8 maja 2020

Od Renarda CD Lynn

   Odwróciłem się do Lynn obserwując jej nieco zaniepokojoną minę. Czyżby się o mnie martwiła? Albo może sama obawiała się spać w domu, pod którym kręcą się niewiadome istoty. Chociaż to dziwne zważając na to, że tutaj takie akcje to raczej codzienność. Na moją twarz wpłynął uśmiech, który w ciemnościach nocy pozostał dla Lynn niewidzialny, a to może i dobrze. Poza tym cisza nocna, serio?
- Skoro proponujesz - wzruszyłem ramionami ustępując jej miejsca i wskazałem dłonią w stronę drogi przez most - Tchórze przodem - ukłoniłem się nisko szczerze rozbawiony.
- Dzięki, samobójcy mogą zostać z tyłu. Jeden pies co się z nimi stanie - posłała mi uroczy uśmiech.

 Odchrząknąłem cicho pozwalając jej pójść pierwszej. Jeżeli samobójcą można nazwać kogoś, komu już zupełnie nie zależy na życiu to tak, byłem samobójcą. Może mnie coś pożreć, rozerwać na strzępy czy cokolwiek, ja i tak nie widzę już lepszych dni przed sobą. Idąc za Lynn moje spojrzenie spoczęło na czubkach własnych butów. Na myśl o śmierci spochmurniałem, a przez tą akcję u Melody mogłem o tym zapomnieć. O tym, że śmierć odebrała mi dosłownie wszystko i pewnie polowała już na mnie tylko zanim mnie zabije, musi obmyślić plan żeby odbyło się to wystarczająco uroczyście. W końcu jak inaczej mogła sobie wyobrażać śmierć jej ulubieńca. Podczas moich rozmyślań, Lynn co jakiś czas zerkała na mnie przez ramię jakby chcąc się upewnić, że wciąż za nią idę. Szedłem, bo co mi już za różnica gdzie pójdę lub gdzie skończę. Przez moją nieuwagę wpadłem na blondynkę, która zatrzymała się przed swoimi drzwiami. Od razu się odsunąłem jakby wracając do świata żywych i przeprosiłem ją cicho. Dziewczyna otworzyła drzwi i weszła do środka, a ja jak jej cień, za nią.
- No więc, rozgość się mimo, że nie ma gdzie - wzruszyła ramionami podchodząc kolejno do świec i zapaliła je.
Po pomieszczeniu od razu rozlało się światło i chociaż słabe, to można było wszystko dobrze dostrzec. Dom nie był duży, ale był całkiem przytulny, zwłaszcza porównując go do mojej rozpadającej się chaty, w której czułem jedynie chłód i samotność. Zrzuciłem miecz i plecak przy wejściu zaszywając się w głębi domu. W końcu miałem się rozgościć. Z ciekawości przeszedłem się po domu i od razu stwierdziłem, że jest tutaj ładniej niż u mnie. W takim domu nawet samotność by mi nie przeszkadzała. Gdy w zamyśleniu wróciłem do głównego pokoju, na niewielkiej sofie leżała duża poduszka i ciepły koc z futra prawdopodobnie jakiegoś zwierzęcia z wyspy. Lynn wszystko ułożyła, po czym wyprostowała się i przeciągnęła długo. Dzisiejsza praca zapewne ją zmęczyła zwłaszcza, że nie wyglądała jak ta, którą wykonywała na co dzień. Wciąż było mi głupio przez ten cały incydent i nie wiedziałem czy mam dalej przepraszać czy już się zamknąć na dobre. Może lepiej będzie jak ta sytuacja zostanie mi zapomniana. Pewnie każdego na wyspie kiedyś to czeka, a mój czas już nadszedł. Podchodząc do kanapy zdjąłem buty i bluzę po czym rzuciłem się plackiem na poduszkę. Mimo, iż spałem u Melody dosyć długo to nadal nie zregenerowałem się jak należy, a byłem wyczerpany.
- A ty gdzie będziesz spała? - mruknąłem w poduszkę przewracając głowę na drugą stronę, żeby spojrzeć kątem oka na Lynn.
- Nie potrzebuję spać. Nie tyle - odwróciła się.
- Aha, więc będziesz siedzieć i patrzeć jak śpię - uniosłem wysoko jedną brew zakrywając poduszką uśmiech.
- Miałam w planach zadbać o nasze śniadanie, ale jak wolisz, żebym cię pilnowała i patrzyła jak śpisz, to proszę bardzo.
- Rób co chcesz - odchrząknąłem zakrywając się kocem po brodę - Poproszę jajecznicę na śniadanie - dodałem pełnym powagi tonem, ale odpowiedzi już nie uzyskałem.
Ciężka była z niej sztuka przyznać trzeba, ale taki typ rozmów mi odpowiadał. Wszyscy w tej wiosce i poza nią są zwykle sztywni i ponurzy, a jak zażartujesz w ich towarzystwie to możesz liczyć się z aroganckimi spojrzeniami. Takie już życie na tej przeklętej wyspie, gdzie widocznie pozbawiono ludzi poczucia humoru. Gdy Lynn zniknęła gdzieś, przewróciłem się na plecy podkładając pod głowę jedną rękę i cicho odetchnąłem. To będzie pierwsza noc od dawna, której nie spędzam sam. Może i nie wymieniałem się z ojcem głupim ''dobranoc'', ale przynajmniej miałem świadomość, że jest gdzieś obok. Rozmyślając o swojej rodzinie wkrótce zasnąłem spokojnym snem.
     Ciężko stwierdzić ile spałem skoro jedyne co poczułem po przebudzeniu to głód. Byłem potwornie głodny, ale nie tak jak zawsze, gdy budzisz się po długiej nocy. Umierałem z głodu na tyle, że spomiędzy moich warg wydobywała się ślina. Szybko zerknąłem na okna, za którymi było jeszcze zupełnie ciemno, musiałem spać zaledwie pare godzin. Gdy chciałem wstać, od razu upadłem czując wielki ból w każdej części mojego ciała i wtedy zrozumiałem. Będziemy mieli powtórkę z rozrywki.
- Przepraszam, Lynn - pomyślałem, a raczej zrobiła to ostatnia ludzka cząstka, która jeszcze została.
Powoli wyprostowałem cztery silne łapy zapierając się nimi o drewnianą podłogę. Z pyska wciąż kapała ślina, a rozszalałe oczy szukały czegokolwiek, co mogłoby zaspokoić mój głód. Niestety lub stety węch też nie zawodził. Popchnięty instynktem bestii doszukałem się Lynn, która robiła coś w małej kuchni. Znalazłem się przy niej w zaledwie kilka sekund, a gdy mnie zobaczyła wcześniej trzymany nóż wypadł jej z ręki i wbił się tuż obok jednej z łap. Rozwścieczona tym bestia skierowała swoje kły w stronę łydki blondynki, a ja starałem się walczyć. Walczyłem i o dziwo wygrywałem. Uzębiona paszcza zamiast zacisnąć zęby na chudej łydce, zatopiła je we własnej łapie. Zawyłem cicho od razu wycofując się pod najbliższą ścianę. Pomyślałem sobie, że może matka mnie uratuje. Jej moc, która w jakimś stopniu we mnie tkwiła. Skupiłem się na tym co mogło uratować całą sytuację i odstraszyć bestię siedzącą we mnie. Po jakimś czasie wokół mnie wytworzyła się lekka mgła, przez którą bestia zaczęła głośno skomleć, a ja w wyniku tego skręcałem się z bólu. To mogło trwać wieczność, kiedy w końcu poczułem ulgę, a zwierzęcy instynkt powoli zanikał. W końcu odetchnąłem z ulgą opierając się głową o ścianę za mną. Po chwili spadł na mnie koc, pod którym jeszcze niedawno leżałem.
- Znowu chciałeś mnie zabić?! - zapytała wystraszona, ale i widocznie nie miała już do mnie sił.
- Wyglądam jakbym miał sytuację pod kontrolą?! - warknąłem uwalniając głowę spod koca, który owinąłem wokół ramion i szybko wstałem - Nie mam pojęcia co mam ze sobą zrobić i jak mam odgonić tego potwora, który mnie nawiedza - dodałem naburmuszony i poszedłem po swoje spodnie, które były nieco rozerwane przy kostkach, ale w gruncie rzeczy zakrywały to co trzeba.
Szybko je ubrałem, po czym usiadłem na kanapie i schowałem twarz w dłonie mając ochotę drzeć się na całe gardło, ale jedyne co zrobiłem to ciężko westchnąłem.
- Jeżeli się mnie boisz to mnie wygoń, ale jeżeli uwierzymy, że to się już nie wydarzy to mogę dalej spać? Od dawna ta dobrze nie spałem pomijając ten... incydent. - odparłem przecierając spoconą twarz chcąc jednocześnie krzyczeć i płakać.
Zupełnie bym się nie zdziwił jakby mnie wygoniła. Sam rozważałem akcję czy nie lepiej by było gdybym wziął swoje rzeczy i uciekł jak najdalej się da żeby nikogo już nie skrzywdzić.

Lynn? + 2PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz