16 września 2018

Od Lucia CD Galii

     Na polecenie dziewczyny przyjąłem od niej smakołyki dla konia i udałem się do jego boksu. Popychając drzwi nie zważyłem na to, że zaraz trzasnęły za mną dość głośno. Podreptałem do małego budynku za domem i przeszedłszy przez furtkę stanąłem naprzeciw konia. To ten sam ogier, na którego jeszcze niedawno polowałem i przyznam, że dokończyłbym swoją robotę, gdyby nie to, że już jestem najedzony, a w kuchni pichci się kolejny posiłek. Cóż, jeżeli nie planuję już zjadać konia Galii, może mogę się z nim nieco zakolegować. Powoli wyciągnąłem z woreczka pokrojony kawałek marchewki i podstawiłem otwartą dłoń pod nozdrza konia. Ten pociągnął nimi upewniając się co do zapachu tego, co mu podaję. Po krótkiej chwili namysłu w końcu sprzątnął z mojej ręki warzywo i ucieszony powolnie przeżuwał. Usatysfakcjonowany uniosłem jedną brew, a na moją twarz wpłynął delikatny uśmiech. Jak dobrze, że to tylko głupi koń, którego nie może zadziwiać mój wyjątkowy wyraz twarzy, który jest tak rzadko spotykany. W końcu przypomniałem sobie o osadniczce przygotowującej dla nas śniadanie, więc wysypałem resztę warzyw do paśnika zapełnionego sianem i wróciłem do domu żniwiarki. Gdy wchodziłem Galia nadal mieszała zawartość garnka, ale była tak znieruchomiała jakby pochłonął ją świat nieprzyjemnych myśli. Zresztą nawet jej się nie dziwię. Strata kogoś bliskiego to słaba sprawa, a coś o tym wiem.

- Jestem pewien, że śniadanie jest już gotowe - odparłem chcąc wybudzić dziewczynę z dziwnego transu i podszedłem do stołu. Galia się nieco wzdrygnęła, ale pokiwała głową i zdjęła garnek z ognia, następnie nakładając trochę mikstury na oddzielne talerze. Postawiła mi talerz parującej mazi przed nosem, a sama usiadła obok ze swoją porcją.

- Napisz ten raport, a potem przejadę się z tobą do wioski, potrzebuję coś załatwić - odparłem przeżuwając już pierwszy kęs posiłku, a obawiając się odpowiedzi ciemnowłosej, nawet nie podniosłem na nią wzroku.

- I sądzisz, że tak po prostu cię tam wpuszczę? Tutaj, okej, bo nie ma ludzi. O wiosce możesz pomarzyć - zdziwiona od razu mi odmówiła, ale potrzebowałem czegoś bardziej, niż się jej wydaje, więc nie mogę odpuścić.

- Sądzę, że i tak niewiele masz do powiedzenia, bo jeśli nie pojadę tam z tobą, to sam i nawet mnie nie zauważysz - wzruszyłem ramionami prawie kończąc posiłek, który nie wyszedł tak źle jak wydawało mi się na początku.

- Jedziesz osobnym powozem, nie znamy się i nie widzieliśmy nigdy na oczy - warknęła widocznie zniesmaczona tym, że udało mi się ją przekonać - i zmywasz naczynia - rzuciła kpiąco i odsuwając krzesło, wstała od stołu żeby zaraz zniknąć w innym pokoju.

Przewróciłem oczami i również się podniosłem. Jeżeli to ma mi zapewnić przepustkę do wioski to chyba mogę się raz zniżyć do poziomu sprzątaczki. Westchnąłem i zebrałem ze stołu dwa brudne talerze po czym włożyłem je do zlewu zalewając ciepłą wodą. Szybko znalazłem gąbkę i zwinnym ruchem zmywałem resztki jedzenia z talerzy. Ze zdziwieniem przyznałem, że to pierwszy raz odkąd zmywam naczynia, a przecież to taka normalna i codzienna czynność. Najwidoczniej moje życie nigdy nie było na tyle normalne, żebym miał okazję po sobie posprzątać. Gdy umyłem talerze, przy okazji oczyściłem też garnek i postawiłem wszystko obok zlewu, aby się osuszyło.

- Ja już - usłyszałem dźwięk zasuwanego krzesła, więc odwróciłem się w stronę drzwi, w których stanęła Galia - A ty?

Pokiwałem głową i wytarłem ścierką mokre dłonie, które od nadmiaru wody zrobiły się nieco pomarszczone. Żniwiarka pomaszerowała w stronę drzwi, ale przed wyjściem przyodziała jeszcze ciepłe obuwie i pelerynę. Na dworze panowała już zima, która całkiem szybko nas zaskoczyła w ogóle tym, że się zjawiła. Nikt chyba nie przypuszczał, że na tej wyspie występują takie pory roku i nikt chyba nie jest dobrze przygotowany na takie warunki, jakie przynosi ze sobą zima. Zresztą z tego też powodu planuję udać się do wioski. Większość zwierząt zapada w sen zimowy, albo po prostu ukrywają się gdzieś, aby przeczekać zimę, co równa się utrudnione polowanie, więc ponowna głodówka i nieprzyjemny odgłos burczenia w brzuchu. Z wioski chcę zwinąć nieco zapasów, które są już zapewne dosyć obfite. W podpierdzielaniu cennych rzeczy jestem ekspertem, więc nie będzie to dla mnie wielkie wyzwanie. Skinąłem głową sam do siebie czując już te lekkie podekscytowanie, które towarzyszyło mi zawsze przed obrabowaniem jakiegoś sklepu lub banku. Po chwili Galia była już ciepło ubrana, a gdy miałem zamiar wychodzić, zatrzymała mnie i zjechała wzrokiem.

- Nie możesz tak jechać - stwierdziła krzywiąc się - Po pierwsze jest zima i jakieś dwadzieścia stopni na minusie, a po drugie wyglądasz nawet gorzej niż zwykły samotnik - przyznała na co zamordowałem ją spojrzeniem, lecz ona nie bardzo przejęła się moimi fochami. Podeszła bliżej, zdjęła mi z ręki cienką linkę i stanąwszy na palcach zebrała moje włosy w niski, dobrze ułożony kucyk i związała go linką. Następnie otarła kciukiem wargi i brodę z resztek jedzenia, po czym z wieszaka obok drzwi zdjęła duży, szary, męski płaszcz i podała mi go. Zakładam, że było to odzianie Jules'a, które bezczynnie spoczywało zawsze na wieszaku Galii. Podziękowałem skinięciem głowy i narzuciłem na siebie gruby materiał od spodu podszyty ciepłym puchem. Takim sposobem na pewno nie zmarznę, a stylówa nawet przypadła mi do gustu. W końcu gotowi, wyszliśmy na ośnieżony trawnik przed domem, a na głowy zaczęły spadać nam pojedyncze, lekkie płatki śniegu. Oby się tylko nie zapowiadało na śnieżycę, moja operacja może wtedy nie wypalić.

Galia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz