Nic nie mogło przewidzieć tego, co miało się wydarzyć nad ranem. Szczególnie tego, że miałem się obudzić cały upaćkany jakąś mazią, niewiadomego pochodzenia. Co prawda czułem, że ktoś mnie maca w nocy, jednakże uznałem to za przytulasy swojej słodkiej Liliany lub nawet starszej wampirzycy. Obudziłem się nad ranem i powoli wstałem, rozciągając się i zerkając na swą piękną czarnowłosą wampirzycę.
- Dzień dobry futrzaka, jak się spało? - Uśmiechnęła się i pocałowała mnie delikatnie w policzek.
- Chyba dobrze, a Tobie jak? - Uśmiechnąłem się szeroko.
- Kocham Cię mój ty zwierzaku.
- Ja Ciebie też… Kurwa mać, dlaczego jesteś taka miła z samego rana?! Coś mi zrobiła? - Krzyk przeszedł płynnie przez ściany, jakby nie stanowiły żadnej przeszkody.
- C-czemu krzyczysz na mnie z takiego powodu, huh?! Przecież nawet nie było mnie tutaj do wczesnego rana! - Równie szybko odbiła moje oskarżenia, znienacka najpewniej wstając z łóżka. Lily tylko przełknęła ślinę, zaraz rozpęta się burza.
- Jak nie byłaś? Przecież…
- Ha, przecież nie przytulałam się nawet do Twojej klatki piersiowej. Pamiętasz, że ktoś nam przeszkodził z mizianiu?
- Lily… - drzwi nieoczekiwanie otworzyły się do kuchni. Gdzieś za plecami w najlepsze śmiała się Raven, która ledwo trzymała się na nogach. - Liliano? Co to ma znaczyć, huh?
- Śniadanie już czeka na waszą dwójkę, głodny? - schowała rączki za sobą, aby ukryć rzecz zbrodni.
Spojrzałem zły na małą diablicę i głośno westchnąłem. Zaraz po tym przeniosłem wzrok na jej ręce, które trzymała za sobą, a następnie na śniadanie przygotowane na stole. Trzeba było przyznać, że Lily na prawdę się postarała, robiąc śniadanie dla całej naszej trójki. Policzyłem w myślach do trzech, po czym uklęknąłem przed małą na jedno kolano.
- Lily... Kochanie... Pokaż mi swoje łapki... - Powiedziałem spokojnie z delikatnym uśmiechem na twarzy.
- Nie mogę tatku... - Powiedziała spokojnie z kamienną twarzą.
- Dlaczego...? - Powiedziałem z niższym głosem, robiąc minę skrzywdzonego i zdziwionego psiaka.
- Bo będziesz na mnie krzyczał. - Powiedziała stanowczo i delikatnie się pokiwała wokół własnej osi.
- Lily kochanie obiecuję, że nawet nie podniosę tonu głosu... - Powiedziałem równie spokojnie, choć we mnie się już powoli gotowało.
- Obiecujesz? - Spytała niepewnie. Widziałem w jej oczach zawahanie.
- Nie ufaj mu! On kłamie! - Zawołała Raven, śmiejąc się.
Spojrzałem na nią groźnie i mruknąłem cicho. Po tym spojrzałem ponownie na Lily.
- Nie słuchaj mamy, wiesz że mi robi na złość. - Powiedziałem znów ostrożnie i delikatnie.
Po tym wyciągnęła ręce przed siebie, ukazując już sprawcę zbrodni nocnej.
Od razu zaczęły się pytania, skąd to coś ma i jak to zdobyła. Początkowo nie chciała się przyznać, jednakże po wielu próbach rozmów, proszeniach i groźbach powiedziała, że według niej to jakaś żywica, którą znalazła w starym powalonym drzewie.
Zadziwiała mnie ta młoda kobieta. Potrafiła się wepchać wszędzie, pakując się jednocześnie w tarapaty. Tylko czemu zawsze musiała pakować w nie również i mnie. To pytanie zadawałem sobie niemal za każdym razem. Poprosiłem, aby mnie zaprowadziła po śniadaniu do tego drzewa.
Gdy już zjedliśmy, a Raven wypowiedziała jeszcze więcej swoich mądrości, śmiejąc się głównie ze mnie, zebraliśmy się i ruszyliśmy powoli w stronę tego drzewa, przy którym Lily się nabawiła żywicy. Droga była dość długa, przynajmniej dla niej. Zadziwiało mnie w niej to, że potrafiła się aż tak oddalić od domu i jeszcze sobie bezproblemowo poradzić. Mały diabełkowaty skubaniec.
W końcu doszliśmy do powalonego drzewa, przy którym Lily znalazła żywice. Mruknąłem cicho, podchodząc do niego i oglądając uważnie. Cicho fuczałem pod nosem, zastanawiając się, co to za rodzaj. Nie byłem do końca przekonany i podejrzewałem, że to jakaś modyfikacja. Do tego dochodziło pytanie, jak się pozbyć tego koloru z ciała.
- Lily? Dlaczego to w ogóle ruszałaś? - Zapytałem, spoglądając na dziewczynkę.
W ruszyła jedynie ramionami i usiadła bezsilnie na trawie.
Kiwnąłem głową i wziąłem nóż, którym nabrałem trochę żywicy do pudełeczka. Spojrzałem na Lily i cicho westchnąłem.
- Spróbujemy się czegoś o tym dowiedzieć. Potem się zajmiemy pozbyciem się tego.
- Dobrze futrzaku. Dziękuję.
- Za co? - spojrzałem zdziwiony na młodą.
- Że na mnie nie krzyczysz. - Uśmiechnęła się i mnie przytuliła. Kochane dziecko.
Ruszyliśmy razem w stronę osady.
***
Wchodząc do osady, zamyśliłem się przez chwilę. Do kogo tutaj iść, aby się dowiedzieć czegoś więcej? Drwal, uzdrowiciel, szaman, a może nimfa? Nie miałem pojęcia do kogo się z tym udać. Myśli wiele, ale pytanie, która była ta właściwa. Drwal raczej nie miałby mi jak pomóc. Szaman raczej też nie bardzo. W końcu on się zajmował tylko jakimiś klątwami i innego tego typu rzeczami. Została mi więc nimfa i uzdrowiciel. Uzdrowiciel się zajmował mieszanką ziół i tego typu naparami, ale mógłby mieć jakieś pojęcie. Koniec końców uznałem jednak, że leśna nimfa będzie miała największe doświadczenie z drzewem, żywicami oraz całą runą leśną.
W końcu dotarliśmy z małą wampirzycą do chatki nimfy. Weszliśmy powoli po cichym zapukaniu i kazałem małej zostać przy drzwiach, samemu wchodząc nieco głębiej w dom. Dopiero po chwili zauważyłem, że dom był połączony ze starym ogromnym drzewem, a niemal z kory, wyłoniła się młoda kobieta, znajdując się pomiędzy mną a dziewczynką. Uśmiechnęła się i spojrzała to na mnie to na małą.
- Wiem, dlaczego tu jesteście. Mam też odpowiedź na wasze pytanie. Potrzebuje jednak pewnego składnika, który możesz dla mnie zdobyć. - Powiedziała, podchodząc do mnie.
- Tak? A skąd wiesz? A w sumie... Cały jestem tym upaćkany. Czego więc potrzebujesz? - Zapytałem, unosząc delikatnie jedną brew i zerkając na wampirzycę, która bacznie nas obserwowała.
- Potrzebuje czterech ziół, które można znaleźć w różnych zakątkach wyspy. Jednakże poprzez moją pracę, nie mogę sama ich iść poszukać. Zdobędziesz dla mnie zioła, a ja wam pomogę.
Mogłem iść do mojej dawnej znajomej Aven. Również była nimfą i penie by nam pomogła. Ba! Może nawet za jakąś mniejszą przysługę. Było już jednak za późno. Skoro byliśmy już tutaj, trzeba było się zgodzić.
- Jakich ziół więc potrzebujesz? - Zapytałem niepewnie, patrząc na nimfę.
Kobieta podeszła do księgi, otwierając ją i lekko kartkując, jakby znała całą na pamięć. Otworzyła na jakiejś stronie i poczytała chwilę.
- Będę potrzebowała tych oto roślin. - Pokazała mi księgę, a na kartce zaczęła zapisywać jakieś wskazówki oraz ich wygląd. Zapisała również miejsca, w których można je spotkać.
- Jak ja mam je niby znaleźć? - Zapytałem niepewnie, patrząc na kartkę w księdze.
- Dasz sobie rade. Młoda dama ci pomoże. - Uśmiechnęła się, wciskając mi do ręki kartkę.
Spojrzałem na nią, na kawałek papieru oraz na Lily. Mogłem odwiedzić Aven...
Lily?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz