1 lipca 2019

Ah Śpij, Kochanie…

Do wszystkich czytelników. 

Opowiadanie zawiera sceny drastyczne.
Czytasz na własną odpowiedzialność.
Napisane zostało w 3 osobie liczby pojedynczej z tzw. punktu wszechwiedzącego obserwatora. Wydarzenia zawarte w opowiadaniu mają wpływ na relacje samotnik/osadnik w odniesieniu do całej przestrzeni bloga.Bohaterowie nie zostali wybrani przypadkowo.

Wieczór był chłodny i choć śnieg stopniał już dawno, ziemia wciąż była zmarznięta na kość. Miesiąc w pełni lśnił na niebie w akompaniamencie błyszczących konstelacji, otulając swą jasną poświatą cały krajobraz wyspy. Pomimo późnej wiosennej pory i temperatury, która panowała na zewnątrz, jedna z osadniczek kosztowała odprężającej kąpieli w gorącym źródle, tuż u podnóża gór, koło jednego z wodospadów. Uwielbiała wymykać się z przeludnionej osady, by móc choć na chwilę oddać się przyjemnościom i  zadbać o swoje własne ciało, zmęczone ciągłą pracą. Gorąca balia z wodą, która stała w jej sypialni nie spełniała swojego zadania w odpowiedni sposób, wciąż trzeba było dolewać do niej gorącej wody, a żeby to zrobić, trzeba było się ubrać, zaczerpnąć wiadrem ze studni i ogrzać je nad ogniskiem. Za dużo roboty. Kiedy podczas jednej ze swoich wędrówek natrafiła na gorące źródła poczuła odrobinę dawnego życia, kiedy to bieżąca woda nie była problemem do zmartwień. Odetchnęła głęboko, rozkoszując się ciepłym powietrzem. Wdarło się do jej nozdrzy, atakując przełyk, susząc go, zmuszając ją do kaszlu, który stłumiła. Uwielbiała to czuć. Jej głowa w spokoju, spoczywała na dłoniach, które z kolei ułożone na sobie, leżały na owalnym głazie, przy jednej z krawędzi zbiornika. Szum wodospadu za nią, wywoływał na jej twarzy uśmiech. Była odprężona, a za razem gotowa, by w każdej chwili odeprzeć atak napastnika. Podniosła gwałtownie głowę, gdy do jej uszu dotarło donośne rżenie konia. Jej cztero kopytny przyjaciel dawał jej do zrozumienia, że ma dość stania przy drzewie a w ramach protestu, rozgrzebał kopytem jej wcześniej  złożone w kostkę ubranie. 
- Musiałeś, co, Malvois? – wycedziła przez zęby, widocznie zirytowana tym, że jej koń zakłócił jej kąpiel. Podpierając się na rękach wyszła z wody na zieloną, drażniącą stopy trawę. Po jej nagim ciele, spływała reszta wody, w postaci kropel, okalając każdy wzgórek i nierówność. Z wolna podeszła do drzewa, które przy pomocy sznura, ograniczało wolność jej wierzchowca. Smukłymi palcami rozplotła węzeł, pozostawiając zwierzę samemu sobie. -  Byle bym nie musiała Cię potem szukać w tym gąszczu! – zawołała, kiedy jej rumak odwrócił się do niej zadem i wkroczył między gęstwinę drzew. Odprowadziła wzrokiem ogiera, po czym potrząsnęła głową. Wróci. Zawsze wraca – pomyślała i skierowała swoje kroki z powrotem do sadzawki. Gdy powtórnie umoczyła stopę w ciepłej wodzie, wydała z siebie cichy pomruk rozkoszy, uśmiechając się sama do siebie. Zdawała sobie sprawę z tego, że to będzie dla niej długi wieczór… gdyby tylko wiedziała jak się dla niej skończy. Skupiona na przyjemności, nawet nie zauważyła wgapionej w nią pary szkarłatnych tęczówek, dopiero gdy ich właściciel się odezwał, drgnęła niespokojnie, obejmując się, zasłaniając swoją sferę intymną, która do tej pory jedynie w połowie zanurzona była w wodzie.
- Piękną mamy noc, czyż nie? – zaczepił mężczyzna, skupiając swój wzrok na sklepieniu ponad nimi. Jego głos był tak przyjemny, że niepokój, który przepełnił Avalon nieco zmalał. Zanurzyła się po szyję w wodzie, studiując wzrokiem osobnika, który pojawił się znikąd, jakby wyszedł z cienia. Łapczywym wzrokiem pochłaniała widok jego umięśnionego torsu, silnych ramion rozpostartych na kamieniach, płowych włosów, które spływały  lawiną w dół  jego karku, po same łopatki, okalając przy tym perfekcyjnie wyprofilowaną, kanciastą szczękę. Wyglądał jak bóg, Apollin we własnej osobie stał teraz kilka metrów przed nią… ale te oczy, były jedynym elementem nie pasującym do reszty. Duże, o barwie krwi, tak mocno błyszczały, można by rzec wręcz świeciły, rozpraszając półmrok, który ich otaczał. Gdy spojrzenia tej dwójki się spotkały, kobieta drgnęła niespokojnie, a jej serce nieco przyśpieszyło. Nieznajomy uśmiechnął się, ukazując szereg prostych, białych zębów, kompletnie nie przypominających ludzkich. Patrzył w jej stronę z tak ogromnym pożądaniem, jak gdyby miał w jednej chwili rzucić się na nią z ostrymi jak brzytwy zębami. Jednak to nie nadeszło. On również studiował wzrokiem jej ciało i coraz to szerzej uśmiechał się, co powodowało, że coraz bardziej przypominał obłąkanego. W końcu, po długiej ciszy odezwał się, a w jego głosie wyczuć można było rozdrażnienie.
- Co osadniczka, do tego była Dyktatorka, robi tutaj sama o tej porze? Nie obawiasz się samotników?- wychrypiał wampir, przymrużając nieco powieki. Ano tak, był wampirem z krwi i kości, lecz kobieta siedząca naprzeciw niego snuła jedynie domysły na temat jego tożsamości. Nie odpowiedziała, przybrała hardą minę i podniosła dumnie głowę, chcąc wykazać się odwagą. Mężczyzna widząc to zaśmiał się gorzko, kręcąc  głową na boki. Lubił zadziorne, co do tego nie było wątpliwości.
- Słyszę jak Twoje serce łomocze, niemal nie wyrywa się z Twojej piersi, kogo chcesz oszukać? Siebie?-zakpił, unosząc lekceważąco brwi, po czym ziewnął przeciągle i dodał.
– Proponuję Ci spędzić ten czas przyjemnie, na przyjaznej rozmowie, nie zrobię Ci kuku, słowo Nosferatu! – udał przejęcie, położył teatralnie prawą rękę na pierś i skłonił się nieco w jej stronę, usubtelniając nieco uśmiech. Avalon nawet przez myśl nie przeszło, że wampir w swych słowach zapowiedział jej śmierć. Przełknęła ciężko ślinę, po krótkiej analizie zrozumiała, że ucieczka nie jest taką złą opcją. Wykorzystując moment nieuwagi wampira wyskoczyła ze zbiornika i popędziła w kierunku gąszczu, po drodze chwytając swoje ubranie. Zaczęła pędzić co tchu, chcąc jak najbardziej oddalić się od miejsca, gdzie naszedł ją nieznajomy. Mężczyzna w tym czasie ziewnął przeciągle i wyszedł powoli z wody, by po chwili ubrać się w swe ubrania, zostawione przez niego samego na kamieniu nieopodal. Mruknął niezadowolony, po czym powolnym krokiem ruszył za tropem osadniczki.
- Nigdy się nie nauczą. - sapnął. Avalon była już daleko. Kompletnie zapominając o swoim wiernym rumaku, dobiegła pod samą bramę osady. Pośpiesznie ubrała się, nie zwracając uwagi na to, czy jej ubiór jest na właściwej stronie bądź na guziki, które na pewno zapięła w tym pośpiechu krzywo. Obejrzała się przez ramię lecz nie zdążyła krzyknąć. Zimna, duża dłoń zacisnęła się na jej szyi, odbierając drogocenny tlen. Wiła się i szamotała, próbując się uwolnić, lecz z zerowym skutkiem. Wampir uniósł ją ponad ziemię i mocno uderzył jej czaszą w bramę wykonaną z dużych, twardych beli drewna. Jej ciało drgnęło, drobne dłonie powędrowały do gardła. Bezskutecznie próbowały pozbyć się dłoni napastnika. Przed jej oczami robiło się już ciemno kiedy wampir - Apollin wycedził przez zęby.
- A mogłaś jeszcze pożyć. - powiedział oschle po czym rozwierając ogromne szczęki, zatopił ostre zęby w jej aksamitnej skórze. Krew trysnęła na bok, zanim drapieżnik opanował jej upływ. Pił łapczywie i szybko, podtrzymując w ramionach wiodczejące ciało. Z każdą kolejną sekundą pragnął więcej, wgryzał się dalej, rozrywając skórę, wygryzając żyły. Dziewczyna nie żyła już po niecałej minucie, ciężar jej ciała całkowicie opadł na ziemię, gdy w ręce mężczyzny, którą trzymał kobietę za rude włosy, została jedynie głowa. Oblizał się kończąc swój posiłek, po czym lekko się uśmiechnął. Nie był spełniony, ale na pewno nasycony. Korzystając z chwili gdy strażnicy zmieniali się na warcie, wtargnął do środka , gdzie pozostawił ciało na głównym rynku. Teatralnie posadził je na drewnianym krześle tak, że ręka trzymała pod pachą głowę z wybebeszonym na zewnątrz językiem i otwartymi oczami. W pośpiechu dorwał kawałek dębowej deski, na której bezproblemowo wyrył napis "Nie lekceważcie samotników". Tablicę zostawił pod nogami ofiary i zadowolony ze swojej pracy ulotnił się  w bezpieczne miejsce.
Gdy tylko nadszedł świt i zapiał kur, ludzie powoli zaczynali opuszczać swoje chaty. Krzykom i wiskom nie było końca, tak samo jak płaczu. Z kpiącym uśmiechem oglądał to z korony drzewa, mając w świadomości, że życie na wyspie dopiero się zacznie. Znał konsekwencje swego czynu, lecz zwyczajnie go one nie obchodziły. Zabił pierwszą dyktatorkę, zabije więc kolejny raz... i kolejny... ,i będzie zabijał, i nikt go nie powstrzyma. Zarechotał głośno i zmył się za palisadę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz