2 marca 2020

Od Lily cd Pan Staś

Czy jej obecne cele były w jakikolwiek sposób planowane? Pod żadnym względem nie, dziewczynka miała kilka rzeczy jakich się bała w swoim jeszcze krótkim życiu. Na pierwszym miejscu i na równi stawiała bojaźń przed utratą rodziny, wraz z krwawą fazą wściekłości swojej rodzicielki. Drugim z negatywów były przeraźliwie realistyczne koszmary, które często zatruwały jej życie. Nie raz przychodziła do swoich rodziców z płaczem, prosząc o pomoc w wyzbyciu się potwora spod łóżka. Przez to, aby nauczyć ją pewności siebie radzenie z wyidealizowanym w głowie problemem, nie raz na zmianę spali wraz z córką na małym łóżku na pięterku. Cóż, plecy Stanisława jeszcze dużo miały wycierpieć przez jego ciężkie życie. Spanie między rodzicami miało swoje plusy i minusy, także dodawało piękne bonusy. Zabierała starszej wampirzycy możliwość przytulenia się do cieplutkiego ciałka głowy rodziny, które teraz miała na wyłączność. Co jak co, ale wilczek był tylko własnością małego diabełka. Tak oficjalnie oczywiście, każdy to wiedział. A jednak nikt nie brał tego na poważnie, zaś za dziecięcy żart. I nie zamierzała się dzielić zdobyczą, pijawka już zbyt wiele mogła się nim cieszyć. Czas powiedzieć dość.
Mogło minąć z cztery godziny, jednak noc trwała w najlepsze dalej. Nie dla głupich pomysłów rodzących się w kreatywnej główce. Pewna para latarenek idealnie widzących w ciemnościach prześwietliła stan pokoju, bacznie monitorując poczynania dwójki dorosłych. Osóbka po jej prawej stronie leżała na najdalej wysuniętym miejscu na łóżku, odwrócona plecami do niej. Wcale jej to nie zdziwiło, gdyż często tak uciekała w nocy od ich dwójki. Jeśli już nie opuszczała domu dla polowania, przeważnie potrzebowała separacji w tak błahej rzeczy. Lily nigdy nie mogła tego zrozumieć. Jakby podświadomie chciała zaznać tej brakującej prywatności, uśmiechnęła się zwycięsko. Zwróciła twarz do swojej maskotki - przytulanki, która mruczała coś przez sen pod nosem. Nawet, jeśli jego silna ręka była owinięta wokół jej ciałka, twarz miał zwróconą w odwrotną stronę do niej. Z rozczuleniem podparła swoją głowę na jego torsie, wzdychając słodziutko. Jego brązowe włosy wyszły z uścisku dość sporego kitka, przysłaniając niektóre fragmenty jego twarzy. W jednym momencie dziewczynka zdębiała, zauważając dziwne ślady na materiale jego rozpiętej do połowy koszuli. Wesołe i chaotyczne szlaczki i zygzaki przechodziły wesoło przez materiał, kończąc jak gdyby nic na skórze. Dodatkowo zawijasy na twarzy, cholera. Spojrzała bacznie na swoje dłonie, zapomniała zmyć ciekawą żywicę, jaką znalazła niedawno w lesie. Wydała się na tyle ciekawa do tworzenia i zabawy, że sporą część przemyciła do swojego azylu.
* Składam wszelkie modlitwy, aby mamusia nie została tym zabrudzona. - na samą myśl zrobiła się niezwykle blada, padając plackiem pomiędzy rodziców. Jutrzejszy dzień mógł być swoistym dniem apokalipsy, gdzie każdy będzie musiał zapłacić za swoje grzechy.



Przez swoje obawy i pytanie nie poczuła, jak pewna osoba porusza się delikatnie za jej plecami. Czuła się niczym jak na uwięzi, gdy zimna wiecznie dłoń zaczęła wyszukiwać jej ciałka pośród pościeli i futer.


- S-stało się coś owocku, że wiercisz się niemiłosiernie?
- Tatuś zaczął mruczeć jakieś słowa pod nosem, zaraz zacznie chrapać. - skłamała, wyswobadzając się z zasięgu ramienia wilkołaka. - Wybierasz się gdzieś mamuś, hm?
- Jakiś czas temu Percy pobiegł za jakimś nieproszonym gościem, jeszcze nie wrócił… - szepnęła, siadając bezszelestnie na krawędzi łóżka. W tle dało się usłyszeć dźwięk nastawiania kości na swoje miejsce, czy nawet ciche zdegustowanie ich właścicielki. Przed wyjściem poprawiła kołdrę na dwójce swoich dwóch skarbów, aby czasem nie zmarzli. - Osobiście chyba się zajmę osobą, która chciała coś zwędzić naszemu chlebodawcy.
- Wrócisz jeszcze do spania, mamuś?
- Spędzę najpewniej noc na dachu domu, obserwując księżyc i gwiazdy. Sen nie jest mi zbytnio potrzebny.
- Bierz ich tygrysie.
- Nie uduś mi przytulanki, tylko dzisiaj się nim dzielę. - zaśmiały się cichutko obie, dopóki Raven nie zniknęła jej z oczy. Od teraz malutka Lily mogła szukać sposobu, aby zmyć to badziewie z ojca, oraz jakoś ugłaskać jego nerwy z rana.


~     *     ~


Wstała o zbyt wczesnej porze jak na siebie, niż ktoś mógł się tego spodziewać. Chodząc niczym zombie wpadła prawie pod nogi własnej rodzicielki, która dopiero co wróciła do zamiennika swojego domu. Zdołała w ostatniej chwili złapać swojego diabełka w ramiona, chroniąc ją przed spotkaniem twarzą z podłogą. Nie kryła swojego zdziwienia, jednak nie atakowała zbytnio niepotrzebnymi pytaniami. Nie potrzebowała go, chodź niespotykane zachowanie z jej strony lekko ją zaniepokoiło. Aby znaleźć nić porozumienia usiadły na chwilę w małym salonie, gdzie starsza zaplotła grubego warkocza swojej córce. Po tym ich drogi rozeszły, to był czas dla niej. Musiała odnaleźć substancję, która zmyje czarną zmorę z jej łapek.
Czas biegł jednak niebezpiecznie szybko, a podstawowa ciecz - woda, nie dała sobie rady. Bimber, cydr, mieszanki ziołowe, a nawet zawartość szafeczki matki z truciznami i “dodatkami” nie dawały rady. Przerażona dziewczynka ostatnią deskę ratunku przepisała do zrobienia dobrego śniadania dla tatusia, wierszyka na pocieszenie i unikanie go do okresu dojrzałości wiekowej. Przecież tatusiek nie wydziedziczy jej tak szybko, prawda? Prędzej wyrzuci jej matkę z domu za to, że tak wychowała ich wspólne dziecko. Raczej przekazała jej swoje geny. Stanowczo za dużo ich.
Po kuchni roznosiły się niepokojąco miłe zapachy dla nosa, co mogło zwiastować dobre zwieńczenie dnia. Stół wyglądał jak jeszcze nigdy dobrze, ozdobiony koronkowym obrusem, świeżymi kwiatami w wazonie i lepszą zastawą kuchenną na specjalne okazje. Herbatka wesoło parowała z dość dużego dzbanka, pośród tego wszystkiego owocek z mąką w włosach. Z delikatnie przegryzionym koniuszkiem języka, przekładała kolejne to naleśniki na dużych rozmiarów talerz. Wszystko szło po jej myśli do czasu, gdy zjeżyła się słysząc szmery w pokoju obok. Cholera, jej rodzice musieli obudzić i gotować do wstania z łóżka. Kolejne placuszki z konfiturą wylądowały na stole, uroczy to był widok. Jednak przedsięwzięcie nie pasujące do małego potworka w ciele aniołka.


- Ja Ciebie też… Kurwa mać, dlatego jesteś taka miła z samego rana?! Coś mi zrobiła? - krzyk przeszedł płynnie przez ściany, jakby nie stanowiły żadnej przeszkody. Ręka, noga, mózg na ścianie.
- C-czemu krzyczysz na mnie z takiego powodu, huh?! Przecież nawet nie było mnie tutaj do wczesnego rana! - równie szybko odbiła jego oskarżenia, znienacka najpewniej wstając z łóżka. Lily tylko przełknęła ślinę, zaraz rozpęta się burza.
- Jak nie byłaś? Przecież…
- Ha, przecież nie przytulałam się nawet do Twojej klatki piersiowej. Pamiętasz, że ktoś nam przeszkodził z mizianiu?
- Lily… - drzwi nieoczekiwanie się otworzyły, zaś w ich obrębie stał wściekły Stanisław P. Czarne zakrętasy nadal były na swoim miejscu, pod żadnym względem nienaruszone. Gdzieś za plecami mężczyzna w najlepsze śmiała się Raven, która ledwo trzymała się na nogach. - Liliano? Co to ma znaczyć, huh?
- Śniadanie już czeka na waszą dwójkę, głodny? - schowała rączki za sobą, aby ukryć rzecz zbrodni.

Staś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz