14 lipca 2019

Od Lunaye do Pana Stasia

Chodziła rozdrażniona niczym osa po salonie swojej walącej się chatki. Ostatnia wichura poczyniła ogromne spustoszenia a lejący deszcz przemoczył wszystko doszczętnie. Choć gdy wychodziła na polowanie wszystko było w jak najlepszym porządku, po powrocie zastała niemały bałagan. Warknęła parę niecenzuralnych słów pod nosem, nie wiedząc co z tym zrobić, po czym uderzyła z rozmachem w jedną ze zwisających belek. Rozległ się huk, kolejne drewniane elementy jej domiszcza zwaliły się jej na głowę. Wrzasnęła wściekła, a echo poniosło się w dal przypominając bardziej ryk dzikiego zwierzęcia. Kruki siedzące na pobliskich drzewach poderwały się do lotu.
Miała już po dziurki w nosie tego spróchniałego drewna, który każdy kaprys pogody doprowadzał do coraz większej ruiny. Co prawda gdy się wprowadzała, miejsce to wydawało się dość porządne i odpowiednie na schronienie, jednakże im dłużej tu przebywała, tym było gorzej.
„Koniec z tym” pomyślała wygrzebując się spod resztek pomieszczenia. Strzepując ostatnie odłamki drewna, była już w znacznej odległości dalej przeklinając pod nosem swój wcześniejszy wybór lokum. Skierowała swoje kroki ku wiosce, bo na razie nie miała lepszego pomysłu. Jedyny plan jaki rodził jej się w głowie to przenocowanie w jednym z domów osadników, lecz jak miałaby to zrobić? Skoro wszyscy już znali ją dobrze, choć nie z tej dobrej strony. Musiałaby wybrać dom kogoś, kto dopiero co przybył na wyspę. Co prawda, miało to być tymczasowe rozwiązanie, jednak mimo to wolałaby by nikt nie rzucił się jej od razu do gardła. Samotnicy bowiem nie są mile widziani. Całą drogę myślała gdzie skierować swe kroki, aż w końcu dotarła do granicy gdzie las spotykał się z murem. Chowając się w cieniu drzewa zwinnie przeobraziła się w nietoperza by nie wracać zbytniej uwagi, przecież takie niewinne stworzonko, na dodatek w nocy, nie mogła nikogo zaniepokoić. Wzbiła się w powietrze, bez trudu przelatując między strażnikami, nie niepokojąc ich.


„Najlepiej będzie zrobić rekonesans” Szybując więc wysoko wzdłuż muru zaczęła rozglądać się za dogodnym miejscem do spoczynku. Uznała bowiem, że jakieś domiszcze na skraju wioski będzie najbezpieczniejszą z opcji. Większość świateł była już zgaszona, a za oknami widniała jedynie ciemność. „Świeżo obudzeni, rozdrażnieni przerwaniem snu domownicy raczej nie będą zadowoleni, że ktoś chce się im zwalić do środka.” pomyślała. W tym samym czasie parę kropel spadło jej na czarne futro. Otrzepała się w locie czując co nadchodzi. Znowu zaczynało padać, a latanie w deszczu nie należy do najlepszych rozwiązań. Musiała się pośpieszyć.
Wtem, z daleka, dostrzegła okiennice zza których rozchodziło się światło. Ktoś nie spał, jego dom stał przy dużym polu, co oddalało go od reszty mieszkańców. „Warto spróbować, przynajmniej nie zleci się całe miasto by mnie ukatrupić” Zgrabnym ruchem zeskoczyła na ziemię zmieniając się znowu w ludzką postać. Zrobiła to lekko na uboczu, by sprawiać pozory, że przeszła kawał drogi szukając schronienia. Jej ubranie zaczęło nasiąkać wodą, deszcz rozszalał się do reszty, więc zanim dotarła do drzwi szaty zaczynały prześwitywać i kleiły się jej do ciała a włosy do policzków. Zapukała. Po chwili rozległy się kroki do drzwi. Otworzył jej mężczyzna, a ona uśmiechnęła się niewinnie starając się jak najlepiej wejść w rolę.
-Przepraszam, że niepokoję – zaczęła słodkim głosem – ale czy znalazł by się skrawek suchego miejsca? Złapał mnie deszcz – kichnęła, deszcz , stanowczo nie służył wampirom.

Pan Staś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz