31 lipca 2019

Od Melody C.D Lucan'a

Mój głos musiał wyrwać Lucan'a z zamyślenia, bo kiedy wypowiedziałam jego imię, poderwał głowę do góry jak poparzony. Nasze spojrzenia się spotkały. Patrząc na niego, nie byłam pewna, co właściwie czuję. Byłam zaskoczona, że w końcu go znalazłam i miałam nadzieję, że nie zniknie po raz kolejny. Nie wiedziałam, dlaczego tak bardzo nie chciałam go stracić. Dziwiło mnie to, mimo że tajemniczy wampir od dawna zaprzątał moje myśli. Czułam do niego silne przywiązanie... A może coś więcej?
Jak zawsze, cieszyłam się, że go widzę. Szczęście to jednak mieszało się z odrobiną złości. Nie mogłam pojąć, dlaczego uciekł. Zawsze był mile widziany w moim domu. Czy chodziło o to, co ostatnio miało miejsce? Zanim straciłam przytomność?
Postawiłam krok w kierunku blondyna. Chciałam mu powiedzieć, że nie żywię do niego urazy. Wiedziałam, że nie był wtedy do końca sobą, że był zbyt osłabiony, by walczyć z głodem. On jednak automatycznie cofnął się o kilka metrów. Spojrzałam na niego szczerze zdziwiona. Lucan pokręcił przecząco głową.
- Trzymaj się ode mnie z dala, Melody i nie szukaj mnie... - mruknął blondyn. Następnie sapnął i po prostu zniknął. Rozejrzałam się dookoła, szukając go wzrokiem. Jak to trzymać się z dala? Nie szukać? Dlaczego znowu uciekł? Przecież to nie była jego wina. Nikt nie był winny. Lucan nigdy by mnie nie skrzywdził.
Czułam jak serce zaczyna mi bić szybciej. Oddech stawał się nierówny. Przetarłam oczy, zanim zbierające się w nich łzy spłynęły mi po policzkach. Musiałam go znaleźć. Musiałam mu powiedzieć, że nie czuję się zagrożona w jego towarzystwie.
Rozejrzałam się po raz kolejny i ruszyłam przed siebie, nawołując Lucan'a. Nie chciałam, żeby czuł się winny. Nie chciałam, żeby myślał o sobie jak o czymś niebezpiecznym. Nie chciałam go stracić...
Wołałam coraz głośniej, walcząc z kolejnymi łzami. Chciałam w końcu go znaleźć, powiedzieć mu o wszystkim i pozbyć się tego okropnego uczucia. Zupełnie jakby ktoś rozrywał mnie od środka. To tak bardzo bolało. Nie chciałam znów czuć się taka bezsilna... Nie chciałam znów stracić kogoś, na kim mi zależy...
Szukałam Lucan'a cały dzień, a potem kolejny i następny. Na darmo.
***


Czas mijał nieubłaganie. Wiosna minęła, a zaraz za nią lato. Wszystko przestało mieć większe znaczenie. Praca nad projektami przestała cieszyć jak dawniej. Coraz rzadziej pokazywałam się Osadnikom, a częściej zapominałam o takich sprawach jak posiłek czy nawodnienie. W towarzystwie Renard'a starałam się być uśmiechnięta i wesoła, ale tak naprawdę, smutek nie odstępował mnie nawet na chwilę.
Większą część każdego dnia spędzałam na poszukiwaniach Lucan'a, niż na pracy krawcowej. Każdego dnia miałam cień nadziei, że znajdę go i wszystko będzie jak dawniej. Zamiast blondyna, spotykałam jedynie tego samego Jelona, którego widziałam tuż przed odejściem wampira. Hybryda również zaczęła mnie rozpoznawać i była coraz śmielsza. Początkowo zamierzałam zostawić oswojone stworzenie w lesie, lecz bałam się, że może stać mu się krzywda z rąk obcych mi Samotników. Dlatego postanowiłam zabrać je ze sobą do wioski. Kiedy czułam się gorzej, mogłam przytulić hybrydę lub zająć się czymś takim jak rozczesywanie grzywy Jelona.
Mniejsza budowla obok mojego domu, wcześniej nie mająca jakiejś specjalnej funkcji, została zamieniona przeze mnie w stajnię, chroniącą hybrydę przed wiatrem i ulewami. Tam zajmowałam się Jelonem i przechowywałam siano od rolników.
Nim się obejrzałam, do wioski zawitała jesień. Każdy kolejny dzień był gorszy od poprzedniego. Ulewy oraz silne wiatry niszczyły budynki, uprawy i łamały drzewa. Każdy Osadnik był czymś pochłonięty. Jedni musieli naprawiać dachy, inni oczyszczali drogi, kolejni zapobiegali powodziom. Ja byłam wyjątkiem. Oczywiście dbałam o dom jak zawsze i starałam się zapewnić Jelonowi jak najlepsze warunki, ale wciąż nie mogłam przestać myśleć o wampirze. Wciąż próbowałam go odnaleźć. Nie mogłam jednak pozostać poza wioską za długo. Rodziło to kolejne pytania, na które nie miałam ochoty odpowiadać.
Coraz częściej dręczyły mnie koszmary nocne. Bywało, że budziłam się z krzykiem. Bałam się o Lucan'a. Nie widziałam go od dłuższego czasu i zaczynałam myśleć, że mogła stać mu się krzywda.
***
Pewnego dnia obudziłam się w środku nocy. Niezwykle realistyczny koszmar sprawił, że natychmiast zerwałam się z łóżka. Panicznie rozejrzałam się po pokoju, zatrzymując wzrok nieco dłużej na oknie. Na zewnątrz było tak ciemno, że ciężko było dostrzec cokolwiek. Mimo tego, niewiele myśląc, chwyciłam ubrania, które miałam pod ręką i przebrałam się w nie. Nie zamierzałam dłużej siedzieć w domu, czekając na kolejny, przyprawiający o zawał serca sen.
Zanim wyszłam z pokoju, spojrzałam na leżące na łóżku bursztyny od Lucan'a. Podniosłam je i ukryłam w dłoniach. Przytuliłam bursztyny do piersi, następnie schodząc z nimi na parter. Wyszłam z domu i od razu skierowałam się w stronę bramy. Musiałam znaleźć Lucan'a.
Na zewnątrz powitał mnie rzęsisty deszcz. Towarzyszył mu zimny wiatr, wywołujący dreszcze na całym ciele. Nie mogłam jednak zawrócić. Nie chciałam zawrócić.
Każdy krok wymagał ode mnie wysiłku, gdyż moje stopy zapadały się po kostki w rozmokniętą glebę. Nie zniechęciło mnie to i dalej szłam przed siebie.
Przeszukałam okolice wioski, pola, łąki, bagna, góry i lasy. W żadnym z tych miejsc nie było blondyna. Pozostała mi jedynie plaża.
Gdy dotarłam do brzgu wyspy, zbliżało się południe. Obeszłam całą wyspę kilka razy, stąpając po przemoczonym jak moje ubrania piasku. Jednak i w tym miejscu nie znalazłam wampira. Usiadłam zrezygnowana przy brzegu i przestałam już walczyć z łzami. Wzburzone fale obmywały moje nogi z błota, a ja nie zwracałam na nie większej uwagi. Czułam się słaba.
- Lucan... Gdzie jesteś...? - szepnęłam. Obraz przed moimi oczami był rozmazany. Na zmianę odczuwałam uderzenia gorąca i zimna. Przytuliłam do piersi bursztyny, zaciskając przy tym oczy, gdy moim ciałem wstrząsnęły zimne dreszcze.
Gdy uchyliłam powieki, kątem oka dostrzegłam kogoś obok.
- Ej, mała, dlaczego siedzisz tutaj tak sama? Dzisiaj sztormu nie będzie. - głos wydał mi się znajomy, mimo że słyszałam go jak przez ścianę. Czy to wszystko było tylko złudzeniem?
Kolejny dreszcz sprawił, że mimowolnie zaczęłam szczękać zębami. Zamknęłam oczy i skuliłam się jeszcze bardziej.
Miałam wrażenie, że się podnoszę, mimo iż nie stałam na własnych nogach. Zaraz po tym poczułam ciepło. Wtuliłam się w jego źródło, chcąc się nieco ogrzać.
Czułam, że się przemieszczam. Nie wiedziałam dokąd i nie bardzo zależało mi na poznaniu celu podróży. Nawet gdybym chciała protestować, byłam zbyt słaba.
Wkrótce ja i mężczyzna o dziwnie znajomym zapachu pojawiliśmy się we wnętrzu jakiegoś domu. Zaniósł mnie do jednego z pokoi, prawdopodobnie sypialni, bo pod sobą wyczułam poduszki oraz pościel. Spojrzałam na mężczyznę i zaczęłam się podnosić. Automatycznie zakręciło mi się w głowie.
- Zdejmij te mokre ciuchy i wleź pod kołdrę, zagrzejesz się w mgnieniu oka…Uwierz mi, coś o tym wiem. - mruknął blondyn, wyjmując z szuflady czarny materiał, który następnie przewiesił przez oparcie krzesła i wyszedł. Niepewnie wykonałam polecenie i rozebrałam się, zostawiając na sobie jedynie bieliznę, po czym włożyłam koszulę. Była za duża, ale sucha. Złożyłam swoje ubrania i pozostawiłam je na krześle, po czym położyłam się pod kołdrą. Łóżko mężczyzny również miało ten sam znajomy zapach. Nie wiedzieć czemu, poczułam się bezpiecznie. Wtuliłam policzek w poduszkę i zapadłam w krótki sen.
***
Kiedy się obudziłam, czułam się dużo lepiej. Rozejrzałam się po sypialni, wyłapując wzrokiem wszystkie jej szczegóły. Następnie spojrzałam na jedwabną koszulę w czarnym kolorze, którą miałam na sobie. Wyglądała dokładnie jak ta, którą uszyłam Lucan'owi. Odłożyłam swoje bursztyny obok wciąż wilgotnych ubrań i wstałam z łóżka. Czy to był dom Lucan'a? A może ktoś przywłaszczył sobie jego rzeczy? Odpowiedzi na swoje, coraz liczniejsze, pytania mogłam uzyskać w tylko jeden sposób - sprawdzając, kto jest panem domu. Zbliżyłam się więc do drzwi na palcach i uchyliłam je. Spojrzałam na mężczyznę, siedzącego pod ścianą obok kominka. Nie był to nikt inny tylko Lucan. Zamierzałam do niego podejść, lecz zdradziło mnie skrzypnięcie podłogi, które obudziło wampira. Blondyn obejrzał swoje ubranie, po czym przeniósł na mnie wzrok. Jego oczy znów miały tą szkarłatną barwę. Instynktownie wzdrygnęłam się i zrobiłam krok do tyłu, cofając się za ścianę. Na krótką chwilę serce zabiło mi szybciej. Szybko jednak je uspokoiłam. Nie chciałam uciekać. Tak długo szukałam Lucan'a i nie po to, żeby się przed nim ukrywać. Stałam więc w miejscu i czekałam, aż blondyn do mnie przyjdzie.
Słyszałam jak wampir bierze po chwili kilka głębokich oddechów, wstaje i zmierza w moim kierunku. Lucan zbliżył się do mnie. Spojrzałam w jego lśniące oczy, opierając się o ścianę.
- Jesteś głodna? A może chciałabyś się czegoś napić ? Wiele nie mam ale skombinuję co tylko będziesz potrzebowała, w końcu sam cię tu przytargałem. - powiedział łagodnie. Poczułam jak robi mi się cieplej na sercu. Mimo, że minęło tyle czasu wciąż był tym samym, troskliwym Lucan'em.
Uśmiechnęłam się lekko, widząc jak jego oczy odzyskują swój złoty kolor. Poczułam jak na moją twarz wypływa delikatny rumieniec. Lucan uśmiechnął się szeroko, wciąż patrząc mi prosto w oczy. Ujęłam jego dłonie w swoje i objęłam się nimi w talii, a następnie wtuliłam się w pierś wampira. Dawno nie czułam się tak bezpiecznie.
- Tęskniłam za tobą... - szepnęłam, unosząc powoli wzrok na blondyna. Lucan sięgnął jedną dłonią do mojej twarzy i przeniósł mi za ucho jeden z niesfornych kosmyków. Wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale nie był tego do końca pewien.
- Gdybyś wtedy nie uciekł, dowiedziałbyś się, że nie jestem na ciebie zła. Nigdy nie byłam. - powiedziałam spokojnie, gładząc przy tym policzek blondyna - Ufam ci, Lucan. Jak nikomu innemu na tej wyspie, a nawet poza nią. Nic tego nie zmieni. - dodałam pewnie. Stanęłam na palcach i objęłam blondyna za szyję.
- Znam prawdziwego Lucan'a i wiem, że nigdy by mnie nie skrzywdził. - kontynuowałam.
- Wtedy... - zaczął blondyn, ale mu przerwałam, kładąc opuszki palców jednej dłoni na jego ustach.
- Wtedy też nic mi nie groziło. Odzyskałeś panowanie nad sobą, a ja wciąż żyję. Wierzę w ciebie Lucan i ty też powinieneś. - powiedziałam. Wargi wampira zadrżały lekko, a on sam cicho sapnął. Cały czas był głodny.
- Nie potrzebujesz mojej pisemnej zgody, żeby napić się mojej krwi. - powiedziałam, muskając opuszkami usta blondyna. Lucan ponownie spojrzał mi w oczy.
- Przez cały ten czas szukałam cię, żeby ci to wszystko powiedzieć. - zakończyłam i przytuliłam wampira. Miałam jednak wrażenie, że jest coś jeszcze.
- Wracaj lepiej do łóżka, bo się przeziębisz. - westchnął mężczyzna, po czym wziął mnie na ręce i ułożył na wspomnianym meblu. Widząc, że zamierza odejść, złapałam go za rękę.
- Zostań ze mną. - poprosiłam cicho, rumieniąc się. Lucan przez chwilę stał w miejscu, jakby rozważał wszystkie za i przeciw, po czym usiadł na brzegu łóżka. Pociągnęłam go na posłanie, po czym położyłam się przy nim i wtuliłam w jego pierś. Wampir zaczął powoli gładzić moje włosy. Uniosłam na niego wzrok z z ciepłym uśmiechem na twarzy...i wtedy zrozumiałam.
Lucan niepewnie położył dłoń na moim policzku i zbliżył swoją twarz do mojej. Dystans między nami stopniowo malał. Serce zabiło mi szybciej. Przymknęłam powoli oczy, a po chwili poczułam na ustach delikatny pocałunek. Uchyliłam powieki i spojrzałam w oczy wampirowi. Niepewnie spoglądał na mnie, czekając na reakcję. Ujęłam jego twarz w dłonie i pocałowałam go czule.
- Kocham cię... - szepnęłam.

 Lucan?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz