31 stycznia 2019

Od Fafnir'a do Farrah

Uwielbiałem wiosnę. To była pora roku, w której najłatwiej było znaleźć pożywienie. Dodatkowo pogoda nie była zbyt kapryśna. Zimą często zdarzały się zamiecie, jesienią ulewne deszcze, a lato męczyło zbyt wysokimi temperaturami.
Chcąc zrobić w końcu jakieś zapasy, wybrałem się do lasu na zbiory z plecionym koszem w rękach. Kiedy tylko natknąłem się na jakieś owoce leśne, zbierałem je do niego.
Po kilku godzinach mozolnej pracy mój koszyk był już na wpół pełny. Z dumą spojrzałem na masę jagód, jeżyn, malin i agrestu. Moje dłonie już dawno przybrały granatową barwę. Początkowo zastanawiałem się, czy uda mi się zmyć sok w całości, ale szybko przyzwyczaiłem się do tej barwy.
Uniosłem wzrok na słońce, by określić porę dnia. Prawdopodobnie było jeszcze przed południem. Wsłuchawszy się w ptasie śpiewy, wróciłem do porzuconej chwilę temu czynności z uśmiechem.
Nagle usłyszałem tętent kopyt. Spojrzałem w kierunku, z którego dochodził. Dźwięk wzrastał na sile. Ktoś się zbliżał.
Wtem powietrze rozdarł przeraźliwy ryk. Poczułem jak po plecach przebiega mi zimny dreszcz. Zdecydowanie nie słyszałem wcześniej czegoś podobnego.
Krótką chwilę po nim do moich uszu dotarł dziewczęcy pisk. Automatycznie poderwałem się z miejsca. Przez moment wachałem się, ale w końcu ruszyłem biegiem w stronę, z której dobiegały hałasy. Na miejscu zobaczyłem jasnowłosą dziewczynkę oraz zbliżającą się do niej hybrydę niedźwiedzia i tygrysa. Z pyska bestii ściekała czarna ciecz. Nie miałem zielonego pojęcia, co to jest, ale instynkt mi podpowiadał, że nic dobrego. Dobiegłem do dziecka, kulącego się na mchu i stanąłem przed nim, zasłaniając sobą dziewczynkę. Hybryda ponownie wydała z siebie ryk. Jej paszcza uzbrojona była w masę ostrych zębów. Z trudem panowałem nad swoim strachem. Musiałem coś zrobić. Skoro już przybiegłem w to miejsce, to żeby pomóc małej, a nie by zginąć razem z nią. Skupiłem się więc na drzemiącym we mnie smoku, na ogniu i jego gorącu.
Kiedy uznałem, że jestem już gotowy, uniosłem nieco swój słomiany kapelusz, odsłaniając większą część twarzy. Następnie pochyliłem się nieco, nabrałem powietrza i zionąłem ogniem w stronę bestii. Jej futro szybko zajęło się ogniem. Hybryda jakiś czas walczyła z płomieniami, lecz na marne. Kiedy padła bez życia, ugasiłem ognisko i odwróciłem się w stronę dziewczynki.
- Nic ci nie jest? - zapytałem, mierząc ją wzrokiem w poszukiwaniu obrażeń. Mała wciąż jednak była w szoku. Powoli zbliżyłem się do niej i delikatnie zbadałem ją. Szukałem głównie ran oraz złamań. Niczego poza drobnymi zadrapaniami, prawdopodobnie spodowanymi przez gałęzie drzew oraz krzewy nie znalazłem. Podniosłem się więc z kolan i podałem jasnowłosej dłoń.
- Daj rękę, pomogę ci wstać. - powiedziałem spokojnie.


Farrah?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz