26 listopada 2019

Od Raven CD Bezimienny

        “Arleight… Jesteś moją córką, co oznacza, że nigdy nie możesz paść na kolana przed innymi. Zepsuci świata obecnego kłaniać się przed tobą będą, gdyż będziesz na to zasługiwać. Ciężka praca nad sobą, każda łza, pot i krew - to będzie twoje trofeum victorii.“
Ojczulku, jak bardzo myliłeś się w swoich słowach, jakimi karmiłeś moje młode jestestwo. Dopiero z czasem zrozumiałam, jakim wielkim fałszem były przepełnione, przedstawiając mi w umyśle iluzyjne widzenie świata. Życie jednak okazało się dla mnie wręcz zabójcze, tym samym upadłam na dno. Przeżyłbyś tortury zadane przez żniwiarzy, które ja, delikatna osoba cieleśnie przeżyła? Dałabym sobie uciąć swoją dłoń. Twoje błagania rozeszłyby się poprzez piwniczne korytarze, ale może kamienne serce, jak i charakter nareszcie by pękło. Poznałbyś ból emocjonalny, jaki czułam JA, kiedy opuściłeś najważniejsze momenty mojego życia.
Dlaczego w takiej beznadziejnej sytuacji dostała swoiste przebłyski bólu, jakie nosiła w swoim malutkim serduszku? Bóle przyszłości, a jednak już nigdy nie miała dostać możliwości, aby przeprosić tych wszystkich ludzi. Pokonana przez najzwyklejsze zapadlisko konstrukcji, zapomniane, nie wytrzymało ataku czasu na siebie. Ni ruszyć ramieniem, ani najmniejszym palcem u swojej nogi. Szok nie pozwolił zupełnie na nic, podtrzymując ją w całkowitej niepewności. Kurz unosił się dosłownie wszędzie, drażniąc obolałe płuca, przykrywając jej niegdyś czyste ubranie. Czuła się jak swoisty manekin, wyciągnięty z ramion bestii. Już na zawsze na jego rozkaz, pozostawiona na chwileczkę w celu regeneracji własnych sił. Brak wcześniej wspomnianej rzeczy by niebezpieczny na tej wyspie, nigdy człowiek nie wiedział, co może wyjść z własnego cienia i zaatakować.
Cichy jęk wydobył się z jej ust, echem poniesione przez jakieś dalsze korytarze. Zaś tumany szarości nie zamierzały odpuścić tak szybko, barwiąc dookoła cały świat. Zaparło jej dech w piersi, gdy piękne lądowanie zakończyło się na jej plecach. Ten trzasł niebezpiecznie. Jedna myśl zaświtała w jej główce - czy tak przyjdzie jej zginąć? Zmrużyła powieki, aby rozpoznać miejsce swojego przebywania. Nie było to jednak takie proste, jak mogła się tego spodziewać. Ciemne plamy wszystko zniwelowały, powodując jeszcze większe uczucie niepokoju. Wyczuwała coś mokrego pod swoją głową, metalicznego i słodkiego. Podobny zapach tak bardzo do substancji, którą często spożywała dla zabicia głodu. Bogowie. Przecież to nie jej krew, prawda?
Momentalnie usiadła do półsiadu, gdy mrok pomieszczenia przeciął blask pięknego tej nocy księżyca. Witał swe dzieci radośnie za chmur burych, jednakże w tej chorej sytuacji był niczym wyrok dla wampirzycy. Przetarła na szybko oczy, aby na pewno potwierdzić zarejestrowany obraz przed sobą. Dosłownie kilka kroków od jej osoby. Czarna postać, możliwe, że kierowała do niej jakieś słowa. Jednak nie usłyszała dosłownie nic. Jakby przeminęło z wiatrem.
- N-nie podchodź bliżej… Rozumiesz, co mówię za słowa, nie podchodź… - nie zakończyła swojej przemowy przez kaszel, jaki zaatakował w pełnej okazałości. Jebane życie, przeszło jej przez myśl. Wstała jednak o własnych siłach do pionu, nie dowierzając z własnych możliwości.
- Kim jesteś dziewczyno o oczach czerwonych? - uniosła wzrok, jednak zdębiała w jednym momencie. Odważnie naruszył jej przestrzeń osobistą, stojąc oko w oko z jej postacią. Uniosła wzrok w górę, nieznajomy okazał się być rosłym i dobrze zbudowanym mężczyzną. Cholera. Nie miała możliwości walki i ucieczki. - Jakim… Krwawisz?!
- Nie k-krzycz…
- Nic więcej nie mów, rozumiesz…
- Pierdolisz głupoty, kobieto. Ledwo na nogach stoisz, udajesz tak waleczną?! - spróbował dotknąć ją za jej ramię, jednak odbiła jego ruch. Zdecydowanie za blisko, zabić. Zamordować.
- Odsuń się…
- Co?
- Słabo mi… - zdołała wyszeptać, nim całkowicie jej umysł spowił nadchodzący mrok. Nie miała pojęcia, na jakiego osobnika udało się jej  trafić. Może nareszcie ktoś wykona tak wyczekiwany ruch, poderżnięcie gardła. Wszystko jej było jedno, jednak nie poczuła już czy wylądowała na posadzce, czy może w jego ramionach. Standardowo wolała podłogę niż naruszanie jej pokrytego bliznami ciała. Cisza. Ciemność i walka z własnym ciałem.

~     *      ~

Nie miała jakiegokolwiek pojęcia, ile spędziła czasu w całkowitej ciemności. Tym razem jednak nie została skazana na atak bolących wspomnień, przeszywających serce, łamiące skrawki jej człowieczeństwa. Czyżby tak wyglądało życie po śmierci? Eter pozbawiony źródła blasku światła, wymagającego od skazańca wyzwolenia się spod jarzma własnych grzechów. Chciała krzyczeć, biec przed siebie do spokojnej przystani, jaka była obiecana dla ludzi dobrych we wszystkich prawie podaniach religijnych. Czyżby jednak okazały się kłamstwem? Była gotowa uwierzyć, aby dostać tę jedyną szansę nawet od żywych wyżej od nich w nadnaturalnej postaci.
Zamarła w jednym momencie, unosząc głowę do góry, słysząc kogoś spokojny szept. Bliżej nieokreślone zimno zniwelowało nieprzyjemnie odczuwalny ból, jęk samowolnie wydobył się  jej warg. Złapała się za głowę, chciała krzyknąć. Otworzyć oczy i uciec stamtąd jak najdalej. Jednak była zależna od innych, czyli żyje. Ktoś się zlitował nad jej losem, nieufnej bestii z lasów rajskiej wyspy. Chciała walczyć o powrót do świadomości pełnej umysłu, jednak szybko jej zacny plan spalił się na panewce. Miała wrażenie dotyku na swoim ciele, szorstkich i poszkodowanych przez życie dłoni. Jej przestrzeń osobista tak chroniona w rzeczywistości, została naruszona karygodnie przez tajemniczą postać.
Powieki okazały się być cięższe, niż mogła to sobie wyobrazić. Po tak wielu staraniach odpadła, jednak zdołała uchwycić nieznaczące nic szczegóły. Widok pięknej twarzy o niespotykanym tutaj odcieniu wraz z charakterystycznymi kośćmi policzków. Te piękne lazurowe oczy, w których bez przeszkód można by zgubić się niczym w labiryncie. Cóż mogła zrobić? Zdać się na Pana tejże sytuacji...

~     *     ~

- C-co do… Co to kurwa znaczyć ma? - szeptała, nie dowierzając, kiedy zdołała odsunąć prymitywny kawał materiału robiący prawdopodobnie za kołdrę. Pomimo bycia w pełni świadomości od jakichś dłuższych chwil nadal nie mogła zrozumieć, właściwie co miało tutaj miejsce. Unosząc z własnego ciała przykrycie, odkryła szczelnie zabandażowaną klatkę piersiową, gdzie w jednym miejscu zdołała wypłynąć plama czerwonej posoki. Musiała mieć złapane co najmniej dwa żebra, oddychanie nie należało do przyjemnych przez odczuwany dyskomfort. - Kurwa… Chociaż dolną bieliznę ktoś mi zdołał zostawić. Szlachetne…
Noga zdawała się być usztywniona w jakiś sposób, szwy musiały ciągnąć skórę przez tak nagłe ruchy. Zbyt szybkie wstanie do pionu nie było zbyt mądrym podejściem, o mało nie tracąc podparcia, zaś plamy czerni tylko się nasiliły. Spory ubytek krwi, obita najprawdopodobniej głowa. Wolałaby już wypić beczkę bimbru, niż jeszcze raz zaliczyć tak marną przewrotkę. Rozejrzała się po ciemnym pomieszczeniu. Nie było tutaj całkowicie nic, co mogło się przydać w ucieczce i obronie. Analizując budowę łóżka, mogła szczerze przyznać, iż było robione naprędce. Krzesło stojące obok, butelka z tajemniczą cieczą. Koszula prawdopodobnie męska przerzucona przez oparcie, szczur chodzący po drugiej stronie pomieszczenia. Przeraźliwe zimno dawało łatwo do zrozumienia - była pod ziemią.
Bez większego namysłu podeszła na kolanach do mebla, aby szybkim ruchem zerwać z niego białą tkaninę. Już chwil potem znalazła się na jej sylwetce, skrywając pod sobą jej bandaże i połowiczną nagość. Specyficzny zapach. Nie należała do niej. Włoski stanęły jej dęba w jednym momencie, gdy dosłyszała echo rozchodzące się zza jej pleców, ktoś się zbliżał, cholera. Brak jakiejkolwiek obrony, brak arsenału, jej prywatnych rzeczy codziennych. Twardą ręką chwyciła za butelkę, idąc jak najszybciej od drzwi. Prosta zasada działania - zajść od tyłu, odebrać przytomność, zabrać rzeczy i dzida do domu.
- Raven… kiedy stałaś się tak słaba… - przetarła swoją twarz, pulsujący ból głowy był nie do wytrzymania kompletnie. Mroczki nie dawały za wygraną, a jednak nie miała zamiaru się poddać. Zmarszczyła subtelnie brwi, przyłożyła szyjkę butelki do nozdrzy. Bimber? Tutaj na wyspie także szlachecki trunek, niespodzianka. Szybko upiła łyk solidny, gotując się do zaplanowanej akcji.

Bezimienny? :>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz