9 czerwca 2020

Od Cynth CD Iriego

Idąc w kierunku wskazanym przez mężczyznę biłam się z myślami. To mógł być jednak bardzo zły pomysł, uh. 
A MOŻE, głupia, dzika kobieto, MOŻE WŁAŚNIE NIE? 
Nie wyglądał na niebezpiecznego. No, to znaczy, wielki jest jak jakieś bydle, w normalnej sytuacji może i byłabym w stanie mu uciec, no ale teraz... Eh. Twierdzi, że pomoże?
Ufać mu?
Zdążył zauważyć. I do tego się... Przyłożył? Dostosował?
To stawiało go w dobrym, naprawdę dobrym świetle. I słuchał, szanował moją niepewność.
...W każdym razie teraz było już za późno na wycofanie się. Właśnie boleśnie wyrywałam stopy z błota, a przede mną majaczył się zarys drewnianego domku, czy chaty. Najwidoczniej to było celem. Im bliżej, tym pewniejsze stawało się podłoże. Kilka chwil później oferował mi krzesło, które, mimo drobnych sprzeciwów, jednak chętnie przyjęłam.
Kozioł zaczął krążyć po pomieszczeniu. Uważnie go obserwowałam. Gdyby ta cała jego uprzejmość nagle miała jednak okazać się zwykłą grą, nie miałam zamiaru poddać się łatwo. Starałam się siedzieć spokojnie, by nie sprawiać sobie więcej bolu.
Nagle na stole wylądowały jakieś bliżej nieznane przedmioty. Podniosłam wzrok na Iriego, który nagle znalazł się tuż obok mnie.
– Muszę sprawdzić co z twoją nogą, pozwól… - zaczął. Na to przystałam nawet bardziej niż chętnie...
Szybko pozbyłam się buta uciskającego nogę. Ulga, mimo że nieznaczna, byla natychmiastowa. Cicho odetchnęłam.
Gdy mężczyzna przyklęknął, spojrzałam na swoją kończynę. Wyglądała... Okropnie. Eh.
Jego zapytanie o pozwolenie było dla mnie zaskoczeniem, kolejnym pozytywnym punktem dla niego. Chwilę rozmyślałam, ale wreszcie skinęłam głową. Dla pewności zacisnęłam dłonie na torbie. W razie czego wybije go ze świadomości... I ucieknę. No. To jest plan.

Każdy najmniejszy dotyk na zranionej kończynie był wyjątkowo bolesny. Do tego, gdy mężczyzna zaczął kręcić moją stopą we wszystkie strony, miałam ochotę kopnąć go i wrzasnąć, że tak, jeszcze się trzyma... Jego uchwyt był jednak zbyt mocny. Tak więc, obolała i skrzywiona siedziałam na tym nieszczęsnym krześle, czekając, aż skończy nakładać bandaże i tą intensywnie, ale przyjemnie pachnącą maść. I faktycznie, już po kilku chwilach, mocny bandaż i ta chłodząca maść zaczęły pomagać. Tylko jak ja założe but....
Odetchnęłam. Przynajmniej mniej boli. Nie marudź tak, kobieto.
- ...ja... Dziękuję. - chrząknęłam. Mężczyzna wstał, uśmiechając się i wycierając ręce w kawałek materiału.
- Nie ma za co. Jesteś głodna? Napijesz się czegoś? - zaczął pytać, zbijając mnie z tropu. Jeszcze oferuje mi posiłek? Nie rozumiem go...
- Em... Wody? - rzuciłam, powoli wstając. Zaczęłam męczyć się z butem. - Naprawdę dziękuję... Pytałeś o imię... - podciągnęłam kolano do piersi, podskakując na jednej nodze. Powoli, kawałek po kawałku udawało mi się założyć strasznie teraz ciasny but. - Nazywam się CyyyYYHH..! - ....nie skończyłam mówić. Straciłam równowagę. Chociaż, może to te cholerne kamienie w torbie pociągnęły mnie w tył. W każdym razie, runęłam w tył, płasko wykładając się na podłodze. Jeszcze tylko tego brakowało....

 Kooozo?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz