29 lutego 2020

Od Pana Stasia cd Raven - szczury laboratoryjne

Szczerze powiedziawszy, nie spodziewałem się tego, że Raven wpadnie na pomysł przeciskania się kanałem wentylacyjnym, aby odwrócić uwagę strażników. W sumie może to i był jedyny sposób, aby stąd uciec. Problem zaczął się jednak pojawiać w momencie, gdy okazało się, że ja się przez otwór nie zmieszczę. Cholerna wampirzyca i jej pomysły. Zacząłem przeklinać, na co ona sama chyba zareagowała podobnie. W ten oto sposób staliśmy i przeklinaliśmy obydwoje. Tak bardzo uroczo.

- I jak niby mam się tam zmieścić, cholerna pijawko? - Zapytałem, podchodząc do niej na dwa kroki, aby potem się odsunąć i zatoczyć kółko.
- Może jakbyś zrzucił trochę tego tłuszczu oraz futra, to byś się tam zmieścił... - Dogryzła mi z zaciśniętymi zębami.
- Czyżby? Jeszcze powiedz, że to przez to, że za mało ruchu uprawiam!
- A dużo ruchu uprawiasz? Bo ze mną na pewno nie...
- Przesadziłaś... - Ugryzłem się w język i odwróciłem się tyłem do niej.
- Oj futrzaku... Kocham cię... A teraz powiem ci mój plan. - Powiedziała, zaczynając mi wszystko pokolei szeptać do ucha.



Nie ukrywam, że plan miała całkiem ciekawy, ale nie podobał mi się w stu procentach. Miała wyskoczyć w odpowiednim miejscu z wentylacji i odciągnąć ich uwagę, aby w tym momencie ja ruszył do akcji, odwracając ich uwagę... Zdecydowanie było to coraz bardziej pogmatwane i szalone. Mimo wszystko postanowiłem przystać na jej propozycje i spróbować skopać tyłek kilku strażnikom. W sumie co mieliśmy więcej do stracenia. Trzeba było pamiętać jeszcze o Lily.

***

Nikt się chyba nie spodziewał takiego obrotu spraw. Raven się przeciskała przez wentylacje, a ja powoli traciłem zmysły. Czułem się z każdą chwilą coraz gorzej i ciężej. Doskonale wiedziałem, do czego to się zbliża i czym się to może skończyć. Ba, nawet na pewno się skończy.
Czułem jak moje ręce, delikatnie zaczynają się zwiększać, sylwetka wygina, a paznokcie wydłużają się. Uszy zrobiły się szpiczaste, a zęby zaostrzone. Chyba nikt się nie mógł spodziewać tego, że w małym schowku na miotły, zamiast stojącego grzecznie faceta, wyskoczy wściekły wilkołak. W sumie mądrzy naukowcy mogli się tego spodziewać i tylko na to czekać, jednakże... Strażnicy na pewno nie.

Nagle coś jakby uderzyło, pękło, a z wentylacji dobiegł dźwięk łamanego metalu. Wtem mogłem się domyślić, że pijawka zeskoczyła komuś na głowę i odwalała już część swojego planu. Ja natomiast nie myślałem teraz zbytnio logicznie. Można by rzec, że aktualnie w ogóle nie myślałem. W tym momencie naszła mnie ochota na świeże mięso oraz krew, które znajdowały się za drzwiami. Niewiele się zastanawiając, zrobiłem kilka kroków w tył i z całej swojej siły w łapach ruszyłem w stronę drzwi. Te wyłamały się i wyrwały wraz z zawiasami z futryny. Chcąc nie chcąc poleciały na dwóch nieszczęśników, którzy akurat stali najbliżej nich. Raczej mieli marne szanse na funkcjonowanie w tej chwili. Rozejrzałem się i ruszyłem na pierwszego, zanim ten w ogóle zaczął się orientować w całej tej sytuacji. Jedno sprawne przegryzienie tętnicy i leżał już martwy na podłodze. Ruszyłem więc do następnego.
Raven dobrze wiedziała, jaki będzie lub może być finał tego. Dobrze znała mnie już od tej strony i wiedziała, że mnie w wersji futrzaka nie łatwo będzie uspokoić, szczególnie jeśli jestem na głodzie albo wściekły.
Gdy już się rozprawiałem z kolejnym, usłyszałem pierwsze strzały, na całe szczęście chybnie. Wampirzyca, widząc tę sytuację, nie zamierzała chyba też czekać, aż mnie postrzelą, gdyż posłała pierwsze kulki w mężczyzn. Czas jakby się zatrzymał w tamtym momencie, a strażników jakby zaczęło pojawiać się więcej. Próba zatrzymania nas w jednym miejscu? A może po prostu kwestia unieszkodliwienia wroga? Obie opcje bardzo prawdopodobne, jednakże żadne z nas nie zamierzało się poddać, a co dopiero nie wrócić do Lily w jednym kawałku. Wampirzyca użyła swoich sztuczek, aby szybko pojawić się za strażnikiem, obezwładnić go i przejść dalej. Ja korzystając ze swojej zwinności, wyskakiwałem z rozpędem na ścianę, odbijałem się i atakowałem w locie.

W pewnym momencie moim oczom ukazała się ta kobieta, która nas wyciągnęła z celi. Miałem o niej już całkowicie złe zdanie. Nie dość, że nam aktualnie nie pomagała, to jeszcze miałem wrażenie, że nas pakuje w coraz to większe gówno i jeszcze znika, aby sobie rąk nie pobrudzić. Denerwowała mnie coraz bardziej, a jako że miałem ją jak na talerzu, postanowiłem wykorzystać tę sytuację. Biegiem wskoczyłem na mały stolik, a następnie na nią, przygwożdżając ją do podłogi i warcząc prosto w jej twarz. W jej oczach błyskawicznie pojawił się strach, a całe ciało przeszedł dreszcz. Bała się i wcale nic w tym dziwnego, skoro miała nad sobą dwumetrowego, wygłodniałego i wkurwionego wilkołaka.
Po chwili dobiegła do nas pijawka, łapiąc mnie za pysk i lekko głaszcząc.
- Stasiek, zostaw ją... Gdyby nie ona, to by nas tutaj nie było... Jest po naszej stronie... A teraz chodź lepiej, prosta droga do ucieczki stąd... - Powiedziała, całując mnie w nos.
Odchyliłem głowę i odsunąłem się, jednocześnie schodząc z kobiety. Mruknąłem cicho na swój wilkołaczy sposób i stanąłem na dwóch tylnych łapach, wyjąc w sufit. Sam nie wiem, czemu to zrobiłem. Zew natury.

Dziewczyna szybko wstała i ruszyła na klatkę schodową. Powiedziała jedynie krótkie i szybkie "tędy", po czym zniknęła za ścianą. Weszliśmy do prawdopodobnie pomieszczenia magazynowego. Stała tu cała sterta pudeł, kartonów, skrzynek, palet i innego dziadostwa. Pomieszczenie było niemal jak połowa boiska do piłki nożnej. W każdym możliwym miejscu stało jakieś pudło, karton czy inne badziewie. Strach pomyśleć kto to musiał finansować lub kto za tym wszystkim stoi. Oczywiście nigdzie nie było jednego konkretnego znaku loga czy innego określonego producenta. Wszystko było wysmarowane i ponumerowane farbą i na tym cała informacja się kończyła. Raven powoli się rozglądała, trzymając w rękach broń. Kobieta niosła jakiś pistolet, wyglądający na raczej nie groźny, jednakże nie warto oceniać książki po okładce. Najtrudniej miałem ja, gdyż musiałem się poruszać na czterech łapach, wśród różnego rodzaju skrzynek oraz zapachów. Drażniło to moje nozdrza, jednak każdy gwałtowniejszy ruch czy nagłe pionizowanie się, mogło zaalarmować ludzi znajdujących się w pomieszczeniu.
Kobieta wskazała ręką na wgłębienie w ścianie, upewniła się, czy aby na pewno nikt nie patrzy i przykucnęła, aby przedstawić nam swój plan działania. Ja w tej cholernej modyfikacji musiałem się położyć niczym wierny i posłuszny kundel. Cholerny wilkołak.

- Plan jest taki... Jedno z was pojedzie windą towarową, drugie pójdzie schodami, a ja sama pojadę windą. Przy odrobinie sprężenia i braku komplikacji, jednocześnie będziemy na górze. Wyeliminujemy wtedy ryzyko, że któregoś z nas złapią i zostawią tutaj. Mamy większe szanse na ucieczkę.
- Chwila, chwila... Skąd tak dobrze znasz to miejsce i czemu mamy ci zaufać? - Prychnęła Raven i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. Widać było, że najwidoczniej sama traciła ufność co do kobiety.
- Sama próbowałam stąd uciec już nie raz. Nie pilnują magazynów, a winda wraz ze schodami prowadzi do głównego magazynu. Nie ma też tu jednocześnie kamer. Jak się uda przekraść, to wydostaniemy się z tego cholernego budynku.
- A nie przyszło ci przez myśl, że skoro zrobiliśmy tutaj taki raban, to obstawią wejście główne? Więc i tak stąd wtedy nie wyjdziemy?
Dziewczyna pokręciła lekko głową i się za nią złapała. Wyglądała, jakby się zastanawiała, jednak było w tym coś dziwnego.
- Są cztery lub nawet pięć wyjść... Gdyby chcieli obstawić każde po kilka osób, zabrakłoby im ludzi. Nie mają ich tutaj aż tylu. Jednakże musimy się spieszyć. Mnie samej zależy na tym, aby stąd uciec. - Ruszyła powoli, jednakże wampirzyca złapała ją za rękę. Sam się lekko podniosłem.
- Dobra, ale my pojedziemy razem windą, a futrzasty pojedzie towarową... - Powiedziała sucho, na co dziewczyna kiwnęła głową.

Jak Raven ustaliła, tak też zrobiliśmy. Zaledwie po kilku sekundach byliśmy już w windach. Ja jechałem osobno wraz z jakimiś pudłami, które zapakowaliśmy tam dla niepoznaki i w razie problemu, małego efektu zaskoczenia, a dziewczyny jechały razem, uzbrojone w karabin i pistolet. Mieliśmy cichą nadzieję, że dojedziemy na górę wszyscy jednocześnie, a wszystko pójdzie gładko. W końcu to była już ostatnia prosta w naszej ucieczce do "domu".

Raven?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz