20 grudnia 2018

Od Fafnir'a CD Lunaye


Nastała krępująca cisza. Przedłużała się ona coraz bardziej, przez co z każdą chwilą czułem się jeszcze niepewniej. Rudowłosa zmierzyła mnie szybko wzrokiem, a później jeszcze raz, ale znacznie wolniej. Następnie spojrzała mi w oczy. Poczułem jak moje mięśnie automatycznie się napinają.
- Słuchaj, "przepraszam" nie zrekompensuje mi kolacji, ani tegoż faktu, że w dalszym ciągu jestem głodna. - odparła nieznajoma. Spuściłem wzrok i zastanowiłem się, czy mam może w domu jeszcze coś do jedzenia.
- To może... ja ugotuję ci jakąś kolację? Zorganizuję szybko jakieś ognisko i... - zacząłem niepewnie, ale kobieta przerwała mi, pochyliwszy się nade mną i zacisnąwszy dłonie na moich ramionach. Syknąłem cicho z bólu.
- Nie rozumiesz powagi sytuacji... - usta rudowłosej wygięły się w zadziornym uśmiechu - Ja nie jem takich "specjałów" - nieznajoma zniżyła głos do szeptu i przybliżyła wargi do mojego ucha - Trochę twojej własnej krwi i zapomnimy o sprawie... - wyjaśniła. Czym prędzej wyrwałem się z jej uścisku.
- Nie ma mowy! - krzyknąłem. Miałem dość bycia Honorowym Dawcą dla wampirów.
Rudowłosa ponownie chwyciła mnie za ramiona, tym razem jednak wbijając w nie paznokcie. Spojrzałem z przerażeniem na jej szeroki uśmiech.
- Obiecuję, że nie będzie bolało... No prawie. Ale mogę przyrzec, że twoje życie będzie bezpieczne, to na pewno. Coś za coś. - zapewniła wampirzyca. Przygryzłem dolną wargę w zamyśleniu. Rudowłosa błyskawicznie oblizała usta i wbiłam kły w moją szyję. Od razu wydałem z siebie stłumiony jęk i ponowiłem próbę wyrwania się nieznajomej, lecz z czasem byłem coraz słabszy. Moje ramiona bezwładnie opadły, a powieki stały się ciężkie. W pewnym momencie wszystko pochłonęła ciemność.

Nie wiedziałem, jak długo byłem nieprzytomny, ani gdzie wylądowałem. Rozejrzałem się powoli po skromnym pomieszczeniu. Spróbowałem się podnieść, ale nie miałem wystarczająco sił, by to uczynić, więc dalej leżałem nieruchomo. W pewnym momencie usłyszałem cudze kroki w progu.
- W końcu się obudziłeś. - do moich uszu dotrał głos rudowłosej wampirzycy, spotkanej w lesie.
- Gdzie jestem? Co tutaj robię? - zapytałem cicho.
- Jesteś u mnie. Przyprowadziłam cię tutaj. - odparła kobieta, zakładając ręce na piersi.
- Jak długo byłem nieprzytomny? - dopytałem po chwili milczenia.
- Kilka godzin. - wampirzyca wskazała ruchem głowy okno, za którym dostrzec można było zachodzące słońce.
- Dziękuję za gościnę, ale muszę już iść... - powiedziałem, ponawiając próbę wstania z miejsca. Automatycznie zacisnąłem zęby, czując piekący ból na całym ciele. A było lecieć w stronę liściastego lasu.
Z trudem podniosłem się z posłania kobiety i ruszyłem do drzwi, trzymając się ścian.
- Żegnaj... - zacząłem, ale nie byłem pewien, jak mam dokończyć zdanie.
- Lunaye. - mruknęła wampirzyca.
- Żegnaj, Lunaye. - powtórzyłem i wyszedłem na zewnątrz.


Lunaye? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz