7 maja 2020

Od Iriego CD Bezimiennego - etap 1 > etap 2

Przysłuchując się słowom mężczyzny, Iri był coraz bardziej zainteresowany jego osobą. Do tej pory myślał, że jest na wyspie całkiem sam, teraz okazało się, że był w błędzie, dlatego chciał dowiedzieć się czegoś więcej o nowo poznanym. Katakumby były prawdziwym luksusem w porównaniu z drewnianym, mocno nadgryzionym zębem czasu domem na bagnach, gdzie znalazł swoje miejsce faun, dlatego był w niemałym szoku, uświadamiając sobie, że można dobrze sobie tutaj radzić. Ta myśl podniosła go a duchu, zaczynał dostrzegać światełko w ciemnym pokoju, w jakim znajdował się do tej pory. Mieszkając na ulicy miasta, nie miał żadnych planów ani marzeń, liczyło się tylko przetrwanie, by zasnąć, a następnie obudzić się następnego dnia w jednym kawałku. Zasady, gdy się nie zmieniły, ale teraz wszyscy bez wyjątku musieli w nią grać. Nie był sam.

Przyglądał się każdemu ruchowi nowo poznanego, nie pokazywał tego po sobie, ale wolał trzymać go na lekki dystans. Dalej czuł na swojej szyi uścisk silnych palców i ostry, nieprzyjemny smak alkoholu, jakim Iri został uraczony. Zdawał sobie sprawę, że to była zwykła pomyłka, żaden z nich nie powiedział dokładnie, o co mu chodzi i przez to wynikło nieporozumienie. Ciemnooki rozumiał to, ale lekki niesmak chcąc nie chcąc pozostał.
– Oczywiście, rozumiem to – potrząsnął energicznie głową, chcąc pokazać niższemu, że w pełni odwzajemnia jego uczucia. – I nie mam ci tego za złe, sam nie byłbym zadowolony, gdybym myślał, że ktoś ukradł mi ważną dla mnie rzecz.

Faun nie doczekał się słownej odpowiedzi swojego rozmówcy, zamiast tego lazurowooki w elegancki sposób skinął mu głową, jakby dziękował za udzielnie mu rozgrzeszenia za swoje czyny. Patrząc na to, Iri uśmiechnął się lekko, wyobraził sobie, że mężczyzn przed trafieniem na wyspę musiał być kimś wysoko postawionym, skoro w jego mocy było tak dżentelmeńskie zachowanie. Miał ochotę zapytać o to ciemnoskórego, jednak powstrzymał się, to była przeszłość i raczej mężczyzn nie byłby chętny, aby udzielić mu odpowiedzi.

Przypominał sobie o pytaniu, jakie na sam koniec zadał jego rozmówca. Uniósł głowę, którą sam nie wiedział, kiedy opuścił, by jego spojrzenie znowu mogło uczepić się sylwetki mieszkańca katakumb.

– Hoduję je – wyjaśnił, odzywając się pewniejszym tonem niż jeszcze chwilę wcześniej. – Zbieram rośliny, po to, aby potem zasadzić je u siebie. Potrafię przygotować proste leki, maści i inne tego typu rzeczy, dlatego dobrze jest mieć je zawsze przy sobie, nie wiadomo kiedy jakieś zioło może się przydać – zrobił dłuższą pauzę, aby zebrać myśli, zawsze tak miał, zaczynał mówić, nie zważając na to, co wydobywało się z jego ust. Można pomyśleć, że to lekkomyślne zachowanie zdradzać nieznajomemu swoje umiejętności, ale tamten zrobił to pierwszy, Iri czuł, że musi zrobić to samo. Poza tym z każdym słowem robił się spokojniejszy, dźwięk własnego głowy wydobywającego się z wnętrza jego ciała działało na niego uspokajająco. – Bo głównie rosną tam zioła, chociaż warzywa też. Dzięki temu nie muszę co chwilę chodzić do lasu żaby znaleźć coś do jedzenia, to całkiem wygodne.

Wyższy mężczyzn miał wrażenie, że dostrzegł w jasnych oczach iskierkę zaskoczenia, najpewniej spowodowaną naglą zmianą zachowania. Chwilę wcześniej bał się odezwać i jedynie kiwał głową w odpowiedzi, a teraz z jego ust płynął prawdziwy wodospad słów. Nawet jeśli faktycznie to zauważył, nie miał możliwości dłużej się temu przyjrzeć, zaraz na obliczu nowo poznanego zapanował stoicki spokój, pod którym zostały ukryte wszelkie emocje. Jedyne co się na niej pokazało to uznanie pokazane poprzez uniesienie brwi i kolejne skinienie głową.

W następnych kilku ruchach mieszkaniec katakumb wrócił na swojej miejsce przy stole, sięgając ponownie po swoją szklankę i upijając z niej kolejny śmiały łyk. Irial nigdy nie lubił alkoholu i wręcz zaskakujące było dla niego, jak można z taką pewności zażywać coś, co może zabić. W swoim życiu miał kilku znajomych, którzy tak jak on mieszkali na ulicy, ale w przeciwieństwie do niego lubowali się w tanich winach. Każdy z nich nie folgował sobie i w zimne noce, gdy byli zbyt pijani, by zadbać o swoje przeżycie, zamarzali i inny znajdowali ich rano sztywnych i lodowatych od kilku godzin.

Zdał sobie sprawę, że nie jest w stanie przypomnieć sobie imion tych wszystkich osób, które opiekowały się nim i pomagały w najgorszych latach jego życia. Nie znał też imienia lazurowookiego, nie był pewny czy mężczyzn mu się przedstawiał i zwyczajnie zapomniał, czy po prostu jegomości się nie przedstawił.

– Przepraszam – zaczął niepewnie, chcąc zwrócić na siebie uwagę nieznajomego. – Czy mógłbym poznać twoje imię?

– Nie posiadam imienia – padła krótka odpowiedź, niezawierająca w sobie żadnych emocji.

– Jak to nie? – zapytał Iri, unosząc zaskoczony brwi. – Przecież każdy ma jakieś imię.

– Nie ja. Możesz do mnie mówić, tak jak ci się podoba.

Zapadła między nimi cisza, w czasie, której faun przetwarzał w głowie słowa mężczyzny, nie chciał wierzyć w to, że nie pamiętał on swojego imienia lub – co gorsza – naprawdę go nie ma.

– A masz jakieś miano, którym nazywają cię inny? Jest tutaj ktoś jeszcze poza nami?

– Nie jesteśmy tutaj sami, prędzej czy później na kogoś wpadniesz – stwierdził, obracając w dłoni szklankę, przypatrując się przeźroczystemu płynowi przewracającemu się w jej środku. – Mówiłem już, nie mam imienia, a inni też mi żadnego nie nadali.

Ciemnooki zmieszał się na te słowa, nie do końca rozumiał przesłanie słów bezimiennego. Podejrzewał, że trochę mu zajmie, zanim przyzwyczai się do nietypowej dla siebie sytuacji.

Myśląc nad tym, rozkojarzony schylił się, aby sięgnąć do łydki, która nagle strasznie zaczęła go swędzieć. Z każdym ruchem to miejsce coraz bardziej go swędziało i stawało się to uciążliwe. Podciągnął nogawkę spodni, chcąc sprawdzić, co wywołało nagły świąd, zaskoczenie wymalowało się na jego twarzy, kiedy zobaczył, jak na jego oczach włosy na nogach w przyśpieszonym tempie dwukrotnie zwiększyły swoją objętości i każdy pojedynczy włosek stał się dłuższy niż jeszcze chwilę wcześniej.

– Co się…

Nie dane mu było skończyć, ponieważ nagle poczuł przeszywający ból w ustach, jęknął przeciągle, łapiąc się za żuchwę. Zaraz poczuł, jak coś spada mu na język i poczuł w ustach metaliczny smak krwi, przerażony nabrał gwałtownie powietrza, krztusząc się przy tym własną śliną. Zaczął kaszleć i nie zdążył przy tym zakryć dłonią ust, przez co coś z cichym stuknięciem wylądowało na stole. Opanowawszy się, Iri spojrzał na zakrwawiony przedmiot, którym był jego osobisty siekacz.

Wysunął przed siebie dłoń i wypluł na nią kolejne trzy zęby, które jakimś cudem przestały trzymać się dziąseł. Przejechał językiem po zębach, chcąc namierzyć dziury po dopiero co utraconych kłach, ku jego zaskoczeniu nie znalazł ani jednej. Na miejscu utraconych zębów, w mgnieniu oka wyrosły nowe, jednak w przeciwieństwie do poprzednich, te nie były zaostrzone.

– O co tu chodzi? – powiedział bardziej do siebie niż do mężczyzny, który był równie zaskoczony całą sytuacją, jak sam Irial.

Pomimo ukończenia całego procesu, szczęka Hida dalej była obolała i gdy się odezwał igiełki bólu, ponownie wbiły mu się w ciało, wywołując wykrzywiony grymas na jego twarzy.


Bezi?+2PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz