Akurat gdy już skończyłem sobie sprzątać na posesji zauważyłem że zbierają się chmury. Ledwo się rozpoczęły pierwsze dni jesieni i już zapowiada się na ulewę. Kochałem jesień odkąd byłem małym szkrabem. Tyle że moja miłość tak na prawdę była nienawiścią. Godziny spędzane podczas deszczu w polu, grabiąc, kopiąc i sprzątając na farmie. Po tych jakże cudownych zajęciach dla dziecka nadchodził szybko wieczór i nudne bardzo długie żmudne popołudnia spędzane w domu. Mama zawsze robiła gorącą rumiankową herbatę z cytryną i jakimiś innymi niedobrymi rzeczami by się nie rozchorować, następnie kazała iść się kąpać w gorącej wodzie. Po wszystkim szybko do łóżka by się wygrzać. Tak wyglądały moje młodzieńcze jesienne lata. Nic tylko oddać cały dobytek by to powtórzyć. Oczywiście to ironia. Wolałbym wtedy się bawić z kolegami których nie miałem. Wolałbym spędzać ten czas na graniu w piłkę podczas ulewy niż w tych roślinach. Z biegiem czasu a szczególnie
na wyspie jednak byłem ojcu wdzięczny za to że mnie tak zahartował. Na
wyspie nic mi nie było straszne. Mżawka, deszcz czy ulewa. Burza,
gradobicie czy tornado.
Siedząc sobie tak zadowolony, czytając książkę przy świetle lampki i zapalonym kominku przy którym się grzałem, nagle usłyszałem pukanie do drzwi. Spojrzałem w ich stronę zamykając książkę.
-kogo tam cholibka niesie w taką ulewę.. - mruknąłem niezadowolony wstając z fotela i podchodząc powoli do drzwi.
Otworzyłem je dość wolnym ale stanowczym ruchem i obejrzałem przemokniętą dziewczynę od góry do dołu.
-Przepraszam, że niepokoję, ale czy znalazł by się skrawek suchego miejsca? Złapał mnie deszcz.
Otworzyłem szerzej oczy jakby nie mogąc się temu nadziwić. Na takim
odludziu ktoś spacerował i złapał go deszcz? Pomijając fakt, że leje od
dłuższego czasu i było widać ze chmury się zbierają. Nah. Nie czas na
rozmysły.
Jednym szybkim ruchem chwyciłem dziewczynę za ramię,
wciągając ją do środka. Drzwi od razu zamknąłem i zerknąłem na
dziewczynę.
- ściągaj te mokre ciuchy.. dam Ci ręcznik i jakieś
ubranie.. usiądź przy kominku ogrzejesz się. - powiedziałem idąc do
łazienki po ręcznik, szlafrok i nastawiając wodę w czajniku.
Nie znałem tej kobiety jednakże nie mogłem jej wyrzucić na bruk w taką pogodę. Poza tym nie było tu herbaty mojej matki którą zawsze przygotowywała. Musiało wystarczyć to co miałem a miałem... Niewiele. Wróciłem
z łazienki trzymając w dłoniach ręcznik a przez ramie miałem przepasany
szlafrok. Na dziewczynę był stanowczo za duży, jednakże to akurat można
było zaliczyć jako zaletę. Mogła się nim zawinąć i ogrzać. Spojrzałem
na dziewczynę i aż mnie zatkało. Nie był to raczej codzienny widok
siedzącej nago dziewczyny przy kominku z mokrymi włosami które
kleiły się niczym guma do podeszwy buta. Paląc buraka na twarzy
podszedłem do dziewczyny podając jej początkowo ręcznik a następnie
szlafrok.
-dziękuję... - powiedziała dziewczyna z delikatnym
uśmiechem w kącikach ust. Jej uśmiech niby był miły ale jednak miał w
sobie coś, coś jakby zadziornego jakby zaplanowanego...
Dziewczyna wstała jakby specjalnie przede mną wyprostowana zrzucając z siebie ręcznik i zakładając szlafrok którym się owinęła.
-cóż.. zaparzę herbatę... - powiedziałem odwracając się na pięcie i podchodząc do kuchenki na której stał czajnik.
Lunaye?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz