Ból…
Czuła go w każdym milimetrze swojego ciała. Od palców u stóp do czubka
głowy. Rozchodził się po jej całym ciele jak śmiercionośna trucizna. Jej
długie, ostre kły wbiły się w jej wargę, tworząc głębokie rany. Poczuła
w buzi metaliczny posmak krwi. Była na tyle sparaliżowana, że nie mogła
się ruszyć. Chciała krzyczeć, ale nie mogła wydać się z siebie głosu.
Czuła już swoją śmierć. Widziała jak stoi nad nią niewyraźna czarna
postać, uosobienie wszystkich cierpień i lęków. Mimo to Nirali nie bała się, czekała na nią z utęsknieniem, chciała, żeby zabrała ją
ze sobą, chciała już przestać cierpieć i odejść tam, gdzie nie ma już
bólu. Śmierć wyciągnęła do niej rękę, a Nirali
ją chwyciła. Błogi uśmiech pojawił się na jej twarzy. Nareszcie koniec
tego wszystkiego, nareszcie koniec cierpienia. I właśnie wtedy czarna postać nagle zniknęła, tak samo, jak i przeraźliwy ból.
Dziewczyna
uwolniona z paraliżu otworzyła szeroko oczy i próbowała uspokoić swój
oddech. „Czy to był sen?” – zadawała sobie w myślach pytanie. - „Nie… w
snach przecież nie ma bólu…”.
Podniosła się z łóżka, przy czym
lekko się zachwiała. Poczuła straszny ból w łydkach, przez który prawie
się przewróciła. Idąc jak dopiero co uczące się chodzić dziecko, dotarła
do swojej szafki i zapaliła świecę. Otworzyła jedną z szuflad i wyjęła
własnoręcznie wykonane lustro, które zrobiła niedawno ze znalezionego na
wyspie kawałku szkła, należącego zapewne do naukowców. Gdy
ujrzała swoje odbicie, omal się nie przewróciła. Jej ręce i jej nogi…
Wyglądały teraz, jakby przez co najmniej rok pakowała na siłowni.
Dotknęła ich przerażona. Pod skórą czuć było teraz twarde i rozbudowane
mięśnie. Spojrzała również na swoje paznokcie, które także się zmieniły.
Teraz były to długie i ostre pazury, lekko zakręcone do środka, jak u
kota.
Nirali bała się siebie, bała się tego, czym się staje. Coraz mniej była podobna do człowieka, a coraz bardziej przypomniała zwierzę. Zamieniała się w potwora…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz