Zmierzyłem wzrokiem młodego bruneta, trzymającego w dłoni bukiet z kolorowych kwiatów.
-
Synem tej, do której przyszedłeś jak mniemam - nastolatek powoli
podszedł bliżej, sięgając przy tym drugą ręką do rękojeści miecza -
Chciałeś go zniszczyć? Rozkopać?! - zapytał przez zaciśnięte zęby.
Ciekawe oskarżenie, ale szczerze, jaki bym miał w tym cel? Jeszcze nie
upadłem tak nisko, żeby wyżywać się na zmarłych.
- Skądże. -
odparłem, marszcząc lekko brwi - Twoja matka, jak rzeczesz, była moją
drogą przyjaciółką. Nie wiedziałem, że miała dzieci - dodałem,
spoglądając na imię żniwiarki, wyryte w skale.
- Miała, dwójkę
- chłopak westchnął cicho, zbliżając się do grobu Galii, na którym
położył przygotowany bukiet - Mnie i Farrah - sprostował, ze smutkiem
wyjmując z kieszeni porcelanową lalkę, którą ustawił na ziemi obok
skromnego pomnika, należącego do drugiej z kobiet. Następnie brunet
szybko wytarł oczy i nos. Przychodzenie na miejsce pochówku rodziny
całkiem samemu musiało być dla niego bardzo trudne, więc przeniosłem
wzrok na nagrobki, udając, że niczego nie zauważyłem.
Chłopak ponownie zwrócił się w moją stronę, udając twardziela.
-
Mama mi o tobie nie opowiadała. Musiałeś nie być dla niej na tyle
ważny. - powiedział zachrypniętym głosem. Pewnie chciał zabrzmieć
zupełnie inaczej, ale był jeszcze za młody, by umieć w szybkim tempie
przeskakiwać z płaczu w złość. Westchnąłem cicho i podniosłem się na
równe nogi. Brunet automatycznie zwrócił się w moją stronę, wyraźnie nie
rozumiejąc, co się dzieje. Rozpiąłem swój płaszcz z wilczej skóry i
położyłem go na ramionach chłopca. Byłem przygotowany do niskich
temperatur, a on wciąż był dzieckiem, które straciło matkę.
-
Poznaliśmy się w wiosce. - powiedziałem, przykucnąwszy obok chłopaka -
Chciałem zebrać potrzebne mi materiały. Zamierzałem iść krótszą drogą. W
tym celu musiałem przejść przez wioskę Osadników. Myślałem, że mi się
uda, ponieważ żaden z Osadników mnie nie zauważył. Aż do zderzenia się z
Galią. - dodałem, śmiejąc się pod nosem na wspomnienie minionych
zdarzeń. Spojrzałem na nastolatka, który przyglądał mi się z
zaciekawieniem.
- Mimo, że była strażniczką i do jej
obowiązków należało łapanie Samotników, wchodzących na teren wioski,
puściła mnie wolno. Kiedy wracałem do siebie, znowu przechodząc przez
osadę, znalazłem się w pobliżu jej domu. Jakiś Samotnik chciał ukraść
jej konia. Gdyby nie narobił hałasu, pewnie by mu się udało. Chciałem
się odwdzięczyć za oddaną przysługę, więc pomogłem go złapać. Później
Galia zaprosiła mnie do siebie. Miałem przed sobą długą drogę, więc
dzięki temu mogłem trochę odespać. Następnego dnia poszliśmy na pogrzeb
jej brata. Sądziliśmy, że jesteśmy przygotowani na taki wypad i nikt się
nie dowie o mojej tożsamości. Okazało się jednak inaczej. Po ceremonii
pogrzebowej uciekliśmy z wioski. Od tamtego momentu Galia mieszkała u
mnie. - dokończyłem, przenosząc wzrok na grób przyjaciółki. Uniosłem
kącik ust, wspominając upartą dziewczynę, która zawsze wiedziała, co
powiedzieć. Brakowało mi jej zaczepek i bojowego nastawienia do ludzi.
Renard?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz