Stałam, taksując jego osobę. Byłam szczerze zaskoczona jego postawą, nie mogłam jej zrozumieć. Dlaczego nadal jest dla mnie taki miły? Nie widzę żadnego sensownego powodu, dla którego miałby chcieć nawiązać ze mną dłuższą interakcję. To zupełnie nielogiczne.
— Więc jak? — ponowił pytanie, pozostawiając słowa w nienagannie uprzejmym i zachęcającym tonie.
Zawahałam się. Nie miałam najmniejszej ochoty skorzystać z jego zaproszenia. Jednocześnie nie mogłam pozbyć się wrażenia, że jeśli tego nie zrobię, będę długo żałować.
Zaciśnięte w pięści dłonie wydały z siebie serię głośnych trzasków wyrywających się z pobielałych knykci.
— Dobra — wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
Na gładziutkiej twarzy rolnika wykwitł szeroki uśmiech, którego obraz tak głęboko wrył się w moje wyobrażenie jego osoby.
Dom zbudowany z bali metodą zębatkową, stabilną, na dodatek tak ładnie wyglądającą. Zawsze miałam słabość do tego typu budownictwa. Drewniana konstrukcja o kamiennych fundamentach — wrażenie stabilności i mocy. Właśnie to sprawiało, że chata wydawała się większa, niż jest w rzeczywistości. Ten widok wzbudzał we mnie mieszane uczucia. Jakby mieszanka nostalgii i niechęci. Ten dom aż nadto przypominał miejsce, w którym dorastałam.
Brunet zaczesał do tyłu swoje półdługie kasztanowe włosy. Po czym popędził ku wejściu, szeroko otwierając przede mną drzwi.
Wnętrze chaty nie odstępowało szczególe od mojego wyobrażenia o nim. Było niewielkie, Przedpokój połączony z salonem, wypełnionym wszelkiego rodzaju komodami, szafami, wiszącymi półkami i tego typu rzeczami. W centrum znajdował się stolik z krzesłami. W miejscach na ścianach, w których nie wiszą ani nie stoją meble, znajdują się trzy pary drzwi, zapewne do sypialni, kuchni i łazienki. W pierwszym momencie przepych wystroju nieco przytłacza, panuje jakby nieporządek, ale już po chwili dochodzi się do wniosku, że jest to specyficzny rodzaj kontrolowanego chaosu, w którym tylko on jest w stanie się odnaleźć.
Bez słowa ruszyłam za rolnikiem, który otwierał właśnie jedne z drzwi, które jak się spodziewałam, prowadziły do kuchni. Jeden z zawiasów wiszącej szafki jęknął potępieńczo. Staś wyciągnął z jej wnętrza niewielkie pudełeczko. , Po którego otwarciu po pomieszczeniu rozniósł się cudowny zapach. Moje oczy i nozdrza rozwarły się do granic możliwości. Nie mogłam w to uwierzyć! On naprawdę miał herbatę. Byłam pewna, że to tylko kłamstewko mające skłonić mnie do skorzystania z jego zaproszenia.
— Skusisz się? — nieco rozbawiony głos rolnika wyrwał mnie z zaskoczenia, najwyraźniej nawarzył moje zdziwienie.
— Skąd masz herbatę? — odparłam, zupełni ignorując jego pytanie. To przecież oczywiste, że chcę.
— Tajemnica — mruknął, odkładając pudełko na szafkę.
Biorąc krzesiwo, podpalił drewno w małym ognisku, nad którym postawił garnuszek z wodą. Korzystając z okazji, szybkim ruchem zebrałam włosy. Trzymając je w dłoni, nachyliłam się, z lubością wdychając aromat liści herbaty. Uwielbiałam ten zapach jeszcze bardziej niż upajającą woń sosnowych igieł. Była to ostatnia rzecz pozostała z mojej przeszłości. Nie mogłam już jeść ani warzyw, ani owoców, które tak bardzo lubiłam. Jedynie wspomnienie smaku czarnej herbaty nie wywoływał u mnie torsji. Przez moment myślałam, że się rozpłaczę.
— Chwila — wymamrotałam pod nosem. — Czego ode mnie chcesz? — spytałam stanowczo, prostując się, podejrzliwym wzrokiem krojąc mężczyznę na plasterki. — Na pewno nie zaprosiłeś mnie to z czystej uprzejmości.
Ze skrzyżowanymi na piersi rękoma wyczekiwałam odpowiedzi.
— A może jednak? — zagadnął zaczepnie. Nie było to jednak coś, co szarpnęłoby mną w uśmiechu. Dostrzegłszy to odparł już z pełną powagą: — W zasadzie miałbym dla ciebie pewną propozycję.
Mimowolnie jedna z moich brwi powędrowała do góry. Nie mniej zainteresował mnie, byłam ciekawa co to za propozycja.
— No, słucham — pośpieszyłam, opierając się biodrem o szafkę.
— Chodzi o to — zaczął niepewnie, zaciskając palce na koszuli. — Że kiepsko wychodzą ci kontakty i innymi ludźmi, a widzisz, mnie w większości lubią — wyplute z ogromną prędkością słowa zdawały się zniekształcić, mimo to bez trudu udało mi się odczytać ich znaczenie. W tej samej chwili ciało Stasia drgnęło nerwowo, zupełnie tak jakby chciał przyjąć pozycję obronną.
— No i? — dopytałam, zachowując spokój, na sekundę nie tracąc go z oczu.
— Chciałbym zaproponować ci spółkę. Sytuacja wygląda tak: Potrafisz świetnie polować — nie ukrywając, tym stwierdzeniem niemal mnie przekonał. — wykonane przez ciebie skóry są wysokiej jakości. Jedyny szkopuł w tym, że nie masz podejścia do ludzi. Niektórych możesz wręcz odstraszać. — ściszył nieco głos. — I tutaj wchodzę ja — dodał po chwili z całą mocą. — Znam tu wszystkich, jak już wspomniałem większość mnie lubi i potrafię wynegocjować naprawdę dobre ceny. Wchodzisz w to?
Przez chwilę stałam, analizując każde wypowiedziane przez niego słowo. Oferta wyglądała naprawdę dobrze, robiłabym tylko to, co lubię i potrafię, nie musiałabym użerać się z innymi ludźmi, tylko z rolnikiem, a czerpałabym z tego większe korzyści. Cóż, tylko głupiec nie skorzystałby z takiej oferty.
— Wchodzę.
Twarz Stasia rozpromienił ten sam szczery uśmiech, który towarzyszył mu przy chwili przyjęcia jego zaproszenia.
Stachu? Rozkręcamy biznes?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz