Brunet przeniósł wzrok z okna na mnie.
- Dobrze mieć w
znajomych krawcową. - powiedział, na co przytaknąłem. Rzeczywiście
zdolności krawieckie Melody nie raz mi pomogły i byłem jej za to
ogromnie wdzięczny.
Nie ciągnęliśmy tego tematu dłużej i razem wróciliśmy do kuchni. Zasiedliśmy przy stole i zajęliśmy się kolacją.
- Powiedz mi, jak to możliwe, że jesteś Samotnikiem? - zapytał w pewnym momencie kowal, unosząc na mnie wzrok.
- Nie rozumiem. - odparłem, zerknąwszy na niego. Kim jak nie Samotnikiem mógłbym być? W końcu na Osadnika się nie nadawałem.
-
No wiesz, Samotnicy raczej nie przyjaźnią się tak z Osadnikami. -
wyjaśnił brunet. To prawda. Samotnicy i Osadnicy zazwyczaj są ze sobą
skłóceni, ale ja wolałem utrzymywać dobre relacje z mieszkańcami wioski.
To, że żyję z dala od nich nie znaczy, że muszę ich nienawidzić. Na
wyspie lepiej żyć w zgodzie ze wszystkimi, jeśli chce się przeżyć. Łatwo
jednak stracić cudze zaufanie. Nawet jak nie mieszka się na wyspie, a w
cywilizowanym świecie. Ja już je straciłem. Sprowadzając do wioski
hybrydę, stałem się jak inni Samotnicy.
- Tak jest lepiej, przynoszą same nieszczęścia. - odparłem krótko, dłubiąc widelcem w ziemniakach.
- Mówisz o tej bestii? - dopytał Phanthom. W odpowiedzi skinąłem głową.
- Nie przejmuj się, każdemu to się mogło zdarzyć. - dodał brunet. Czy naprawdę w to wierzył? Kto inny by zrobił coś takiego?
Po
skończonej kolacji Phanthom zebrał talerze i włożył je do zlewu.
Wstałem powoli z krzesła, zwracając na siebie tym samym uwagę kowala.
-
Jeszcze raz bardzo ci dziękuję za pomoc i wszystko inne, ale powinienem
się zbierać. - powiedziałem, ruszając następnie do wyjścia.
- Oszalałeś? Gdzie niby pójdziesz? - zapytał brunet, dobiegając do mnie. Wydawał się być zdenerwowany.
- Gdzieś na pewno. - odparłem wymijająco, spuściwszy wzrok.
-
Nie dość, że jest późno i ciemno, na dodatek zimno, to ty nie masz
ubrań, nie masz się gdzie schować… Wszystkie argumenty są przeciwko
temu, byś wyszedł. - stwierdził kowal. Milczałem, szukając odpowiedzi,
która by zaprzeczyła jego słowom, ale Phanthom miał rację.
- Poradzę sobie, nie martw się. - powiedziałem po chwili, po czym odwróciłem się i ruszyłem w stronę drzwi wyjściowych.
-
O nie, zostajesz i koniec. - usłyszałem za sobą poważny,
niedopuszczający sprzeciwu ton głosu Phanthom'a. Zatrzymałem się i
spojrzałem na niego przez ramię szczerze zdziwiony. Nie spodziewałem się
takiej reakcji u kogoś, kogo znam tylko dwa dni.
- Przecież
wiesz, że Melody nie da mi żyć, jeśli dam ci odejść, a tobie się coś
stanie. - dodał brunet nieco spokojniej, ale wciąż zdecydowanie. Nie
chciałem mu tego przyznać, ale znowu miał rację.
Po chwili
westchnąłem cicho i kiwnąłem głową na znak zgody. Na twarzy Phanthom'a
pojawił się uśmiech. Nie sądziłem, że będzie taki zadowolony z trzymania
kogoś tak pechowego jak ja pod swoim dachem.
- Cieszę się, że
się rozumiemy. A teraz chodź, weźmiesz kąpiel, strasznie śmierdzisz. -
zarządził kowal i ruszył do łazienki. Niechętnie poszedłem za nim i
stanąłem w progu, obserwując jak brunet nalewa wody do wanny.
- Nie muszę się kąpać. - powiedziałem, opierając głowę o futrynę drzwi - Nie chcę ci zawracać głowy. - dodałem.
- Nie zawracasz. A jak masz tu spać, musisz się umyć. - odparł Phanthom, nie przerywając swojej czynności.
-
Więc nie będę tu spał... - powiedziałem cicho. Mimo to, moje słowa
prawdopodobnie dotarły do uszu bruneta, bo natychmiast odstawił wiadro i
odwrócił się do mnie.
- Bo cię wciągnę do tej wanny siłą. - pogroził.
-
Nie zrobisz tego. - powiedziałem, marszcząc przy tym czoło. Nie byłem
do końca pewien, czy chciałem tymi słowami pokazać Phanthom'owi, że nie
wierzę w to, że spełni swoją groźbę czy chciałem wmówić to sobie. Brunet
uniósł jedną brew i zaczął się do mnie zbliżać.
- Chcesz się
przekonać? - zapytał. Niewiele myśląc, rzuciłem się do ucieczki. Kowal
natychmiast pobiegł za mną. Wzrokiem szukałem głównych drzwi,
prowadzących na zewnątrz, ale nie mogłem odróżnić ich od pozostałych.
Brunet był coraz bliżej, więc chwyciłem za klamkę najbliższych drzwi i
wbiegłem do pokoju. Po łóżku stwierdziłem, że była to sypialnia. Nie
zamierzałem się jednak poddać i natychmiast podbiegłem do stołu.
Stanąłem po jego drugiej stronie, będącej bliżej ściany. Phanthom
zatrzymał się naprzeciwko mnie.
Przez chwilę żaden z nas się
nie ruszał. Kiedy kowal spróbował zajść mnie od jednej strony, ja
zaczynałem uciekać drugą. Po wyrazie jego twarzy widać było, że nie wie,
jak mnie złapać.
W końcu Phanthom zdecydował się podbiec do mnie z jednej strony. Od razu zerwałem się do ucieczki w przeciwnym kierunku.
Gdy
byłem już przy drzwiach, kowal prawie mnie chwycił za koszulkę.
Wykonując skręt, poczułem delikatne muśnięcie materiału przez palce
bruneta.
Szybko wbiegłem do innego pokoju i dopiero, gdy
stanąłem przed wanną, zorientowałem się jakiego. Zakląłem w myślach i
spojrzałem za siebie. W progu stał Phanthom, uśmiechający się do mnie
zwycięsko. Kowal zaczął się zbliżać. Starałem się jak najszybciej
znaleźć drogę ucieczki.
Gdy Phanthom był już blisko,
poderwałem się z miejsca, chcąc minąć kowala z boku i ponownie mu uciec.
Brunet jednak złapał mnie w ostatniej chwili, obejmując mnie ramionami
wokół brzucha. Tak szybko wykonany ruch spowodował, że Phanthom
poślizgnął się i obaj wylądowaliśmy w wannie z wodą. Ja miałem więcej
szczęścia, gdyż moje lądowanie było miększe. Usłyszałem jak brunet łapie
duży oddech, jednocześnie puszczając mnie. Usiadłem na jego biodrach i
wytarłem twarz z wody. Dopiero wtedy mogłem spojrzeć na przemoczonego
Phanthom'a. Wiedziałem, że nabroiłem, mimo że tego nie chciałem. Jednak
pomimo tego przyznam, że ta sytuacja mnie rozbawiła.
- Ups. -
powiedziałem cicho, przygotowując się na ostre słowa z ust bruneta. Nic
takiego jednak nie miało miejsca, przeciwnie Phanthom uśmiechnął się
lekko, a następnie zaśmiał. Wyglądało na to, że jego również ta sytuacja
rozśmieszyła.
- Teraz nie masz wyboru, musisz się wykąpać. -
powiedział. Zaśmiałem się pod nosem i odgarnąłem mokre włosy do tyłu, by
odsłonić oczy. Następnie niepewnie sięgnąłem do twarzy bruneta.
Phanthom przyglądał mi się w milczeniu. Powoli przeczesałem palcami
czarne włosy kowala. Następnie zamoczyłem dłonie w wodzie i zacząłem
układać przyjacielowi nową fryzurę. Widząc Phanthom'a z irokezem na
głowie, wybuchłem śmiechem. Kowal spojrzał na swoje odbicie w tafli wody
i zaniemówił. Po chwili jednak uniósł kącik ust i chlapnął we mnie
wodą. Wciąż nie przestając się śmiać, zszedłem z niego. Dopiero wtedy
Phanthom wyszedł z wanny.
- Rozbierz się i umyj. Przyniosę ci
jakiś ręcznik i suche ubranie. - powiedział z uśmiechem, poprawiając
przy tym swoje włosy. Oparłem głowę na ścianie wanny i odprowadziłem
bruneta wzrokiem. Dlaczego był dla mnie taki miły?
Posłusznie
zdjąłem z siebie mokre ubrania, wykręciłem z nich nadmiar wody, a
następnie złożyłem je w kostkę i odłożyłem na bok. Zanurzyłem się w
ciepłej wodzie, która działała kojąco na moje obolałe ciało. Oparłem się
plecami o ścianę wanny i odchyliłem głowę do tyłu. Wpatrując się w
sufit myślałem o przeszłości, teraźniejszości oraz przyszłości. Czy
miałem wpływ na trafienie do laboratorium? Jeśli tak, to co mogłem
zrobić? A jeśli bym jakoś temu zapobiegł, jak by wyglądało moje życie?
Prawdopodobnie zarządzałbym już rodzinną firmą. W końcu do tego zostałem
stworzony. Do tego szkolono mnie przez te kilka lat. Czy stałbym się
więc taki, jak moi rodzice? Czy miałbym jakichś przyjaciół? Nie takich,
których można kupić, ale prawdziwych. I co by było z Melody i
Phanthom'em? Mało prawdopodobne, że byśmy się poznali. A jeśli bym ich
spotkał, czy zdołałbym im pomóc?
Dźwięk otwieranych drzwi
wyrwał mnie z zamyślenia. Szybko podciągnąłem kolana pod brodę
zawstydzony. Spojrzałem na kowala, który podszedł do mnie z ręcznikiem.
Położył go obok wanny i zebrał mokre ubrania. Zmierzyłem wzrokiem jego
nowy ubiór. Phanthom uśmiechnął się do mnie i poczochrał moje włosy.
Ponownie odprowadziłem go wzrokiem, gdy wychodził.
Dokończyłem
kąpiel i wyszedłem z wanny. Następnie sięgnąłem po ręcznik i osuszyłem
nim swoje ciało, uważając na rany. Słysząc, że kowal się zbliża,
owinąłem się ręcznikiem. Gdy tylko to zrobiłem, drzwi się otworzyły.
- Znalazłem tylko to. - powiedział kowal, pokazując mi białą koszulkę.
- Wystarczy. Bardzo ci dziękuję. - powiedziałem z uśmiechem. Mimo to brunet wciąż wyglądał na nieco zmieszanego.
Gdy
kowal wyszedł, ubrałem na siebie koszulkę, która sięgała mi do połowy
ud. Dopiero wtedy zorientowałem się, że uciekając od Phanthom'a,
pozbawiłem się ostatniej pary bielizny. Westchnąłem ciężko i odwiesiłem
ręcznik na haczyk. Następnie wyszedłem z łazienki, starając się ukryć
brak najważniejszej części ubioru poprzez naciąganie koszulki do kolan.
Zacząłem szukać bruneta, przy okazji ucząc się planu jego domu.
Znalazłem Phanthom'a w sypialni. Stanąłem w progu wciąż zawstydzony.
-
Wejdź. - kowal machnął ręką, przywołując mnie do siebie. Powoli
zbliżyłem się do niego. Wtedy Phanthom przesunął na bok kołdrę.
- Połóż się. - powiedział z delikatnym uśmiechem.
- A ty? - zapytałem, unosząc na niego wzrok.
-
Jest tu wystarczająco dużo miejsca dla nas obojga. - odparł kowal.
Niepewnie położyłem się na materacu i schowałem pod kołdrą. Brunet
przeszedł na drugą stronę łóżka, po czym położył się obok. Wsunąłem
głowę pod kołdrę, by ukryć rumieniec, który rozlał się na całej mojej
twarzy. Automatycznie złączyłem ze sobą nogi i podciągnąłem kolana pod
brodę.
Gdy emocje opadły, poczułem jak bardzo byłem zmęczony.
Powoli zacząłem zasypiać. Moje powieki stały się ciężkie i same opadły.
Będąc na granicy snu i świadomości, poczułem chłód, przebiegający po
moim ciele. Instynktownie zacząłem szukać po omacku źródła ciepła. Gdy
je znalazłem, wtuliłem się w nie i zasnąłem.
Obudziły
mnie promienie słońca, padające na moją twarz przez okno. Obróciłem się
na bok i usiadłem na wybrzuszeniu materaca. Zignorowałem materiał,
który podszedł do góry, przez co słońce ogrzewało moje nogi. Zasłoniłem
usta dłonią, gdy ziewnąłem przeciągle, po czym przetarłem oczy.
Uchyliłem powieki i spojrzałem przed siebie. Dopiero po chwili dotarło
do mnie, że nie siedzę na materacu, a na biodrach gospodarza. Poczułem,
że moja twarz przybiera taki sam wyraz jak ta Phanthom'a.
Phanthom? ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz