16 maja 2020

Od Phanthoma - zadanie dyktatora

Temat: List w butelce.
Szczegóły: Popołudniem do domu dyktatora zapukał jeden z osadników, niosąc wiadomość o tajemniczym liście w butelce, który został wyrzucony na brzeg plaży przez ocean. Butelka była szklana, ciężka i pokryta wodorostami. Przez przezroczysty materiał przebijała jednak pożółkła, wyraźnie zapisana kartka, którą to odczytano. Z początku nie było wiadomo czy to jedynie żart jednego z mieszkańców wyspy, złośliwy żart samotnika, wiekowa wiadomość od rozbitka, czy może naukowców. Informacja brzmiała jasno: w jednej z opuszczonych części latarni morskiej uwięziono osadnika - jednego z lepszych medyków na wyspie, który przebywał na plaży w celu zebrania materiałów i ziół. Został zakładnikiem jednego z samotników, miał być kartą przetargową. Porywacz w zamian za mężczyznę oczekiwał jedzenia, głównie mięsa oraz dużo ciepłych koców. Do dyktatora należała decyzja, czy zgodzą się na wymianę, jak ona przebiegnie, i czy wszystkie plany się powiodą?
Gdy wykuwałem miecz, ktoś zapukał do moich drzwi. Początkowo nic nie usłyszałem i dopiero wołanie Fafnira, mieszkającego tutaj ze mną już od kilkunastu dni, przerwało moją pracę. Odstawiłem na bok przedmioty i zobaczyłem, jak chłopak wchodzi do kuźni, trzymając w dłoniach jakiś skrawek papieru.
- Co masz? - zapytałem, podchodząc do niego.
- Jakiś osadnik to przyniósł, powiedział, że rybacy znaleźli butelkę z tym listem – podał mi papier, a ja go rozłożyłem. Czytałem powoli, pod koniec marszcząc czoło. Przez krótką chwilę się zastanawiałem, po co mi to, aż sobie przypomniałem, że byłem dyktatorem. Kompletnie nie miałem pojęcia jakim cudem, ostatnio w osadzie pojawiam się bardzo, ale to bardzo rzadko.
- I co? - Fafnir zajrzał w kartkę.
- To list z okupem. Jakiś samotnik porwał naszego medyka i uwięził go w opuszczonej latarni morskiej. Chce za niego jedzenie, głównie mięso i koce – wyjaśniłem. Miałem mieszane uczucia co do tego. Każdy radził, jak potrafił, jednak czy naprawdę musiał porywać tak ważnego człowieka? Nienawidziłem darmozjadów, którzy zamiast pracować, idą na skróty. Nie miałem zamiaru mu niczego dawać, z drugiej jednak nie mogłem zostawić medyka, był nam potrzebny.
- Co zrobisz? - chłopak spojrzał na mnie.
- Najpierw sprawdzę, czy medyk rzeczywiście zaginął. Potem się zobaczy – powiedziałem i się ubrałem. Zostawiając Fafnira w domu, ruszyłem do osady.
Medyk rzeczywiście zniknął. Wyszedł wczorajszego dnia, po południu i nie wrócił. Jego żona poszła go szukać w miejsce, w którym zazwyczaj zbiera zioła i jedyne, co po nim znalazła, to lniany woreczek i tępy nóż do ścinania roślin. Czyli porywacz mówił prawdę, teraz było wykombinować jakiś plan. Poszedłem do karczmy i tam popytałem kilka osób. Nikt nie znał osadnika i nikt nie znał dokładnie tamtych terenów, wróciłem więc do domu jeszcze przed południem. Fafnir czekał na mnie na kanapie, czytając jakąś książkę.
- Czegoś się dowiedziałeś? - zamknął lekturę i spojrzał na mnie.
- Na pewno to nie jest żart – poszedłem do kuchni i napiłem się wody. Przez chwilę opierając się o stół, zastanawiałem się nad tym okupem. Nie zamierzałem mu dawać czegoś, na co nie zasłużył, z drugiej jednak strony musiałem uratować mężczyznę. Głowiłem się nad jakimś planem. Mógłbym go oszukać, owinąć kości i kamienie (dla prowizorycznego ciężaru) tłustą skórą i podarować mu koce uszyte z pokrzywy, tak dla nauczki. Z drugiej jednak strony, gdyby to był bardzo uparty mężczyzna, mógłby przez wypuszczeniem medyka sprawdzić, czy to nie podstęp i go zabić, albo porwać po jakimś czasie kogoś nowego. Należało to załatwić raz, a dobrze. Do kuchni wszedł Fafnir. Gdy go zobaczyłem, dostałem małego olśnienia. - Fafnir, wiesz, gdzie jest opuszczona latarnia? - chłopak pokiwał twierdząco głową.
- Dobrze znam tamte tereny – dodał.
- Jest jakieś ukryte przejście, czy coś? - przez chwilę milczał.
- Nie wydaje mi się – znowu na chwilę zamilkłem.
- Dałbyś radę sprawdzić, co to za samotnik? - poprosiłem Fafnira. Ten nie wyglądał na zadowolonego, ale się zgodził. Dałem mu kapelusz i płaszcz, aby go słońce nie zraniło. Kiedy wrócił, oznajmił mi, że zna tego mężczyznę. Kiedyś wymieniał się z nim jakimiś przedmiotami, imienia nie znał, ale wiedział, że był kotołakiem, do tego bardzo silnym.
- Myślisz, że Melody dałaby radę go uwieść? - zapytałem, a on spojrzał na mnie zdziwiony.
- Jest syreną, może, ale po co ci to? - wzruszyłem ramionami.
- Mam plan, który nie musi się udać, jeśli się okaże, że koleś jest gejem. No cóż, zostań w domu, wrócę do północy – poczochrałem go po włosach, po czym opuściłem mieszkanie. Poszedłem do domu syreny, która także była dyktatorem, więc nie powinna mi odmówić pomocy.
- Słyszałaś, że medyk został porwany? - dziewczyna pokiwała głową.
- Miałeś się tym zająć.
- Zajmuje, ale potrzebuje pomocy. Może użyć swojego uroku i go uwieść? - słysząc to pytanie, spojrzała na mnie zdziwiona.
- Co to za plan?
- Odwrócisz jego uwagę i tyle – przez chwilę milczała, zastanawiając się nad tym. Koniec końców się zgodziła. Nim jednak ruszyliśmy do latarni, zabrałem ze sobą jeszcze trzech potężnych facetów, którzy mieli mi pomóc go złapać.
Plan był prosty, ale nie musiał się udać. Dziewczyna wskoczyła do wody i przywołała samotnika na brzeg. Mężczyzna, słysząc jej śpiew, wyszedł z latarni i ujrzał piękną syrenę, którą oświetlał księżyc. Podszedł do niej, nawiązali rozmowę. Samotnik usiadł na kamieniu i przestał się interesować tym, co działo się za jego plecami, dlatego ruszyłem brzegiem lasu w stronę budowli. Jeden z osadników poszedł za mną, gdyby się okazało, że facet ma wspólnika, pozostała dwójka miała czekać na sygnał. Wszedłem pierwszy do środka, na początku niczego nie ujrzałem, dopiero kiedy moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności, zobaczyłem puste pomieszczenia. Przez chwilę krążyłem wzrokiem po nieznanym mi miejscu, aby przypadkiem niczego nie pominąć, po jakimś czasie wszedłem po schodach na samą górę. Schody był stare i skrzypiały, Melody jednak zgrabnie przyciągała jego uwagę. Osadnik, który szedł ze mną, został przy drzwiach i pilnował. Gdy byłem na szczycie, ujrzałem związanego medyka, w tej chwili nieprzytomnego. Opierał się o ścianę, przy nim leżała miska wody i suchy chleb. Kucnąłem przy nim i lekko go poklepałem po policzku, bardzo powoli otworzył oczy, kazałem mu być cicho. Uwolniłem go, po czym razem zeszliśmy na dół. Opierał się o mnie prawie całym ciężarem, gdyż samotnik go ogłuszył, uderzeniem w głowę i w tej chwili medyk nie do końca doszedł do siebie. Wlókł nogi i był bliski polecenia na twarz. Melody w dalszym ciągu uwodziła porywacza. Kiedy wyszedłem z latarni z uprowadzonym medykiem, dałem znak pozostałych osadnikom, że mogą wkroczyć do akcji. Razem z tym, który stał przy drzwiach, ruszyli w stronę porywacza. Gdy Melody ich ujrzała, przyciągnęła do siebie mężczyznę, aby ich nie zauważył. Kiedy osadnicy mieli samotnika na wyciągnięcie ręki, syrena zniknęła w wodzie, a on nie miał już gdzie uciekać. Przez chwilę stał oszołomiony, nie wiedząc, co się stało, potem chciał wskoczyć do wody, ale jeden z mężczyzn go złapał za ramię. Samotnik się przemienił w kotołaka, ale nie miał szans z trzema potężnymi wojownikami. Syrena wróciła do ludzkiej postury. Medyk doszedł do siebie i mógł iść o własnych siłach, zabraliśmy go do wioski, gdzie zajęła się nim jego żona, zapewniając, że do jutra wydobrzeje. Porywacza za to oddaliśmy drwalowi, który ostatnio się skarżył na brak pracownika, którym postanowił się surowo zająć. Owszem, ofiara mogła uciec, ale mężczyzna się na to przygotował – nie chciał jednak zdradzić swoich „metod wychowawczych”.

1PD + 2 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz