19 września 2018

Od Galii CD Lucia

Podświadomie czułam, że wystarczy chwila, abym straciła całkowity kontakt z rzeczywistością, który i tak był już mocno ograniczony. Ból przejmował całe moje ciało, a spływająca strużkami krew nieprzyjemnie drażniła rany, które otwierały się coraz bardziej przy najmniejszym ruchu. W pierwszej chwili nie zarejestrowałam przybycia Lucia i tego, że wziął mnie na ręce, ale kiedy dotknął moich ran, podwajając cierpienie, wiedziałam, że niestety lub stety jeszcze żyje. Z jękiem przyjmowałam zimniejsze podmuchy wiatru, czując jak tracę przytomność przez utratę krwi, od dryfowania między dwoma światami dzieliło mnie dłuższe przymknięcie powiek, jestem pewna, że gdybym się poddała, to już więcej bym ich nie otworzyła. Słyszałam dudnienie, które - pewnie ciche - to rozsadzało moją głowę i umysł, a ciepły powiew ogarnął moje ciało. Zostałam ułożona na czymś twardym, a ubranie zerwane. Nie wiem w czym zostałam, czułam że mam opuchniętą twarz i otworzenie oczu na pełną szerokość graniczy z cudem. Przez cienkie, zamazane szparki widziałam tylko drewniany dach. Do moich nozdrzy dopadł zapach leków i innych specyfików, a ktoś niedelikatnie wbił długą igłę w ramię, nakrywając moje drżące ciało czymś nadzwyczaj miękkim, co o dziwo nie podrażniało niepotrzebnie ran, z których w dalszym ciągu sączyła się krew. W oddali słyszałam krzątaninę i rozgorączkowane głosy, ale miałam wrażenie, że znajduję się pod wodą, a wszystko dzieje się na powierzchni. Ktoś poklepał mnie lekko po spuchniętym policzku, na co się skrzywiłam, odwracając głowę w przeciwnym kierunku. Co jakiś czas pewną część ciała obejmowało zimno, a rany szczypały, aby potem zostały owinięte i zostawione w spokoju, co niesamowicie mnie denerwowało, przez co się niespokojnie kręciłam. Ktoś mnie przytrzymał za ramiona, chyba w miejscu, w którym ran nie było, bo niespecjalnie mnie zabolało. Chwilę później nic nie czułam, oddychając ciężko. Nie wiem co zrobili, ale nie bolało, jedyne co, to czułam pewien dyskomfort w okolicy brzucha, a niedługo później krew przestała wypływać, a przynajmniej tego nie czułam. Po długim czasie, podczas którego mój kontakt ze światem był bardzo znikomy, ktoś zaczął mi pomagać i przekonywać, abym podniosła się do pozycji na wpół leżącej. Miałam ochotę krzyknąć z bólu, ale koniec końców nie wiem czy to zrobiłam. Uchyliłam oczy, czując jak ktoś przemywa z krwi moje nogi, ręce i brzuch, doprowadzając mnie do przysłowiowego ładu, a jakaś dziewczyna podała dziwnie pachnące zioła prosto pod nos, zachęcając je do wypicia, jednak kiedy ja odmówiłam, odwracając na siłę głowę, po prostu wlano mi je wprost do gardła. Prychnęłam ze złością, odganiając obolałą ręką tego kogoś. Czułam, jak powoli wracam do życia, głównie za sprawą dziwnie śmierdzących specyfików, którymi mnie szprycowano od dłuższego czasu, przez który tu leżałam. Odetchnęłam głęboko, czując obejmujące mnie zmęczenie, a zapadnięcie w sen,
odrętwienie albo zemdlenie - nie wiem - przyszło szybko.

***

– Ma szczęście, że nie straciła dziecka, na szczęście łożysko zostało nienaruszone, ale sama ciąża jest zagrożona – usłyszałam w śnie, wybudzając się. Nie kojarzyłam faktów, nie znałam zgromadzonych wokół mnie ludzi, a podwinięty skrawek materiału odsłaniał mój brzuch, to jakieś usg? Zdziwiona rozejrzałam się na tyle, na ile mogłam, a medyczka siedząca obok nagle się odezwała:

– Twoje dziecko nadal żyje, gratuluje – jej pokrzepiający uśmiech strwożył mnie na chwilę, jednocześnie zamrugałam nieporadnie.

– Co? – wychrypiałam, czując nasilający się ból całego ciała. Gdzie są przeciwbólowe gówna, gdy ich potrzebuję?

– Jesteś w ciąży. Zagrożonej. Trzeci tydzień? Jakoś tak – powiedziała życzliwie.

Skuliłam się, obejmując ramionami. Nie przejmowałam się bólem ran i ryzykiem, że otworzą się na nowo, krwawiąc. Miałam szeroko otwarte oczy, tak bardzo, że aż niemożliwie przy opuchliźnie. Byłam w szoku, no bo jak? Nie umiałam zadbać o samą siebie, a pod moją opiekę miało trafić dziecko, z jakim ja nie miałam nigdy wcześniej styczności? Nie pojmowałam tego, że mam w sobie rozwijające się, nowe życie i mam to życie później karmić, przewijać, wychować, a co dopiero - kochać. W ogóle, jestem w stanie to zrobić? Bo skoro ciąża jest zagrożona, to mogę jej nie donosić, szczęście w nieszczęściu, prawda? Wystarczy się trochę postarać, a wszystko wróci do normy i po jednej przygodzie z Luciem nie będzie ani śladu. W ogóle, on wie?

Lucio?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz