Prośba bruneta bardzo mnie zdziwiła, ale mimo to postanowiłem ją
spełnić. Zacząłem więc nucić tą samą melodię, co wcześniej, powoli
gładząc przy tym włosy Phanthom'a. Sam nie wiedziałem, skąd ją znam. Nie
pamiętałem ani słów, ani nawet tytułu lub autora. Z tego względu
podejrzewałem, że słyszałem ją bardzo dawno temu. Pewnie jeszcze w domu.
Być może mama ją śpiewała, szykując się do wyjścia. Mogła to być też
pokojówka lub kucharka, pochłonięta pracą. Równie prawdopodobne było też
to, że była to melodia wygrywana przez jedną z pozytywek mamy.
Kowal
powoli zasypiał, wtulony we mnie. Westchnąłem cicho, przerywając
nucenie. Pogładziłem delikatnie jego przykryty bandażem policzek. Powoli
wstałem z łóżka. W tym samym momencie brunet uchylił słabo powieki.
-
Przyniosę ci zioła zanim zaśniesz. - powiedziałem spokojnie. Kowal
niechętnie puścił materiał mojej koszulki. Czym prędzej pobiegłem do
kuchni po zioła, które już zdążyły się zaparzyć. Zdjąłem z kubka
talerzyk i wróciłem z parującym naparem do sypialni. Następnie pomogłem
usiąść brunetowi i oparłem go o swoją pierś. Powoli poiłem go herbatą,
uważając by go nie poparzyć. Kiedy kubek był pusty, na nowo ułożyłem
kowala do snu.
- Zostań... - poprosił cicho brunet, gdy
zamierzałem odnieść naczynie. Postawiłem więc kubek na stoliku nocnym i
położyłem się obok Tom'a. Ostrożnie przytuliłem go do siebie i ponownie
zacząłem gładzić jego włosy. Po chwili również zacząłem nucić tą
melodię, która najwyraźniej przypadła mu do gustu.
Brunet
ponownie zacisnął palce na materiale mojej koszulki i wtulił się we
mnie. Delikatnie ucałowałem czubek jego głowy. Wciąż pachniał krwią. Jej
zapach po oczyszczeniu ran i obmyciu przeze mnie kowala nie był już tak
intensywny jak wcześniej, ale nadal wyczuwalny.
Wkrótce
Phanthom zasnął, gdy ja wciąż przy nim czuwałem. Przestałem nucić i
rozczesałem palcami czarną czuprynę kowala, wsłuchując się w jego
spokojny oddech. Naprawdę po tym wszystkim dalej miał mnie za
przyjaciela? Jego rozmowa z transferem wciąż krążyła mi po głowie.
Zdecydowanie nie zasługiwałem na przyjaźń i pomoc Tom'a. Był dla mnie aż
za dobry. A co jeśli Rada się o wszystkim dowie? Nie chcę, żeby
Phanthom miał przeze mnie problemy. Musiałem się w końcu usamodzielnić.
Wiedziałem, że im szybciej opuszczę wioskę, tym lepiej dla Tom'a. Ale co
z jego przemianami? Zachodziły zdecydowanie za często. To zbyt
niebezpieczne. Musiałem mu pomóc. Delikatnie objąłem ramionami kowala.
Nie pozwolę go skrzywdzić.
Ostrożnie wtuliłem policzek w
czubek głowy kowala i zamknąłem oczy, wracając wspomnieniami do zabaw na
śniegu tuż przed przemianą bruneta. Przy nim czułem się tak bezpiecznie
jak nigdy przedtem. Ponad to, przez ten krótki okres przyzwyczaiłem się
do jego towarzystwa tak bardzo, że żal mi było go opuszczać. Po czasie
spędzonym u boku Tom'a, nie wyobrażałem już sobie życia bez spotkań z
nim. Był dla mnie kimś naprawdę ważnym, więc gdy wyobrażałem sobie
odejście od niego, czułem się jakbym tracił część siebie. Niezwykle
istotną, z którą tak bardzo nie chciałem się rozstawać. Przy nim czułem
się tak, jakbym odzyskiwał cały ten stracony czas. Stopniowo zapominałem
o przeszłości, jakby tamte wydarzenia nigdy nie miały miejsca. Przykre
wspomnienia zastępowały nowe - zabawne, wesołe, czasami żenujące, w
których to główną rolę odgrywał Phanthom.
Otulony zapachem
przyjaciela i kołysany przez jego spokojny oddech oraz bicie serca
walczyłem z coraz większym uczuciem senności. Nie mogłem od tak iść
spać. Phanthom mógł mnie potrzebować w każdej chwili. Poza tym, mógłbym
pogorszyć jego stan, przewracając się na niego lub zrzucając go z łóżka.
Dlatego właśnie musiałem czuwać.
Rano
ostrożnie wstałem z łóżka i przygotowałem omlet na śniadanie oraz
herbatę. Gdy tylko Phanthom się obudził, podałem mu gorący posiłek i
nakarmiłem go. Następnie zabrałem go do łazienki. Tam ostrożnie
rozebrałem bruneta i delikatnie zwilżyłem opatrunki na jego ciele, by
następnie je zdjąć. Uniosłem wzrok na kowala, który wyglądał na wyraźnie
zawstydzonego.
- Spokojnie, to tylko kąpiel. - zaśmiałem się pod nosem. Tom jednak nie wyglądał jakby te słowa dodały mu choć trochę odwagi.
- Fafik...? - zaczął po chwili milczenia. Uniosłem na niego wzrok, sprawdzając przy tym temperaturę wody w wannie.
- Wtedy, gdy była u nas Melody. Po mojej przemianie. Kto mnie wtedy wykąpał? - zapytał trochę nieśmiało.
- Chyba nie myślisz, że Melody. - odparłem rozbawiony - Ja to zrobiłem. - dodałem, pomagając przy tym brunetowi wejść do wanny.
Tom? :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz