10 stycznia 2019

Od Renarda CD Melody

- Musisz się pouczyć. No chodź, Farrah już grzecznie czeka przy stole - przez uchylone drzwi zajrzał zdaniem Renarda całkiem śmiesznie wyglądający pan, którego matka wynajęła, aby nauczał dzieci przede wszystkim pisać i czytać.

- Bzdura - parsknął chłopiec i odsunął się na drugi brzeg łóżka, aby znajdować się jak najdalej od siwego profesora wyglądem przypominającego Świętego Mikołaja - Pisać i czytać nauczę się sam, a zresztą teraz jestem zajęty.

- Wiesz, tych umiejętności nie nabędziesz z taką łatwością, jaką ci się wydaje - uśmiechnął się pobłażliwie staruszek i wszedł do pokoju nie zamykając za sobą drzwi - A czym jesteś zajęty, jeżeli mogę wiedzieć? - uniósł krzaczastą brew nie spuszczając wzroku z chłopca.

- To nie pana sprawa - zmarszczył brwi powstrzymując się od wystawienia języka. Wczorajsza wizyta u ojca nie wpłynęła na niego zbyt dobrze, zresztą podobnie jak każda poprzednia - A teraz przepraszam, ale nie przepadam za Świętymi Mikołajami - odparł naburmuszony i zerwał się z łóżka wymijając profesora zanim ten zdążył cokolwiek dodać i wybiegł z pokoju.

Niczym burza przetoczył się przez jadalnię, gdzie ze stołu zabrał swoje notesy i szkice zwracając przy tym uwagę siostry, która ze skupieniem kreśliła jakieś szlaczki na kartce papieru. Renard twierdził, że to tylko strata czasu, a czytanie i pisanie nie przyda mu się do życia. Nie miał pojęcia, że w prawdziwym świecie byłoby mu to potrzebne jak nic innego. No, ale skąd miał wiedzieć? Urodził się tutaj i nikt mu nawet słowem nie wspomniał o normalnym życiu, którego i tak nigdy nie przeżyje.

- Gdzie idziesz? Zaraz zaczyna się lekcja - zdziwiła się Farrah odrywając się na chwilę od wykonywanej chwilę temu czynności.

- Nie mam czasu, ale tobie życzę dobrej zabawy - uśmiechnął się cwaniacko i nie czekając chwili dłużej pobiegł po swoje buty i lekką kurtkę obawiając się, że mama go zatrzyma, a wtedy to już nici ze spaceru.

Na szczęście udało mu się opuścić dom bez żadnych problemów. Trzymał pod pachą swoje jakże cenne notesy, w których kartki latały luźno i bez problemu mogły wypaść i polecieć z wiatrem gdziekolwiek. Renard jednak co chwila odwracał się, aby upewnić się, że nic mu nie uciekło, gdyż każda kartka i jej treść była dla niego bardzo ważna. Szybko przeprawił się przez las, w którym całkiem lubił spędzać czas, ale tym razem nie miał go zbyt dużo, żeby wykorzystać go na przyglądanie się każdej kolejnej roślince. Zatrzymał się przy murach i głośno przełknął ślinę wiedząc, że musi zmierzyć się ze strażnikiem zanim zaszyje się w spokojnej wiosce. Renard nienawidził kontroli i z wielką chęcią mógłby ją ominąć, ale nie było takiej możliwości. Zwłaszcza, gdy odwiedzał osadę sam. Nabrał dużo powietrza do płuc i z głową odważnie uniesioną ku górze podszedł do małej budki. Chwilę czekał aż strażnik poprosi o jego legitymację, ale zorientował się, że jest tak niski, że tamten może ledwo dostrzec czubek jego głowy. Z jednej strony lisołak mógł skorzystać z okazji i przedostać się bez kontroli, ale wtedy jak na zawołanie mężczyzna się ocknął i pochylił nieco do przodu, aby móc widzieć chłopaka.

- Uh, znowu ty? - zmęczony tylko cicho westchnął i wyciągną rękę w stronę ciemnowłosego czekając na jego dokumenty.

Renard zaczął mruczeć coś pod nosem. Przecież wcale nie bywa w wiosce tak często. Chyba?

- A zgodę rodzica masz? Wiesz, że bez niej nie mogę puścić cię dalej - zapytał strażnik przyjmując od dziecka legitymację, którą podstemplował w odpowiednim miejscu i zwrócił ją chłopcu czekając na kolejny dokument.

To, że Renard nie umie pisać samodzielnie, nie znaczy, że nie umie przepisywać pisma swojej matki. Kilka godzin pocił się nad zgodą, żeby przepisać ją bardzo dokładnie i nie podrobić jakiejś literki źle. Spokojny chłopiec wyjął pomiętą kartkę papieru i przekazał ją strażnikowi. Oczywiście nie obyło się bez jego podejrzliwych spojrzeń, ale koniec końców wpuścił dzieciaka do osady. Zadowolony Renard pobiegł w stronę pewnej chaty po drodze szukając w zeszytach konkretnej kartki ze szkicem.

*

Wizyta u Melody złożona kilka dni temu udała się jak Renard oczekiwał. Złożył swoje pierwsze zamówienie i był tym iście podekscytowany, a jeszcze bardziej nie mógł się doczekać, aż jego peleryna będzie skończona. Siedział w salonie przy rozpalonym kominku opierając się plecami o kanapę i w zeszycie trzymanym na kolanach rysował już kolejny projekt tym razem skórzanej kurtki z przeróżnymi ciekawymi dodatkami. W głowie zrodziło mu się już milion wyobrażeń o tym, że mógłby współpracować z panią Melody i wykonywać dla niej przeróżne ciekawe kreacje. Zbyt ambitne marzenia jak na taką małą osóbkę. W jego głowie jednak wszystko wydawało się udać i póki co, tego wolał się trzymać. W pewnym momencie w holu zabrzmiało ciche pukanie do drzwi. Renard zerwał się z miejsca i wyprzedzając mamę, która pewnie miała te same zamiary co on, dotarł do drzwi jako pierwszy. Otworzył je szeroko, a widząc w nich jasnowłosą dziewczynę, szeroko się uśmiechnął.

- Witam ponownie. Mam dla ciebie prezent - odparła przyjaźnie i podarowała chłopcu białe pudełko przewiązane czerwoną wstążką.

Ten nie czekając chwili dłużej rozwiązał wstążkę, otworzył pudełko i wydobył z niego piękną pelerynę. Jej końcowy efekt wyglądał nawet lepiej, niż sobie wyobrażał. Po obejrzeniu jej z każdej możliwej strony w końcu zapiął ją pod szyją i pobiegł do lustra w salonie, aby ocenić swój wygląd. Galia rozbawiona reakcją syna wpuściła Melody do środka zamykając za nią drzwi. Młody lisołak nie wychodził z zachwytu i oczarowania oznajmiając, że nigdy już nie zdejmie z siebie tej peleryny. Przypomniawszy sobie o dwóch istotnych sprawach, zgarnął z dywanu projekt skórzanej kurtki i podbiegł do jasnowłosej, aby rzucić się jej w ramiona. Dziewczyna z trudnością uniosła chłopca w ramionach póki z powrotem nie stanął na ziemi.

- Dziękuję! Jest świetna! - skakał z radości, ale po chwili opanował się chcąc wypaść bardzo odpowiedzialnie i poważnie pokazując dziewczynie swój kolejny projekt.

Melody przyjęła od niego kartkę miejscami brudną od roztartego ołówka i z uśmiechem przyglądała się starannym szkicom chłopca, a ten zaś z niepokojem wyczekiwał reakcji i odpowiedzi.

Melody?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz