21 listopada 2019

Od Damena do Derycka

Słowa tej kobiety z chaty ciągle krążyły mi w głowie, nie mogłem ich zrozumieć, może nawet nie chciałem. Jeszcze niedawno świętowałem ze swoimi przyjaciółmi, piliśmy litry piwa, wódki, wina i innych dobrych trunków. Stawialiśmy sobie kolejki i robiliśmy zakłady, który padnie pierwszy i  odleci. A teraz co? Jestem na jakiejś wyspie, pozostawiony sam sobie, wokół są inni mieszańcy podobni do mnie. Jesteśmy odmieńcami? Mutantami? Kto co woli, obydwie nazwy są okropne. Zaczynałem żałować, że w ogóle poszedłem do tej chatki uzdrowicielki, może gdybym się tam nie udał, żyłbym w błogiej niewiedzy. Pokręciłem szybko głową, analizując wszystko raz jeszcze. Z objawów, które przedstawiłem, wynikało jedno. Miałem być mutantem Syrenem... Trytonem...?
To by tłumaczyło wrażliwość na słońce, ogień i te dziwnie wydłużone paznokcie. Wtedy też odruchowo spojrzałem na swoją dłoń kątem oka. Nie potrafiłem sobie tego wyobrazić, siebie pod wodą z rybim ogonem. To prawda, że kocham wodę i uwielbiam pływać na zawodach, ale żeby od razu robić ze mnie morskie stworzenie? Skoro o tym mowa... ta kobieta wspominała coś o tym, że reszta dopiero ukaże się w odpowiednim czasie. Co miała na myśli? Nie wiem. Z dnia na dzień miał mi wyrosnąć ogon? Już nigdy nie będę mógł stanąć na nogi? Poczułem, jak dreszcze przebiegają mi po plecach, ta wizja była okropna, ale też jaka prawdziwa. Jeszcze żadnemu nie udało się wydostać z wyspy, podobno liczni próbowali... Ja również należałem do tej grupy... Niestety fale i prąd były za duże, żaden zawodowy pływak by sobie z nimi nie poradził.
Zawiedziony swoją słabością przystanąłem na chwile i rozejrzałem się wokół. Zawędrowałem naprawdę daleko, na przeciwko mnie stała duża, stara latarnia. Fale uderzały o skały, a od strony wody wiała przyjemna bryza, która momentalnie wypełniła moje nozdrza. Zapach ten był podobny do tego, kiedy pierwszy raz udałem się z przyjaciółmi nad morze. Robiliśmy wyścigi, kto pierwszy dopłynie jak najdalej i wróci, ten wygrywa piwo i paczkę chipsów. Zająłem drugie miejsce, mimo że na prawdę się starałem. Mój najlepszy przyjaciel okazał się być lepszy. Dodatkowo jego chęć picia procentów okazała się być większa niż moja, co pewnie dodało mu dodatkowego kopa już na starcie. Mimowolnie uśmiechnąłem się, przechodząc kilka kroków dalej. Może siedziałem tu wbrew mojej woli, ale niektóre miejsca były naprawdę urokliwe. Skradały mojej serce już od pierwszych kilku sekund. Zupełnie jakby ktoś wiedział, co lubię.
Z tego rozmyślania wyrwał mnie dźwięk kroków, zdezorientowany obróciłem się napięcie, biorąc głębszy wdech. Nie spodziewałem się tu nikogo o tej porze...

Deryck?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz