25 października 2019

Od Fafnira CD Phanthoma

Brunet przeniósł wzrok z okna na mnie. 
- Dobrze mieć w znajomych krawcową. - powiedział, na co przytaknąłem. Rzeczywiście zdolności krawieckie Melody nie raz mi pomogły i byłem jej za to ogromnie wdzięczny.
Nie ciągnęliśmy tego tematu dłużej i razem wróciliśmy do kuchni. Zasiedliśmy przy stole i zajęliśmy się kolacją.
- Powiedz mi, jak to możliwe, że jesteś Samotnikiem? - zapytał w pewnym momencie kowal, unosząc na mnie wzrok.
- Nie rozumiem. - odparłem, zerknąwszy na niego. Kim jak nie Samotnikiem mógłbym być? W końcu na Osadnika się nie nadawałem. 
- No wiesz, Samotnicy raczej nie przyjaźnią się tak z Osadnikami. - wyjaśnił brunet. To prawda. Samotnicy i Osadnicy zazwyczaj są ze sobą skłóceni, ale ja wolałem utrzymywać dobre relacje z mieszkańcami wioski. To, że żyję z dala od nich nie znaczy, że muszę ich nienawidzić. Na wyspie lepiej żyć w zgodzie ze wszystkimi, jeśli chce się przeżyć. Łatwo jednak stracić cudze zaufanie. Nawet jak nie mieszka się na wyspie, a w cywilizowanym świecie. Ja już je straciłem. Sprowadzając do wioski hybrydę, stałem się jak inni Samotnicy. 
- Tak jest lepiej, przynoszą same nieszczęścia. - odparłem krótko, dłubiąc widelcem w ziemniakach. 
- Mówisz o tej bestii? - dopytał Phanthom. W odpowiedzi skinąłem głową. 
- Nie przejmuj się, każdemu to się mogło zdarzyć. - dodał brunet. Czy naprawdę w to wierzył? Kto inny by zrobił coś takiego?
Po skończonej kolacji Phanthom zebrał talerze i włożył je do zlewu. Wstałem powoli z krzesła, zwracając na siebie tym samym uwagę kowala.
 - Jeszcze raz bardzo ci dziękuję za pomoc i wszystko inne, ale powinienem się zbierać. - powiedziałem, ruszając następnie do wyjścia.
- Oszalałeś? Gdzie niby pójdziesz? - zapytał brunet, dobiegając do mnie. Wydawał się być zdenerwowany.
- Gdzieś na pewno. - odparłem wymijająco, spuściwszy wzrok.
- Nie dość, że jest późno i ciemno, na dodatek zimno, to ty nie masz ubrań, nie masz się gdzie schować… Wszystkie argumenty są przeciwko temu, byś wyszedł. - stwierdził kowal. Milczałem, szukając odpowiedzi, która by zaprzeczyła jego słowom, ale Phanthom miał rację.
- Poradzę sobie, nie martw się. - powiedziałem po chwili, po czym odwróciłem się i ruszyłem w stronę drzwi wyjściowych.
- O nie, zostajesz i koniec. - usłyszałem za sobą poważny, niedopuszczający sprzeciwu ton głosu Phanthom'a. Zatrzymałem się i spojrzałem na niego przez ramię szczerze zdziwiony. Nie spodziewałem się takiej reakcji u kogoś, kogo znam tylko dwa dni.
- Przecież wiesz, że Melody nie da mi żyć, jeśli dam ci odejść, a tobie się coś stanie. - dodał brunet nieco spokojniej, ale wciąż zdecydowanie. Nie chciałem mu tego przyznać, ale znowu miał rację.
Po chwili westchnąłem cicho i kiwnąłem głową na znak zgody. Na twarzy Phanthom'a pojawił się uśmiech. Nie sądziłem, że będzie taki zadowolony z trzymania kogoś tak pechowego jak ja pod swoim dachem.
- Cieszę się, że się rozumiemy. A teraz chodź, weźmiesz kąpiel, strasznie śmierdzisz. - zarządził kowal i ruszył do łazienki. Niechętnie poszedłem za nim i stanąłem w progu, obserwując jak brunet nalewa wody do wanny.
- Nie muszę się kąpać. - powiedziałem, opierając głowę o futrynę drzwi - Nie chcę ci zawracać głowy. - dodałem.
- Nie zawracasz. A jak masz tu spać, musisz się umyć. - odparł Phanthom, nie przerywając swojej czynności.
- Więc nie będę tu spał... - powiedziałem cicho. Mimo to, moje słowa prawdopodobnie dotarły do uszu bruneta, bo natychmiast odstawił wiadro i odwrócił się do mnie.
- Bo cię wciągnę do tej wanny siłą. - pogroził.
- Nie zrobisz tego. - powiedziałem, marszcząc przy tym czoło. Nie byłem do końca pewien, czy chciałem tymi słowami pokazać Phanthom'owi, że nie wierzę w to, że spełni swoją groźbę czy chciałem wmówić to sobie. Brunet uniósł jedną brew i zaczął się do mnie zbliżać.
- Chcesz się przekonać? - zapytał. Niewiele myśląc, rzuciłem się do ucieczki. Kowal natychmiast pobiegł za mną. Wzrokiem szukałem głównych drzwi, prowadzących na zewnątrz, ale nie mogłem odróżnić ich od pozostałych. Brunet był coraz bliżej, więc chwyciłem za klamkę najbliższych drzwi i wbiegłem do pokoju. Po łóżku stwierdziłem, że była to sypialnia. Nie zamierzałem się jednak poddać i natychmiast podbiegłem do stołu. Stanąłem po jego drugiej stronie, będącej bliżej ściany. Phanthom zatrzymał się naprzeciwko mnie.
Przez chwilę żaden z nas się nie ruszał. Kiedy kowal spróbował zajść mnie od jednej strony, ja zaczynałem uciekać drugą. Po wyrazie jego twarzy widać było, że nie wie, jak mnie złapać.
W końcu Phanthom zdecydował się podbiec do mnie z jednej strony. Od razu zerwałem się do ucieczki w przeciwnym kierunku.
Gdy byłem już przy drzwiach, kowal prawie mnie chwycił za koszulkę. Wykonując skręt, poczułem delikatne muśnięcie materiału przez palce bruneta.
Szybko wbiegłem do innego pokoju i dopiero, gdy stanąłem przed wanną, zorientowałem się jakiego. Zakląłem w myślach i spojrzałem za siebie. W progu stał Phanthom, uśmiechający się do mnie zwycięsko. Kowal zaczął się zbliżać. Starałem się jak najszybciej znaleźć drogę ucieczki.
Gdy Phanthom był już blisko, poderwałem się z miejsca, chcąc minąć kowala z boku i ponownie mu uciec. Brunet jednak złapał mnie w ostatniej chwili, obejmując mnie ramionami wokół brzucha. Tak szybko wykonany ruch spowodował, że Phanthom poślizgnął się i obaj wylądowaliśmy w wannie z wodą. Ja miałem więcej szczęścia, gdyż moje lądowanie było miększe. Usłyszałem jak brunet łapie duży oddech, jednocześnie puszczając mnie. Usiadłem na jego biodrach i wytarłem twarz z wody. Dopiero wtedy mogłem spojrzeć na przemoczonego Phanthom'a. Wiedziałem, że nabroiłem, mimo że tego nie chciałem. Jednak pomimo tego przyznam, że ta sytuacja mnie rozbawiła.
- Ups. - powiedziałem cicho, przygotowując się na ostre słowa z ust bruneta. Nic takiego jednak nie miało miejsca, przeciwnie Phanthom uśmiechnął się lekko, a następnie zaśmiał. Wyglądało na to, że jego również ta sytuacja rozśmieszyła.
- Teraz nie masz wyboru, musisz się wykąpać. - powiedział. Zaśmiałem się pod nosem i odgarnąłem mokre włosy do tyłu, by odsłonić oczy. Następnie niepewnie sięgnąłem do twarzy bruneta. Phanthom przyglądał mi się w milczeniu. Powoli przeczesałem palcami czarne włosy kowala. Następnie zamoczyłem dłonie w wodzie i zacząłem układać przyjacielowi nową fryzurę. Widząc Phanthom'a z irokezem na głowie, wybuchłem śmiechem. Kowal spojrzał na swoje odbicie w tafli wody i zaniemówił. Po chwili jednak uniósł kącik ust i chlapnął we mnie wodą. Wciąż nie przestając się śmiać, zszedłem z niego. Dopiero wtedy Phanthom wyszedł z wanny.
- Rozbierz się i umyj. Przyniosę ci jakiś ręcznik i suche ubranie. - powiedział z uśmiechem, poprawiając przy tym swoje włosy. Oparłem głowę na ścianie wanny i odprowadziłem bruneta wzrokiem. Dlaczego był dla mnie taki miły?
Posłusznie zdjąłem z siebie mokre ubrania, wykręciłem z nich nadmiar wody, a następnie złożyłem je w kostkę i odłożyłem na bok. Zanurzyłem się w ciepłej wodzie, która działała kojąco na moje obolałe ciało. Oparłem się plecami o ścianę wanny i odchyliłem głowę do tyłu. Wpatrując się w sufit myślałem o przeszłości, teraźniejszości oraz przyszłości. Czy miałem wpływ na trafienie do laboratorium? Jeśli tak, to co mogłem zrobić? A jeśli bym jakoś temu zapobiegł, jak by wyglądało moje życie? Prawdopodobnie zarządzałbym już rodzinną firmą. W końcu do tego zostałem stworzony. Do tego szkolono mnie przez te kilka lat. Czy stałbym się więc taki, jak moi rodzice? Czy miałbym jakichś przyjaciół? Nie takich, których można kupić, ale prawdziwych. I co by było z Melody i Phanthom'em? Mało prawdopodobne, że byśmy się poznali. A jeśli bym ich spotkał, czy zdołałbym im pomóc? 
Dźwięk otwieranych drzwi wyrwał mnie z zamyślenia. Szybko podciągnąłem kolana pod brodę zawstydzony. Spojrzałem na kowala, który podszedł do mnie z ręcznikiem. Położył go obok wanny i zebrał mokre ubrania. Zmierzyłem wzrokiem jego nowy ubiór. Phanthom uśmiechnął się do mnie i poczochrał moje włosy. Ponownie odprowadziłem go wzrokiem, gdy wychodził.
Dokończyłem kąpiel i wyszedłem z wanny. Następnie sięgnąłem po ręcznik i osuszyłem nim swoje ciało, uważając na rany. Słysząc, że kowal się zbliża, owinąłem się ręcznikiem. Gdy tylko to zrobiłem, drzwi się otworzyły.
- Znalazłem tylko to. - powiedział kowal, pokazując mi białą koszulkę.
- Wystarczy. Bardzo ci dziękuję. - powiedziałem z uśmiechem. Mimo to brunet wciąż wyglądał na nieco zmieszanego.
Gdy kowal wyszedł, ubrałem na siebie koszulkę, która sięgała mi do połowy ud. Dopiero wtedy zorientowałem się, że uciekając od Phanthom'a, pozbawiłem się ostatniej pary bielizny. Westchnąłem ciężko i odwiesiłem ręcznik na haczyk. Następnie wyszedłem z łazienki, starając się ukryć brak najważniejszej części ubioru poprzez naciąganie koszulki do kolan. Zacząłem szukać bruneta, przy okazji ucząc się planu jego domu.
Znalazłem Phanthom'a w sypialni. Stanąłem w progu wciąż zawstydzony.
- Wejdź. - kowal machnął ręką, przywołując mnie do siebie. Powoli zbliżyłem się do niego. Wtedy Phanthom przesunął na bok kołdrę.
- Połóż się. - powiedział z delikatnym uśmiechem.
- A ty? - zapytałem, unosząc na niego wzrok.
- Jest tu wystarczająco dużo miejsca dla nas obojga. - odparł kowal. Niepewnie położyłem się na materacu i schowałem pod kołdrą. Brunet przeszedł na drugą stronę łóżka, po czym położył się obok. Wsunąłem głowę pod kołdrę, by ukryć rumieniec, który rozlał się na całej mojej twarzy. Automatycznie złączyłem ze sobą nogi i podciągnąłem kolana pod brodę.
Gdy emocje opadły, poczułem jak bardzo byłem zmęczony. Powoli zacząłem zasypiać. Moje powieki stały się ciężkie i same opadły. Będąc na granicy snu i świadomości, poczułem chłód, przebiegający po moim ciele. Instynktownie zacząłem szukać po omacku źródła ciepła. Gdy je znalazłem, wtuliłem się w nie i zasnąłem.

Obudziły mnie promienie słońca, padające na moją twarz przez okno. Obróciłem się na bok i usiadłem na wybrzuszeniu materaca. Zignorowałem materiał, który podszedł do góry, przez co słońce ogrzewało moje nogi. Zasłoniłem usta dłonią, gdy ziewnąłem przeciągle, po czym przetarłem oczy. Uchyliłem powieki i spojrzałem przed siebie. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że nie siedzę na materacu, a na biodrach gospodarza. Poczułem, że moja twarz przybiera taki sam wyraz jak ta Phanthom'a.

Phanthom? ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz