21 marca 2020

Od Phanthoma cd Fafnir - Szczury laboratoryjne

To było takie szalone. Najpierw laboratorium, a teraz dom Fafnira. Oniemiałem na widok tego luksusowego domu, na dodatek z ogromnym ogrodem różanym. Trzymając chłopaka w pasie, nie mogłem przestać się rozglądać. Mimo wszystko bałem się, że ktoś nas zobaczy. Chłopak patrzył w niebo, jego oczy aż śmiały się, a na moją twarz mimowolnie wpełzł uśmiech. Wyglądał tak uroczo, kiedy z rumieńcami od biegu, na bladej twarzy, oglądał gwiazdy, odbijające się w jego oczach. Po chwili mocno go przytuliłem, jakbym chciał mieć pewność, że naprawdę razem uciekliśmy z tamtego miejsca, że on żyje, nic mu nie jest, a to wszystko nie jest tylko pięknym snem.


- Phanthom! Dusisz mnie! - powiedział śmiejąc się. Rozluźniłem uścisk, a potem go puściłem. On mnie złapał za dłoń i pociągnął w głąb ogrodu. - Chodź, wszystko ci pokaże – powiedział zachwycony.
- Fafik, a jeśli ktoś nas zobaczy? Nie powinno nas tu być – nie było pewny, czy dobrze robimy.
- To mój dom, więc dlaczego nie powinno mnie tu być? A ty jesteś przecież moim przyjacielem – rozglądałem się po ogrodzie. Był naprawdę piękny, a pod osłoną nocy, wydawał się, jakby błyszczał w świetle księżyca.
- Myślisz, że zastaniemy tu twoich rodziców? - zapytałem.
- Nie sądzę. Rzadko kiedy byli w domu – przyznał. Przez kolejnych kilka minut chodziliśmy po ogrodzie. Raz się zatrzymałem i powąchałem kwiaty, były fantastyczne. Nie widziałem Fafika tak dawno szczęśliwego, jak teraz. Brakowało jeszcze, aby zaczął tańczyć.
- Kiedy ostatnio tu byłeś? - przez długą chwilę milczał, patrząc prosto na duży bukiecik kwiatów.
- Dziewięć lat temu – całkiem sporo. Podszedłem do niego. Dziewięć lat…
- Myślisz że sporo się zmieniło? - wzruszył ramionami w odpowiedzi. - Wejdziemy do środka?
- Czemu nie. Zapasowe kluczyki powinny być w jednej z donic przy drzwiach garażowych – po tych słowach udaliśmy się na miejsce. Tak jak powiedział, tak było. Po chwili wyciągnął zapasowe kluczyki spod donicy, po czym otworzył drzwi. Moim oczom ukazał się równie bogaty jak na zewnątrz dom, w którym miałeś wrażenie, że znajdowałeś w innej rzeczywistości. Przynajmniej ja, wiedziałem, że istnieją takie drogie domy, ale nigdy w życiu w żadnym nie byłem. Aż mnie zatkało.
- Pusto. Jak myślisz, gdzie są domownicy? - odezwałem się, kiedy wrócił mi głos.
- W firmie, na przejęciach – powiedział to obojętnie. Spojrzałem na niego.
- Często ich nie było? - podszedłem do niego.
- Praktycznie cały czas – wziąłem go za rękę, aby trochę mu poprawić humor. Zaczął mnie oprowadzać po tym ogromniastym domu, który musiał kosztować fortunę. Meble z prawdziwej skóry, obrazy sławnym malarzy, drogocenne pamiątki… Fafnir w niezłych klimatach się wychował.
- To prawie jak u mnie tylko, że ja nikogo nie miałem – powiedziałem po chwili.
- Teraz masz mnie – słysząc to, spojrzałem na niego zszokowany, ale się uśmiechnąłem zaraz i poczochrałem go po głowie. Nagle z kuchni ktoś wyszedł. Była o starsza kobieta, która na widok albinosa, zaniosła się krzykiem, uciekając z powrotem do kuchni. Cicho się zaśmiałem. - Kucharka, chyba mnie poznała – wytłumaczył Fafik, który zaciągnął mnie po schodach na wyższe piętro. Weszliśmy do jego pokoju, tak samo modnie wystrojonego, jak salon. Widziałem tutaj masę książek.
- Wszystkie przeczytałeś? - podszedłem do szafki i zauważyłem, że większość to były bestiariusze.
- Oczywiście – jeszcze dłuższy czas oglądałem jego pokój, aż w końcu usiadłem na łóżku.
- Fafik, opowiesz jak cię zabrali na wyspę? - słysząc to pytanie, na chwilę zamarł. Usiadł obok mnie.
- Byłem wtedy dzieckiem. Często nas odwiedzał znajomy mojego ojca, lekarz. Służba ciągle się zmieniała, więc jego znałem najdłużej. Któregoś dnia zabrał mnie na spacer. Obiecał, że pokaże mi zabytkowe miejsca w mieście i zabierze do biblioteki. Bardzo chciałem ją odwiedzić, ale byłem za mały, żeby udać się do niej bez opiekuna, a rodzice zawsze mieli coś innego na głowie. Jak się pewnie już domyślasz, zamiast do biblioteki trafiłem do laboratorium – spojrzałem na niego smutno.
- Ale że twoi rodzice nie zareagowali? - zapytałem, ale on tylko wzruszył ramionami. To było takie niedorzeczne! Jak mogli mieć własnego syna w nosie. Może i dobrze, że sam ich nie miałem?
- Pewnie na początku nawet nie zauważyli, że mnie nie ma – odezwał się. Aby dodać mu trochę otuchy, objąłem go, a po chwili ucałowałem go w czoło. Pomyśleć, że nie zaznał rodzicielskiej miłości, tak samo jak ja.
- Biedak. Poprawię ci humor – po tych słowach wstałem na łóżku i pociągnąłem go za ręce tak, aby wstał razem ze mną. - Masz niezłe sprężyny – zacząłem skakać na jego materacu.
- Ciekawy komplement – przyznał z lekkim uśmiechem, obserwując moje poczynania.
- Na pewno nikt ci takiego nie powiedział.
- Nie przypominam sobie.
- Czuje się wyjątkowy – aby go trochę rozruszać, złapałem go w pasie i przysunąłem do siebie, jednocześnie zmuszając go do skoku. Chciałem, aby się trochę rozerwał i zapomniał o tej ponurej rozmowie. Nie żałowałem, że go o to wszystko pytałem, jakoś bardzo chciałem go poznać. Śmieszne, że oboje wychowaliśmy się na kompletnie innych warunkach, ale jesteśmy w niektórych sprawach podobni.
- Rozluźnij się – poleciłem mu, czując, jaki jest sztywny.
- Rodzice zabraniali mi takich form zabawy – przewróciłem oczami.
- Wiec cię zdemoralizuje. Jestem dzieckiem ulicy – przyznałem, na co on zrobił się czerwony. W końcu trochę rozluźnił mięśnie i zaczął sam skakać. Po chwili stracił równowagę i poleciał na łóżko, a ja, jako, że go trzymałem, razem z nim. Głośno się zaśmiałem. - I co? Humorek się polepszył? - spojrzałem na jego twarz, która teraz była biało-czerwona, od rumieńców. Lekko dyszał, a włoski opadły mu na oczy. Wyglądał tak… nie powstrzymałem się i pchnięty nieokreśloną siłą, przysunąłem się do jego twarzy i złożyłem na jego ustach delikatny pocałunek, który pogłębiliśmy na raptem trzy sekundy. Gdy się odsunąłem, aż sam byłem zdziwiony zwrotem akcji. - Będę ci częściej poprawił humor – stwierdziłem, na co chłopak się do mnie uśmiechnął i mnie przytulił, chowając zawstydzoną twarz w zgięciu mojej szyi. Także go objąłem i mocno przytuliłem.
- Nie wrócimy już do laboratorium, prawda? - usłyszałem jego głos.
- Za żadne skarby.

Fafnir?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz