Odprowadziłem
dziewczynę wzrokiem. Wkrótce zniknęła za wysokim ogrodzeniem,
otaczającym całą wioskę, więc mogłem spokojny wrócić do swojego domu.
Droga zdawała się być dłuższa, niż poprzednio, mimo że kroczyłem tą samą
trasą. Uczucie nudy sprawiało, że nawet piękna pogoda wydawała się być
czymś zupełnie zwyczajnym i niegodnym uwagi. Złote promienie słońca
padały na moje ramiona, dzieląc się ze mną swoim ciepłem. Nawet w lesie
było niezwykle spokojnie. Z gęstych koron drzew dochodziły ptasie
śpiewy. Co jakiś czas któryś z przedstawicieli wielu gatunków w nich
skrytych opuszczał swoją kryjówkę, by przynajmniej przez chwilę
poszybować po bezchmurnym niebie. Wodziłem wtedy za nim wzrokiem, póki
na nowo nie zniknął w gęstwinie. Po drodze zbierałem zioła, których
zapasy skończyły się u mnie wraz z zimą.
Do
domu wróciłem z torbą pełną roślin i upolowanym starym zającem. Wolałem
nie polować na młodsze osobniki przez okres wiosenny, by za rok nie
chodzić głodny z powodu braku zwierzyny. Korzystałem z dóbr przyrody,
więc musiałem ją szanować.
Posegregowałem rośliny, wkładając każdą z nich do odpowiedniego glinianego garnka. Następnie zająłem się zającem.
Każdy
dzień miał mi tak jak przed poznaniem Osadniczki. Zajmowałem się swoją
sarną oraz jeleniem, ulepszałem swój dom wewnątrz, na zewnątrz i jego
otoczenie, wraz z zabezpieczeniami, powiększałem swoje zapasy, tworzyłem
bronie, szyłem ubrania i robiłem wiele innych, podobnych rzeczy. Często
zastanawiałem się, jak się ma Nirali, ale im więcej czasu mijało od
naszego rozstania, tym bardziej na nowo skupiałem się wyłącznie na swoim
życiu.
Pewnego dnia, podczas generalnych porządków, znalazłem
za łóżkiem torbę, której kompletnie nie pamiętałem. To właśnie za jej
sprawą obraz Osadniczki powrócił do mnie. Przypomniałem sobie, że miała
przy sobie torbę, gdy się poznaliśmy, a opuściła mój dom bez niej. Oboje
musieliśmy o niej zapomnieć przez roztargnienie. Bagaż nie należał do
mnie, podobnie jak jego zawartość, więc bez dłuższego namysłu
postanowiłem go zwrócić. Założyłem na siebie bluzę z kapturem ze skóry
jelenia i wyszedłem z domu, zabierając wcześniej jeden z moich noży oraz
torbę brunetki. Następnie opuściłem zajmowany przeze mnie teren i
ruszyłem w stronę wioski Osadników.
Przez całą drogę czułem
się nieswojo. Miałem dziwne wrażenie, że jestem obserwowany, ale nikogo
nie mogłem dostrzec, ani wyczuć. Instynktownie przyspieszyłem, chcąc
mieć już ten wspaniały spacer za sobą. Sięgnąłem do kieszeni na ostrze i
zacisnąłem palce na rękojeści noża. Powoli zbliżałem się do granicy
osady.
Nagle usłyszałem głośny szelest liści paproci.
Automatycznie odwróciłem się, by nie zostać zaatakowanym od tyłu. Z
gęstwiny wyskoczyła hybryda. Była znacznie większa niż stworzenia i
mutanty, jakie widziałem na wyspie. Ułamek sekundy, nim bestia się na
mnie rzuciła wystarczył mi jedynie na pobieżne zapoznanie się z jej
budową. Było to połączenie niedźwiedzia, wilka, rekina i zapewne jeszcze
wielu innych stworzeń. Częściowo widoczne łapy uzbrojone w szpony
wskazywały na posiadanie przez hybrydę moich zdolności żniwiarza.
Pytanie jakich jeszcze. Fakt, że nie wyczułem obecności nawet
niewidzialnej istoty upewniał mnie w przekonaniu, iż nie jest to
zwyczajny mutant, ani stworzenie takie jak te, na które polowałem.
Natychmiast
dobyłem noża i wbiłem go aż do rękojeści w bok rozwścieczonej istoty,
która zaatakowała mnie swoimi kłami oraz szponami. Starałem się unikać
ciosów hybrydy, samemu zadając jej kolejne. Gdyby nie skóra, w którą
byłem ubrany, mogłoby być znacznie gorzej. Stworzenie jednak nie dawało
za wygraną. W pewnym momencie stworzenia rzuciło mną na drzewo.
Powietrze zostało wypchnięte z moich płuc. Hybryda uniosła łeb, a jej
ryk sprawił, że ptaki siedzące wcześniej na gałęziach uciekły
wystraszone. Bestia zamierzała zaatakować ponownie, lecz spłoszyła ją
lecąca w jej kierunku strzała. Odetchnąłem z ulgą i osunąłem się po pniu
sosny, o którą byłem oparty. Słyszałem krzyki nadbiegających Osadników,
ale były dla mnie niewyraźne, jakbym słyszał je przez grubą ścianę.
Kręciło mi się w głowie, a obraz miałem zamglony. Dotknąłem obficie
krwawiącej rany i dostrzegłem coś dziwnego. Szkarłatna posoka mieszała
się z dziwną, czarną substancją. Zaczynałem tracić przytomność. Po
chwili widziałem jedynie ciemność.
Nirali?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz