23 grudnia 2018

Od Melody do Renarda [etap 1 > etap 2]

Weszłam do domu ze stertą nowych materiałów w rękach. Dalej nie wiedziałam, jakim cudem udało mi się je wnieść na samą górę i przejść z nimi przez próg. Odłożyłam wszystko na duży, drewniany stół w pracowni, a następnie posegregowałam zakupy. Zadowolona spojrzałam na regał, który niegdyś świecił pustkami, a teraz pełen był rozmaitych tkanin. Uwielbiałam swój zawód. Mogłam w końcu robić to, co sprawiało mi radość. Projektowałam ubrania, dobierałam materiały oraz kolory i szyłam je dla wszystkich Osadników.
Z uśmiechem przejrzałam rysunki strojów, które miałam wykonać. Palcami drugiej dłoni gładziłam miękkie futro, leżące na moim biurku. Nagle usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Uniosłam wzrok znad kartek na drzwi, chcąc się upewnić, że nie przesłyszałam się. Gdy odgłos się powtórzył, odłożyłam projekty i szybko podeszłam do drzwi. Za nimi zastałam czarnowłosego chłopca. Był to syn naszej strażniczki, Galii.
- Witaj, Renard'zie. - powitałam go z uśmiechem - Co cię do mnie sprowadza? - zapytałam, spojrzawszy następnie na kartkę papieru, na której coraz mocniej zaciskał palce. Chłopiec spuścił nieśmiało wzrok i wyciągnął ją przed siebie. Spojrzałam na naszkicowany przez niego projekt peleryny. 
- Zapraszam do środka. - powiedziałam z uśmiechem, odsuwając się przy tym na bok. Renard wszedł niepewnie do mojego domu. Zaprowadziłam go do salonu, a następnie przeszłam do kuchni, by zaparzyć herbaty mojemu gościowi. Kiedy napar był gotowy, przyniosłam go chłopcu i usiadłam obok niego.
- Opowiedz mi coś o swoim projekcie. - powiedziałam, ponownie przenosząc wzrok na rysunek.
- Chciałbym mieć taką pelerynę, jak mama. - odparł nieśmiało brunet. Przyjrzałam się projektowi. Był niezwykle dokładny, lecz bardzo prosty.
- Hmmm... Co byś powiedział na to, żebym go nieco zmieniła? Peleryna miałaby więcej funkcji i dłużej by ci służyła. - zapytałam, spojrzawszy na chłopca. Renard zamyślił się.
- No dobrze. - odparł po chwili.
Kiedy brunet dokończył swoją herbatę, zaprowadziłam go do pracowni, by razem z nim wybrać materiały niezbędne do wykonania ubioru.
- Ile to będzie kosztować? - zapytał Renard, gdy skończyliśmy.
- Jako, że jest to twoje pierwsze zamówienie u mnie, będzie to prezent. - odparłam z uśmiechem, gładząc następnie włosy chłopca. 

Po wyjściu Renard'a od razu zabrałam się do pracy. Dokończyłam ubrania, które zajęłyby mi najmniej czasu, po czym przeniosłam je na stolik z innymi gotowymi strojami. Następnie wróciłam do projektu Renard'a. Usiadłam nad nim przy biurku i zaczęłam nanosić na niego poprawki. Zamieniłam wiązanie przy szyi na zapięcie, dodałam wewnątrz kilka mniejszych kieszeni na drobiazgi oraz ostrza i dostosowałam jej długość do wzrostu chłopca.
Nagle poczułam silne pieczenie w gardle. Automatycznie położyłam dłoń na swojej szyi. Moja skóra zrobiła się nagle strasznie sucha, a w miejscu, gdzie pod wodą miałam skrzela, pojawiły się pęknięcia. Nie wiedziałam, co się dzieje. Zawsze pilnowałam godzin kąpieli i pamiętałam, że kolejną mam wziąć za dwie godziny.
Zaczęło kręcić mi się w głowie. Cały obraz stał się nagle rozmazany. Chwyciłam rękoma blat biurka, by nie stracić równowagi. Powoli wstałam z miejsca i ruszyłam do łazienki.
Wlałam do balii nieco wody, rozlewając przy tym część po podłodze. Następnie opadłam na dno wanny, nie przejmując się ubraniami.
Powoli dochodziłam do siebie. Pęknięcia stopniowo znikały, a pieczenie w gardle ustało. Odetchnęłam z ulgą i spojrzałam na swoje przemoczone ubranie. W pewnym momencie moją uwagę przykuły dłonie, a dokładniej błony między palcami. To oznaczało, że jednak nie wiem wszystkiego o swojej modyfikacji. Zaczynałam się zmieniać. Pytanie tylko, czy na lepsze.

Wykonanie peleryny nie zajęło mi zbyt dużo czasu, dlatego była gotowa jeszcze przed umówionym terminem. Postanowiłam więc zrobić niespodziankę Renard'owi i zapakowałam ją do białego pudełka. Związałam je czerwoną wstążką, która kończyła się kokardą na czubku prezentu. Następnie włożyłam ciepły sweter i wyszłam z domu z pudełkiem w rękach.
Od razu skierowałam się do domu Galii.
Drzwi otworzył mi Renard. 
- Witam ponownie. Mam dla ciebie prezent. - powiedziałam z uśmiechem, podając następnie chłopcu pudełko. Brunet od razu otworzył je z błyskiem w oczach i wyjął z niego pelerynę. Z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy oglądał ją z każdej strony. Delikatnie gładził opuszkami palców zdobione zapięcie, wewnętrzną stronę wyłożoną miękką, cienką skórką, która miała ogrzewać go zimą, a jednocześnie nie być problemem latem. Z uśmiechem obserwowałam jego reakcję. 

 Renard? :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz