Weszłam do domu ze stertą nowych materiałów w rękach. Dalej nie
wiedziałam, jakim cudem udało mi się je wnieść na samą górę i przejść z
nimi przez próg. Odłożyłam wszystko na duży, drewniany stół w pracowni, a
następnie posegregowałam zakupy. Zadowolona spojrzałam na regał, który
niegdyś świecił pustkami, a teraz pełen był rozmaitych tkanin.
Uwielbiałam swój zawód. Mogłam w końcu robić to, co sprawiało mi radość.
Projektowałam ubrania, dobierałam materiały oraz kolory i szyłam je dla
wszystkich Osadników.
Z uśmiechem przejrzałam rysunki
strojów, które miałam wykonać. Palcami drugiej dłoni gładziłam miękkie
futro, leżące na moim biurku. Nagle usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
Uniosłam wzrok znad kartek na drzwi, chcąc się upewnić, że nie
przesłyszałam się. Gdy odgłos się powtórzył, odłożyłam projekty i szybko
podeszłam do drzwi. Za nimi zastałam czarnowłosego chłopca. Był to syn
naszej strażniczki, Galii.
- Witaj, Renard'zie. - powitałam go
z uśmiechem - Co cię do mnie sprowadza? - zapytałam, spojrzawszy
następnie na kartkę papieru, na której coraz mocniej zaciskał palce.
Chłopiec spuścił nieśmiało wzrok i wyciągnął ją przed siebie. Spojrzałam
na naszkicowany przez niego projekt peleryny.
- Zapraszam do
środka. - powiedziałam z uśmiechem, odsuwając się przy tym na bok.
Renard wszedł niepewnie do mojego domu. Zaprowadziłam go do salonu, a
następnie przeszłam do kuchni, by zaparzyć herbaty mojemu gościowi.
Kiedy napar był gotowy, przyniosłam go chłopcu i usiadłam obok niego.
- Opowiedz mi coś o swoim projekcie. - powiedziałam, ponownie przenosząc wzrok na rysunek.
-
Chciałbym mieć taką pelerynę, jak mama. - odparł nieśmiało brunet.
Przyjrzałam się projektowi. Był niezwykle dokładny, lecz bardzo prosty.
-
Hmmm... Co byś powiedział na to, żebym go nieco zmieniła? Peleryna
miałaby więcej funkcji i dłużej by ci służyła. - zapytałam, spojrzawszy
na chłopca. Renard zamyślił się.
- No dobrze. - odparł po chwili.
Kiedy
brunet dokończył swoją herbatę, zaprowadziłam go do pracowni, by razem z
nim wybrać materiały niezbędne do wykonania ubioru.
- Ile to będzie kosztować? - zapytał Renard, gdy skończyliśmy.
-
Jako, że jest to twoje pierwsze zamówienie u mnie, będzie to prezent. -
odparłam z uśmiechem, gładząc następnie włosy chłopca.
Po
wyjściu Renard'a od razu zabrałam się do pracy. Dokończyłam ubrania,
które zajęłyby mi najmniej czasu, po czym przeniosłam je na stolik z
innymi gotowymi strojami. Następnie wróciłam do projektu Renard'a.
Usiadłam nad nim przy biurku i zaczęłam nanosić na niego poprawki.
Zamieniłam wiązanie przy szyi na zapięcie, dodałam wewnątrz kilka
mniejszych kieszeni na drobiazgi oraz ostrza i dostosowałam jej długość
do wzrostu chłopca.
Nagle poczułam silne pieczenie w gardle.
Automatycznie położyłam dłoń na swojej szyi. Moja skóra zrobiła się
nagle strasznie sucha, a w miejscu, gdzie pod wodą miałam skrzela,
pojawiły się pęknięcia. Nie wiedziałam, co się dzieje. Zawsze pilnowałam
godzin kąpieli i pamiętałam, że kolejną mam wziąć za dwie godziny.
Zaczęło
kręcić mi się w głowie. Cały obraz stał się nagle rozmazany. Chwyciłam
rękoma blat biurka, by nie stracić równowagi. Powoli wstałam z miejsca i
ruszyłam do łazienki.
Wlałam do balii nieco wody, rozlewając przy tym część po podłodze. Następnie opadłam na dno wanny, nie przejmując się ubraniami.
Powoli
dochodziłam do siebie. Pęknięcia stopniowo znikały, a pieczenie w
gardle ustało. Odetchnęłam z ulgą i spojrzałam na swoje przemoczone
ubranie. W pewnym momencie moją uwagę przykuły dłonie, a dokładniej
błony między palcami. To oznaczało, że jednak nie wiem wszystkiego o
swojej modyfikacji. Zaczynałam się zmieniać. Pytanie tylko, czy na
lepsze.
Wykonanie
peleryny nie zajęło mi zbyt dużo czasu, dlatego była gotowa jeszcze
przed umówionym terminem. Postanowiłam więc zrobić niespodziankę
Renard'owi i zapakowałam ją do białego pudełka. Związałam je czerwoną
wstążką, która kończyła się kokardą na czubku prezentu. Następnie
włożyłam ciepły sweter i wyszłam z domu z pudełkiem w rękach.
Od razu skierowałam się do domu Galii.
Drzwi otworzył mi Renard.
-
Witam ponownie. Mam dla ciebie prezent. - powiedziałam z uśmiechem,
podając następnie chłopcu pudełko. Brunet od razu otworzył je z błyskiem
w oczach i wyjął z niego pelerynę. Z niedowierzaniem wymalowanym na
twarzy oglądał ją z każdej strony. Delikatnie gładził opuszkami palców
zdobione zapięcie, wewnętrzną stronę wyłożoną miękką, cienką skórką,
która miała ogrzewać go zimą, a jednocześnie nie być problemem latem. Z
uśmiechem obserwowałam jego reakcję.
Renard? :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz