11 grudnia 2018

Od Cyklamen CD Renarda do Farrah

Cała ta sytuacja należała do dziwnych, jakkolwiek by na nią nie spojrzeć. Z jednej strony, przybycie obcej istoty do osady nie mogło zbytnio szokować, bo MOOG nie planowało przerwania eksperymentów. Każdego dnia na wyspę wyrzucano kolejnych zmodyfikowanych ludzi, z czego spora część nie przeżywała pierwszej doby. Niektórzy radzili sobie całkiem dobrze, a inni przechodzili stany załamania lub wstrząsu. W tej kalkulacji wróżka nie wyróżniała się niczym szczególnym.
Zaś z drugiej strony, zachowanie ocalałych było zgoła odmienne od tego, co prezentowała sobą Cyklamen. Przerażeni lub sfrustrowani, a na pewno wycieńczeni nowymi warunkami życia rozbitkowie chętnie i entuzjastycznie reagowali na jakiekolwiek ślady cywilizacji. Czy to rozmową i pytaniami, czy wymuszonym, nerwowym śmiechem, czy też błaganiem o pomoc. Rzecz jasna, nie każdy ocalały czuł potrzebę proszenia o cokolwiek. Sporo porzuconych na wyspie stawało się samotnikami z własnej woli. Jak sama nazwa wskazuje, nie pragnęli towarzystwa, nie garnęli się do współpracy, a już na pewno nie mieli ochoty angażowania się w osadnicze związki zawodowe.
Na własne nieszczęście, Cyklamen swoim otępieniem i milczeniem mogła sprawiać wrażenie właśnie takiej. Odizolowanej, aspołecznej, niechętnej do tłumaczenia się z porażki odniesionej w samotniczym trybie życia. Natomiast w praktyce wróżka niespecjalnie rozumiała, co to znaczy być samotnikiem. Nie wiedziała również o funkcjonowaniu osady na wyspie, a momentami nie pojmowała, że w ogóle znajduje się na owej wyspie.
Chociaż uwięziony we własnej obsesji umysł Yany nie zezwalał jej na zaspokajanie podstawowych potrzeb, tym razem klatka okazała się zbyt ciasna, by pomieścić naraz przyziemne pragnienia zmęczonego organizmu oraz obłąkańcze dążenia do osiągnięcia niesprecyzowanego dokładniej celu, którego punkt wydawał się zawieszony gdzieś w odległej przestrzeni. Prostszymi słowami można rzec, że Yana była zbyt zmęczona na wykonanie jakichkolwiek innych czynności poza jedzeniem, spaniem lub ogrzaniem się. Ponieważ jedzenia przy niej nie było (chociaż kilkakrotnie przechodził przez nią impuls nakazujący obrócenie głowy w kierunku, z którego dochodził ją zapach czekolady), a zdrętwiałe części ciała i obecność obcych nie pozwalały spać, wybrała przysunięcie się do ognia.
Wokół zapadła cisza. Dość zrozumiałe, bo po całym tym zajściu chyba każda z zebranych wokół samotniczki trzech osób oczekiwała jakiejś autoprezentacji. Yana nie zrozumiała wymownego milczenia i tylko wyciągnęła spod rąbka koca obie dłonie, po czym zbliżyła je do ognia, patrząc szeroko rozwartymi oczami na płomienie. Przez sekundę wyglądała, jakby chciała sprawdzić, czy ogień oparzy jej palce. Jednak w momencie, kiedy tańczący w kominku żywioł prawie zetknął się z jej bladą, wyziębłą skórą, raptownie cofnęła dłonie, a także całą swoją sylwetkę. Nadal siedząc, wyprostowała się i rozejrzała po pomieszczeniu tak szybko, jakby usłyszała dźwięk dorównujący głośnością co najmniej przekłutemu igłą balonowi. Tak jakby żar ognia spowodował swoiste przebudzenie się otumanionej istoty.
Wyraz jej twarzy sugerował, że lada moment wróżka wstanie i wybiegnie z domu i z osady, lub przemieni się w swoją drobniejszą formę i pryśnie wszystkim zebranym z oczu. Nic takiego się nie wydarzyło. Czerwonowłosa zamrugała kilkakrotnie, odruchowo zawijając się jeszcze szczelniej w koc, po czym uśmiechnęła się jak dziecko, do którego nagle dociera, że cała rodzina obserwuje jego zabawę.
Jej uśmiech nijak nie pasował do oczu, które pozostały rozedrgane, przejawiały głęboki lęk, a gdzieś za przeszklonymi zimnem białkami znajdował się też smutek.
- Kto wy…? – zapytała dźwięcznym, delikatnym głosem. – Czy ja powinnam tu być?
Farrah przyglądała się wróżce z szeroko otwartymi oczami. Jej dłoń powędrowała w stronę nieznajomej istoty z wysuniętym palcem wskazującym. Cyklamen wydała z siebie cichutkie „Hm?”, koncentrując zdezorientowany wzrok na rączce dziewczynki. Od tego skupienia aż jej się brwi nieco zmarszczyły.
- Farrah? – zaprotestował Renard. – Nie wygląda jak zwierzątko. Poza tym, nawet do zwierząt nie wyciąga się palców.
Rzecz jasna, uwagi brata nie zostały przyjęte przez siostrę zbyt poważnie. Dziewczynka nie powstrzymała swojego gestu, aż jej palec zetknął się z ramieniem wróżki. Cyklamen zamrugała. Popatrzyła na swoje ramię, którego prywatność została właśnie naruszona, po czym przeniosła wzrok na dziecko. Po czym znowu zerknęła na swoje ramię. I wtedy przed paluszkiem Farrah został tylko kolorowy, świecący pył, bo wróżka rzeczywiście prysnęła do swojej mniejszej formy. Zanim dziewczynka zdążyła cofnąć rękę, z obłoczka wróżkowego pyłu wyleciała mała, marudząca istotka, podleciała do Farrah i z powalającą siłą liścia powiewającego na wietrze szturchnęła jej ramię trzy razy, za każdym razem wydając z siebie dźwięk wymęczonego, piszczącego gryzaka.
Farrah przyglądała się chwilę motylkowi, który szturchał jej ramię, jednak ona nie odczuwała tego tak, jakby motylek tego chciał. Z konsternacją zmrużyła oczy, ponownie wysuwając paluszek w stronę wróżki oblepionej pyłkiem, a gdy ta unikała jej dotyku, zdziwiona dziewczynka próbowała za wszelką cenę dotknąć wróżki.
– Co ty robisz, motylku – szepnęła zła, przenosząc wzrok z latającego stworzenia na swojego brata, który siedział na tapczanie ze zwichrzonymi włosami i przyglądał się jej poczynaniom. – Spróbuj teraz ty, zobacz, pyłek. – Wystawiła w jego stronę rączkę, a widząc jego nieprzekonany grymas, dodała dosadnie: – KOLOROWY.
Wielobarwna mucha odleciała nieco na bok. Nie dowierzała, że nikt nie zwrócił uwagi na jej śmiercionośny atak. Zawisła w powietrzu, unosząc do tyłu jedną nóżkę, a z jej ust wydobyła się oznaka zdezorientowania: „Huh?”. Raptownie zmieniła swoje położenie, by pociągnąć Farrah za kosmyk włosów, obrzucając ja przy tym kolejną falą dźwięków niezadowolonej wróżki. Gdy wreszcie uzyskała atencję dziewczynki, nadęła swoje drobne policzki i pokazała jej język, wypuszczając przy tym powietrze i sprawiając wrażenie pierdzącej zabawki. Po czym zrobiła – lub raczej spróbowała zrobić – fikołka, przy którym zakręciło jej się w głowie i zniosło ją nieco na bok. Wpadła przez to do kubka z niewypitą czekoladą. Nie wydawała się tym jednak zmartwiona.
- NIE! – krzyknęła Farrah i zaczęła targać za dolną część ciała istotki, próbując wyciągnąć ją z kubka. Ta jednak zaparła się w środku rękami i siorbała słodką ciecz. – Przestań, to moje, zrób sobie swoje!
Dziewczynka wyciągnęła mlaskającą Cyklamen z kubka. Wróżka nie przejmowała się tym, że znajduje się właśnie w uścisku zirytowanego dziecka, które bez problemu mogłoby ją rozgnieść, a jej jedynym zmartwieniem było oczyszczenie się z czekolady. Wycierała się rączkami, chlapiąc przy tym niewielkimi ilościami napoju na boki oraz sypiąc pyłkiem podobnie do dziurawej buteleczki z brokatem.

Farrah? Renard?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz