Na moich biodrach siedział Fafnir, był tak samo jak ja zaspany, ale kiedy oboje zdaliśmy sobie sprawę, że młodszy siedzi na moich biodrach, gdy jestem w samych bokserkach, a on jest pozbawiony bielizny, ponieważ ostatnią parę zamoczył, a za duża koszula, w której spał, podwinęła mu się do góry i ujrzałem coś, czego bym się nie spodziewał, nasze twarze przybrały czerwony kolor – nie, to nie był czerwony, to był tak krwisty odcień, jak nigdy w życiu. Przez chwilę żaden z nas się nie poruszył, a ja patrzyłem to na jego oczy, to na jego dół, nawet nie mam pojęcia dlaczego. Nie wspomniałem jeszcze o jednej, naturalnej rzeczy, przez którą przechodzi praktycznie każdy mężczyzna rano… ale powinniście się domyślić, dlaczego miałem „namiot”.
W końcu zażenowanie i wstyd tą sytuacją zwyciężyło, Fafnir dosłownie zeskoczył ze mnie i z łóżka jednym susem i uciekł z pokoju, a ja zakryłem twarz dłońmi, nie mogąc uspokoić szaleńczo bijącego serca. Nigdy bym nie pomyślał, że mógłbym się znaleźć w takiej sytuacji, tym bardzo, że znam go bardzo krótki okres. Po za tym takie rzeczy nie dzieją się każdego dnia. Nie miałem pojęcia, co zrobić. Na pewno dziwnie teraz będzie nam na siebie spojrzeć, po części chłopak sam się upokorzył, a ja przypadkiem widziałem jego genitalia, z drugiej strony to nie jego wina, nie miał ubrań, bo jego cały dobytek został spalony, a on sam był okropnie zmęczony, a wcześniej jeszcze chory. Jednak nie wiedziałem, jak mam się zachować, udać, że nic się nie stało, poczekać, aż to on się pierwszy odezwie… czy mogłem tak właściwie zejść z łóżka? Minęło dobrych parę minut, nim zabrałem ręce z twarzy, z której rumieniec całkowicie zszedł. Serce dalej waliło, a mięśnie były napięte ze stresu, ale najważniejsze, że mogłem oddychać. Dopiero wtedy, gdy mogłem trzeźwo myśleć, a obraz sprzed kilku minut zniknął mi w oczu, poczułem jak bardzo ma pełny pęcherz. Najpierw rozejrzałem się po pokoju i po upewnieniu się, że nikogo nie ma, podniosłem się i mozolnie zszedłem z łóżka, idąc do drzwi.
Gdzie mógł być Fafnir? Bałem się trochę, że wybiegł z domu, co by nie wyszło mu na dobre, z drugiej strony czułem się bardzo zestresowany, gdy myślałem o spotkaniu z nim. A jeśli się gdzieś zamknął?
Powoli uchyliłem drzwi, nikogo nie było na korytarzu. Starając się głęboko oddychać, ruszyłem do łazienki. Drzwi były uchylone, delikatnie się popchnąłem, a moim oczom ukazał się Fafnir, siedzący na podłodze, z koszulką naciągnięta aż po same kostki, z głową schowaną w kolanach. Kiedy pod naciskiem mojej stopy podłoga zaskrzypiała, młodszy uniósł na mnie głowę.
- Phanthom, bardzo cię przepraszam – mówił łamiącym się głosem, jakby był bliski płaczu. - Myślałem, że siadam na materacu, przepraszam, nie chciałem by… tak… wyszło, przepraszam, po prostu byłem śpiący, wybacz mi – jego usta nie chciały się zamknąć, mówił szybko i się powtarzał, aż w końcu go uciszyłem. Lekko się uśmiechnąłem.
- Nie jest na ciebie zły, zdarza się i takie coś - „w sumie to komu się takie rzeczy zdarzają?” pomyślałem w myślach. - Ale nie ma się co przejmować, to był dziwny wypadek i najlepiej o tym zapomnieć – zaproponowałem. Fafnir patrzył na mnie zawstydzony, aż w końcu pokiwał głową i znowu schował czerwoną twarz w kolanach. Chciałem do niego podejść, położyć mu dłoń na ramieniu, wesprzeć, ale dwie rzeczy mnie od tego powstrzymywały; pierwszą był fakt, że i tak mieliśmy „zbliżenie”, a po drugie, chciałem sikać. Dlatego postanowiłem zręcznie go stad spławić. - Dzisiaj idziemy do Melody, by zrobiła ci ubrania, pamiętasz? - chłopak mruknął pod nosem, że pamięta. - Pójdę z tobą, bo i tak muszę się przejść do Osady. Pójdziesz zrobić herbatę? - chłopak podniósł głowę i pokiwał twierdząco, powoli wstał z ziemi i uciekając od mojego wzroku, będąc czerwony jak najciemniejszy burak, wyszedł z łazienki, a ja załatwiłem swoje potrzeby.
Fafnir?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz