Nirali położyła się jak zwykle o tej porze na swoim posłaniu, które zrobił dla niej Tenebris.
Spojrzała na niego z uśmiechem i chciała powiedzieć „dobranoc”, ale
zanim słowa wydostały się z jej ust, usłyszała mruknięcie mężczyzny,
siedzącego na łóżku pod oknem:
- Jutro odprowadzę cię do wioski.
Nie wiedziała dlaczego, ale te słowa wydały jej się jak cios. Lekko zadrżała, ale Tenebris
chyba tego nie zauważył. Przez jej głowę przeleciało nagle tysiące
myśli. Przecież od początku wiedziała, że nie zostanie tutaj na długo… i
tak przebywała tutaj o wiele dłużej, niż oboje się tego spodziewali.
Nie podejrzewała, że aż tak ciężko będzie jej opuścić to miejsce, że aż
tak przywiąże się do obecności drugiego człowieka. Nigdy tak naprawdę
nie miała przyjaciół, jedyną osobą, z którą czuła jakąś więź był jej
brat, ale to było coś innego, on był rodziną… Nigdy nie sądziła, że uda
jej się zaprzyjaźnić z kimś zupełnie obcym i to w dodatku z samotnikiem.
- Pewnie się stęsknili. – Usłyszała ponownie jego głos. Tenebris oparł się o ścianę i utkwił swój wzrok, gdzieś daleko za oknem.
Stęsknili się? Większość z nich przecież nawet nie wiedziała o jej obecności. Niby
wszyscy w wiosce powinni stanowić jedność, ale tak naprawdę i tak każdy
martwił się tylko o swoją dupę. Jedyne osoby, z którymi zamieniła
chociaż jedno słowo, to pozostali szamani, ale i tak jedyne co ją z nimi
łączyło to obowiązki i praca, nic więcej… Ludzie z wioski na pewno za nią
nie tęsknią, a nawet pewnie się cieszą, że mają jedną osobę mniej do
wykarmienia.
Jedyną osobą, a raczej stworzeniem, któremu mogłoby
brakować jej obecności, był sowrys. Często o nim myślała i zastanawiała
się jak sobie radzi bez niej. Zapewne już dawno przestał za nią czekać i
zamieszkał w lesie, czyli tam, gdzie tak naprawdę było jego miejsce i
dom. Z pewnością po tak długim czasie zapomniał już o niej i przestał za
nią tęsknić. Nikt tam na nią czekał, nie chciała tam wracać...
Spuściła wzrok na ziemię i ledwo słyszalnym szeptem spytała:
- Mogę tutaj zostać?
Od razu tego pożałowała, przecież na pewno była tutaj tylko balastem, z pewnością Tenebris tylko czekał, aż ona wyzdrowieje i wreszcie wróci tam skąd przyszła.
- Co mówiłaś? – spytał brunet.
Nirali odetchnęła w duchu z ulgą.
- Nic takiego, nieważne - odparła z wymuszonym uśmiechem. - Dobranoc – dodała i ułożyła się do snu, odwracając się głową do ściany.
-... Dobranoc – odpowiedział.
Mimo że go nie widziała, mogłaby przesiądź, że Tenebris
jeszcze przez chwilę wpatrywał się w nią pytającym wzrokiem, ale w
końcu on również się położył i po chwili słychać było jego równomierny,
spokojny oddech.
Za to Nirali nie zmrużyła oka przez całą noc.
Nirali i Tenebris
wstali wczesnym rankiem, ubrali się i ruszyli w drogę. Kiedy dziewczyna
opuszczała dom samotnika, uświadomiła sobie ze smutkiem, że już ostatni
raz widzi jego chatkę oraz okolicę, które zdążyły stać się dla niej
domem.
Większość drogi milczeli, czasami tylko Tenebris
odezwał się, aby przerwać niezręczną ciszę, ale przygnębiona dziewczyna
odpowiadała najkrócej, jak mogła, albo w ogóle. Zupełnie nie miała
nastroju do rozmów i bała się, że jak się odezwie, to nie uda jej się
powstrzymać emocji i łez. Nie mogła do tego dopuścić, nie mogła pokazać
tego, co naprawdę czuje.
Kiedy dotarli do granicy wioski, dziewczyna ujrzała w oddali strażników. Brunet się zatrzymał i spojrzał jej prosto w oczy.
- Tutaj nasze drogi się rozchodzą. Uważaj na siebie – powiedział.
- Również na siebie uważaj – powiedziała, starając się uniknąć jego wzroku. – Żegnaj Tenebris’ie, dziękuję za wszystko.
Chciała
do niego podejść, przytulić, objąć, podać rękę, cokolwiek, ale jedyne
co zrobiła, to odwróciła się i nie patrząc za siebie, ruszyła powoli w
stronę wioski, tak aby nie ujrzał jej oczu szklistych od łez.
Później
wszystko działo się bardzo szybko. Strażnicy zaprowadzili ją do Rady
Głównej, gdzie urzędnicy ją przesłuchali i sporządzili raport, na
podstawie którego ponownie przyjęli ją do wioski. Nie było serdecznego
powitania, wszyscy traktowali ją jak szpiega albo wroga i słuchali z
niedowierzaniem o tym, jak samotnik ją uratował. Przecież samotnicy są
źli, prawda?
Gdy wreszcie skończyły się formalności, Nirali z
powrotem była wolna. Była wreszcie w domu, ale czuła się jak ktoś
zupełnie obcy. Ruszyła powoli w stronę swojej chatki. Kiedy dotarła na
miejsce, ujrzała drzwi otwarte na oścież. Weszła z obawą do środka i
sprawdziła wszystkie zakamarki, ale na szczęście nic nie zginęło oprócz
jedzenia. Zresztą nie miało, co zginąć, bo nie posiadała tam nic
wartościowego. Najcenniejsze rzeczy zawsze nosiła przy sobie. Spojrzała
ze smutkiem na puste legowisko sowrysa
leżące w rogu pokoju. Miała nadzieję, że jest teraz bezpieczny i
szczęśliwy. Posprzątała cały dom, a następnie położyła się spać.
W
nocy obudziło ją dziwne drapanie w drzwi. Przez długi czas myślała, że
tylko jej się coś przesłyszało, ale gdy uporczywy dźwięk nadal nie dawał
jej spokoju, wstała i poszła sprawdzić, co to takiego. Gdy otworzyła
drzwi, ze zdziwieniem ujrzała Raya, który skoczył na nią z całym
impetem, przy okazji przewracając i przygniatając dziewczynę swoim
ogromnym cielskiem. Sowrys cieszył się jak mały kociak, mimo że osiągnął
już rozmiary dorosłego osobnika. Nirali również była cała szczęśliwa i
nie mogła powstrzymać szerokiego uśmiechu. Nie mogła uwierzyć, że sowrys
pamiętał o niej i wrócił, mimo że zostawiła go na tak długo. Jednak nie
została zupełnie sama…
Dni powoli mijały jej na pracy. Rzadko
zapuszczała się na tereny poza wioską, pamiętając spotkanie z dzikim zwierzęciem. Wiedziała, że wtedy miała ogromne szczęście, że trafiła na
żniwiarza. Gdyby nie on, zapewne już by nie żyła. Wolała nie ryzykować
ponownie.
Często zastanawiała się, czy kiedykolwiek spotka jeszcze Tenebris'a,
ale im więcej czasu mijało od ich rozstania, tym mniej myślała o samotniku i po jakimś czasie prawie zupełnie przestał pojawiać się w jej myślach.
Pewnego dnia, kiedy pracowała w zielarni, do pomieszczenia wbiegł cały zdyszany chłopak.
- Przysyła mnie medyk! Potrzebna są leki na odkażanie, tamujące krwawienie, oraz przeciwgorączkowe.
Nirali
szybko zaczęła pakować leki i maści do torby chłopaka, a inna szamanka
podała mu w tym czasie szklankę zimnej wody, którą ten wypił jednym
haustem.
- Znaleźli samotnika blisko granicy wioski, prawdopodobnie
coś go zaatakowało, jest w masakrycznym stanie – powiedział, kiedy
trochę ochłonął – Powiedzieli mi też, że potrzebny jest jeden z szamanów
do pomocy, bo w wiosce jest obecnie tylko jeden medyk – dodał.
- Ja pójdę – zgłosiła, się bez wahania Nirali, chociaż sama nie wiedziała, dlaczego to zrobiła.
Wzięła torbę z lekami i razem z chłopakiem pobiegli w stronę chaty medyka.
Tenebris?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz