie z nich subtelnie - bardzo przypominały dwóch zgryźliwych dorosłych, uwielbionych tak przez jej osóbkę.

Reszta dnia okazała się o tyle nudna, iż na każdym kroku nawiedzała na zmianę swoich rodziców. Była cieniem, psującym trudy pracy. Tylko mała diablica potrafiła przeciąć niechcący linkę z białym praniem, swobodnie lądujące w błotku. Na chwilę obecną spędzała czas w najlepszym towarzystwie, praca przy roślinach było czymś niespotykanym, co na chwilę potrafiło zamrozić jej pokłady energii. Pieląc grządki z roślinami, potrafiła mówić niczym katarynka. Jej przynosiło to swoistą przyjemność, gorzej było z pewnym jej towarzyszem niedoli.



- Niechcący podłożyłam tamtej pani nogę i wylądowała w krzakach z kolcami. Rozumiesz tatko, kolcami! - zaśmiała się cichutko, wrzucając kolejne nieużytki roślin do koszyczka.
- Naprawdę fascynujące…
- W mgnieniu oka zniknęłam im niczym duch! Ziuuum, byłam na dachu i oglądałam wydarzenie. Chaos! Tatko? - spojrzała na ojca podejrzliwie, zakładając ręce na swojej klatce piersiowej. Noga jej wybijała szybki rytm, nienawidziła być pomijana, łaknęła uwagi. - Nie słuchasz mnie?!
- Lily… Cenię pomoc mojego kwiatuszka, jednak mówisz stanowczo za dużo. Przy tym wyrywasz potrzebne nam do życia rośliny.
- Teraz już wiem, dlaczego mamusia narzeka na chłopców! - mruknęła groźnie, zaś znajomy błysk czerwieni zawitał na chwilkę w jej bystrych oczach. Mężczyzna momentalnie się wyprostował, cholera. Jego córka coraz bardziej przypominała mu starszą zarazę, która jakiś czas temu ewakuowała się z ich życia. Nadal nie miał pojęcia, jak zawrócić ją do domu.

- Mamusia i ja... Można nas porównać do ognia i wody, wiesz?
- Raczej do psa i kota, panie mądralo.
- Kwiatuszku musisz wyrażać się ładniej. Młodej kobiecie tak nie przystoi. - położył obok swojej nogi narzędzia ogrodowe, klękając przed swoją pierworodną. I pomyśleć, iż za lat kilka może być gorzej. - Ja jestem sprytnym kotem?
- M- amusia mówiła, że jesteś myszą w potrzasku.
Stanisław zdołał pokiwać tylko głową, niedowierzając we własne obłudne szczęście. Dwie psotnice i istne diabły, były w cholernie dobrej zmowie. Wynik wylatywał ku górze, przedstawiając cztery do zera. Wynik rósł diametralnie szybko, jednak nie z korzyścią dla gospodarza rolnego. A łatwo było spojrzeć, iż był dopiero drugi dzień nowego tygodnia. Ciekawie w jakie tarapaty wejdzie słodki owocek? Młody mieszaniec był trudniejszym przeciwnikiem, niż mógł sobie ktoś to wyobrazić.
- Liliano! Rekwiruje oficjalnie CAŁY Twój rynsztunek, wliczając w to linię z oka.
- Tatusiu… - uśmiechnęła się słodko, zakładając rączki za swoje plecy. - Chyba nie strzelisz sobie w głowę z tego powodu, że przegrywasz łatwą rozmowę. Jeszcze z ukochanym stworzonkiem.
- Lily?
- Mamusia nigdy nie ma problemu, aby dostrzec moje gierki.
- Przeklinam dzień poznania Twojej matki! - zdenerwował się, zaś atmosfera stała się zastraszająco ciężka. Apokalipsa nadchodzi wielkimi krokami, jeszcze tutaj kupki czarnego futra brakowało. W pewnym momencie rzuciła się na swojego ojca, przewracając się razem z nim na rosnące roślinki na grządkach.
- Kocham Cię tatusiu… - szepnęła, przytulając się do jego klatki piersiowej. Wsłuchiwała się z przyjemnością w bicie jego serca, uwielbiała to robić od małego.
- Moje plecy…
- Pamiętaj, że jesteś moim idolem, zawsze będziesz nim tylko Ty.

Zaśmiała się słodko, mocno ściskając jego szyję. Już wyobrażała w swojej głowie scenariusze, jak zostaje opieprzona przez matkę za pobrudzenie dwóch białych koszul. Po krótkim muśnięciu policzka ojca zniknęła w okamgnieniu z całego miejsca zdarzenia, poszkodowanego zostawiając na pastwę samego siebie. Gospodarz leżał jeszcze długi czas na ziemi, mocno zamykając dłonie w pobielałe pięści. Przeklinał swoje położenie w hierarchii domostwa wśród kobiet, które najpewniej kochał całym swoim serduszkiem. Chociaż poniosły go emocje i chęci mordu, nadal próbował nauczyć się dystansu do samego siebie. Przecież nic mu od życia nie zostało, prawda?

- Cholerne wampirzyce z piekła rodem! - krzyknął w swoje dłonie, za którymi ukrył połowę swojej zmęczonej twarzy.

~ * ~

Głowa skryta pod czarnym materiałem kaptura wychyliła się delikatnie zza ściany budynku, zaś bystre oczy sprawnie obserwowały zaistniałą sytuację. Znajome zmarszczki zawitały na jej twarzyczkę, gdy zauważyła tak znienawidzony obraz. Znowu atak z zaskoczenia, wybicie z rytmu pracy, sprzeczka i na koniec pocałunek w usta. Ciągły scenariusz ich relacji, żadnych nowości w ich związku. Dziewczyna od jakiegoś czasu knuła pewne przedsięwzięcia, mające na celu oddalenie ich od siebie. Czuła się od jakiegoś czasu odrzucona na boczny tor, bycie w centrum uwagi dotychczas weszło już w jej nawyk. Okrutne.

Liliana była od małego uczona najlepszych cech, aby wyspa nie zniszczyła jej do cna. Pomagać innym, być miłym i uroczym, idealna przykrywka do prawdziwej rzeczywistości. Niejednokrotnie spryt i pomysłowość odziedziczona po matce, dawała się we znaki wszystkim. Tak miało być i tym razem, zemsta na morderczej i dumnej Raven.

Wymieniła porozumiewawcze spojrzenie z owieczką, która pasła się obok jej stopy. Były nierozłączne od najmłodszych lat, jednak era jeżdżenia na jej grzbiecie już dawno przeminęła. Kiwnęła głową, uśmiechając się w ten znany sposób dla jej osoby. Bezszelestnie wykorzystała moment odejścia starszej wampirzycy, aby zaatakować wilkołaka od tyłu. I tym razem się powiodło, gdy w ostatniej chwili rzuciła się na jego szyję.

- Wykonaj jeszcze jeden ruch, zginiesz śmiercią drastyczną. - powiedziała z powagą, przyciskając gałązkę do jego gardła.
- Przy Twojej matce sam mogę popełnić samobójstwo, lecz teraz jestem wyjątkowo zajęty. - odpowiedział równie szybko, pozbywając się zbędnego balastu ze swojego ciała. Chwilę potem wrócić do skórowania zwierzyny, co musiał dokończyć po Raven. - Chciałaś coś konkretnego?
- Przybywam z nadzieją, że znasz odpowiedź na nurtujące mój móżdżek pytania, tatusiu.
- Znowu…
- Czy mamusia kocha nas jeszcze, czy jednak kocha kogoś innego, hm? - Stanisław momentalnie się wyprostował, zaś na pewien moment zapomniał jak się oddycha. - Znika zbyt często, mało spędza czasu w z nami…

Zaczęła wyliczać to najróżniejsze rzeczy na swoich paluszkach, jednak wewnątrz siebie będąc w pełni dumną osóbką. Dopięła swego po części, chciała sprowokować swojego tatusia, aby doprowadzić go do wątpliwości i nastania wielkiej kłótni stulecia rodzinnego. Miała być to zemsta z dziecięcej zazdrości o tatusia, który zbyt dużo przekładał swój wzgląd na inną osobę. Dorosły jej towarzysz przeklął pod nosem, gdy ostry nóż zranił środek jego dłoni. Czasem jego córka zadziwiała go pod takim względem, że zapominał, jak się oddycha.

Pan Staś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz