Z trudem otworzyłem oczy i rozejrzałem się po obcym mi
pomieszczeniu. Czułem się tak słaby, że nawet powieki wydawały się
ogromnie ciężkie.
Kilka szczegółów, jakie udało mi się wyłapać
pomogło mi przynajmniej częściowo dowiedzieć się, gdzie się znajduję.
Byłem w sypialni. I to w sumie tyle. Nie wiedziałem, do kogo należy, ale
najprawdopodobniej jej właścicielem był mężczyzna, gdyż wystrój pokoju
nie wyglądał na kobiecy.
Powoli podniosłem się do pozycji
półsiedzącej. Dopiero wtedy zauważyłem, że mój ubiór również się
zmienił. Miałem na sobie koszulkę, która nie wyglądała na moją własność.
Była za duża. Reszta ubrania była taka, jak wcześniej - moja, brudna i
podarta.
Usilnie próbowałem przypomnieć sobie, co się
wydarzyło, ale miałem pustkę w głowie. Podniosłem z poduszki wilgotny
materiał i obejrzałem go ze wszystkich stron, jakby na którejś z nich
była napisana odpowiedź.
Po chwili usłyszałem odgłos głośnego
uderzenia jakby obijające się o siebie metale. Niepewnie wstałem z
materaca i ruszyłem do miejsca, z którego dochodził owy dźwięk. By nie
stracić równowagi, przytrzymywałem się ścian.
Idąc korytarzem, rozpoznawałem coraz więcej przedmiotów. Nie byłem pewien, do kogo należą, ale wydawały mi się dziwnie znajome.
Nagle
hałas ucichł. Rozejrzałem się po wnętrzu domu, a zauważywszy ciepłe
światło, rozświetlające jedno z pomieszczeń, zbliżyłem się do drzwi i
stanąłem w progu pokoju.
Gdy
omiotłem wzrokiem całe pomieszczenie, dostrzegłem siedzącego na krześle
Phanthom'a. Czyli to był jego dom. Zmierzyłem wzrokiem całą jego osobę,
wciąż nie pamiętając, co się stało, a odsłonięty tors bruneta nie
pomagał mi w skupieniu i zebraniu wszystkich myśli w logiczną całość.
Nasze spojrzenia się spotkały.
Kowal wstał z miejsca,
przerzucił koszulkę przez ramię i podszedł do mnie. Od razu poczułem
bijący od niego gorąc. Stojąc w progu nie wyczuwałem wysokiej
temperatury panującej w kuźni.
- Od razu ci mówię, że
przebrałem cię w czystą koszulkę tylko dlatego, że tamta się już nie
nadawała. A spodni ci nie znalazłem. - powiedział, jakby chciał się
wytłumaczyć. Tylko z czego? Do niczego nie doszło. Chyba.
- Jesteś głodny? - zapytał brunet. Wiadomość jednak dotarła do mnie trochę później. Wzruszyłem w odpowiedzi ramionami.
-
Może trochę. - odparłem cicho. Cały czas czułem, że się narzucam
brunetowi. Spuściłem wzrok i zacząłem nerwowo miętosić w palcach
materiał koszulki, którą mi pożyczył kowal.
- Akurat
skończyłem, więc możemy zjeść kolację. - powiedział Phanthom, wychodząc z
warsztatu na korytarz - Odgrzejemy obiad, dużo zostało. Tylko się
umyję. - dodał brunet, idąc do innego pokoju. Po chwili wyszedł z niego,
niosąc złożone ubrania. Przeszedł z nimi do kolejnego pomieszczenia,
prawdopodobnie łazienki.
Chwilę stałem pod drzwiami, czekając
na powrót Phanthom'a, ale później uznałem, że lepiej będzie jeśli zabiję
czas szukając kuchni, do której to mieliśmy przejść. W trakcie
poszukiwań zdążyłem poznać prawie cały dom.
Gdy w końcu
znalazłem kuchnię, usiadłem na krześle i spojrzałem na pogrążony w mroku
krajobraz za oknem. Nie chciałem dotykać niczego więcej, skoro nie był
to mój dom. Myślami wróciłem do pożaru, który poprzedniego dnia
pochłonął cały mój dobytek. Znowu straciłem swój dom.
- Mam
nadzieję, że lubisz wieprzowinę. - głos kowala wyrwał mnie z zamyślenia.
Brunet wszedł do kuchni i zabrał się za odgrzewanie posiłku.
- Tak właściwie, jak się czujesz? Gorączka spadła? - zapytał, odwracając się do mnie. Skinąłem lekko głową.
-
Już mi lepiej. - powiedziałem, uśmiechając się słabo. Nie chciałem,
żeby Phanthom martwił się o mnie. Pewnie miał wystarczająco dużo spraw
na głowie, a ja tylko je namnażałem. Wbiłem wzrok w blat stołu, myśląc
od czego mógłbym zacząć naprawę swojego domu. Mogłem w sumie przenieść
się do innego. W opuszczonej wiosce zajmowanej przez Samotników było ich
jeszcze kilka.
- Coś nie tak? - słysząc nad sobą głos
bruneta, uniosłem na niego wzrok. Phanthom uniósł kącik ust jakby czymś
rozbawiony i poczochrał moje włosy. Zdziwiony obserwowałem jak kowal
nakrywa do stołu, by następnie położyć na nim naczynia z parującym
posiłkiem.
-... Phanthom... - zacząłem niepewnie. Brunet
spojrzał na mnie, przenosząc na moją osobę całą swoją uwagę. Nieśmiało
ująłem jego dłoń w swoje.
- Dziękuję za wszystko, co dla mnie
zrobiłeś i robisz... - dokończyłem zawstydzony. Starałem się cały czas
patrzeć Osadnikowi w oczy, by wiedział, że mówię poważnie, ale czując
wypływający na moją twarz rumieniec, zacząłem się poddawać.
Nagle
usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Odruchowo wzmocniłem ucisk na dłoni
kowala, wystraszony gwałtownym przerwaniem ciszy. Kowal położył wolną
rękę na moim ramieniu, uspokajając mnie nieco.
- Zaraz wracam.
- powiedział z ciepłym uśmiechem na twarzy i wyszedł na korytarz. Mimo,
że Phanthom pewnie by wolał, żebym został w kuchni, niepewnie ruszyłem
za nim.
Gdy brunet otworzył drzwi, zobaczyliśmy stojącą przed nimi Melody.
-
Dobry wieczór, Phanthom. Wybacz, że tak późno, ale czy nie widziałeś
Fafnir'a? - zapytała z troską w głosie. Zobaczywszy mnie, blondynka
odetchnęła z ulgą.
- Tu jesteś. Szukałam cię cały dzień. -
syrenka ściągnęła brwi i zawinęła ręce na piersi. Phanthom odsunął się
na bok i wpuścił ją do środka. Blondynka od razu rzuciła mi się na
szyję.
- Przepraszam... - powiedziałem cicho, odwzajemniając uścisk. Blondynka ujęła moją twarz w dłonie i przyjrzała mi się.
- Jak ty wyglądasz? Co się stało? - zapytała zmartwiona.
- Mały wypadek... Nie musisz się martwić... - odparłem wymijająco.
- Mały? Wyglądasz jakbyś cudem przeżył. Mów, co się stało. - Melody zaczęła badać moją osobę jeszcze uważniej.
-...Zaatakował
mnie niedźow i spalił mi się dom... - mruknąłem pod nosem jak dziecko,
które wstydzi przyznać się matce, co przeskrobało. Nastała chwila
milczenia. Następnie blondynka westchnęła i odgarnęła mi włosy z czoła.
-
Jutro masz się stawić u mnie. - powiedziała, po czym pożegnała mnie
oraz Phanthom'a, jeszcze raz przeprosiła za najście o "niewłaściwej"
godzinie i wyszła. Odprowadziłem ją wzrokiem, wyglądając przez okno, a
gdy syrena zniknęła za drzewami, wróciłem spojrzeniem do bruneta.
Phanthom?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz