26 marca 2020

Od Pana Stasia CD Lily

Nic nie mogło przewidzieć tego, co miało się wydarzyć nad ranem. Szczególnie tego, że miałem się obudzić cały upaćkany jakąś mazią, niewiadomego pochodzenia. Co prawda czułem, że ktoś mnie maca w nocy, jednakże uznałem to za przytulasy swojej słodkiej Liliany lub nawet starszej wampirzycy. Obudziłem się nad ranem i powoli wstałem, rozciągając się i zerkając na swą piękną czarnowłosą wampirzycę.

- Dzień dobry futrzaka, jak się spało? - Uśmiechnęła się i pocałowała mnie delikatnie w policzek.
- Chyba dobrze, a Tobie jak? - Uśmiechnąłem się szeroko.
- Kocham Cię mój ty zwierzaku.
- Ja Ciebie też… Kurwa mać, dlaczego jesteś taka miła z samego rana?! Coś mi zrobiła? - Krzyk przeszedł płynnie przez ściany, jakby nie stanowiły żadnej przeszkody.
- C-czemu krzyczysz na mnie z takiego powodu, huh?! Przecież nawet nie było mnie tutaj do wczesnego rana! - Równie szybko odbiła moje oskarżenia, znienacka najpewniej wstając z łóżka. Lily tylko przełknęła ślinę, zaraz rozpęta się burza.
- Jak nie byłaś? Przecież…
- Ha, przecież nie przytulałam się nawet do Twojej klatki piersiowej. Pamiętasz, że ktoś nam przeszkodził z mizianiu?
- Lily… - drzwi nieoczekiwanie otworzyły się do kuchni. Gdzieś za plecami w najlepsze śmiała się Raven, która ledwo trzymała się na nogach. - Liliano? Co to ma znaczyć, huh?
- Śniadanie już czeka na waszą dwójkę, głodny? - schowała rączki za sobą, aby ukryć rzecz zbrodni.



Spojrzałem zły na małą diablicę i głośno westchnąłem. Zaraz po tym przeniosłem wzrok na jej ręce, które trzymała za sobą, a następnie na śniadanie przygotowane na stole. Trzeba było przyznać, że Lily na prawdę się postarała, robiąc śniadanie dla całej naszej trójki. Policzyłem w myślach do trzech, po czym uklęknąłem przed małą na jedno kolano.

- Lily... Kochanie... Pokaż mi swoje łapki... - Powiedziałem spokojnie z delikatnym uśmiechem na twarzy.
- Nie mogę tatku... - Powiedziała spokojnie z kamienną twarzą.
- Dlaczego...? - Powiedziałem z niższym głosem, robiąc minę skrzywdzonego i zdziwionego psiaka.
- Bo będziesz na mnie krzyczał. - Powiedziała stanowczo i delikatnie się pokiwała wokół własnej osi.
- Lily kochanie obiecuję, że nawet nie podniosę tonu głosu... - Powiedziałem równie spokojnie, choć we mnie się już powoli gotowało.
- Obiecujesz? - Spytała niepewnie. Widziałem w jej oczach zawahanie.
- Nie ufaj mu! On kłamie! - Zawołała Raven, śmiejąc się.
Spojrzałem na nią groźnie i mruknąłem cicho. Po tym spojrzałem ponownie na Lily.
- Nie słuchaj mamy, wiesz że mi robi na złość. - Powiedziałem znów ostrożnie i delikatnie.
Po tym wyciągnęła ręce przed siebie, ukazując już sprawcę zbrodni nocnej.

Od razu zaczęły się pytania, skąd to coś ma i jak to zdobyła. Początkowo nie chciała się przyznać, jednakże po wielu próbach rozmów, proszeniach i groźbach powiedziała, że według niej to jakaś żywica, którą znalazła w starym powalonym drzewie.

Zadziwiała mnie ta młoda kobieta. Potrafiła się wepchać wszędzie, pakując się jednocześnie w tarapaty. Tylko czemu zawsze musiała pakować w nie również i mnie. To pytanie zadawałem sobie niemal za każdym razem. Poprosiłem, aby mnie zaprowadziła po śniadaniu do tego drzewa.

Gdy już zjedliśmy, a Raven wypowiedziała jeszcze więcej swoich mądrości, śmiejąc się głównie ze mnie, zebraliśmy się i ruszyliśmy powoli w stronę tego drzewa, przy którym Lily się nabawiła żywicy. Droga była dość długa, przynajmniej dla niej. Zadziwiało mnie w niej to, że potrafiła się aż tak oddalić od domu i jeszcze sobie bezproblemowo poradzić. Mały diabełkowaty skubaniec.

W końcu doszliśmy do powalonego drzewa, przy którym Lily znalazła żywice. Mruknąłem cicho, podchodząc do niego i oglądając uważnie. Cicho fuczałem pod nosem, zastanawiając się, co to za rodzaj. Nie byłem do końca przekonany i podejrzewałem, że to jakaś modyfikacja. Do tego dochodziło pytanie, jak się pozbyć tego koloru z ciała.

- Lily? Dlaczego to w ogóle ruszałaś? - Zapytałem, spoglądając na dziewczynkę.
W ruszyła jedynie ramionami i usiadła bezsilnie na trawie.
Kiwnąłem głową i wziąłem nóż, którym nabrałem trochę żywicy do pudełeczka. Spojrzałem na Lily i cicho westchnąłem.
- Spróbujemy się czegoś o tym dowiedzieć. Potem się zajmiemy pozbyciem się tego.
- Dobrze futrzaku. Dziękuję.
- Za co? - spojrzałem zdziwiony na młodą.
- Że na mnie nie krzyczysz. - Uśmiechnęła się i mnie przytuliła. Kochane dziecko.
Ruszyliśmy razem w stronę osady.

***

Wchodząc do osady, zamyśliłem się przez chwilę. Do kogo tutaj iść, aby się dowiedzieć czegoś więcej? Drwal, uzdrowiciel, szaman, a może nimfa? Nie miałem pojęcia do kogo się z tym udać. Myśli wiele, ale pytanie, która była ta właściwa. Drwal raczej nie miałby mi jak pomóc. Szaman raczej też nie bardzo. W końcu on się zajmował tylko jakimiś klątwami i innego tego typu rzeczami. Została mi więc nimfa i uzdrowiciel. Uzdrowiciel się zajmował mieszanką ziół i tego typu naparami, ale mógłby mieć jakieś pojęcie. Koniec końców uznałem jednak, że leśna nimfa będzie miała największe doświadczenie z drzewem, żywicami oraz całą runą leśną.

W końcu dotarliśmy z małą wampirzycą do chatki nimfy. Weszliśmy powoli po cichym zapukaniu i kazałem małej zostać przy drzwiach, samemu wchodząc nieco głębiej w dom. Dopiero po chwili zauważyłem, że dom był połączony ze starym ogromnym drzewem, a niemal z kory, wyłoniła się młoda kobieta, znajdując się pomiędzy mną a dziewczynką. Uśmiechnęła się i spojrzała to na mnie to na małą.

- Wiem, dlaczego tu jesteście. Mam też odpowiedź na wasze pytanie. Potrzebuje jednak pewnego składnika, który możesz dla mnie zdobyć. - Powiedziała, podchodząc do mnie.
- Tak? A skąd wiesz? A w sumie... Cały jestem tym upaćkany. Czego więc potrzebujesz? - Zapytałem, unosząc delikatnie jedną brew i zerkając na wampirzycę, która bacznie nas obserwowała.
- Potrzebuje czterech ziół, które można znaleźć w różnych zakątkach wyspy. Jednakże poprzez moją pracę, nie mogę sama ich iść poszukać. Zdobędziesz dla mnie zioła, a ja wam pomogę.
Mogłem iść do mojej dawnej znajomej Aven. Również była nimfą i penie by nam pomogła. Ba! Może nawet za jakąś mniejszą przysługę. Było już jednak za późno. Skoro byliśmy już tutaj, trzeba było się zgodzić.
- Jakich ziół więc potrzebujesz? - Zapytałem niepewnie, patrząc na nimfę.
Kobieta podeszła do księgi, otwierając ją i lekko kartkując, jakby znała całą na pamięć. Otworzyła na jakiejś stronie i poczytała chwilę.
- Będę potrzebowała tych oto roślin. - Pokazała mi księgę, a na kartce zaczęła zapisywać jakieś wskazówki oraz ich wygląd. Zapisała również miejsca, w których można je spotkać.
- Jak ja mam je niby znaleźć? - Zapytałem niepewnie, patrząc na kartkę w księdze.
- Dasz sobie rade. Młoda dama ci pomoże. - Uśmiechnęła się, wciskając mi do ręki kartkę.
Spojrzałem na nią, na kawałek papieru oraz na Lily. Mogłem odwiedzić Aven...

Lily?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz