14 października 2019

Od Fafnira CD Phanthoma

Z trudem otworzyłem oczy i rozejrzałem się po obcym mi pomieszczeniu. Czułem się tak słaby, że nawet powieki wydawały się ogromnie ciężkie.
Kilka szczegółów, jakie udało mi się wyłapać pomogło mi przynajmniej częściowo dowiedzieć się, gdzie się znajduję. Byłem w sypialni. I to w sumie tyle. Nie wiedziałem, do kogo należy, ale najprawdopodobniej jej właścicielem był mężczyzna, gdyż wystrój pokoju nie wyglądał na kobiecy.
Powoli podniosłem się do pozycji półsiedzącej. Dopiero wtedy zauważyłem, że mój ubiór również się zmienił. Miałem na sobie koszulkę, która nie wyglądała na moją własność. Była za duża. Reszta ubrania była taka, jak wcześniej - moja, brudna i podarta.
Usilnie próbowałem przypomnieć sobie, co się wydarzyło, ale miałem pustkę w głowie. Podniosłem z poduszki wilgotny materiał i obejrzałem go ze wszystkich stron, jakby na którejś z nich była napisana odpowiedź.
Po chwili usłyszałem odgłos głośnego uderzenia jakby obijające się o siebie metale. Niepewnie wstałem z materaca i ruszyłem do miejsca, z którego dochodził owy dźwięk. By nie stracić równowagi, przytrzymywałem się ścian.
Idąc korytarzem, rozpoznawałem coraz więcej przedmiotów. Nie byłem pewien, do kogo należą, ale wydawały mi się dziwnie znajome.
Nagle hałas ucichł. Rozejrzałem się po wnętrzu domu, a zauważywszy ciepłe światło, rozświetlające jedno z pomieszczeń, zbliżyłem się do drzwi i stanąłem w progu pokoju.
 Rozejrzałem się po warsztacie pełnym metalowych przedmiotów. Wyglądał na kuźnię.
Gdy omiotłem wzrokiem całe pomieszczenie, dostrzegłem siedzącego na krześle Phanthom'a. Czyli to był jego dom. Zmierzyłem wzrokiem całą jego osobę, wciąż nie pamiętając, co się stało, a odsłonięty tors bruneta nie pomagał mi w skupieniu i zebraniu wszystkich myśli w logiczną całość. Nasze spojrzenia się spotkały.
Kowal wstał z miejsca, przerzucił koszulkę przez ramię i podszedł do mnie. Od razu poczułem bijący od niego gorąc. Stojąc w progu nie wyczuwałem wysokiej temperatury panującej w kuźni.
- Od razu ci mówię, że przebrałem cię w czystą koszulkę tylko dlatego, że tamta się już nie nadawała. A spodni ci nie znalazłem. - powiedział, jakby chciał się wytłumaczyć. Tylko z czego? Do niczego nie doszło. Chyba.
- Jesteś głodny? - zapytał brunet. Wiadomość jednak dotarła do mnie trochę później. Wzruszyłem w odpowiedzi ramionami.
- Może trochę. - odparłem cicho. Cały czas czułem, że się narzucam brunetowi. Spuściłem wzrok i zacząłem nerwowo miętosić w palcach materiał koszulki, którą mi pożyczył kowal.
- Akurat skończyłem, więc możemy zjeść kolację. - powiedział Phanthom, wychodząc z warsztatu na korytarz - Odgrzejemy obiad, dużo zostało. Tylko się umyję. - dodał brunet, idąc do innego pokoju. Po chwili wyszedł z niego, niosąc złożone ubrania. Przeszedł z nimi do kolejnego pomieszczenia, prawdopodobnie łazienki.
Chwilę stałem pod drzwiami, czekając na powrót Phanthom'a, ale później uznałem, że lepiej będzie jeśli zabiję czas szukając kuchni, do której to mieliśmy przejść. W trakcie poszukiwań zdążyłem poznać prawie cały dom.
Gdy w końcu znalazłem kuchnię, usiadłem na krześle i spojrzałem na pogrążony w mroku krajobraz za oknem. Nie chciałem dotykać niczego więcej, skoro nie był to mój dom. Myślami wróciłem do pożaru, który poprzedniego dnia pochłonął cały mój dobytek. Znowu straciłem swój dom.
- Mam nadzieję, że lubisz wieprzowinę. - głos kowala wyrwał mnie z zamyślenia. Brunet wszedł do kuchni i zabrał się za odgrzewanie posiłku.
- Tak właściwie, jak się czujesz? Gorączka spadła? - zapytał, odwracając się do mnie. Skinąłem lekko głową. 
- Już mi lepiej. - powiedziałem, uśmiechając się słabo. Nie chciałem, żeby Phanthom martwił się o mnie. Pewnie miał wystarczająco dużo spraw na głowie, a ja tylko je namnażałem. Wbiłem wzrok w blat stołu, myśląc od czego mógłbym zacząć naprawę swojego domu. Mogłem w sumie przenieść się do innego. W opuszczonej wiosce zajmowanej przez Samotników było ich jeszcze kilka.
- Coś nie tak? - słysząc nad sobą głos bruneta, uniosłem na niego wzrok. Phanthom uniósł kącik ust jakby czymś rozbawiony i poczochrał moje włosy. Zdziwiony obserwowałem jak kowal nakrywa do stołu, by następnie położyć na nim naczynia z parującym posiłkiem.
-... Phanthom... - zacząłem niepewnie. Brunet spojrzał na mnie, przenosząc na moją osobę całą swoją uwagę. Nieśmiało ująłem jego dłoń w swoje.
- Dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiłeś i robisz... - dokończyłem zawstydzony. Starałem się cały czas patrzeć Osadnikowi w oczy, by wiedział, że mówię poważnie, ale czując wypływający na moją twarz rumieniec, zacząłem się poddawać.
Nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Odruchowo wzmocniłem ucisk na dłoni kowala, wystraszony gwałtownym przerwaniem ciszy. Kowal położył wolną rękę na moim ramieniu, uspokajając mnie nieco.
- Zaraz wracam. - powiedział z ciepłym uśmiechem na twarzy i wyszedł na korytarz. Mimo, że Phanthom pewnie by wolał, żebym został w kuchni, niepewnie ruszyłem za nim.
Gdy brunet otworzył drzwi, zobaczyliśmy stojącą przed nimi Melody.
- Dobry wieczór, Phanthom. Wybacz, że tak późno, ale czy nie widziałeś Fafnir'a? - zapytała z troską w głosie. Zobaczywszy mnie, blondynka odetchnęła z ulgą.
- Tu jesteś. Szukałam cię cały dzień. - syrenka ściągnęła brwi i zawinęła ręce na piersi. Phanthom odsunął się na bok i wpuścił ją do środka. Blondynka od razu rzuciła mi się na szyję.
- Przepraszam... - powiedziałem cicho, odwzajemniając uścisk. Blondynka ujęła moją twarz w dłonie i przyjrzała mi się.
- Jak ty wyglądasz? Co się stało? - zapytała zmartwiona.
- Mały wypadek... Nie musisz się martwić... - odparłem wymijająco. 
- Mały? Wyglądasz jakbyś cudem przeżył. Mów, co się stało. - Melody zaczęła badać moją osobę jeszcze uważniej.
-...Zaatakował mnie niedźow i spalił mi się dom... - mruknąłem pod nosem jak dziecko, które wstydzi przyznać się matce, co przeskrobało. Nastała chwila milczenia. Następnie blondynka westchnęła i odgarnęła mi włosy z czoła.
- Jutro masz się stawić u mnie. - powiedziała, po czym pożegnała mnie oraz Phanthom'a, jeszcze raz przeprosiła za najście o "niewłaściwej" godzinie i wyszła. Odprowadziłem ją wzrokiem, wyglądając przez okno, a gdy syrena zniknęła za drzewami, wróciłem spojrzeniem do bruneta.
  
Phanthom?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz