13 marca 2020

Od Eris CD Aven - Szczury laboratoryjne

Gdy udało im się zdobyć czip, nadzieja Eris na ucieczkę z laboratorium przemieniła się niemal w pewność. Miały już w końcu przepustkę blondwłosej pani naukowiec, jak i klucz do celi, który strażniczka wcześniej w tak subtelny sposób ukryła pomiędzy piersiami. Przy okazji zabezpieczenia czipu, doszła jednak do wniosku, że biust nie jest najbezpieczniejszym miejsce do przetrzymywania klucza. W końcu w każdej chwili mógłby wypaść, więc już po chwili spoczął bezpiecznie wśród włosów i piór u boku czipu.
Sytuacja nieco się pokomplikowała, kiedy przed celą znów stanął naukowiec w towarzystwie żołnierzy. Białowłosa odetchnęła nieco, widząc całkiem nową twarz. Mogło to oznaczać, że blondynka nie spostrzegła jeszcze braku w swoim wyposażeniu, a prawdopodobnie straciła go jeszcze więcej, pozostając sam na sam ze swoim przystojnym kolegą. Dawało im znacznie więcej czasu, jak i niejako pewność, że przy odrobinie szczęścia i to spotkanie będzie im dane przeżyć, co niepomiernie cieszyło więźniarkę.
Tym razem jednak podczas wyprowadzania z celi, niedane było Eris nawet spróbować postawić czynnego oporu. Natychmiast po otwarciu się drzwi została potraktowana jakimś środkiem silnie uspokajającym lub nawet nasennym. Nie pamiętała prawie niczego z drogi, jak i samych badań, którym została poddana. Kompletna pustka w głowie, przeplatana jedynie niewyraźnymi przebłyskami. Obudziła się, dopiero z powrotem leżąc na zimnej białej podłodze klatki. Budzikiem okazał się nieprzyjemny w tamtej chwili szum lampy i dreszcz, jaki wstrząsnął jej ciałem. Otworzywszy oczy, natychmiast podrażnił je jasny blask, wypadający z budzika. Zamrugała kilkukrotnie, próbując przypomnieć sobie ostatnie zajścia. Okropnie reagowała na tego typu medykamenty, miała wrażenia, że prócz usypiania świadomości czyściły jej pamięć. Na szczęście nieprzyjemne skutki lekarstwa ustąpiły wyjątkowo szybko. Usiadłszy, spostrzegła dopiero, że była naga, a jej ciała nie pokrywały już wielobarwne pióra, co okazało się dla niej dobrą wieścią. Wcale nie podobało jej się upierzenie, cieszyła się, że zniknęło, tym bardziej, jeśli miałaby być częściej wyrywane wióra, to bolało.
Rozejrzała się za ubraniami, które ku jej zadowoleniu leżały obok. Nie lubiła świecić gołym tyłkiem przy obcych, z resztą wątpiła, by ktokolwiek lubił, tym bardziej znajdując się w takim miejscu. Zapinając pas, dostrzegła dwóch mężczyzn przyprowadzających Aven. Tak jak ona wcześniej była całkiem naga, pozbawiona jaszczurczych cech. Całe szczęście — przeszło jej przez myśl. Oryginalna mutacja rudowłosej, zwinność i umiejętności łowieckie mogła im się znacznie bardziej przydać podczas ucieczki. Łowczyni jednak nie wyglądała najlepiej, rzucona na posadzkę, niemal natychmiast się ocknęła, choć najprawdopodobniej nie przez sam wstrząs upadku, którego Eris nie zdążyła złagodzić, a raczej przez kaszel, który szarpnął jej piersią. Strażniczka z bólem patrzała na klęczącą już towarzyszkę, krztuszącą się czymś dziwnym. Podchodząc do niej, zaczęła poklepywać ją po plecach, licząc, że choć trochę jest tym w stanie jej pomóc. Co oni jej zrobili?
Gdy Aven udało się uspokoić, strażniczka podała jej ubrania i chcąc dodać otuchy, zapewniała, że jeszcze tego dnia lub nocy uda im się opuścić laboratorium. Przez cały czas ubierania się, łowczyni nie odezwała się ani słowem. Dopiero po chwili, łapiąc chyba pierwszy nieduszący oddech:
— Masz jakiś plan? — spytała rudowłosa, siadając ciężko na pryczy.
Strażniczka przytaknęła zdecydowanie głową, nie będąc jednak pewną czy współwięźniarka faktycznie dostrzegła ten gest, dodała:
— Mam — podniosła się z ziemi i usiadła obok kobiety. — Udało nam się zdobyć czip tej blondyny — podjęła, wygrzebując z włosów ów przedmiot. — Powinno dać się utworzyć nim większość drzwi w laboratorium, wcześniej udało mi się zgarnąć też klucz do naszej celi — pokazała jej dyskretnie także białą kartę, na której widniał numer ich celi. — Musimy po prostu wyczuć odpowiedni moment, najlepiej podczas zmiany warty i uciec. Później odnaleźć drogę i będziemy wolne.
— Twój plan chyba trochę zbyt mocno opiera się o szczęście — odparła łowczynie, jak się wydawało białowłosej, nieco zbyt pesymistycznie.
— A co nam pozostaje? Możemy liczyć tylko na nie — nieco posmutniała Eris, wbiła wzrok za szybę, na powrót chowając przepustkę na wolność. — Z resztą, brak nam go? Siedzimy tu tyle czasu i żyjemy. Jeśli Bóg istnieje, to musi nam w jakimś sensie sprzyjać. Nie wiem jak ty, ale już wolę zginąć jako uciekinierka, niż obiekt 048.
Aven wydawała się zamyślić na chwilę, jakby rozmyślając nad jej słowami, czy szacując szanse na powodzenie się ucieczki w najbardziej i najmniej sprzyjających okolicznościach. W końcu jednak tak jak spodziewała się tego po niej Eris, rudowłosa przyznała jej rację. Łowczynie wyglądała niepozornie, ale miała w sobie ogień równie palący co jej włosy. Wymieniły się zaciętymi uśmiechami.

Wyczekiwanie odpowiedniego momentu wybitnie męczyło białowłosą. Była niecierpliwa i dodatkowo stresowała ją cała wizja ucieczki. Im bliżej było do podjęcia ich planu, tym bardziej zaczynała powątpiewać w jego skuteczność, nie znaczyło to jednak, że miała zamiar zrezygnować. Czuła jak z każdą chwilą jej tętno rośnie, a łonie zaczynały się pocić. Miała tylko nadzieję, że nie zawiedzie ani Aven, ani tym bardziej siebie i własnych oczekiwań. Poczuła się jednak znacznie lepiej, czując wymowny dotyk dłoni na ramieniu. Teraz to łowczyni dodawała jej otuchy, wydawała się znacznie spokojniejsza od niej.
W końcu nadszedł moment, który miał zasądzić o ich losie, to było ich być, albo nie być. Strażnicy sprawujący pieczę nad tą częścią laboratorium zniknęli. Obie wiedziały, że nie miały wiele czasu, zanim pojawi się zmiana warty. Eris czym prędzej wyjęła klucz. Przykładając go do czytnika, miała nadzieję, że plan już nieraz nie spali na panewce. Na szczęście udało się, zaświeciła się małą zielona dioda. Po chwili usłyszały ciche szczęknięcie i drzwi otworzyły się przed nimi. Niepewnie wyjrzały na korytarz — pusto.
— Będziesz musiała iść przodem — szepnęła strażniczka. — Potrafisz się skradać, mnie zaraz usłyszą.
Eris nie czuła się najlepiej, kładąc na barki kamratki tak wielkiego ciężaru, ostatecznie teraz wszystko zależało od Aven. Jednak wiedziała, że teraz miały jakieś szanse. Białowłosa była głośna i chaotyczna, gdyby miała prowadzić, pierwszy lepszy strażnik zza roku dawno by ją usłyszał, a wówczas ich plan poszedłby się paść. Nie mogły do tego dopuścić. Rudowłosa jednak z poświęceniem i odpowiednim nastawieniem przyjęła na siebie to zadanie.
Ruszyły przed siebie. Strażniczka trzymała się w odpowiednim odstępie, czekając na odpowiednie sygnały ze strony towarzyszki. Niemal odruchowo ruszyły w zgodnym kierunku, który obie wypatrzyły podczas drogi na badania. Dotarłszy do końca korytarza, zgodnie ustaliły, że bezpieczniej będzie zejść schodami. Z pewnością nikt nie będzie się nimi poruszać. Stopni z pewnością było mnóstwo, a „pracownicy” laboratorium z pewnością woleli oszczędzać nogi. Wychodząc na klatkę, przez chwilę nasłuchiwały czy aby na pewno nikt nie postanowił odbyć treningu kardio. Tak jak i poprzednim razem rudowłosa ruszyła w sporym odstępie w dół całkowicie bezszelestnie. Eris bardzo imponowała ta umiejętność, od przybycia na wyspę marzyła o powrocie do swojej dawnej formy, zawsze mimo swoich dużych jak na kobietę rozmiarów była wyjątkowo zwinna, a od przybycia na wyspie złapała się na pewnej niezgrabności, jakby cały wdzięk jej ruchów uleciał gdzieś.
Po kilku minutach udało im się wejść na sam szczyt schodów. Znów rozejrzały się ostrożnie przed wyjściem na korytarz. W oddali dostrzegły jedynie wielką bramę. Była zamknięta, ale nic to dla nich. Eris wyciągnęła czip w stronę czytnika. W ostatniej chwili Aven chwyciła ją za nadgarstek.
— Nie wiemy co tam jest — podjęła szeptem rudowłosa.
— Skoro to korytarz, to tam pewnie też, gdzieś muszą być kolejne schody — odparła szybko, tamta próbując delikatnie uwolnić rękę.
— A jeśli ktoś tam jest?
— Poradzimy sobie — stwierdziła, odzyskując pewność siebie, czując, że reszta drogi pójdzie równie gładko. — Na pewno nie będzie ich dużo. Ty szybko podbiegniesz do niego i uniemożliwisz włączenie alarmu, a ja go obezwładnię, dobrze?
Łowczyni skinęła nieznacznie głową, wydawała się nie do końca przekonana, ale chyba dla oszczędzenia czasu postanowiła zaryzykować niż próbować znaleźć inne wyjście z sytuacji, którego pewnie nawet nie było.
— To na trzy: raz, dwa, trzy — otworzyła bramę.
W pierwszym momencie wszystko wydawało się w porządku. Po chwili jednak Aven stanowczo zatrzymała strażniczkę, przypadając do najbliższej ściany. Na wprost miały kolejny korytarz i bramę. Przesuwały się wzdłuż ściany na lewo, aż do końca. Po chwili Eris usłyszała zbliżające się kroki. Białowłosa szybko zarządziła zmianę miejsca, w tej sytuacji mogła, od razu ogłuszyć przeciwnika. Nagle zza rogu wyłonił się żołnierz. Biorąc duży zamach, Eris uderzyła mężczyznę z całej siły w twarz, mając nadzieję, że padnie od pierwszego ciosu. Niestety jednak tak się nie stało. Ogłuszyło go jednak na tyle, by kobieta zdołała w porę poprawić i tym razem już obezwładnić go. Gdy tylko żołnierz padł na podłogę, białowłosa natychmiast złapała go za mundur i pociągnęła go w dalszą drogą za rudowłosą. Ruszyły ta samą drogą, którą przyszły, z dala widać było kolejną windę, a skoro była wina, to z pewnością były i schody. Nie zawiodły się ani odrobinę. Szybko znów weszły na klatkę, zamykając za sobą drzwi. Czym prędzej Eris usadziła mężczyznę pod ścianą, równie prędką zdecydowała się zabrać mu nóż, który mógł się przydać, w jej przypadku bardziej niż pistolet. Nigdy nie miała jej nawet w rękach, Aven również nie wydawała się zaznajomiona z bronią palną. Powielając ostatni schemat, pokonały i te schody. Uchylając ostrożnie drzwi, dostrzegły, że wychodziła na jakiś magazyn. Była to ogromna hala wyłożona mnóstwem rzeczy, których w większości nie były nawet w stanie nazwać.
— Ktoś tam jest — zauważyła rudowłosa, przepychana przez strażniczkę.
— Dam są drzwi — wskazała palcem, wsadzając białą czuprynę w szparę w drzwiach.
— Kiedy ci powiem, biegnij do nich — poleciła. — I módl się, żeby były otwarte.
— I nikogo za nimi nie było — mruknęła pod nosem. — Dobra — przytaknęła, szykując się do możliwie najcichszego biegu, na jaki tylko było ją stać.
Na kilka sekund zapanowała całkowita cisza, Eris wydawało się nawet, że zaczyna słyszeć krew buzującą jej w żyłach.
— Teraz! — rzuciła silnym szeptem.
Białowłosa spięła się maksymalnie, pchając dłonią drzwi i wypadając na halę. Wierzyła towarzyszce, nawet nie rzuciła pobieżnego spojrzenia po pomieszczeniu. Skupiając się całkowicie na celu, przebiegła całą dzielącą ją odległość, przypadając wyjście. Łapiąc za klamkę, nacisnęła ją — otwarte.
Wypadła na kolejny korytarz. Na szczęście pusty. Zdążyła dojść do kolejne wewnętrznej bramy, gdy na spostrzegła Aven wpadającą do środka z przerażeniem na twarzy.
— Uciekaj! — krzyknęła. — No już, biegnij! — powtórzyła, widząc zaskoczenie na twarzy strażniczki.
Ocucił ją dopiero głośne wycie alarmu. Spanikowana upuściła chip. Klnąc, capnęła go, otworzyła bramę, w chwili, gdy łowczyni zrównała się z nią. Naraz przestąpiły bramę, puszczając się biegiem do kolejnej. Podczas biegu Eris podała towarzyszce nóż, mając złe przeczucie, że będzie zmuszona go użyć. Na szczęście udało im się przejść i przez nią, bez konfrontacji z wrogiem. Wybiegły do czegoś na wzór holu, w którym przy wejściu czekało już dwóch żołnierzy. Rzuciły się na nich. Aven była znacznie szybsza, przez co udało jej się pokonać swojego przeciwnika, nim białowłosa dosięgła swojego. Strażniczka z zaciętością godną prawdziwego wilka rzuciła się na mężczyznę, mocując się z nim, huk strzału jednak przerwał tę walkę. Drugi z mężczyzn padł na ziemię załatwiony przez łowczynię.
— Cholera — syknęła białowłosa, łapiąc się za postrzelone ramię. — Dzięki.
— Nie ma na to czasu — popędziła ją Aven, ciągnąc za zdrowe ramię.
Wybiegły na zewnątrz, gdzie również czaiło się dwóch. Nie miały jednak czasu z nimi walczyć, z pewnością niedługo pojawi się ich więcej. Było ciemno, mogły się łatwiej ukryć. Udało im się tylko ich obalić w biegu. Po czym sprintem puściły się w las. Znaczy Eris biegła sprintem, Aven biegła jej tempem o krok z przodu ciągnąc za ramię. W pewnym momencie mimowolnie białowłosa spojrzała się przez ramię. Oczy niemal wyszły jej z orbit, widząc żołnierzy celujących do nich z broni. Oparła się obiema dłońmi o ramię kobiety. Zbierając w sobie całą siłę, pchnęła ją w bok, samej również odbijając się od towarzyski. W tej samej chwili padła krótka salwa strzałów.
Głośny jęk wydobywający się z gardła Eris poniósł się dookoła, gdy uderzyła o ziemię poranioną ręką.
— Leć! — krzyknęła, zaciskając zęby z bólu, podnosząc się z ziemi.
Popędziła dalej, rzuciła się w ciemny las, nie patrząc na nic. Rzuciła jedynie okiem w stronę towarzyszki. Będąc pewna, że i ona pobiegła dalej, parła nadal przed siebie. Szybko, do utraty tchu. Nie zatrzymując się, ani nie odwracając więcej. Byłe dalej, byle znaleźć kryjówkę. Cały czas słyszała za sobą pościg.
W pewnym momencie poczuła silne uderzenie, wyprowadzające ją z równowagi. Znów padła na ziemię, odwróciła się gwałtownie, chcąc odeprzeć napastnika. Jej oczy rozbłysnęło, spostrzegłszy się, że była do rudowłosa łowczyni. Aven zakryła jej usta dłonią. Dopiero wtedy białowłosa spostrzegła, że jej towarzyszka wyglądała całkiem inaczej. Nie mając nawet czasu na reakcję, spostrzegła, że kobieta osłania je warstwą roślin. Zostały oplecione korzeniami i mchem.
Siedziały tak w całkowitej ciszy, do momentu aż odgłosy poszukiwań nie ucichły. Całkowita cisza nastąpiła dopiero nad ranem, jednak dla pewności przeczatowały tak do samego wieczora. Dopiero wtedy odważyły się opuścić kryjówkę. Rozejrzały się, pusto, jak okiem sięgnąć, ani żywej duszy. Udało im się? Dopiero wtedy ogrom drzemiących w nich emocjach zaczął stopniowo ulatniać się z nich. Eris miała wrażenie, że zaraz zemdleje, w jednym momencie zmiękły jej nogi.
— Udało nam się… — szepnęła, nie dowierzając, czując łzy napływające co błękitnych oczu. — Udało nam się! — krzyknęła nagłym wybuchem egzaltacji i porywie radości obejmując Aven.
Udało im się.

Aven? Ciągniemy z tego wątek?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz