Po dokładnym obejrzeniu peleryny, chłopiec założył ją na siebie i
podbiegł do lustra, by zobaczyć, jak w niej wygląda. Z uśmiechem
obserwowałam jego reakcję. Galia tymczasem zaprosiła mnie do środka.
Powitałam wesoło ją oraz jej córkę. Zaśmiałam się cicho pod nosem,
słysząc jak Renard oznajmiał, że nigdy nie zdejmie z siebie nowej części
garderoby. Pasowała mu, co mnie niezmiernie cieszyło.
Nagle
chłopiec oderwał się od lustra, zebrał z dywanu szkice i rzucił się w
moje ramiona. Z trudem utrzymałam nie tylko jego, ale też siebie na
prostych nogach. Ze śmiechem uniosłam bruneta nisko nad podłogą, gdyż
nie miałam wystarczająco dużo siły, by unieść go wyżej.
-
Dziękuję! Jest świetna! - zawołał chłopiec, gdy już stanął na własnych
nogach. Widząc, jak wesoło skacze łatwo można było się domyślić, że
radość rozsadza go od środka.
W pewnej chwili jednak spoważniał i pokazał mi swój projekt. Wzięłam rysunek w dłonie, by móc lepiej się mu przyjrzeć.
- Skórzana kurtka? - zapytałam z uśmiechem. Renard przytaknął prawie bezgłośnie. Wyraźnie czekał z niepokojem na werdykt.
-
Projekt jest bardzo ciekawy. - powiedziałam, przyglądając się każdemu
elementowi naszkicowanego ubioru. Kilka części oczywiście wymagało
drobnych poprawek, ale w końcu to był projekt chłopca, a nie krawca.
Byłam pod wrażeniem jego talentu. Zadałam Renard'owi jeszcze kilka pytań
odnośnie szczegółów i podjęłam decyzję.
- Wykonanie projektu
zajmie mi trochę czasu, ale dam radę to zrobić. Będziesz musiał tylko
odwiedzić mnie, żeby pomóc mi z doborem materiałów. - dodałam po chwili.
-...
I... Ile by to kosztowało? - zapytał Renard, bawiąc się nerwowo
materiałem swojej koszulki. Spojrzałam jeszcze raz na projekt. Był
pracochłonny, ale nie chciałam pobierać opłat od dziecka. Po chwili
namysłu wpadłam na wspaniały pomysł.
- A może chciałbyś
zostać moim pomocnikiem? - zaproponowałam. Taka wymiana wydała mi się
być bardzo dobra. Miałabym w końcu kogoś do pomocy, a Galia
oszczędziłaby nieco na ubraniach.
- Naprawdę? - zapytał brunet
z niedowierzaniem. Na jego twarzy rozkwitł szeroki uśmiech. Widocznie
jemu również pasował taki układ.
- Oczywiście. - odparłam z uśmiechem - Szczegóły omówimy u mnie, po doborze materiałów do kurtki. - dodałam.
Spędziłam
w domu Galii jeszcze trochę czasu, rozmawiając z domownikami. Wkrótce
jednak musiałam wrócić do siebie, żeby dokończyć inne zamówienia
pozostałych Osadników.
Spojrzałam na projekt sukienki, a
następnie manekina, na którym wisiał materiał przeznaczony do jej
wykonania. Przeniosłam go na duży drewniany stół i naniosłam na niego
projekt. Następnie wycięłam wszystkie elementy i zszyłam je ze sobą. Po
kilku poprawkach przyszedł czas na dodatki, mające dodać sukience
atrakcyjności. Już sięgałam po wstążkę, gdy nagle poczułam silne
pieczenie w gardle. Moja skóra zaczynała pękać. Z trudem starałam się
zachować spokój. Tylko on mnie mógł uratować w takiej sytuacji.
Jakoś
udało mi się dotrzeć do łazienki, a następnie wanny z wodą. Kiedy tylko
zanurzyłam się w niej po szyję, poczułam silny przypływ ulgi. Wraz z
nią przyszło uczucie senności. Starałam się walczyć z opadającymi
powiekami, lecz na marne.
Obudziło
mnie pukanie do drzwi. Nie wiedziałam, jak długo byłam nieprzytomna,
ani czy coś przypadkiem mnie nie ominęło. Podciągnęłam się na
przedramionach i wyszłam z wody. Moje ubrania były całe przemoczone.
Szybko się przebrałam w to, co miałam pod ręką, po czym zbiegłam po
schodach, prawie zjeżdżając po stopniach. Z uśmiechem otworzyłam drzwi i
spojrzałam na przybysza.
Renard?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz