30 stycznia 2019

Od Tenebris'a CD Nirali


Odprowadziłem dziewczynę wzrokiem. Wkrótce zniknęła za wysokim ogrodzeniem, otaczającym całą wioskę, więc mogłem spokojny wrócić do swojego domu. Droga zdawała się być dłuższa, niż poprzednio, mimo że kroczyłem tą samą trasą. Uczucie nudy sprawiało, że nawet piękna pogoda wydawała się być czymś zupełnie zwyczajnym i niegodnym uwagi. Złote promienie słońca padały na moje ramiona, dzieląc się ze mną swoim ciepłem. Nawet w lesie było niezwykle spokojnie. Z gęstych koron drzew dochodziły ptasie śpiewy. Co jakiś czas któryś z przedstawicieli wielu gatunków w nich skrytych opuszczał swoją kryjówkę, by przynajmniej przez chwilę poszybować po bezchmurnym niebie. Wodziłem wtedy za nim wzrokiem, póki na nowo nie zniknął w gęstwinie. Po drodze zbierałem zioła, których zapasy skończyły się u mnie wraz z zimą.

Do domu wróciłem z torbą pełną roślin i upolowanym starym zającem. Wolałem nie polować na młodsze osobniki przez okres wiosenny, by za rok nie chodzić głodny z powodu braku zwierzyny. Korzystałem z dóbr przyrody, więc musiałem ją szanować.
Posegregowałem rośliny, wkładając każdą z nich do odpowiedniego glinianego garnka. Następnie zająłem się zającem.

Każdy dzień miał mi tak jak przed poznaniem Osadniczki. Zajmowałem się swoją sarną oraz jeleniem, ulepszałem swój dom wewnątrz, na zewnątrz i jego otoczenie, wraz z zabezpieczeniami, powiększałem swoje zapasy, tworzyłem bronie, szyłem ubrania i robiłem wiele innych, podobnych rzeczy. Często zastanawiałem się, jak się ma Nirali, ale im więcej czasu mijało od naszego rozstania, tym bardziej na nowo skupiałem się wyłącznie na swoim życiu.
Pewnego dnia, podczas generalnych porządków, znalazłem za łóżkiem torbę, której kompletnie nie pamiętałem. To właśnie za jej sprawą obraz Osadniczki powrócił do mnie. Przypomniałem sobie, że miała przy sobie torbę, gdy się poznaliśmy, a opuściła mój dom bez niej. Oboje musieliśmy o niej zapomnieć przez roztargnienie. Bagaż nie należał do mnie, podobnie jak jego zawartość, więc bez dłuższego namysłu postanowiłem go zwrócić. Założyłem na siebie bluzę z kapturem ze skóry jelenia i wyszedłem z domu, zabierając wcześniej jeden z moich noży oraz torbę brunetki. Następnie opuściłem zajmowany przeze mnie teren i ruszyłem w stronę wioski Osadników.
Przez całą drogę czułem się nieswojo. Miałem dziwne wrażenie, że jestem obserwowany, ale nikogo nie mogłem dostrzec, ani wyczuć. Instynktownie przyspieszyłem, chcąc mieć już ten wspaniały spacer za sobą. Sięgnąłem do kieszeni na ostrze i zacisnąłem palce na rękojeści noża. Powoli zbliżałem się do granicy osady.
Nagle usłyszałem głośny szelest liści paproci. Automatycznie odwróciłem się, by nie zostać zaatakowanym od tyłu. Z gęstwiny wyskoczyła hybryda. Była znacznie większa niż stworzenia i mutanty, jakie widziałem na wyspie. Ułamek sekundy, nim bestia się na mnie rzuciła wystarczył mi jedynie na pobieżne zapoznanie się z jej budową. Było to połączenie niedźwiedzia, wilka, rekina i zapewne jeszcze wielu innych stworzeń. Częściowo widoczne łapy uzbrojone w szpony wskazywały na posiadanie przez hybrydę moich zdolności żniwiarza. Pytanie jakich jeszcze. Fakt, że nie wyczułem obecności nawet niewidzialnej istoty upewniał mnie w przekonaniu, iż nie jest to zwyczajny mutant, ani stworzenie takie jak te, na które polowałem.
Natychmiast dobyłem noża i wbiłem go aż do rękojeści w bok rozwścieczonej istoty, która zaatakowała mnie swoimi kłami oraz szponami. Starałem się unikać ciosów hybrydy, samemu zadając jej kolejne. Gdyby nie skóra, w którą byłem ubrany, mogłoby być znacznie gorzej. Stworzenie jednak nie dawało za wygraną. W pewnym momencie stworzenia rzuciło mną na drzewo. Powietrze zostało wypchnięte z moich płuc. Hybryda uniosła łeb, a jej ryk sprawił, że ptaki siedzące wcześniej na gałęziach uciekły wystraszone. Bestia zamierzała zaatakować ponownie, lecz spłoszyła ją lecąca w jej kierunku strzała. Odetchnąłem z ulgą i osunąłem się po pniu sosny, o którą byłem oparty. Słyszałem krzyki nadbiegających Osadników, ale były dla mnie niewyraźne, jakbym słyszał je przez grubą ścianę. Kręciło mi się w głowie, a obraz miałem zamglony. Dotknąłem obficie krwawiącej rany i dostrzegłem coś dziwnego. Szkarłatna posoka mieszała się z dziwną, czarną substancją. Zaczynałem tracić przytomność. Po chwili widziałem jedynie ciemność.


 Nirali?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz