16 listopada 2019

Od Pana Stasia do Spectera

Ten dzień musiał kiedyś nadejść. Przez część osób oczekiwany, niektórych znienawidzony a jeszcze innych obojętny. W końcu nadszedł pierwszy dzień zimy, a wraz z nim pierwsze płatki śniegu. Dla mnie oznaczało to swoistego rodzaju bezrobocie na mojej farmie, nie licząc pojenia, dojenia, karmienia i opieki nad zwierzętami. Prócz tego dochodziła mała hodowla w mojej piwniczce pod chatką. Wydawałoby się, że pomimo pobytu na wyspie, opady śniegu będą raczej znikome. Jakże jednak było zdziwienie, gdy na drugi dzień po otworzeniu drzwi, śnieg sięgał aż po kolana. Biały, puszysty, jeszcze nieugnieciony puch, otaczał i otulał każde drzewo, chatę, płot czy inne możliwe przedmioty swoim bytem. Tworzyło to taką magiczną aurę, której już dawno nie miałem sposobu zaznać. Brakowało mi świątecznej atmosfery przy rodzinnym stole, słuchając, jak mama krzyczy na tatę, siostra nie ma się w co ubrać, a ja tylko podchodziłem i wyjadałem ze stołu świąteczne potrawy.



Odetchnąłem świeżym, mroźnym zimowym powietrzem i rozejrzałem się dokoła, klepiąc się zadowolony po klatce piersiowej. Powoli ruszyłem w stronę owczarni, aby zerknąć na moje owieczki. Przymrozków jeszcze na całe szczęście nie było, więc kłódka otworzyła się niemal od razu. Owce spały wtulone w siebie, ogrzewając się nawzajem swoją wełną. Niechętnie podniosły łebki, aby na mnie spojrzeć, po czym powrócić do swych snów. Nalałem im wody do korytka, jednocześnie nakładając siana. Dieta zwierzaków podczas zimy była dość... Powiedzmy, że o niskiej zawartości czegokolwiek. Aby dodawać zwierzakom energii i wigoru, co trzeci dzień, robiłem im specjalną paszę z siana, kawałków owoców, warzyw i witamin. Tutaj trzeba było radzić sobie samemu. W domu takie pasze kupowało się od razu gotowe lub z gotowymi składnikami. Jak człowiek był młody i jeszcze głupi, potrafił i takiej paszy spróbować. Może gdyby nie takie wybryki, teraz bym tego nie tworzył swoim zwierzakom? Któż to wie.
Jako kolejny cel, padły zwierzęta w oborze. Im również nalałem wody oraz dałem siana do korytka. Krowy jadły ciut więcej od owiec, co wcale nie przekładało się na produkcje mleka. Kurom dawałem w zależności od dnia pszenice, drobne nasiona, których nie potrzebowałem lub suchy chleb. Kaczki szczególnie uwielbiały chleb, więc chętnie go wyjadały kurom. Zima zapowiadała się dobrze.

Zima była okresem, w którym mogłem odpocząć. Psychicznie oraz fizycznie od pracy w polu, przy zwierzętach czy innego rodzaju obowiązkach. Spisałem sobie nawet listę co mam do zrobienia przez zimę oraz czy wszystko mam dopięte na ostatni guzik. Od wiosny znów trzeba było ruszyć z tak zwanego kopyta do przodu, szczególnie że trzeba było wykarmić całą wioskę. Nie mogłem się teraz tym jednak przejmować. Rozsiadłem się w fotelu około południa przy rozpalonym ognisku, nakryłem się kocem i wziąłem za czytanie książki.
Sam nie wiem, kiedy zrobiło się ciemno, ale i jednocześnie przyjemnie. Za oknem padał śnieg, blask księżyca odbijał się od puchu, do tego ja siedzący przy rozgrzanym kominku. Spojrzałem w okno i zacząłem rozmyślać. Cały czas chodził mi po głowie pomysł wampirzycy, a może to był mój pomysł. Sam już nie pamiętam i nie miało to znaczenia. Wyciągnąłem z kieszeni skręta z rośliny, którą zacząłem niedawno hodować. Co prawda był to tylko projekt wstępny, jednakże zamysł sam w sobie mi się spodobał. Przyglądałem się własnoręcznemu skrętowi z dłuższym milczeniem. Myśli gdzieś odpłynęły, byłem tylko ja i on. Ja patrzyłem na niego, on na mnie patrzeć  nie mógł. W końcu to nie żywa istota. Westchnąłem cicho i stwierdziłem, że będę musiał się poradzić pewnej osoby o zdanie. Co prawda produkt nie nadawał się jeszcze do sprzedaży, jednakże warto było znać jakieś pierwsze opinie. Jako iż było późno, postanowiłem to zostawić na następny dzień.

Następnego dnia w okolicach godzin porannych, tak jak sobie ustaliłem, znalazłem się w mieście, czekając na handlarza. W końcu po niecałej godzinie oczekiwania zjawił się.
Mężczyzna, około stu osiemdziesięciu czterech centymetrów, włosy o kolorze jasnego kasztanu, wpadające w sumie bardziej w rudy. Podszedłem do niego, zatrzymując go.
- Witaj... Podejrzewam, że ty jesteś lokalnym handlarzem... Miałbym coś co chciałbym, abyś spróbował. Wiem, że lubisz palić, więc pewnie się na tym znasz... - Wyciągnąłem do mężczyzny skręta.

Specter?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz