Odstawiłem ją w kącie, a młotek odłożyłem obok innych narzędzi. Słysząc stukot racic, spojrzałem za siebie. Łania, którą tam trzymałem wpatrywała się we mnie, zajadając się przy tym trawą. Podszedłem do niej powoli i wyciągnąłem do niej rękę. Zwierzę wciąż stało w tym samym miejscu. Położyłem dłoń na szyi łani i pogłaskałem ją, co również jej nie spłoszyło. Czyżby w końcu się przyzwyczaiła do mojej obecności? Uniosłem wzrok na młodego jelenia obok. Bacznie obserwował wszystko z bezpiecznej odległości. Nic dziwnego, że wciąż czuł się nieswojo. Mieszka w mojej stajni krócej niż jego towarzyszka oraz poznał mnie w innych okolicznościach. Westchnąłem cicho pod nosem. Na wszystko przyjdzie czas. Zmuszając go do polubienia mojej osoby, wywołałbym reakcję przeciwną do oczekiwanej. Mogłem więc jedynie czekać.
Po napełnieniu żłobów, wróciłem do domu. Był wczesny ranek, ale już od kilku godzin byłem na nogach. Jako, że zapomniałem o zjedzeniu śniadania przed pracą, zaczynałem powoli odczuwać głód. Przejrzałem spiżarnię w poszukiwaniu czegokolwiek. Niestety świeciła już pustkami. Znajdowało się w niej kilka kilogramów ziemniaków, warzywa takie jak marchew i pietruszka, przyprawy i to w sumie tyle. Zero ryb, owoców czy mięsa. Spojrzałem jeszcze raz na to, co mi zostało, ale nie miałem pojęcia, co miałbym z tego zrobić. Jedynym, co przychodziło mi do głowy był gulasz. Ale gulasz bez mięsa? To w ogóle byłby gulasz? Zamknąłem drzwi z powrotem zniechęcony. Postanowiłem odpuścić sobie śniadanie, by upolować coś na obiad.
Chwyciłem więc stojący przy drzwiach kołczan i łuk oraz torbę wiszącą na wieszaku, po czym opuściłem zajmowany przez siebie teren. Udałem się do lasu z nadzieją, że tam szybciej znajdę jakąś zwierzynę. Czas jednak mijał, a moja torba, zamiast upolowanymi zwierzętami, wypełniła się leśnymi owocami. Im wyżej słońce znajdowało się na niebie, tym było goręcej. Powietrze szybko stało się ciężkie i wilgotne przez parującą z gleby wodę. W gęstym lesie nie było praktycznie żadnej cyrkulacji powietrza. Przystanąłem na chwilę i odgarnąłem z czoła niesforne kosmyki włosów.
Nagle usłyszałem cichy szelest. Natychmiast rozejrzałem się w poszukiwaniu źródła hałasu. Pomiędzy krzewami dostrzegłem zająca. Szarak był pochłonięty pielęgnacją swojego futerka i zdawał się mnie nie zauważać. Powoli sięgnąłem po strzałę i uniosłem łuk. Naciągnąłem za pomocą pocisku cięciwę, przyciągając jednocześnie lotkę do swojej żuchwy. Skupiłem się na celu. Chybienie nie wchodziło w grę. Nie miałem czasu ani sił na szukanie nowej ofiary.
Już miałem wypuścić strzałę, pozwolić jej polecieć w stronę zająca i zabić szaraka, gdy nagle zwierzę uniosło głowę, zastrzygło uszami i uciekło. Wszystko działo się w zaledwie ułamku sekundy. Zakląłem w myślach i pobiegłem za nim. Coś go musiało spłoszyć. Tylko co? Nie mogłem to być ja. Patrzył w zupełnie innym kierunku. Czyżby inny Samotnik? Z resztą, nieważne. Musiałem jak najszybciej dorwać zająca, zanim zniknie mi z pola widzenia. Skubaniec był jednak szybki i wyjątkowo zwinny jak na swój wiek. Wpatrzony w jego futerko, mijałem pnie drzew o zaledwie centymetr.
W pewnym momencie zwierzę zatrzymało się, by zaczerpnąć powietrza. To była ta chwila, którą musiałem wykorzystać. Natychmiast więc przygotowałem się do strzału i wypuściłem pocisk. Strzała przebiła na wylot ciało zająca. Odetchnąłem z ulgą, ciesząc się, że ten szalony pościg dobiegł końca. Podszedłem do szaraka i w tym samym momencie dostrzegłem między drzewami dziewczynę. Zdecydowanie nie widziałem jej nigdy wcześniej, w czym upewniał mnie wyraz jej twarzy. Wyglądała na zaskoczoną i przerażoną jednocześnie. Chwilę wpatrywaliśmy się w siebie, czekając na reakcję osoby przeciwnej. Byłem pewien, że jest nowa na wyspie. Ktoś, kto siedzi na niej już jakiś czas nie stał by nieruchomo, czekając na rozwój wydarzeń, a rzuciłby mi się do gardła lub chwycił zająca i uciekł z nim w las.
- Widzę, że upolowałeś moją kolację. - wypaliła w końcu. Uniosłem brew zaskoczony tak nagłym przypływem pewności siebie. Schyliłem się i podniosłem szaraka z ziemi, wciąż jednak bacznie obserwując nieznajomą. Następnie wyprostowałem się i obejrzałem futerko ofiary z każdej strony.
- Nie widzę podpisu lub czegoś w tym rodzaju, a jedynie swoją strzałę. - mruknąłem, unosząc wzrok z powrotem na dziewczynę. Przełknęła nerwowo ślinę.
- W takim wypadku ofiara należy do tego, kto ją upolował. Czyż nie? - dodałem. Nieznajoma wciąż milczała, jakby bała się odezwać. Beznamiętnie wyrwałem strzałę z powoli stygnącego ciała i wrzuciłem ją do kołczanu. Dziewczyna spuściła wzrok na zająca i patrzyła jak chowam go do torby. Gdy tylko ukryłem go w jej wnętrzu, westchnęła cicho zrezygnowana. Zmierzyłem wzrokiem jej mokre i brudne ubrania.
- Życzę powodzenia następnym razem. - powiedziałem i odszedłem. Myślałem, że nieznajoma będzie mnie gonić lub śledzić, jednak tak się nie stało. Na pewno była nowa.
Postanowiłem zostać w lesie jeszcze trochę, pomimo niekorzystnych warunków. Bez sensu by było wracać do domu tylko z owocami i jednym zającem. Szukałem więc kolejnych zwierząt jeszcze przez kilka godzin. Bez skutecznie. W takim wypadku uznałem, że najlepszym wyjściem będzie złowienie kilku ryb. Od razu skierowałem się w stronę stawu, mając już serdecznie dość tych bezowocnych poszukiwań.
Tak, jak myślałem, staw był pełen ryb. Stanąłem w wodzie, wyciągnąłem kilka strzał i zabrałem się do pracy. Uważnie obserwowałem ruchy wody oraz pływające pod nią ryby i wypuszczałem strzały, gdy tylko zbierały się one w jednym miejscu. Dzięki temu praktycznie każde trafienie było celne.
Gdy wypełniłem już pozostałe miejsce w torbie rybami, usłyszałem kobiecy krzyk kilkanaście metrów dalej. Uniosłem głowę i zacząłem nasłuchiwać.
- Zostaw mnie! Powiedziałam, zostaw mnie! - krzyk stał się jeszcze głośniejszy. Dawniej pewnie bym to zignorował, ale teraz coś nie pozwalało mi być obojętnym. I chyba wiem, co to było...
Wyszedłem z wody i ruszyłem szybkim krokiem do źródła hałasu. Do moich uszu zaczęły dochodzić odgłosy szarpaniny. Byłem już blisko. Wyjąłem z kołczanu dwie strzały i naciągnąłem cięciwę łuku jedną z nich.
Gdy dotarłem na miejsce, zobaczyłem jak jakiś Samotnik dobiera się do ciemnowłosej dziewczyny, siedzącej na kamieniu. Stanąłem pewnie między drzewami i wypuściłem pocisk. Strzała wbiła się w pień sosny tuż przy głowie mutanta. Mężczyzna automatycznie znieruchomiał.
- Głuchy jesteś? Chyba coś do ciebie powiedziała. - warknąłem. Samotnik odwrócił się do mnie po chwili. Strach stopniowo malał na jego twarzy, mimo że mierzyłem prosto w jego głowę. Dostrzegłszy czerwone tęczówki i kły, zmróżyłem oczy. Wampir. Wyglądał, jakby nie pił krwi od dłuższego czasu.
- Nie wtrącaj się, chłopcze. To nie twój interes. - mruknął rozbawiony.
- Być może, ale stanowiska nie zmienię. - odparłem.
- Twój wybór. - odpowiedział krótko i zaraz po tym, rzucił się w moim kierunku. Natychmiast nasiliłem swoją aurę, wykorzystując ją przeciwko mutantowi. Mężczyzna padł na kolana, usiłując złapać powietrze. Przypominał rybę wyrzuconą na brzeg. Skrzywiłem się i kopnięciem przewróciłem go na ziemię. Beznamiętnie obserwowałem jak mężczyzna zaczyna toczyć pianę z ust, coraz bardziej wzmacniając swoją aurę.
- Wystarczy. - powiedziała nagle dziewczyna. Uniosłem na nią wzrok i wtedy rozpoznałem w niej mutantkę, którą spotkałem rano. Niechętnie przerwałem tortury i poszedłem po swoją strzałę. Szybkim ruchem wyrwałem ją z pnia, a następnie schowałem do kołczanu.
- Następnym razem uważniej dobieraj sobie przyjaciół. - mruknąłem.
- To nie jest mój przyjaciel. - odparła dziewczyna. Wzruszyłem ramionami.
- Więc partnerów.
- To nie jest mój partner! - dziewczyna wyglądała na zdenerwowaną.
- A więc kto? - zapytałem, trącając butem nieprzytomnego wampira.
- Miałam chyba być jego obiadem. - odpowiedziała mutantka po chwili milczenia. Spojrzałem na jej obite kolano.
- Powinnaś to opatrzyć, bo przyciągniesz kolejnego. - mruknąłem. Dziewczyna odwróciła wzrok. Westchnąłem ciężko i podszedłem do niej.
- Od jak dawna jesteś na wyspie? - zapytałem.
- Kilka dni. - odparła krótko dziewczyna.
- Masz już dom?
- ...Nie.
- Tutaj posiadanie schronienia jest bardzo ważne, wiesz o tym. - powiedziałem, zawijając ręce na piersi. Mutantka skinęła słabo głową. Po namyśle podałem jej rękę.
- Wstawaj. - mruknąłem. Dziewczyna spojrzała na mnie nie bardzo rozumiejąc, o co mi chodzi.
- Szybciej, bo ręka mi drętwieje. - ponagliłem ją. Mutantka niepewnie chwyciła moją dłoń i wstała z kamienia, na którym siedziała. Podparłem ją i zacząłem prowadzić przez las.
- Gdzie idziemy? - zapytała, obejrzawszy się jeszcze na nieprzytomnego wampira.
- Dowiesz się jak dotrzemy na miejsce. - mruknąłem. Czy naprawdę chciałem jej pomagać? Nie wiem. Dlaczego więc to robiłem, nawet jeśli wiedziałem, że tego pożałuję? Chyba za bardzo mi ją przypominała...
Po kilkunastu metrach prowadzenie dziewczyny stało się dla mnie uciążliwe, więc zwyczajnie wziąłem ją na ręce. Początkowo nieudolnie protestowała, ale później się poddała i pozwoliła mi zanieść się do mojego domu.
- Co to za miejsce? - zapytała, gdy przeszliśmy przez bramę.
- Mój dom. Zostaniesz tu, aż poczujesz się lepiej i będziesz mogła zacząć szukać własnego. Spróbuj coś ukraść lub mnie zaatakować, a ostrzegam, że nie będę dla ciebie uprzejmy. - odparłem, wchodząc z dziewczyną do domu. Od razu zaniosłem ją do łazienki, gdzie posadziłem nieznajomą na stołku. Po chwili przyniosłem jej ubrania na zmianę oraz ręcznik i napełniłem balię wodą.
- Umyj się i przebierz. - powiedziałem, napełniając wodą średniej wielkości miskę - Brudne ubrania wrzuć do tej miski i wypierz. - dodałem, wrzucając do miski tarkę do prania oraz kawałek mydła. Po tym wszystkim wyszedłem z łazienki, zostawiając dziewczynę samą. Udałem się po kuchni, gdzie zabrałem się za patroszenie i czyszczenie lub oskórowanie złowionych ryb oraz upolowanego zająca. Następnie oddzieliłem mięso od kości i pokroiłem je na kawałki. Później umyłem warzywa, które miałem w spiżarni, obrałem je i zabrałem się za przygotowywanie potrawki z królika. Ryby natomiast natarłem solą i odstawiłem na bok.
Gdy skończyłem przygotowywanie posiłku, do kuchni niepewnie weszła mutantka. Położyłem dwie porcje na stole i odsunąłem jej krzesło. Dziewczyna powoli usiadła na nim.
- Smacznego. - powiedziałem, siadając naprzeciwko, po czym zabrałem się do jedzenia.
Lea? + 2PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz