16 marca 2020

Od Fafnir'a CD Phanthoma - Szczury laboratoryjne

Fafnir wbił tępy wzrok w podłogę. Czuł się winny. Z każdym dniem coraz bardziej. Nie mógł sobie wybaczyć przemiany, a co za tym idzie, przechwycenia przez naukowców jednego z jego przyjaciół. Kolejny nieludzki eksperyment. Początkowo nie zdawali sobie z tego sprawy. Jednak, gdy kolejne dni w zamknięciu mijały, a smoki zostały pozbawione wody i pożywienia, zrozumieli co się święci. Sprawdzali ich wytrzymałość. Gdyby umarli, nikt by nawet tego nie zauważył poza nimi samymi. Świat nie wiedział o miejscu, do którego trafili, a dla naukowców byli tylko jednymi z wielu obiektów badań, które mogli w każdej chwili zastąpić nowymi osobnikami.
Z każdym dniem nadzieja na wypuszczenie przez naukowców bruneta i albinosa malała w sercu młodszego. Całymi dniami siedzieli blisko siebie, czasem chodzili w kółko. Nocami spali blisko siebie. Bywało, że Fafnir przytulał się do piersi przyjaciela w poszukiwaniu odrobiny ciepła lub zwyczajnie uczucia bliskości kogoś, komu mógł zaufać. Bo cóż innego mogli robić? Wszystkie próby uwolnienia się z zamknięcia poszły na marne. Phanthom wciąż szukał sposobu, którego nie wypróbowali, ale Fafnir stracił nadzieję równie szybko jak siły.
- Fafnir - brunet przestał nagle krążyć po pokoju i kucnął przy albinosie - Mam plan, musimy spróbować. - powiedział. Młodszy jedynie skinął słabo głową.
- Więc co robimy? - zapytał Fafnir, gdy całkowicie wrócił myślami na ziemię.
- Udaj, że nie żyjesz. Połóż się i się nie ruszaj, jakbyś spał i nie reaguj. - wyjaśnił Phanthom. Fafnir lekko się ożywił. Może tym razem plan wypali? Wyglądał na taki, który musi się udać.
Albinos skinął głową i wykonał polecenie starszego. Po chwili brunet zaczął krzyczeć, odgrywając scenę żywcem wyjętą z jednego z filmów. Udawał, że próbuje zatrzymać umierającego przyjaciela przy sobie, obiecując mu, że wkrótce wydostaną się z więzienia.
Po około dziesięciu minutach drzwi się otworzyły. Dwoje ludzi weszło do pomieszczenia, by zabrać albinosa. Phanthom rzucił się na nich, zostając prawie od razu porażonym prądem.
Gdy mężczyźni wynosili Fafnir'a, smok spróbował po raz kolejny swoich sił. Tym razem udało mu się przygwoździć jednego z nich do ściany. Po chwili jednak ponownie rażono go prądem. Brunet odsunął się, chowając ręce w materiale bluzy, którą miał na sobie. Albinos został wyniesiony, a drzwi na nowo zamknięte. Phanthom podniósł głowę.
- Idę po ciebie, Fafik. - szepnął brunet, uśmiechając się i wyciągając rękę, w której trzymał identyfikator.

***

Mężczyźni szli powoli długim, jasno oświetlonym korytarzem, ciągnąc za sobą albinosa. Fafnir z trudem walczył ze strachem, który mógł go zdradzić. Każdy ruch mięśni mógłby zostać zauważony przez strażników lub gapiów, którzy ich mijali.
Stopy chłopaka ciągnęły się po lodowatej podłodze, wywołując dreszcze. Ale albinos nie mógł im się poddać. Musiał walczyć. Gdyby ktokolwiek dowiedział się o ich planie, mogłoby to się źle skończyć nie tylko dla niego, ale również dla Phanthom'a. Albinos dobrze wiedział, że otrzymał misję od przyjaciela i musi jej podołać. Od tego, czy ją wykona zależały ich życia.
"Spokojnie, tylko spokojnie. Uda się. Musi się udać. Znajdę Phanthom'a i uciekniemy stąd." powtarzał albinos w myślach. Sam nie był pewien, czy miało mu to pomóc zwalczyć strach czy zmotywować do działania.
Nagle mężczyźni stanęli w miejscu. Fafnir wyraźnie wyczuwał obecność lekarza, który ich zatrzymał.
- A to co? - zapytał brunet w średnim wieku, poprawiając okulary, powoli zsuwające się z nosa.
- Nie zdał testu. - odparł krótko strażnik, patrząc na mężczyznę w kitlu beznamiętnie. Lekarz zmierzył wzrokiem obiekt badań.
- Zanieście go do prosektorium. - mruknął po chwili i poszedł dalej. Strażnicy również ruszyli z miejsca, ciągnąc za sobą Fafnir'a tym razem w wiadomym dla niego kierunku i celu. Chcieli zbadać jakie zmiany zaszły w jego ciele, jaki wpływ miała na organy wewnętrzne głodówka i czy może być z niego jeszcze jakiś pożytek. Strach przed tym, co nieuniknione spowodował, że chłopak na dłuższą chwilę stracił poczucie czasu i nim się zorientował, już był na miejscu. Strażnicy położyli go na metalowym stole i wyszli. Fafnir został sam. Chwilę odczekał, by się co do tego upewnić, po czym bezszelestnie zsunął się z blatu. Podłoga w oddziale, do którego go zabrano była jeszcze zimniejsza niż w szpitalnych korytarzach przez niego mijanych, dlatego smok natychmiast zasłonił usta ręką, zanim wyrwał się z nich niekontrolowany syk. Albinos rozejrzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu wyjścia i czegokolwiek, co mogłoby mu pomóc w wydostaniu przyjaciela z laboratorium. Jasne światło oślepiało go, utrudniając poszukiwania.
Wtem do uszu chłopaka doszedł odgłos otwieranych drzwi. Fafnir panicznie zaczął szukać miejsca, w którym mógłby się ukryć. Gdy tylko dostrzegł średniej wielkości szafki, dobiegł do pierwszej z nich i spróbował ją otworzyć. Ta jednak mu się nie poddała. Fafnir ponowił tą czynność z kolejną. Skutek był taki sam. Smok coraz szybciej zaczął sprawdzać kolejne szafki. Dopiero ostatnią z nich udało mu się otworzyć. Fafnir natychmiast schował się w niej, zamykając ją za sobą. Albinos usilnie próbował uspokoić szybko bijące serce, obserwując jednocześnie wszystko przez zamek w drzwiczkach. To, czy naukowcy go znajdą było tylko kwestią czasu. Co jeśli zaczną przeszukiwać pomieszczenie? Lub zamkną go w nim? Oba przypadki kończyły by się dla niego śmiercią, a tym samym brakiem szansy dla Phanthom'a na uwolnienie z tego więzienia. Fafnir przycisnął dłonie do swoich ust, nie chcąc być zdradzonym przez swój przyspieszony oddech.

***

Phanthom uniósł wzrok na kamerę, która stale go obserwowała, obmyślając resztę planu. Wszystko musiało być dopracowane. Pomyłka nie wchodziła w grę. Fafnir na niego czekał i mimo, że udawał martwego, mógł być w niebezpieczeństwie.
Brunet wstał z miejsca i podszedł do drzwi, pod którymi następnie usiadł. Dyskretnie ukrył identyfikator w kieszeni swoich spodni, następnie zdejmując z siebie bluzę. Czekał na właściwy moment. Dobrze wiedział, że obserwują go dwie osoby - brunet i blondyn. Pamiętał to z poprzednich prób ucieczki. Co jakiś czas jeden z nich, a konkretniej ten drugi, wychodził po kawę, zostawiając współpracownika samego. To była ta chwila, w której wszystko musiało się rozegrać w jak najkrótszym czasie.
- Idę po kawę. - do uszu Phanthom'a doszedł fragment rozmowy mężczyzn, na który tak czekał. Krótki komunikat, prawie całkowicie zagłuszony przez grube drzwi. Smok oparł się o nie, nasłuchując. Blondyn wyszedł z pomieszczenia. Phanthom odczekał jeszcze chwilę, aż mężczyzna oddali się od swojego miejsca pracy. Dopiero wtedy przystąpił do działania.
Smok wyrzucił bluzę w górę, celując nią w kamerę, na której to owa część ubioru zawisła, zasłaniając całkowicie obiektyw. Zza drzwi dobiegło ciężkie westchnięcie. Phanthom nie czekając ani chwili dłużej, wyjął z kieszeni identyfikator i otworzył nim drzwi. Gdy tylko wyszedł z więzienia, pilnujący go mężczyzna poderwał się z miejsca. Smok zbliżył się do niego szybkim krokiem. Wykorzystując chwilowy szok wywołany u bruneta, ogłuszył go. Następnie Phanthom czym prędzej zamienił się z nieprzytomnym ubraniami i wrzucił go do izolatki, którą następnie zamknął na nowo. Smok wziął jedną maseczek chirurgicznych i założył ją, by lekarzom trudniej go było rozpoznać. Następnie Phanthom wyszedł na korytarz. Od razu zaczął szukać wzrokiem Fafnir'a. Nie wiedział jednak, dokąd jego przyjaciel został zabrany. Ta niewiedza potęgowała w nim stres.
"Zachowuj się naturalnie. Znajdziesz go. Znajdziesz." powtarzał sobie brunet w myślach, próbując zapanować nad swoimi emocjami. Phanthom wykonał szybki skręt, gdy wchodził do kolejnego korytarza i nagle zderzył się z jednym z naukowców. Z rąk mężczyzny wypadła podkładka na dokumenty wraz z przymocowanymi do niej aktami. Phanthom automatycznie schylił się po nią i podniósł ją. W tym momencie dostrzegł na pierwszej stronie zdjęcie Fafnir'a. Brunet, nie chcąc wyglądać podejrzanie, niechętnie oddał dokumenty lekarzowi. Mężczyzna minął go bez słowa i poszedł dalej. Phanthom natomiast ruszył powoli za nim. W końcu skoro miał akta albinosa, musiał wiedzieć, gdzie on jest.

***

Fafnir z przerażeniem w oczach patrzył jak do pokoju wchodzi ubrany na biało mężczyzna. Nieznany mu lekarz przygotował narzędzia, niezbędne do przeprowadzenia sekcji zwłok. Albinos wiedział, że prędzej czy później naukowiec zorientuje się, że na stole operacyjnym nikogo nie ma i zacznie go szukać.
Po chwili do pomieszczenia wszedł kolejny lekarz, przeglądający dokumenty. Fafnir przeniósł na niego wzrok, gdy spostrzegł, że mężczyzna zaczyna się zbliżać do rzędu szafek, w jednej z których ukrywał się smok. Po chwili do uszu albinosa ponownie doszedł odgłos otwieranych i zamykanych drzwi.
- Nie pomylił pan sal? - głos pierwszego z lekarzy przerwał ciszę. Zaraz po nim nastąpił odgłos uderzenia i ciała opadającego na podłogę.
- Co jest? - drugi naukowiec odszedł od szafek i ruszył w stronę drzwi. Do uszu Fafnir'a ponownie doszedł odgłos identycznego uderzenia i następujący po nim dźwięk ciała zderzającego się z podłogą.
-...Fafik? Jesteś tu? - szepnął brunet, rozglądający się po pomieszczeniu. Albinos od razu rozpoznał głos Phanthom'a. Czym prędzej więc popchnął drzwiczki szafki, w której się ukrywał i wyskoczył z niej, by następnie rzucić się przyjacielowi na szyję. Phanthom objął go szczelnie ramionami.
- Spokojnie... Jestem z tobą. Już cię nie zostawię. - brunet pogładził włosy przyjaciela.
- Jak się tu dostałeś? - Fafnir spojrzał na smoka zaskoczony. Brunet wyjął z kieszeni identyfikator i pokazał go albinosowi.
- Musimy cię przebrać. - mruknął brunet. Phanthom przeszukał pomieszczenie, po czym przyniósł Fafnir'owi znalezione zmienne ubrania lekarzy, którzy leżeli nieprzytomni na podłodze. Albinos szybko się w nie przebrał, po czym opuścił wraz z przyjacielem prosektorium.
Smoki udały się na kolejne piętro budynku, szukając wyjścia. Oboje jednak zgubili się w plątaninie korytarzy. Ich zmysły znacznie osłabły przez doskwierający im głód.
Nagle Fafnir poczuł delikatny zapach rozgrzanego oleju zmieszanego z aromatem kawy. Albinos złapał przyjaciela za rękę i zaczął iść z nim w nieznanym sobie kierunku, prowadzony jedynie przez swój nos. Wkrótce znaleźli się oni w stołówce. Część lekarzy jadła w niej obiad, a inni pili kawę i rozmawiali ze sobą. Fafnir posadził przyjaciela przy wolnym stoliku, po czym podszedł do lodówki. Albinos wyjął z niej kilka kanapek, które następnie zaniósł Phanthom'owi. Później Fafnir zaparzył im obu herbaty. Gdy wrócił z parującymi kubkami w rękach, zaczęli jeść. Każdy z nich pilnował, by drugi nie jadł zbyt łapczywie, co by mogło odbić się na ich zdrowiu, a nawet ich zabić.
Po posiłku, smoki ruszyły na dalsze poszukiwania. Wiadomym było, że wkrótce naukowcy znajdą nieprzytomnych współpracowników i zaczną szukać bruneta oraz albinosa.
Wykorzystując mapy dróg ewakuacyjnych, Fafnir i Phanthom odnaleźli podziemny parking. Brunet wyjął z kieszeni swojego kitla kluczyki z dołączonym do nich pilotem. Fafnir ruszył przodem, wypatrując samochodu, który by zareagował na małe urządzenie w dłoni Phanthom'a. Gdy tylko dostrzegli błysk świateł właściwego pojazdu, podbiegli do niego, od razu do niego wsiadając. Brunet z oczywistych przyczyn zajął miejsce za kierownicą. Fafnir natomiast obserwował, czy nikt ich nie goni.
Phanthom wyjachał z budynku, pokonując po drodze bramkę. Laboratorium znajdowało się na pustkowiu.
- Gdzie my jesteśmy? - Fafnir rozejrzał się wokół wystraszony.
- Nieważne. Wydostaniemy się stąd. - odparł starszy z młodzieńców, jadąc jedyną drogą w nieznanym sobie kierunku. Byle jak najdalej od laboratorium.

***

Po wielu godzinach drogi, udało im się trafić do niewielkiego miasteczka. Tam zapytali jego mieszkańców o drogę do rodzinnego miasta młodszego ze smoków. Po uzyskaniu niezbędnych informacji, natychmiast wznowili podróż.
- Pamiętam to miejsce. - powiedział w pewnym momencie Fafnir, gdy byli już blisko celu.
- Serio? - brunet spojrzał na przyjaciela zdziwiony.
- Tak. - albinos skinął głową z uśmiechem - Skręć tutaj. - chłopak wskazał jedną z ulic. Phanthom wykonał polecenie przyjaciela.
- Fafik... Jest już ciemno. Jesteś pewien, że dobrze jedziemy? Wiele jest podobnych do siebie ulic. - zapytał brunet.
- Jestem pewien. - odpowiedział krótko albinos.
Po jakimś czasie znaleźli się na podjeździe przed dużą posiadłością. Fafnir od razu wyskoczył z auta i pobiegł wpisać kod na panelu przy bramie.
- Fafik, co to za miejsce? - Phanthom zmierzył wzrokiem dziwnie wesołego przyjaciela i dom wyraźnie należący do zamożnej rodziny.
- Mój dom. - odparł chłopak, otwierając bramę. Następnie albinos wrócił do samochodu. Brunet wjechał niepewnie na teren posesji i zatrzymał się obok garażu. Fafnir wysiadł pospiesznie z auta i pobiegł za budynek.
- Fafik, czekaj! - zawołał brunet, biegnąc za nim. Albinos zrzucił z siebie kitel lekarski i pobiegł do ogrodu różanego, zanosząc się śmiechem. Opuszkami palców muskał ukwiecone krzewy, nie zatrzymując się ani na chwilę. Phanthom dobiegł do niego i chwycił albinosa w pasie, zatrzymując go. Fafnir odwrócił się przodem do przyjaciela i zarzucił mu ręce na szyję, następnie przytulając bruneta.
- Udało się! Naprawdę się udało! - albinos uniósł wzrok na rozgwieżdżone niebo.

Tom? 


Od administratora:
W związku z problemami technicznymi administratora opowiadanie zostaje wstawione z opóźnieniem, nadesłane zostało jednak 14 marca, czyli przed końcem eventu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz