26 lipca 2019

Od Aven CD Pana Stasia do Melody

Po każdej spokojnej odpowiedzi Stasia zastanawiałam się, czy ten mężczyzna w ogóle przeżywa jakieś negatywne emocje. Byłam zadowolona zarówno ze zdobycia nowego towarzysza jak i zapewnienia kolejnej osobie stałych dostaw. Chociaż z tym drugim było nieco gorzej, z racji dodatkowej, masywnej gęby do wyżywienia. Oczywiście mam nadzieję, że wielki koto-pawian zapracuje sobie na swoje utrzymanie, ale widząc że jest wygłodzony i ciekawski odpowiedni trening może zająć dużo, dużo czasu. Po kolacji uwieńczonej długą rozmową i wskazówkami od gospodarza udałam się na spoczynek, po raz ostatni korzystając z noclegu na farmie. Była to propozycja szczególnie dobra ze względu na to, że mogłabym mieć problem z zapanowaniem nad zwierzęciem w głębi miasta, wśród nieznajomych – a raczej spójrzmy prawdzie w oczy – nie miałam na to cienia szansy. Następnego dnia zmyłam się z gospodarstwa bardzo wcześnie zastanawiając się, gdzie wygospodarować miejsce na moje zwierzątko.

Nie wpadłam na żaden sensowny pomysł dotyczący schronienia, ale za to stwierdziłam, że jeśli chcę mieć jakiś pożytek z kotowatego stworzenia muszę móc go objuczyć. Do tego potrzebowałam jakiejś uprzęży z torbami czy cokolwiek innego. Zdecydowałam się zaczepić krawcową – najpewniej ona była by w stanie wymyślić coś i dopasować. Jednak nadeszła już jesień, a co z tym się wiązało znacznie większa ilość pracy spowodowana gromadzeniem przez osadników zapasów, ale też coraz szybciej kończącego się dnia, w trakcie którego wciąż trzeba było się wyrobić. Problematyczne była nie tylko praca na terenie wioski z przywleczonymi truchłami, ale i samo polowanie było znacząco utrudnione.

W izbie myśliwych kolejne dni odbierałam zlecenia, szykowałam narzędzia, broń i pułapki, taplałam się w błocie w pogoni za zwierzyną, przynosiłam, obdzierałam ze skóry, przenosiłam, patroszyłam, szykowałam paczki i roznosiłam. Z perspektywy czasu nigdy nie przypuszczałam, że będę w stanie tyle dźwigać przez całe dnie, ani tym bardziej wytrzymywać takich widoków i smrodu, ponieważ od małego byłam strachliwa i potwornie bałam się widoku krwi, a robiło mi się słabo nawet przy widoku sztucznych bebechów na filmach. W trakcie tak pracowitego sezonu nie mogłam mieć żadnych problemów ze snem, bo skoro robiłam od świtu do zmierzchu to po lekkim ogarnięciu warsztatu padałam jak kłoda. Bardzo brakowało mi Avalon, która mimo ciężkiego charakteru i lekkiej oziębłości wykonywała wszystko sumiennie. Zawsze kiedy oddalałam się od wioski byłam bardzo ostrożna, nie chciałabym, żebym to ja stała się kolejną ofiarą któregoś z samotników. Coraz częściej jednak zwierzęta zbliżały się na powrót do wioski, by poskubać pozostałości po zbiorach, lub dobrać się do plonów przed rolnikami.

Gdy w końcu pewnego dnia wyrobiłam się ze wszystkim o dziwo jeszcze przed południem, przechodziłam właśnie po rynku przeglądając stoiska, pozwoliwszy Mendzie wylegiwać się na słońcu, gdy przypomniałam sobie, że miałam w trakcie najbliższego wolnego znaleźć materiały i osobę, która będzie w stanie wykonać sprzęt dla zwierzęcia. Pytając przechodniów trafiłam w końcu pod wskazany adres, nie zastając krawcowej w domu. Przed drzwiami tymi stawałam jeszcze trzy razy w ciągu tego dnia, stając w międzyczasie na rzęsach żeby ją znaleźć. Pod wieczór nadeszła pora karmienia Mendy, przy okazji z marnymi próbami nauczenia go tego i owego, reakcji na komendy. Podroby stanowczo przyspieszały trening, ponadto będąc idealną okazją do utylizacji nieprzydatnych odpadów odzwierzęcych. Dodatkowo, w końcu stwór powoli przestawał wyglądać na zagłodzonego kosztem mojego portfela i ciężkiej pracy. Coś mnie podkusiło, żeby jeszcze raz zajrzeć do Melody. Nie było na tyle późno, by sklepy były zamknięte, więc może i ona zdołałaby jeszcze odebrać moje zamówienie.

Znając już drogę do jej domu praktycznie na pamięć, niebawem pojawiłam się przed jej drzwiami. Nie widziałam, żeby na parterze któreś ze świateł w oknach było zapalone, toteż zapukałam nie posiadając wielkich nadziei. Odpowiedziała mi chwila ciszy. Gdy już odwróciłam się na pięcie przeklinając w duchu mój zupełny brak umiejętności szycia i denerwując się sama na siebie przez moje marnowanie czasu, drzwi za mną otwarły się. Wychyliła się śliczna dziewczyna ubrana elegancko, ale stosownie do niskiej temperatury z zapytaniem czego mi potrzeba. Nie wchodząc do domu przedstawiłam się i zaczęłam przedstawiać, co w sumie bym chciała. Oczy dziewczyny rozszerzały się ze zdziwienia a ja zaczęłam plątać się w słowach. Westchnęłam nie wiedząc jak wyrazić moje myśli i popatrzyłam w bok. Jak na złość to małpowate cholerstwo przylazło za mną, mimo że bardzo często nie chciało za mną podążać i właśnie stało z nosem przyklejonym do jednego z okien w domu mojej rozmówczyni. Poprosiłam Melody, żeby rzuciła okiem na zwierzę. Kobieta wyszła, położyła dłoń na policzku drugą ręką podpierając łokieć. Powiedziała, że już wie o co mi chodzi i na kiedy chcę projekt. Spodziewałam się innej odpowiedzi, więc nie znając się na wycenie takiego sprzętu zasypałam ją pytaniami, widocznie zawstydzona:

-Wiesz, w zasadzie to aktualnie dość krucho u mnie z pieniędzmi, ale jestem myśliwą. Jaka była by cena? Może byłabym w stanie spłacić to w jakiś inny sposób, czy potrzebujesz może czegoś z lasu?

Melody?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz