23 lutego 2020

Od Pana Stasia do Nyx

Korzystając z uroków gwieździstej nocy, wybrałem się na przechadzkę po okolicy. Przy okazji podczas relaksowania się i odpoczywania, chciałem sprawdzić stan moich pułapek otaczających farmę. Kilka było poniszczonych lub powykrzywianych, jednak to można było szybko i łatwo naprawić. Potrzebowałem jedynie materiałów, głównie w postaci drewna. Z nim miałem akurat największy problem ostatnimi czasy. Pomimo ścinania dość dużej ilości drzew, nie mogłem nadgonić za swoimi zapotrzebowaniami. Z poprzedniego wyrębu miałem jeszcze dwie deski, cztery paliki i kilka gałązek. Musiało to wystarczyć do przynajmniej częściowej naprawy, zanim znów wyruszę po zapasy. Ciekawym zjawiskiem były jednak świeże ślady butów do tego od farmy w stronę lasu. Były mniejsze od moich, a buty były płaskie. Nachyliłem się i przyjrzałem. Postać miała wzrost około stu siedemdziesięciu do stu osiemdziesięciu centymetrów wzrostu. Postać szła spokojnym krokiem, jakby się tylko rozglądała i sobie poszła. Ciekawy ruszyłem za śladami w stronę lasu. Nie wiedziałem czego mam się spodziewać, przez co musiałem wyostrzyć swoje zmysły.

Trop na moment zgubił się gdzieś pomiędzy trawą i krzakami, jednak dość szybko go znalazłem z powrotem. Oddalałem się coraz bardziej od swojej farmy, bez żadnej broni oraz ekwipunku co wcale nie było takim mądrym rozwiązaniem, szczególnie o tej porze. Usłyszałem cichy szelest liści, przez co się zatrzymałem. Wytężyłem swoje zmysły, aby nasłuchiwać otoczenia. Środek lasu, całkowita ciemność, która była jedynie rozświetlana przez pełnię księżyca, której promienie delikatnie przedzierały się przez korony drzew. Głucha cisza panująca dokoła, przerywana cichą melodią wiatru, który radośnie bawił się liśćmi oraz mniejszymi krzewami, tańczącymi do melodii granej przez wiatr. Szybkie spojrzenie na prawo i lewo, po czym przykucnięcie. Dmuchało w moje plecy, przez co zapach rozniósłby się w stronę potencjalnego mojego celu. Co prawda byłem w ludzkiej skórze, jednak miałem charakterystyczny zapach. Możliwe jednak, że nikt by tego nie wyczuł. Przykucnąłem jeszcze bardziej i wyostrzyłem swój wzrok. Jakaś gałązka chrupnęła z prawej strony, około dziesięciu metrów ode mnie. Było to raczej zwierze niż człowiek. Spojrzałem w dół, widząc ślady biegnące wzdłuż ścieżki. Upewniłem się, że nikogo ludzkiego nie ma wokół mnie i ruszyłem dalej.



Ślady prowadziły przez wydeptaną już ścieżkę w lesie. Postać jakby wiedziała, gdzie chce dojść i jakby nie przechodziła tędy pierwszy raz. Ślady stóp był pewne, w równych odstępach i takich samych głębokościach. Chód nadal był spokojny i jakby beztroski.
Zadziwiające albo ktoś mnie okradał z moich owoców i warzyw, albo ktoś mnie obserwuje, albo ktoś ciekawski przyszedł, popatrzył i sobie poszedł. Która opcja nie byłaby brana pod uwagę, chciałem wiedzieć, kto to był, po co to robił i co dalej planuje. Musiałem dbać o swoje interesy i swoje domostwo, które i tak nieco ucierpiało podczas burzy. Na szczęście nasiona nie były zniszczone. Ostatnimi czasy miałem sporo na głowie, nie potrzebowałem do tego jeszcze jakiegoś samotnika, wyjadającego moje rośliny i grzebiącego w moim polu. Swoją drogą, gdyby chciał, aby się z nim podzielić nasionami lub jakimś owocem, pewnie bym to zrobił. Od zawsze byłem osobą, która lubiła pomagać innym, szczególnie gdy tego potrzebowali.
Samotnicy mieli jednak to do siebie, że nie potrafili prosić lub zwrócić się o pomoc. Woleli kraść, plądrować, a nawet zabijać. Woleli żyć na uboczu, z dala od innych i nie przestrzegać niczego zgodnego z kodeksem moralnym. Zapewne też go sami nie posiadali, co czyniło ich tymi "złymi". Oczywiście były wyjątki, które sam znam osobiście i dość dobrze, jednakże czym jest jedna kropla w całym morzu? Gorzej, jeśli to nie samotnicy podbierają moce owoce oraz warzywa.

W końcu po długich poszukiwaniach oraz żmudnej wędrówce przez las dotarłem na małą polanę. Wtedy tam właśnie ujrzałem postać, prawdopodobnie kobietę o drobnej budowie ciała. Była wysoka, przynajmniej jak na kobietę, ubrana w ciemne odzienie. Podszedłem bliżej, jednakże cały czas ostrożnie i ze szczególną uwagą. Rozglądałem się też na boki, czy to aby nie jest jakaś pułapka, czy też zasadzka samotników.
Jako że robiło się już coraz później, ciemniej oraz chłodniej, trzeba było dowiedzieć się, czego u mnie szukała. Podszedłem jeszcze bliżej, co tym razem usłyszała. Widząc, że się odwraca, odezwałem się.
- Dobry wieczór... Czy to aby nie ty byłaś na mojej farmie? - Zapytałem dość łagodnie.

Dziewczyna spojrzała na mnie z lekkim zakłopotaniem. Było widać, że coś skrywa pod swoim płaszczem. Nie wiele czekając oraz myśląc, zaczęła biec, uciekając ode mnie w stronę lasu. Zdziwiony tym zachowaniem przez chwilę stałem jak słup. Po chwili jednak zacząłem ją gonić. Zapowiadała się długa noc...

Nyx?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz