25 lutego 2020

Od Raven CD Pan Staś

Głęboka rana na brzuchu po pazurach okazała się być bardziej dokuczliwa, niż mogła to sobie wyobrazić. Gdy tego typu ranki leczyły się szybciej, ta jedyna dawała się dość długo we znaki. Ropa zadawała się lecieć uporczywie często, przez co wampirzyca została zniewolona w jednym miejscu do końca uporczywego dnia. Jej bohater w czarnym futerku okazał się dumny po całym incydencie, niż mogła to sobie wyobrazić. Otóż przed wypicie jego życiodajnej krwi, na każdym kroku znęcał się w sposób delikatny i dość humanitarny. Specjalnie grał na jej dumnie osobistej, wymuszając wiele razy proszenia o najmniejsze rzeczy. Jednak równie szybko musiał ją złapać przed ucieczką, gdy już prawie poczuła zew wolności i ucieczki do życia samotnika. Oto też nastał wieczór, zaś cały dom zdawał się być pochłonięty w wielkiej wojnie światów. Owoc ich specyficznej miłości nie zamierzał odzywać się do ich dwójki pod żadnym względem, dumnie odrzucając włosy do tyłu. Powodowało to wiele sprzeczności w głowie starszej kobiety, nasuwały się pytania bez odpowiedzi. Gdzie popełnili błąd w wychowaniu, że mała zołza dawała tak o sobie znać? Za każdy razem jednak zdawała się kiwać głową przecząco, aby choć na chwilę pozbyć się zbędnych myśli. Nigdzie błędu nie popełnili, to ich maleństwo odziedziczyło zbyt wiele złych cech po jej charakterze. Tak też wiele razy zdołała się przyłapać na myśleniu, gdyż głupi los zesłał złe osoby na tak dobrego człowieka, jakim był Stasiek. Czasem naprawdę na niego ni zasługiwała, a jednak pozostawał przy niej. Był cały czas, służąc pomocą i radą.



Reszta dnia minęła jej na nudnym leżeniu, jednak postarała się choć przygotować warzywa i kawałki mięsa na skromny jak na nich obiad. Sama Raven odpuściła sobie jedzenie, gdyż nadal czuła na swoim karku niebezpieczne spojrzenie swojego partnera. Zastanawiała się, czy mężczyzna będzie chciał się zemścić. Na to nie znała odpowiedzieć, jednak brunet zdawał się zdolny do wszystkiego. Przecież już odrobinę zdołali się poznać, prawda? Siła perswazji zdołała go jednak przekonać, aby pomóc ich córeczce już niemałej na porządkowaniu swoich włosów.

- Całe życie teraz będziesz milczeć, kochana? - zagaiła wreszcie rozmowę, nie mogąc znieść wszelkiej ciszy. W salonie były same, gdyż głowa rodzina pomyślała trafnie, aby dać im sfery prywatne do tego stopnia, aby udać się na udawane sprawdzanie terenu. Wampirzyca delikatnie rozczesywała bujne pukle włosów, aby jutrzejszego dnia były do opanowania. Czasem naprawdę dawały o sobie znać. - Podniosłam głos zbytnio, jednak… Nie przeżyłabym, gdyby coś stało się. Musiałam walczyć, abyś wyszła cała.

- A jednak mamusiu droga, mam siniaka na ramieniu.

- Nie było mnie od początku obok, Liliano… Wybacz, że nie mogłam cię obronić wraz z ojcem.

- Nie mów głupot, matko. Idealnie bym sobie poradziła, jednak zaskoczyli mnie od tyłu. - nieoczekiwanie wstała z dotychczasowego miejsca spoczynku. Zdołała tylko zmierzyć zimnym wzrokiem jej sylwetkę, aby w ciągu sekundy zniknąć z jej pola widzenia. Dziewczyna nie mogła powstrzymać głośnego westchnienia, po prostu położyła delikatnie grzebień na pobliski stolik.

Łzy nawałem spływały po jej bladej twarzy, jednak równie szybko zdołała je wytrzeć w rękach przy długiej koszuli. Udała się do dotychczasowego królestwa prywatności w tym przybytku, aby paść niczym trup na łóżko. Siedząc na krawędzi mebla, schowała twarzyczkę w swoje dłonie. Al, jesteś naprawdę tutaj piątym kołem u wozu, przeszło jej przez myśl. Jej najczarniejsze scenariusze znalazły odzwierciedlenie w rzeczywistości. Jej pierworodna miała wiele jej osobie za złe, była bystrą osóbką, jak na jej młody wiek. Lepiej byłoby, zostawić jej wychowanie w rękach jej ojca. Ona w swoim zachowaniu zbyt dużo widziała Pana Castelle, byłego żołnierza, chcącego wyciągnąć z wpadki wiele dobrodziejstwa. Jednak jakby się nie starała wiele, dostawała same minusy i upadki od życia. Każde osiągnięcia równie szybko zdołały być zrównane z ziemią, słysząc zimne słowa “ Moją córkę stać na bardziej efektywne osiągnięcia, niż obecne.” Czego by nie zrobiła, zawsze była na pozycji przegranej. Znajdowało to odzwierciedlenie w obecnym życiu, chciała, aby Lily dawała sobie radę w swoim życiu. Oni żyć wiecznie nie będą, nawet psychiczni ludzie w kitlach, nie odnajdą lekarstwa na nieśmiertelność.

Zdołała się tylko przytulić do drugiej osoby, gdy znajome ramiona objęły ją w talii. Wtuliła policzek w klatkę piersiową, zasłoniętą przez dość cienki materiał odzieży wierzchniej. Świeżość i zapach ciała dawała jasny przekaz, wyszedł dopiero co pod prysznica. Jakby wyczuł, że potrzebowała go dwa razy bardziej, niż zazwyczaj miało to znaczenie.

- Nie mam zielonego pojęcia, co się stało, jednak widzę… Że jesteś w rozsypce emocjonalnej. - jego spokojny i przyciszony głos przeciął ciszę, jeszcze bardziej przyciskając jej sylwetkę do siebie. Był jednak nad wyraz ostrożny, nie chciał, aby rana otworzyła się i dawała o sobie boleśnie znać. - Spoglądając na naszego owocka, większej części widzę nieposkromionego dzikusa z lasów wyspy.

- Stanisławie… Zawsze pasujesz najbardziej cnotliwe momenty NASZEGO życia. - jej pięść znalazła łatwą drogę w stronę jego żeber, zaś wampirzyca legła płasko na powierzchnię łóżka.

- N-naprawdę nie masz serca, pijawko...

- Jeszcze Ty tutaj rozpłacz się jak dzidziuś i leć do swojej córeczki, która będzie mi wypominać wszelakie błędy. Szybko, leć!

- Raven…

- Zachciało mi się bawić w słodkie rodzinny, gdzie w cieniu czatuje wszelakie zło mordercze…

- Arleight zamknij nareszcie swoją twarz! - zdębiała, odkrywając swoją twarz spomiędzy swoich palców. Czasem naprawdę potrafił wybić ją z rytmu swoim głosem, zaś włoski na jej karku stanęły dęba. Atmosfera jakoby diametralnie spadła, przywołując na myśl dość niemiłe wspomnienia.

Przegrana pozycja zaniżyła jej wiarygodność w ekstremalnej sytuacji, wolała pokornie okazać niższość w obecnej sytuacji. Obróciła się plecami do partnera, zamykając oczy i przedzierając się przez coraz to wykreowane scenariusze. Znowu zachciało się jej płakać, chcąc pozbyć się uczucia istnej frustracji.

- Będziesz się teraz dąsać jak nasza mniejsza wersja, huh? Obie jesteście naprawdę rozkoszne… - usłyszała szept przy swoim uchu, kiedy silne ramiona ponownie objęły jej sylwetkę. Delikatnie uniosła brew do góry, gdy poczuła znajome dreszcze przechodzące przez jej ciałko. Milutkie dreszcze, które budziły niesamowite odczucia i przyspieszały bicie serca.

- C-co Ty… Chyba podmienili mi futrzaka, gdy ten zmywał brudy dnia, hm? - odparła z podejrzliwością w głosie, gdy brunet kolejny raz pocałował jej tatuaż na karku.

- Odi Et Amo?

- Nienawidzę i kocham, moja ulubiona sentencja niegdyś. Poprzedniego życia.

Nie odpowiedział jej żadnym słowem, tylko dość głośny pisk zaskoczenia przeciął ciszę panującą w pomieszczeniu. Jednym ruchem kruczowłosa została wciągnięta na jego ciało, zaś usta zaatakowane. Wpił się w jej wargi w czasie, gdy nie była całkowicie przygotowana na takie zdarzenie. Odebrało jej momentalnie dech w piersi, zaś oczy o mało nie wychodziły z orbit. Komuś najwidoczniej tęskniło się za okazywaniem uczuć, uśmiechnęła się mimowolnie w duchu. Nie umiała odmówić takiemu zaproszeniu, nawet nie odnalazła takiej możliwości. Wsunęła szczupłe paluszki za kołnierz jego koszuli, opuszkami muskając jego kark, nareszcie odwzajemniając coraz to mniej subtelne pocałunki.

- Nawet nie wiesz, jak mi tego czasem brakowało… - doszedł do niej jego głos, podczas chwilowo przerywanych całusów.

Vice versa, odpowiedziała sobie równie natychmiastowo w myślach, ciągnąc mężczyznę do półsiadu. Tak było znacznie wygodniej, figlarnie odsunęła od niego twarz. Uśmiechem firmowy dał jasny przekaz, nie mogło być tak łatwo. Skradając całusy co jakiś czas na jego policzkach, po kości żuchwy, specjalnie powolutku rozpinała jego guziczki przy ubraniu. Działania Staśka i uczucie, jakim go darzyła, mogły doprowadzić wręcz do szaleństwa. Sapnęła cichutko, gdy znajome ciarki przeszły wzdłuż kręgosłupa. Zanurzyła palce w jego bujnych włosach, pozwalając mu pieścić jej szyję, skoro takie miał życzenie.

- S-stasiek… - jednym momencie delikatnie wyswobodziła się z jego objęć, spoglądając w tak uwielbiane przez nią oczy. - Dzisiaj nie możemy.

- Słucham?

- Hm… Boli mnie okropnie rana na brzuszku, jestem nadzwyczaj zmęczona przez brak krwi. - zaśmiała się cichutko, widząc jego minę zaskoczenia. Cmoknęła go w czółko, aby tym samym położyć się na swoim miejscu, czekała jednak. - Wiem, co chcesz najpewniej powiedzieć, jednak… Okropna pijawka Cię bardzo kocha.

Pan Staś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz