Idąc w kierunku wskazanym przez mężczyznę biłam się z myślami. To mógł być jednak bardzo zły pomysł, uh.
A MOŻE, głupia, dzika kobieto, MOŻE WŁAŚNIE NIE?
Nie
wyglądał na niebezpiecznego. No, to znaczy, wielki jest jak jakieś
bydle, w normalnej sytuacji może i byłabym w stanie mu uciec, no ale
teraz... Eh. Twierdzi, że pomoże?
Ufać mu?
Zdążył zauważyć. I do tego się... Przyłożył? Dostosował?
To stawiało go w dobrym, naprawdę dobrym świetle. I słuchał, szanował moją niepewność.
...W
każdym razie teraz było już za późno na wycofanie się. Właśnie boleśnie
wyrywałam stopy z błota, a przede mną majaczył się zarys drewnianego
domku, czy chaty. Najwidoczniej to było celem. Im bliżej, tym pewniejsze
stawało się podłoże. Kilka chwil później oferował mi krzesło, które,
mimo drobnych sprzeciwów, jednak chętnie przyjęłam.
Kozioł
zaczął krążyć po pomieszczeniu. Uważnie go obserwowałam. Gdyby ta cała
jego uprzejmość nagle miała jednak okazać się zwykłą grą, nie miałam
zamiaru poddać się łatwo. Starałam się siedzieć spokojnie, by nie
sprawiać sobie więcej bolu.
Nagle na stole wylądowały jakieś bliżej nieznane przedmioty. Podniosłam wzrok na Iriego, który nagle znalazł się tuż obok mnie.
– Muszę sprawdzić co z twoją nogą, pozwól… - zaczął. Na to przystałam nawet bardziej niż chętnie...
Szybko pozbyłam się buta uciskającego nogę. Ulga, mimo że nieznaczna, byla natychmiastowa. Cicho odetchnęłam.
Gdy mężczyzna przyklęknął, spojrzałam na swoją kończynę. Wyglądała... Okropnie. Eh.
Jego
zapytanie o pozwolenie było dla mnie zaskoczeniem, kolejnym pozytywnym
punktem dla niego. Chwilę rozmyślałam, ale wreszcie skinęłam głową. Dla
pewności zacisnęłam dłonie na torbie. W razie czego wybije go ze
świadomości... I ucieknę. No. To jest plan.
Każdy
najmniejszy dotyk na zranionej kończynie był wyjątkowo bolesny. Do
tego, gdy mężczyzna zaczął kręcić moją stopą we wszystkie strony, miałam
ochotę kopnąć go i wrzasnąć, że tak, jeszcze się trzyma... Jego uchwyt
był jednak zbyt mocny. Tak więc, obolała i skrzywiona siedziałam na tym
nieszczęsnym krześle, czekając, aż skończy nakładać bandaże i tą
intensywnie, ale przyjemnie pachnącą maść. I faktycznie, już po kilku
chwilach, mocny bandaż i ta chłodząca maść zaczęły pomagać. Tylko jak ja
założe but....
Odetchnęłam. Przynajmniej mniej boli. Nie marudź tak, kobieto.
- ...ja... Dziękuję. - chrząknęłam. Mężczyzna wstał, uśmiechając się i wycierając ręce w kawałek materiału.
-
Nie ma za co. Jesteś głodna? Napijesz się czegoś? - zaczął pytać,
zbijając mnie z tropu. Jeszcze oferuje mi posiłek? Nie rozumiem go...
-
Em... Wody? - rzuciłam, powoli wstając. Zaczęłam męczyć się z butem. -
Naprawdę dziękuję... Pytałeś o imię... - podciągnęłam kolano do piersi,
podskakując na jednej nodze. Powoli, kawałek po kawałku udawało mi się
założyć strasznie teraz ciasny but. - Nazywam się CyyyYYHH..! - ....nie
skończyłam mówić. Straciłam równowagę. Chociaż, może to te cholerne
kamienie w torbie pociągnęły mnie w tył. W każdym razie, runęłam w tył,
płasko wykładając się na podłodze. Jeszcze tylko tego brakowało....
Kooozo?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz